Jak to jest Waszym zdaniem z tym wirtualnym życiem?
Jaki jest Wasz stosunek do ludzi ukrytych pod różnymi nickami? Jak ich traktujecie? Czy bycie nickiem oznacza, że tak naprawdę jest się nikim?
Czy można człowieka znieważyć, zbyć, zmieszać z błotem, potraktować "z buta" tylko dlatego, że ten człowiek ukrywa się pod jakimś nickiem? Czy fakt, że ktoś po drugiej stronie kabelka jest tylko nickiem upoważnia ludzi do zachowań, na które w realu nigdy by sobie nie pozwolili?
Skąd się bierze w ludziach to nabyte a priori przeświadczenie, że osoby poznane by net są nic nie warte i faktycznie stanowią jakąś niższą kastę w stosunku do ludzi poznanych w realu?
Pisałem już na ten temat /najwięcej chyba w tych dwóch postach - tutaj i tutaj/, ale jakiś czas temu przeczytałem maila, gdzie to dezawuowanie wirtualnych znajomości zostało po raz kolejny dość dobitnie zaakcentowane - i dlatego po raz kolejny wracam do tej sprawy:
"zastanawia mnie, że ktoś z blogerów, ktoś kogo na oczy nie widziałam i nie miałam możliwości ani przyjemności w realu wymienić pozdrowienia z tym kimś, chce o mnie to i owo wiedzieć".
Czy po przeczytaniu tej wypowiedzi poczułem się zaskoczony tym, że kogoś dziwi fakt, iż o coś pytam?
Nie, akurat to mnie nie zaskoczyło - przyznaję, że owszem, czasem pytam ludzi o różne rzeczy, ale to już wyjaśniłem w moim poprzednim poście, a więc nie w tym rzecz.
Uderzyło mnie natomiast w tym cytowanym fragmencie to, jak łatwo i niejako automatycznie ludzie ustawiają sobie hierarchię wartości wśród poznanych przez siebie ludzi - gdzie ludzi poznanych by net z miejsca pakuje się do worka z napisem "wirtualni ludzie" /czytaj: "nie wiadomo kto"/, a do drugiego worka z napisem "prawdziwi ludzie" upycha się ludzi poznanych w realu. Przy czym gradacja jest tutaj oczywista - tych pierwszych traktuje się podejrzliwie, z nieufnością i zawsze z wielkim dystansem, a dopiero tych drugich traktuje się jak prawdziwych ludzi.
Nie oszukujmy się - takie jest stereotypowe podejście większości osób w stosunku do wirtualnych i realnych znajomości.
Zastanawia mnie, dlaczego tak jest. Dlaczego wirtualne znajomości są z miejsca powszechnie dezawuowane, a te zawierane realnie w powszechnym odbiorze oceniane są jako "te lepsze". Lepsze, bo namacalne, a więc prawdziwe, gdzie można człowiekowi popatrzeć prosto w oczy. W wirtualu jak wiadomo nie można, a więc takie znajomości już z samego założenia nie mogą być prawdziwe. Tak uważa większość z nas. Nie wiem, czy miernikiem w tym wypadku jest właśnie ta możliwość spojrzenia w oczy swemu rozmówcy, czy też odgrywają tutaj rolę jakieś inne czynniki. W każdym razie w powszechnym odbiorze wirtualne znajomości są be i liczą się tylko te realne.
Ja się z tym nie zgadzam. Nie dokonuję żadnych selekcji dotyczących poznanych ludzi. Nie dzielę ludzi na tych poznanych poznanych by net i na tych poznanych w realu. Brak kontaktu wzrokowego/realnego z poznanym człowiekiem nie jest dla mnie żadną przeszkodą.
Jak już wiele razy pisałem, dla mnie za każdym nickiem kryje się człowiek. Taki z krwi i kości. Czasem jest to także oszust, który wraz ze swoim nickiem przywdziewa jakąś sztuczną maskę. Ale czy inaczej jest w realu? Ileż to razy mamy w życiu do czynienia z oszustami podającymi się za kogoś innego niż faktycznie byli? Skąd więc to nadrzędne, wpojone ludziom przekonanie, że realne znajomości są bardziej wartościowe niż te wirtualne?
Pod moim ostatnim postem Jaśmi pisze: "Człowiek- zawsze jest z krwi i kości, na blogu tylko słowa, słowa, słowa.".
Czyżby?
Dla mnie człowiek jest zawsze z krwi i kości - ten w realu i ten w wirtualu też. A "słowa, słowa, słowa" cechują zarówno ludzi poznanych wirtualnie, jak i tych poznanych realnie. Nie ma tutaj dla mnie żadnej istotnej różnicy.
Nie jest przypadkiem, że ten post napisałem bezpośrednio za tym, gdzie napisałem, czego szukam na blogach. Bo jeśli na blogach szukam człowieka, to siłą rzeczy jestem zobligowany do tego, aby wirtualnych ludzi postrzegać tak samo, jak tych realnych.
