Akt I
Scena 1Miejsce akcji - dawno, dawno temu, gdzieś w odległej galaktyce...
No dobra, podaję bardziej konkretnie - Planeta Złej Wróżki, a tak jeszcze bardziej konkretnie, to sypialnia w jej pałacu.
Scena 1Miejsce akcji - dawno, dawno temu, gdzieś w odległej galaktyce...
No dobra, podaję bardziej konkretnie - Planeta Złej Wróżki, a tak jeszcze bardziej konkretnie, to sypialnia w jej pałacu.
Zła Wróżka powoli wstała ze swojego łoża pokrytego purpurowym baldachimem. Czuła się niewyspana, ale mimo to nie była w złym humorze.
- Tak to jest, jak się w nocy swawoli, zamiast spać - pomyślała rozbawiona.
Myślami wróciła do ubiegłej nocy, z pewnym sentymentem wspominając dość zaawansowane umiejętności trzeciego czarnoksiężnika, co pozwoliło mu wytrwać aż trzy dni i noce razem z nią w jednym łóżku.
- Tak to jest, jak się w nocy swawoli, zamiast spać - pomyślała rozbawiona.
Myślami wróciła do ubiegłej nocy, z pewnym sentymentem wspominając dość zaawansowane umiejętności trzeciego czarnoksiężnika, co pozwoliło mu wytrwać aż trzy dni i noce razem z nią w jednym łóżku.
Ale tak poza tym, to miała już po dziurki w nosie tej całej durnej wojny.
- Dziś jest już siódmy dzień najazdu tych nieudaczników - pomyślała - swoją drogą ciekawe, kogo mi tu dzisiaj przyślą?
- Dziś jest już siódmy dzień najazdu tych nieudaczników - pomyślała - swoją drogą ciekawe, kogo mi tu dzisiaj przyślą?
Kilka dni temu samoistnie mianowała się Złą Wróżką, przez co zadarła z MRW /Międzygalaktyczną Radą Wróżek/.
Od tego czasu MRW każdego dnia wysyłała na jej planetę nowego czarnoksiężnika.
Jedyne zadanie tych nieszczęśników polegało na tym, że mieli za pomocą swoich czarów dokonać przemiany Złej Wróżki w Dobrą, bo tylko to gwarantowało pełną jej współpracę z MRW, czyli międzygalaktyczną kohabitację.
Jednak moc czarów Złej Wróżki była ogromna i kolejni straceńcy od razu wymiękali, niczym pieczone kartofle.
Pierwszemu pechowcowi Wróżka na dzień dobry przyprawiła baranie rogi i ośle uszy, po czym litościwie wyprawiła go z powrotem, bo pomyślała, że na tym się to wszystko zakończy. Nie spodziewała się, że MRW będzie codziennie przysyłać na jej planetę nowych czarnoksiężników - straceńców.
Niestety, wcale na tym pierwszym się nie skończyło - na jej planecie każdego dnia pojawiał się nowy pechowiec.
Drugiego przemieniła zatem w tłustego wieprza, bo mu brzuszek lekko sterczał, a czego jak czego, ale brzucha u facetów wprost nie znosiła.
Trzeciego bez zbytniej zwłoki wykorzystała seksualnie /trzeba przyznać, że ten gość to nawet przystojny był/, a jak już zobaczyła, że facet jest całkiem niezły w te klocki, to go trzymała przykutego kajdankami do poręczy swego łoża przez trzy dni i trzy noce bez żadnej przerwy, wszystko po to, aby zaspokoił drzemiące w niej dzikie żądze. Niestety po tak długim czasie ów nieszczęśnik był już do niczego i miłe wspomnienia, to było wszystko, co pozostało po tym pechowym czarnoksiężnym ogierze.
Niestety, kolejni wysłannicy MRW od razu byli do niczego - dlatego też czwartego zamieniła w szczura, piątego w kota, a szóstego w psa, po czym miała wielki ubaw, gdy owi trzej nieszczęśnicy wciąż ganiali się jeden za drugim - kot za szczurem, a pies za kotem.
- Hmm, chyba już pora na siódmego straceńca - pomyślała, a zły uśmiech przez chwilę zagościł na jej z pozoru niewinnej i dobrodusznej twarzyczce - ciekawe kogo teraz te cholerne wiedźmy z MRW mi tu przyślą...
Pomyślała, że powinna to zaraz sprawdzić, ubrała się i wyszła przed pałac.
Od tego czasu MRW każdego dnia wysyłała na jej planetę nowego czarnoksiężnika.