A więc pisząc ten post w pewien sposób postawiłem kropkę nad "i".
Reasumując - miło mi Was poznać na moim blogu - teraz już wiecie, że traktuję Was tak samo, jakbym Was poznał w realu.
A więc jak ludzi, a nie jak "nie wiadomo jakie, nic niewarte, bezimienne" nicki.
Zawsze sprzeciwiałam się podejściu, że nick to tylko wirtualny twór, że nie może obrazić ani się, ani kogoś innego. Jesteśmy ludźmi, nie złośliwymi botami, programami, etc. Jeśli zatem znielubię kogoś w wirtualu (za to, co pisze, jak pisze), to nie chciałabym się z nim potem bratać w realu. I wiem, że tak samo jest ze mną, że przez moje - nierzadko ostre - wypowiedzi jestem oceniana jako człowiek, nie jako wirtualny twór.
OdpowiedzUsuńPS. "Czy fakt, że ktoś po drugiej stronie kabelka jest tylko nickiem upoważnia ludzi do zachowań, na które w realu nigdy by sobie nie pozwolili?"
UsuńTutaj jesteśmy wszyscy bardziej odważni. Klniemy na celebrytów, polityków, księży, opisujemy nasze życia... Cóż dziwnego, że w starciu z drugą osobą również pozwalamy sobie na więcej?
"Tutaj jesteśmy wszyscy bardziej odważni. Klniemy na celebrytów, polityków, księży, opisujemy nasze życia... Cóż dziwnego, że w starciu z drugą osobą również pozwalamy sobie na więcej?"
UsuńA ja myślę, że nie powinniśmy tutaj pozwalać sobie na więcej. To, że jesteśmy w wirtualnym świecie nie zwalnia nas od odpowiedzialności za nasze czyny. Bo będąc tutaj jesteśmy ludźmi i z ludźmi mamy do czynienia /zgodnie z przesłaniem tego posta/. Nie możemy więc nikogo mieszać z błotem, wulgarnie obrażać, złośliwie ośmieszać, itp. tylko dlatego, że przebywamy w wirtualnym świecie. Ja wiem, że świadomość przebywania w necie zwalnia niektórym hamulce, ale potem zbiera się owoce tego, co się samemu wcześniej zasiało. Działa tutaj powiedzenie "jak cię widzą tak cię piszą", a taka osoba nie wystawia sobie samej najlepszego świadectwa.
Świat wirtualny nie daje nam prawa działać inaczej niż w świecie rzeczywistym. A więc jeśli kogoś mieszasz z błotem, "bo to tylko wirtual", a w realu nigdy byś sobie na to nie pozwoliła, to znaczy, że stosujesz podwójne standardy, inne w realu, a inne w wirtualu.
W realu też nie powiedziałabym wprost każdej osobie, że jej nie lubię, jest taka czy owaka. I sądzę, że Ty również nie. Czy to fałsz? Czy mam przyjść do kogoś i powiedzieć: "Jesteś szmatą, bo postępujesz tak a tak", "Nie znoszę cię", "Uważam, że zmarnowałeś/aś sobie życie"? Nie, nie możemy tak robić. niczego dobrego to nie przyniesie.
UsuńI właściwie po zastanowieniu się stwierdzam, że w Necie postępuję tak samo. Nie wchodzę do cudzego bloga, by bez końca wyzywać. Bo wiem, że to głupie. Kiedyś popełniłam takie błędy i żałuję.
Jeśli kogoś "mieszam z błotem", to dlatego, że uważam, iż na to zasługuje. A "mieszałam Wyrażam z błotem" polityków, celebrytów oraz całe grupy społeczne. Nie musi się to nikomu podobać. Ale musiałabym być tchórzem i idiotką, żeby milczeć i nie wyrażać swojego zdania.
I w sumie w realu też mogę tak robić. I tu, i tak mogę być agresywna. I tu, i tam - mam granice.
Czym się różni zatem real od wirtuala? Z pewnością stopniem agresji (tu jest jej więcej). Oraz tym, że tutaj możemy być szczerzy do bólu - byle u siebie. W realu też mamy takie "u siebie", ale jest ono czasami zawężone do jednej, dwóch osób.
Nie wiem, czy rozumiesz. A jeśli rozumiesz, to czy się zgadzasz. Dla mnie takie kwestie są dość trudne do ogarnięcia, ponieważ nie patrzę na real/wirtual w kategoriach prawdziwości swojego "ja".
Jak mnie widzą, tak mnie piszą - masz rację. Jeśli wielokrotnie użyłam w stosunku do społeczeństwa polskiego słowa "bydło", to pewnie nie widzą mnie dobrze. Ale musiałabym zwariować, żeby się tym przejmować.
PS. Jeszcze jedno różni real od wirtuala: tutaj nie kłamię. Bo nie muszę.
UsuńI to - przyznaję - jest CZASAMI oznaka braku szacunku dla ludzi.
"W realu też nie powiedziałabym wprost każdej osobie, że jej nie lubię, jest taka czy owaka. I sądzę, że Ty również nie. Czy to fałsz? Czy mam przyjść do kogoś i powiedzieć: "Jesteś szmatą, bo postępujesz tak a tak", "Nie znoszę cię", "Uważam, że zmarnowałeś/aś sobie życie"? Nie, nie możemy tak robić. niczego dobrego to nie przyniesie."
UsuńAleż oczywiście, że nie. Pisałem już o tym w tym poście:
http://smurff.blog.onet.pl/2008/02/11/szczerosc/
Przy okazji - nie wiem jaki masz stosunek do tego mojego linkowania. Nie tak dawno Ania mnie za to skrytykowała. Odbiera to jako moje lansowanie się na siłę, wymądrzanie się.
Ja nie przyjąłem tej krytyki. Linkuję dlatego, bo jeśli już o czymś napisałem, to wolę podać właściwego linka niż się powtarzać. A że przez te 7 lat mojego blogowania trochę tematów już zdążyłem poruszyć, to chyba nie moja wina?
Ale jeśli Ci się to nie podoba, daj mi znać, a przestanę linkować - słowo harcerza :)
Jeśli mieszasz z błotem polityków czy celebrytów /bez wskazywania konkretnych nazwisk/, to ja robię podobnie i nie uważam tego za nadużycie. Ale jeśli wskazujesz kogoś z imienia i nazwiska - to już inna para kaloszy, bo zahacza o pomówienie. Myślę, że ta sprawa jest jasna i nie wymaga dodatkowych wyjaśnień.
"Czym się różni zatem real od wirtuala? Z pewnością stopniem agresji (tu jest jej więcej). Oraz tym, że tutaj możemy być szczerzy do bólu - byle u siebie. W realu też mamy takie "u siebie", ale jest ono czasami zawężone do jednej, dwóch osób.
Nie wiem, czy rozumiesz. A jeśli rozumiesz, to czy się zgadzasz.".
Raczej się z tym nie zgadzam. Wzrost poziomu agresji w necie nie powinien usprawiedliwiać tego, co my sami tutaj czynimy. Bo łatwo wtedy wpaść w następujący schemat myślowy: "ponieważ w necie jest większy poziom agresji, więc ja sam też muszę być tutaj bardziej agresywny". Jeśli tak będą myśleć wszyscy internauci, to jest dla mnie oczywiste, że poziom agresji w necie będzie stale rósł, zamiast maleć. A więc nie tędy droga. A którędy? O tym napiszę w moim kolejnym poście, mam nadzieję, że zajrzysz i przeczytasz, bo jak już wcześniej napisałem, wrzucę kamyczek także do Twojego ogródka :)
PS.
Tutaj nie kłamiesz? No to masz u mnie plusa :)
@ Smurff
UsuńJa jestem dorosła (formalnie) od 15 lat. Dojrzałam późno, w zasadzie to ciągle dojrzewam, ale to nie zmienia faktu, że nie jestem już bachorem, który przeżywa jakiś śmieszny konflikt dłużej, niż jest to konieczne. Ucinam temat i odchodzę w swoją stronę.
Jestem, jaka jestem. Mam swoje zasady, to one są dla mnie istotne. Obraziłam raz paskudnie Jana Guza (w dawnym blogu). Nawet mu maila wysłałam z linkiem do mojego bloga. :) Innych, wymienianych z imienia i nazwiska (np. Pawłowicz), osądzałam, ale bez wulgaryzmów. Chociaż i tak mogliby się przyczepić za moją przykrą kpinę. Już się chyba nie zmienię. ;)
Linki mi nie przeszkadzają, ale musiałabym mieć powód, by zajrzeć do tych wpisów. Gdyż pomimo iż lubię czytać Twoje napisane pięknym językiem, tchnące wrażliwością posty, to rzadko daję się skusić, by przeczytać to, co napisałeś dawno temu.
PS. Piszesz u Ani: "w moim kolejnym poście obie dostaniecie za to po uszach, bo Wam się należy :)"
UsuńTwoje oceny są subiektywne, nie zrobią na mnie wrażenia. Jeśli zaś uznam, że minąłeś się z prawdą, to po prostu wzruszę ramionami i pójdę swoją drogą. Piszesz, co piszesz, dla siebie, drogi Smurffie. Nie po to, by zmieniać świat.
Jasne, że tak. Wasza sprawa opisana będzie jako jeden z kilku przykładów i nie będzie jakoś szczególnie przeze mnie wyróżniona. Chyba nie miałem okazji jeszcze Ci tego napisać, ale zgadzam się Tobą, że każdy ma prawo do swojej oceny i do krytyki - właśnie to zamierzam zrobić. Jestem na swoim blogu, czyli tam, gdzie czuję się najpewniej i po prostu zamierzam skorzystać z tego prawa, które Ty także uważasz za słuszne.