Jedyne zadanie tych nieszczęśników polegało na tym, że mieli za pomocą swoich czarów dokonać przemiany Złej Wróżki w Dobrą, bo tylko to gwarantowało pełną jej współpracę z MRW, czyli międzygalaktyczną kohabitację.
Jednak moc czarów Złej Wróżki była ogromna i kolejni straceńcy od razu wymiękali, niczym pieczone kartofle.
Pierwszemu pechowcowi Wróżka na dzień dobry przyprawiła baranie rogi i ośle uszy, po czym litościwie wyprawiła go z powrotem, bo pomyślała, że na tym się to wszystko zakończy. Nie spodziewała się, że MRW będzie codziennie przysyłać na jej planetę nowych czarnoksiężników - straceńców.
Niestety, wcale na tym pierwszym się nie skończyło - na jej planecie każdego dnia pojawiał się nowy pechowiec.
Drugiego przemieniła zatem w tłustego wieprza, bo mu brzuszek lekko sterczał, a czego jak czego, ale brzucha u facetów wprost nie znosiła.
Trzeciego bez zbytniej zwłoki wykorzystała seksualnie /trzeba przyznać, że ten gość to nawet przystojny był/, a jak już zobaczyła, że facet jest całkiem niezły w te klocki, to go trzymała przykutego kajdankami do poręczy swego łoża przez trzy dni i trzy noce bez żadnej przerwy, wszystko po to, aby zaspokoił drzemiące w niej dzikie żądze. Niestety po tak długim czasie ów nieszczęśnik był już do niczego i miłe wspomnienia, to było wszystko, co pozostało po tym pechowym czarnoksiężnym ogierze.
Niestety, kolejni wysłannicy MRW od razu byli do niczego - dlatego też czwartego zamieniła w szczura, piątego w kota, a szóstego w psa, po czym miała wielki ubaw, gdy owi trzej nieszczęśnicy wciąż ganiali się jeden za drugim - kot za szczurem, a pies za kotem.
- Hmm, chyba już pora na siódmego straceńca - pomyślała, a zły uśmiech przez chwilę zagościł na jej z pozoru niewinnej i dobrodusznej twarzyczce - ciekawe kogo teraz te cholerne wiedźmy z MRW mi tu przyślą...
Pomyślała, że powinna to zaraz sprawdzić, ubrała się i wyszła przed pałac.
Akt I
Scena 2Miejsce akcji -jw., tyle że nie sypialnia, a podwórko przed pałacem Złej Wróżki.
Scena 2Miejsce akcji -jw., tyle że nie sypialnia, a podwórko przed pałacem Złej Wróżki.
Wróżka zrywała właśnie magiczne grzyby, których używała do swoich złych czarów, gdy nagle w powietrzu coś zaczęło dziwnie trzeszczeć, a wszędzie wokół pojawiły się gwałtowne wyładowania elektryczne, co wyglądało na takie małe piorunki.
- Kurde, nie mogliby to w końcu czegoś nowego w tej teleportacji wymyśleć, zamiast powielać już dawno ograne schematy - pomyślała rozbawiona Wróżka, przypominając sobie w tym momencie mocno już oklepane sceny z "Magicznego Terminatora".
- Kurde, nie mogliby to w końcu czegoś nowego w tej teleportacji wymyśleć, zamiast powielać już dawno ograne schematy - pomyślała rozbawiona Wróżka, przypominając sobie w tym momencie mocno już oklepane sceny z "Magicznego Terminatora".
Nie minęły nawet trzy sekundy i w kierunku Wróżki szedł już jakiś facet w sile wieku, szczelnie okryty długim czarnym płaszczem.
- Dzień dobry, przepraszam, czy mam przyjemność z Mademoiselle Złą Wróżką?- zapytał przybysz uśmiechając się przyjaźnie.
- Przyjemność to ty będziesz miał raczej wątpliwą serdeńko! - wycedziła przez zęby Wróżka, która absolutnie nie zamierzała ukrywać, że te codzienne wizyty nieproszonych gości już od dawna wcale jej nie bawią - Coś takiego! Liczyłam na to, że podobnie jak Arnold S. staniesz tutaj przede mną w swojej pełnej krasie - westchnęła srodze zawiedziona - No tak, to ja jestem Złą Wróżką, a ty kto?