UsuńTy piszesz na swoim blogu co chcesz i ja też mam do tego prawo. A że tym razem to Ty będziesz "po drugiej stronie barykady" - przecież masz swój blog i zawsze będziesz mogła "odbić piłeczkę" jeśli uznasz, że przeholowałem...
Każdy pisze, co chce - jasne!
Usuńa wiesz Smurffie,że zaczynając blogowac,zaglądając do innych blogów,nie zastanawiałam się nad tym,bo od razu wiedziałam,że zaglądam do ludzi,wymieniam myśli w komentarzach z ludźmi,nie z jakimiś nickami,pustobrzmiącymi.
OdpowiedzUsuńTo zawsze byli dla mnie ludzie,nie jakieś twory...które za chwile znikną...
Niemniej jednak,uważam,że złe zachowania,traktowania siebie tu wirtualnie,to po prostu odbicie lustrzane tego,jak zachowujemy sie względem innych w realu...to też i kwestia wychowania...
Jeśli nie umiem rozmawiac w realu,to tym bardziej i tu...w wirtualnym świecie,albo się to ma,albo...nie ma.
Każdy oprócz tego ma swój styl,nie musi to byc rozmowa słodko-ugrzeczniona,to nie o to chodzi...umiejętnośc konwersacji nie na tym polega przecież,ale zawsze tu rozmawiamy z realnymi ludźmi,ukrytymi pod nickami.
Ktoś,kto tak ujął sprawę w mailu,źle podszedł do sprawy,bo w takim razie...jaka według tego kogoś jest przyjemnośc wymiany zdań,poglądów...z samymi nickami,zakładając,że żadnego nie widziało się na żywo?dyskusje prowadzic z samymi wirtualnymi tworami?po co?
Wiadomo, że każdy z nas ma swój własny styl, to się daje wyczuć także w wirtualnym świecie. I tak jak w realu jednych lubi się bardziej, a innych mniej. Te nici sympatii daje się wyczuć nawet czytając komentarze kolejnych osób. Jeśli ma się świadomość, że przebywa się w środowisku pełnym ludzi, gdzie każdy ruch /post, komentarz/ jest bacznie obserwowany przez otoczenie, wówczas człowiek zaczyna kontrolować co pisze i jak się zachowuje... zupełnie jakby przebywał w realu w jakimś salonie pełnym ludzi... wtedy nie zrobi nic głupiego, ani szalonego. Dlatego jestem zdania, że dobrze jest myśleć w ten sposób, bo wtedy mamy nad sobą pewną samokontrolę.
Usuńna pewno tak Smurffie,tu tez jesteśmy jakby w pewnym śpecyficznym srodowisku,też w pewien sposób poznajemy druga stronę,staramy sie byc sobą,ale tak jak psycholog,trzeba pewnego wyczucia sytuacji,by np.nie zagalopowac sie tak,by potem tego żałowac...
Usuńpozdrówki:)
Zgadza się. Ci co myślą o komentowaniu na blogach w kategoriach "hulaj dusza - piekła nie ma" w szybkim tempie skazywani są na ostracyzm ze strony ludzi myślących innymi kategoriami.
UsuńMiłego wieczoru :)
O jeny, jeny...widzisz Smurffie to spojrzenie w oczy to bogactwo sygnalow przy spotkaniu z realnym czlowiekiem..chodzi mi o mowe gestow, mne, wlasnie uslyszenie jak ktos zartuje, nie przeczytanie tego, tylko uslyszenie powoduje, ze lepiej rozumiem czlowieka w realu niz tego na blogach. Poza tym poznac kogos to wlasnie uczestniczyc w jego codziennym zyciu- troskach, smutkach, a wielu ludzi na blogach mocno skrywa swoje zycie prywatne. czesto nie wiemy ile ma lat, czy ma dzieci....co go uwiera, z czym sie pozegnal, co przywital ....nick ktory felietonuje, gawedzi, plodzi krotkie scenki....ot i co mi za wiedza o nim? Enigma, enigma....mogaca trwac lata blogowego trwania:)) W realu tez szybciej wiecej rzeczy wchodzi na swiatlo dzienne, w necie nie:)).
OdpowiedzUsuńJa Cię rozumiem, są takie osoby, które przykładają wielką wagę do odbioru danej osoby "na żywo", wtedy zupełnie inaczej działa ich percepcja niż w trakcie wirtualnych spotkań, gdzie taki bezpośredni kontakt nie jest możliwy. Mnie to nie przeszkadza, a nawet zaryzykowałbym bym stwierdzenie, że brak takiego bezpośredniego kontaktu ułatwia mi poznanie takiego człowieka - bo zwracam wtedy uwagę na zupełnie inne rzeczy niż w trakcie spotkania "na żywo". Np. jeśli w realu natknę się na jakąś piękną kobietę, to potrafię zgłupieć i zamiast słuchać tego co mówi, zacznę się natarczywie wpatrywać np. w jej biust ;))
UsuńNatomiast rozmowa z taką kobietą w wirtualnym świecie przebiega już absolutnie bez żadnych zakłóceń z mojej strony :)
To prawda, ze czlowieka w wirtualu poznaje sie od strony jego glowy, nie biustu lub bicepsow..I to jest niewatpliwy plus. Natomiast , kiedy sie widzi takiego kogos to wtedy tyle przekazow gra jeszcze role w poznaniu tego kogos, ze nam sie wiecej rzeczy o tym kim klaruje. Nazwe to mowa ciala, ale i chociazby glos, zart...no ogolnie takie tam:))) ja bym chciala rozmowcy spojrzec w oczy, bo mowia , ze oczy to zwierciadlo duszy:))
UsuńJa się z Tobą generalnie zgadzam, te sprawy o których piszesz są ważne i myślę, że każdy z nas przykłada do tego pewną wagę /większą lub mniejszą, to już zależy od danego człowieka/.
UsuńAle w tym wszystkim należy zachować pewną gradację - chodzi mi w tym przypadku o to, aby wszystkie te zewnętrzne cechy nie przysłoniły Ci tego, co ten człowiek ma wewnątrz - w głowie i w sercu. I to drugie jest dla mnie ważniejsze.
Myślę,że każdy w miarę normalny (nie rozwijajmy tego bardzo ogólnego pojęcia-wytrychu) zaczynając blogowac,czy czytać blogi zakłada,że po drugiej stronie jest człowiek taki jak on,żywy i z emocjami.Jednak dłuższe "zycie netowe" trochę weryfikuje ten pogląd,kazdy z nas spotkał się przecież z trollami,niemającymi absolutnie nic do powiedzenia a dyszącymi chcęcia zrobienia przykrości,bałaganu,wywolania awantury ? Qui bono ? Moim błędem jest to,że każdego spotkanego po raz pierwszy w necie traktuje tak jak siebie samą.Zakladam,że ma poziom intelektualny pozwalający na rozumienie umiarkowanie skomplikowanych kwestii,poczucie humoru i dystans oraz dobrą wole i chęć poznania,porozumienia.Bardzo często okazuje się to nieprawdą-częściowo lub w komplecie.Pominę kwestię niemożności zroumienia wynikająca ,hmmm..z przyczyn technicznych.Jednak część netowców nie szuka porozumienia i wymiany poglądów,szuka wyłącznie potwierdzenia swoich,umocnienia przekonania o ich słuszności,każda próbę rozmowy,przedstawienia innej opcji rozumowania traktując jako zamach na swój świat.A przecież wydawałoby się to takie proste-mając jakiś pogląd,upodobanie, nie klasyfikuję go lepszy/gorszy/jedyny.Przedstawiam jako jeden z wielu możliwych.Mój.i uzasadniam,dlaczego akurat ten jest mój.Przecież jedni z nas lubia sernik,inny jabłecznik.Jedni homara,inni okonia.Czy to się kłóci ?
OdpowiedzUsuń"Jednak część netowców nie szuka porozumienia i wymiany poglądów,szuka wyłącznie potwierdzenia swoich,umocnienia przekonania o ich słuszności,każda próbę rozmowy,przedstawienia innej opcji rozumowania traktując jako zamach na swój świat."
UsuńTakich osób można tylko i wyłącznie unikać. Nie wygra się z fanatyzmem, zaślepieniem, głupotą.
@ An-Ka /mogę się tak do Ciebie zwracać? - lubię po swojemu skracać nicki :)/
Usuń@ Kira...
Tak, to prawda, w necie trafiamy na różne osoby, ale czy inaczej jest w realu? Powiedzmy, że jedziecie pociągiem i wsiadacie do prawie pełnego przedziału, no i zaczyna się dyskusja...
Jednym razem gada się w takim przedziale wybornie i aż się żałuje, że już trzeba wysiadać, tak się Wam fajnie gadało, a innym razem gadka się zupełnie nie klei, bo jeden gość cały czas gada coś od rzeczy, inny tylko chrząka i coś tam sylabizuje pod nosem, jeszcze inny stale narzeka, albo próbuje łapać nas za słowa, zupełnie jakby nas nie cierpiał tylko za to, że jedzie z nami w jednym przedziale... ludzie są różni i można tego doświadczyć zarówno w realu, jak i w wirtualu.
W realu czasami jest łatwiej. Ludzie przestrzegają granic. Nie pakują się do cudzych domów, by wszczynać awantury. Tu jest inaczej. Więc i my musimy być NIECO inni.