- A zatem witaj Wróżko! Jestem czarnoksiężnikiem. Zwą mnie Smurff - ciągnął niezrażony przybysz - no cóż, muszę przyznać, że tego wejścia, o którym wspomniałaś, to w ogóle nie brałem pod uwagę - zastanawiałem się jeszcze co prawda nad Mgławicowym Wejściem Smoka, ale pomyślałem, że wejście rodem z Czarującego Matrixa będzie jednak bardziej trendy... No dobrze może jednak przejdę do rzeczy... Otóż przybyłem tutaj do ciebie z polecenia MRW, po to by... - Dobra, dobra wiem, przestań już ściemniać i lepiej pokaż, co potrafisz - Wróżka słyszała te gadki już sześć razy i nie miała żadnej ochoty słuchać tego samego po raz siódmy - rób swoje, inaczej mówiąc, kończ waść i wstydu sobie oszczędź!!!
- Oki, będzie jak chcesz, tylko tak nie krzycz, bo jak kobieta na mnie krzyczy, to jej cały czar od razu gdzieś znika - spokojnie skonstatował Smurff.
Po czym szybko wyjął spod pachy swą czarodziejską różdżkę, dotknął Złej Wróżki i rzekł:
- Dzień dobry, przepraszam, czy mam przyjemność z Mademoiselle Złą Wróżką?- zapytał przybysz uśmiechając się przyjaźnie.
- Przyjemność to ty będziesz miał raczej wątpliwą serdeńko! - wycedziła przez zęby Wróżka, która absolutnie nie zamierzała ukrywać, że te codzienne wizyty nieproszonych gości już od dawna wcale jej nie bawią - Coś takiego! Liczyłam na to, że podobnie jak Arnold S. staniesz tutaj przede mną w swojej pełnej krasie - westchnęła srodze zawiedziona - No tak, to ja jestem Złą Wróżką, a ty kto?
- A zatem witaj Wróżko! Jestem czarnoksiężnikiem. Zwą mnie Smurff - ciągnął niezrażony przybysz - no cóż, muszę przyznać, że tego wejścia, o którym wspomniałaś, to w ogóle nie brałem pod uwagę - zastanawiałem się jeszcze co prawda nad Mgławicowym Wejściem Smoka, ale pomyślałem, że wejście rodem z Czarującego Matrixa będzie jednak bardziej trendy... No dobrze może jednak przejdę do rzeczy... Otóż przybyłem tutaj do ciebie z polecenia MRW, po to by... - Dobra, dobra wiem, przestań już ściemniać i lepiej pokaż, co potrafisz - Wróżka słyszała te gadki już sześć razy i nie miała żadnej ochoty słuchać tego samego po raz siódmy - rób swoje, inaczej mówiąc, kończ waść i wstydu sobie oszczędź!!!
- Oki, będzie jak chcesz, tylko tak nie krzycz, bo jak kobieta na mnie krzyczy, to jej cały czar od razu gdzieś znika - spokojnie skonstatował Smurff.
Po czym szybko wyjął spod pachy swą czarodziejską różdżkę, dotknął Złej Wróżki i rzekł:
Zła Wróżko!
Koniec z tym!
This is the end!!
Kaniec filma!!!
Od tej pory będziesz Dobrą Wróżką!!!!!!!!!!!!
!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Ale Wróżka w tym samym momencie zamieniła się w wielkiego czarnego złego motyla i złym głosem zasyczała
- Sorki Smurffie, ale musisz się nieco bardziej postarać, bo twoja magia na razie mnie jakoś nie bierze. Zapomniałeś chyba, że jestem Złą Wróżką, a Złe mają z reguły o wiele większą moc, niż te Dobre...Czarnoksiężnik słysząc te słowa zmieszał się przez chwilę
- To w takim razie, co powinienem zrobić?
Wróżka zachichotała /był to oczywiście zły chichot/.
- Skąd mam wiedzieć Smurffie, przecież to ty jesteś czarnoksiężnikiem, a ja jestem tylko Złą Wróżką... Może powinieneś zażyć Stoperan, a może Etopirynę za radą Goździkowej? Chyba sam powinieneś to wiedzieć najlepiej... jeżeli już chcesz poznać moje zdanie, to polecałabym ci Viagrę, aby ta twoja czarodziejska różdżka kapeńkę się wyprostowała, bo się jakaś krzywa zrobiła, bidulka - w tym momencie zły chichot stał się jeszcze bardziej doniosły, a przez to wydawał się jeszcze bardziej zły, niż był dotychczas...