UsuńI znowu się z Tobą nie zgadzam. To prawda, na blogach bywa różnie - chociaż domyślna formuła jest taka, że jeśli mam tutaj otwartego bloga, to każdy ma prawo tutaj wejść i skomentować. Nie jest to żadne faux pas, bo gdyby tak było, to trzeba byłoby zmienić blogowe zwyczaje i wprowadzić zwyczaj zapraszania na swojego bloga /co obecnie bardziej utożsamiane jest ze spamowaniem niż zapraszaniem/. Oczywiście nie mam w tym wypadku na myśli zwyczaju wszczynania awantur na "dzień dobry", a raczej zwykle komentowanie. Ale jak widzę odbiegłem trochę od tematu, więc już do niego wracam.
UsuńOtóż Kiro chodzi mi generalnie o to, że naganne zachowanie na blogach innych osób nie daje Ci mandatu, aby zachowywać się podobnie. A więc jeżeli masz do czynienia z ordynarnym chamidłem, to nie znaczy, że masz prawo też być takim ordynarnym chamidłem. Nie tędy droga - bo jeśli będziesz się w ten sposób zachowywać, to nikt was nie odróżni i przylgnie do Ciebie etykieta ordynarnego chamidła. Bo jeśli będziesz utytłana po pas w gnoju, to nikt nie będzie robił dochodzenia, kto kogo w ten gnój wciągnął - z boku będzie o wyglądało, że najwidoczniej obie osoby lubią taki gnój koło siebie. Tak to działa. I dlatego ja nie daję się wciągnąć do tego gnoju, bo nie chcę, aby mnie utożsamiano z tym gnojem. Ja mówię sobie "to nie mój poziom" i unikam takiego chamidła lub staram się takiego gościa po prostu ignorować. Zazwyczaj to wystarcza.
@ Smurff
UsuńTo JA decyduję, do czego JA mam prawo. Wiesz doskonale, co pisze o ludziach, jakich słów używam. Mam granice, owszem. Pewnych rzeczy nie robię. Ale inni mają inne granice - i konflikt gotowy.
Unikanie - dobry sposób. Ja się nie chcę nikomu narzucać, naprawdę. I nie lubię, kiedy ktoś narzuca się mnie, np. pouczając. Nie jestem tutaj po to, by się komukolwiek przypodobać, by zdobywać cudzą sympatię. Czytając moje blogi powinieneś był to już dawno wiedzieć.
Jak coś wygląda z boku? Cóż, oceny idiotów mnie nie interesują, a mądrzy ludzie nie osądzają pochopnie lub... olewają to. Bo i cóż kogo może obchodzić jakiś mój konflikt?
Pozdrawiam.
Poprawka: co piszĘ.
UsuńNie traktuj tego jako moralizowanie z mojej strony. Wiem, że tego nie znosisz.
UsuńJa to traktuję jako dyskusję i w tej dyskusji podaję Ci moje argumenty. Nie mam zamiaru Cię urabiać, ani wychowywać. Rób co chcesz, przecież jesteś już dużą dziewczynką :)
Jeżeli założymy, że internet - a konkretnie TYLKO blog/witryna o określonym profilu - jeszcze nadal przez jakiś czas pozostanie takim legalnym miejscem na murze, lub płocie, gdzie każdy z każdym może "rozmawiać" za pomocą tego co wymaluje, to odpowiedź staje się banalnie prosta: Nie liczy się nick, ważne to co napisał, po co, i do kogo?
OdpowiedzUsuńJednak obecnie internet to już kilkadziesiąt witryn o różnej zawartości, i dostępie, i o różnym sposobie komentowania. Samych blogowisk (rozumianych jako n.p. Onet, Blogspot, Bloog, i tp. też już jest ok. 30). Rozumiem więc, że w poście odnosisz się wyłącznie do kilku blogowisk, i może kilkudziesięciu blogerów/ek, którzy Ci nadepnęli na odcisk, albo tak to tylko wyglądało. Jeżeli tak, to odpowiedź będzie już bardzo trudna, bo nawet "zjedzenie z kimś beczki soli" nie oznacza, że go dokładnie poznaliśmy (nie znamy przecież nawet siebie). A to skłania do niezwykle ostrożnego i przemyślanego postępowania w kontaktach sieciowych - no chyba, że komuś zależy wyłącznie na "kręceniu licznika odsłon".
To o czym piszesz: "... automatycznie ludzie ustawiają sobie hierarchię wartości wśród poznanych przez siebie ludzi ..." jest raczej ... normalnym procesem poznawczym, i w psychologii nazywa się etykietowaniem (http://jejzdrowie.pl/tagi/etykietowanie), bo ułatwia komunikację, także w świecie ... zwierząt. Ale na pytanie: Czy należy z tym walczyć, czy nie? każdy musi sobie sam odpowiedzieć, i to będzie tylko jego prawda, prawie jak ta Tischnerowska.
Miło mi, że nie myliłem się, bo poglądy mamy podobne, chociaż inaczej je prezentujemy.
Pozdrawiam
PS. Aby nie było nowych nieporozumień, to ja jestem bardziej wulgarny, bo podobny problem w 2011 r. opisałem tak:
http://anzai.blog.onet.pl/2011/04/06/nocny-kowboj-na-onecie/
"Rozumiem więc, że w poście odnosisz się wyłącznie do kilku blogowisk, i może kilkudziesięciu blogerów/ek, którzy Ci nadepnęli na odcisk, albo tak to tylko wyglądało. Jeżeli tak, to odpowiedź będzie już bardzo trudna, bo nawet "zjedzenie z kimś beczki soli" nie oznacza, że go dokładnie poznaliśmy (nie znamy przecież nawet siebie)."
UsuńJasne, że nikogo nigdy nie poznamy do końca. Także siebie. Ale to nie znaczy, że nie będziemy próbować poznać. Moim zdaniem przez całe życie próbujemy.
Nie bardzo rozumiem, dlaczego odebrałeś ten post w kategoriach "nadepnięcia na odcisk". Nawet przez myśl mi to nie przeszło w trakcie pisania i przyznaję, że jestem zdziwiony, iż w taki sposób to odebrałeś.
"To o czym piszesz: "... automatycznie ludzie ustawiają sobie hierarchię wartości wśród poznanych przez siebie ludzi ..." jest raczej ... normalnym procesem poznawczym, i w psychologii nazywa się etykietowaniem (http://jejzdrowie.pl/tagi/etykietowanie), bo ułatwia komunikację, także w świecie ... zwierząt. Ale na pytanie: Czy należy z tym walczyć, czy nie? każdy musi sobie sam odpowiedzieć, i to będzie tylko jego prawda, prawie jak ta Tischnerowska. "
Ależ oczywiście. Ja to nazywam "szufladkowaniem" i kiedyś napisałem już o tym post pt. "Zawsze szufladkujemy" - zdaje się, że już wcześniej komuś o tym poście mówiłem, jeśli Tobie, to wybacz, że się powtarzam, ale akurat w tej sytuacji poczułem taką potrzebę.
Dzięki za linka, chętnie zobaczę co tam napisałeś i przy okazji złożę Ci wizytę na Twoim blogu.
Pozdrawiam.
No skoro już wiemy, że nie nie jest moim, ani Twoim celem wzajemne obrażanie się (nie chce mi się szukać łagodniejszego określenia - więc nie skupiajmy się na przymiotnikach), to dalej pójdzie szybko.
UsuńTwój post jest doskonały, a w tej kategorii i klasie bezsprzecznie najlepszy z tych jakie wpadły mi w oko.
Ale chyba przyznasz, że publikowany na blogach profesjonalnych byłby od razu usunięty, bo tam wchodzi się po to, aby pytać, albo odpowiadać. Tam nikogo nie dziwi nick, bo liczą się tylko uzyskane punkty. Nie mają znaczenia odsłony, ani ilość komentarzy, tylko merytoryka dyskusji, za co - i tylko za to - dostaje się punkty.
Na t.zw. blogowiskach ten post mógłby być odczytany odwrotnie, jako niezły, bo dający możliwość nieograniczonej wymiany komentarzy, i dużej ilości odsłon.
I tylko w obszarze wysublimowanych stałych czytelników i komentatorów staje się tym jak na wstępie tego akapitu.
"... Dlaczego odebrałeś ten post w kategoriach nadepnięcia na odcisk ...". Dezawuowanie wirtualnych znajomości, na dowód czego przytaczasz e-maila - to wg mnie ten odcisk. To stało się kanwą tego wpisu, i braku Twojej zgody. I słusznie. Jest to ważny temat, ale przemijający, dlatego tak go odebrałem (zaszufladkowałem!). Pojawia się bowiem taka liczba portali o tak różnych właściwościach, że poszukiwanie tego co/kto stoi za nickiem staje się bezcelowe. Jeżeli ktoś "szuka człowieka" to znajdzie go np. na portalach zastrzeżonych, gdzie (poza rejestracją i logowaniem) trzeba jeszcze mieć kogoś wprowadzającego.
Oczywiście, że szufladkowanie i etykietowanie to to samo, prawdopodobnie spotkaliśmy się w tym temacie na blogu Marii Dory, która też o tym pisała. Kluczowe pytanie o wartość wirtualnej znajomości proponuję przekierować na kolejne pytanie: Może zamiast szukać człowieka, starajmy się go dostrzec w każdym napotkanym na naszej drodze? Może więc zamiast narzekać, że ktoś "hasa po blogach", czy pakuje się do "naszych" blogów (vide komentarze) lepiej spojrzeć na to z większym realizmem? Przecież na otwartych blogach, nie ma "naszych" blogów, jeśli ktoś ma do kogoś pretensje, to lepiej po nicku, i argumentami, niż "półgębkiem" (aby nie rzec "półmordą"), i niedomówieniami.
Tak sobie myślę; gdyby nie głupi milicjant z PRL, i jeszcze głupszy policjant z RP, to prawdopodobnie nie mielibyśmy okazji do wymiany poglądów. Więc może lepiej, abyśmy na tym poprzestali?