- Pozwolisz Wróżko, że w takim razie na pewien czas jednak opuszczę twoje niezbyt miłe towarzystwo? - mówiąc te słowa czarnoksiężnik odwrócił się i nie czekając na odpowiedź Wróżki odszedł ledwo powłócząc nogami.
Złe słowa Wróżki i nieudana magia sprawiły, że niemal zupełnie opadł z sił. Czuł, że jeżeli zostanie tam chwilę dłużej, to zła moc Wróżki weźmie nad nim górę i zostanie przez nią jakoś wrednie zaczarowany.
Wróżka odprowadzała go złym wzrokiem, ale nie bez pewnego dlań podziwu - był to pierwszy facet, który w ogóle jakoś wytrzymał pierwsze starcie z jej złą magią. Poprzedni przybysze byli już wtedy całkowicie w jej ręku, a ten jakoś to przetrzymał...
- Kurczę, twardy zawodnik - pomyślała z pewną obawą.
Czuła, że nie było to ich ostatnie spotkanie...
- Sorki Smurffie, ale musisz się nieco bardziej postarać, bo twoja magia na razie mnie jakoś nie bierze. Zapomniałeś chyba, że jestem Złą Wróżką, a Złe mają z reguły o wiele większą moc, niż te Dobre...Czarnoksiężnik słysząc te słowa zmieszał się przez chwilę
- To w takim razie, co powinienem zrobić?
Wróżka zachichotała /był to oczywiście zły chichot/.
- Skąd mam wiedzieć Smurffie, przecież to ty jesteś czarnoksiężnikiem, a ja jestem tylko Złą Wróżką... Może powinieneś zażyć Stoperan, a może Etopirynę za radą Goździkowej? Chyba sam powinieneś to wiedzieć najlepiej... jeżeli już chcesz poznać moje zdanie, to polecałabym ci Viagrę, aby ta twoja czarodziejska różdżka kapeńkę się wyprostowała, bo się jakaś krzywa zrobiła, bidulka - w tym momencie zły chichot stał się jeszcze bardziej doniosły, a przez to wydawał się jeszcze bardziej zły, niż był dotychczas...
- Pozwolisz Wróżko, że w takim razie na pewien czas jednak opuszczę twoje niezbyt miłe towarzystwo? - mówiąc te słowa czarnoksiężnik odwrócił się i nie czekając na odpowiedź Wróżki odszedł ledwo powłócząc nogami.
Złe słowa Wróżki i nieudana magia sprawiły, że niemal zupełnie opadł z sił. Czuł, że jeżeli zostanie tam chwilę dłużej, to zła moc Wróżki weźmie nad nim górę i zostanie przez nią jakoś wrednie zaczarowany.
Wróżka odprowadzała go złym wzrokiem, ale nie bez pewnego dlań podziwu - był to pierwszy facet, który w ogóle jakoś wytrzymał pierwsze starcie z jej złą magią. Poprzedni przybysze byli już wtedy całkowicie w jej ręku, a ten jakoś to przetrzymał...
- Kurczę, twardy zawodnik - pomyślała z pewną obawą.
Czuła, że nie było to ich ostatnie spotkanie...
Smurff wiedział, że jedyną osobą, która może mu pomóc, jest jego dobra znajoma, którą była pewna dość uczynna Czarownica. Musiał teraz dolecieć na jej planetę, dlatego starał się szybko oddalić od Złej Wróżki, która po chwili zadumy wróciła do swego pałacu.
Gdy już jej nie było widać, Smurff przystanął, po czym wyjął zza pazuchy flakonik z magicznym eliksirem wzmacniającym. Jeden łyk owego cudownego eliksiru wystarczył, aby poczuł szybki przypływ świeżych sił.
Wtedy schował czarodziejski flakonik i rozłożył obie ręce na boki... czarny płaszcz owinął się wokół nich, by po chwili zamienić się w czarne skrzydła...
Krótko potem wielki czarny nietoperz uniósł się w powietrze...
Automatyczny pilot szybko załączył turbodoładowanie fotonowe i już po paru sekundach smurffo-nietoperzowy statek kosmiczny przekroczył prędkość światła i przeszedł w nadświetlną...
Wtedy schował czarodziejski flakonik i rozłożył obie ręce na boki... czarny płaszcz owinął się wokół nich, by po chwili zamienić się w czarne skrzydła...
Krótko potem wielki czarny nietoperz uniósł się w powietrze...
Automatyczny pilot szybko załączył turbodoładowanie fotonowe i już po paru sekundach smurffo-nietoperzowy statek kosmiczny przekroczył prędkość światła i przeszedł w nadświetlną...