Pozdrawiam.
Anzai, tak większość blogów jest otwarta dla wszystkich. I bardzo dobrze. Ale to nie oznacza samowolki. :)
UsuńPrzypominam sobie taką dyskusję u Ciebie na blogu, gdzie ok. 5 pań i kilku panów uznało, że samowolnie włączam się do WASZEJ dyskusji n.t. "Czy można bić dziecko"?
UsuńJa byłem zdania, że w żadnym wypadku nie można bić, ale któraś z pań (bodajże Anoda Katoda) podała przykład dziecka, które wkłada metalowe przedmioty do kontaktu. To miał być KORONNY argument na to, że dzieci można bić w takich przypadkach, a ja jestem idiotą.
Wycofałem się z dyskusji, nawet nie próbując napomknąć, że w tym celu wynaleziono zaślepki do kontaktów (ok. 2-3 zł)...
Czy dla Ciebie samowolką jest to, że taki Anzai ośmiela się włączać do dyskusji kobiet o wychowywaniu dzieci? Bo dla mnie samowolką jest to, że autorka dopuszcza do publikowania takich nieodpowiedzialnych komentarzy kobiet.
Sama widzisz, że jak zaczniesz operować nieostrymi pojęciami (samowolka) to schodzimy na manowce, czyli na definicje przymiotników, rzeczowników, itd.
Tak, Anzai, zasady różnią się w zależności od blogera. A ich przestrzeganie to często męka - bo kiedy dyskusja zamienia się w pyskówkę, a kiedy jeszcze jest OK i należy "wrzucić na luz"? Nie zadowoli się wszystkich...
UsuńW komentarzu j.w. napisałaś coś przeciwnego, cyt.:
UsuńKira04.02.2014, 11:39 "... Jednak część netowców nie szuka porozumienia i wymiany poglądów,szuka wyłącznie potwierdzenia swoich,umocnienia przekonania o ich słuszności, każda próbę rozmowy, przedstawienia innej opcji rozumowania traktując jako zamach na swój świat. Takich osób można tylko i wyłącznie unikać. Nie wygra się z fanatyzmem, zaślepieniem, głupotą ..."
Miałaś rację "nie wygra się", dlatego przestałem bywać na Twoim blogu. Uważam zresztą, że kwestia bicia dzieci (lub nie) jest na tyle ważna, że "zasady różniące się w zależności od blogera" powinny iść na bok, a nawet precz. Nie poszły ...
PS. Smurffie, sorry za tę pyskówkę na Twoim blogu. Lubię jasne sytuacje.
Pisałam o tym, że właściciel bloga nie zadowoli wszystkich. Gość ma jasny wybór. Tu nie ma sprzeczności.
UsuńAnzai-nie dość,że nie pamiętam takiej dyskusji,nie dość,że nie jestem zwolenniczką bicia dziecka i w żadnym wypadku nie uważam za idiotę człowieka,który dzieci nie bije aczkolwiek rozumiem /dopuszczam klapsa w ekstremalnej sytuacji (z pełną świadomością ,że to nie jest dobre rozwiązanie ) to jeszcze po prostu nawet nie przypominam sobie Twojego nicka.No i do głowy nie przyszłoby mi kwestionować prawa mężczyzny do udziału w dyskusji na ten temat.NIGDY bowiem nie uważałam ,że mężczyzna ma mniejsze prawa w czymkolwiek,co dotyczy dziecka.Byłabym Ci więc wdzięczna,byś,nie będąc pewien ,nie używał nicka-nie tylko zresztą mojego.A jeżeli to robisz-przytocz wypowiedź,nie swoją interpretację wyrwaną z kontekstu. PS. większość ludzi wie o takim wynalzku jak zaślepki.Niemniej nie wszędzie są stosowane i nie zawsze od nas zależy,czy nasze dziecko będzie miało kontakt z kontaktem(:))) zaślepionym czy nie.Jak sądzę przykład kontaktu był tylko przykładem niebezpieczeństwa.Większości niebezpieczeństw oczywiście można uniknąć.Nie wszystkich jednak.
UsuńAnodo Katodo, czy nie prościej przyznać, że "nie kochamy się", bo lubimy inne blogerki, i często mamy inne zdanie?
UsuńJeżeli zrozumiałaś mój komentarz to chyba przyznasz, że to nie ma znaczenia kto podał przykład z kontaktem, kto go rozwijał, a kto siedział po cichu. Ważne, że to zakończyło dyskusję - Wy (czyli jakieś 5-7 osób) stanęliście na stanowisku, że dziecko można bić w ekstremalnych sytuacjach, a ja, że nie. I to zakończyło moje kontakty z blogiem Kiry. Zapamiętałem tylko Ciebie, bo wydawało mi się, że wypowiadasz się najrozsądniej, ale skoro teraz potwierdzasz swoje metody wychowania dzieci, to, chyba byłem w błędzie.
Pozdrawiam
Szczegóły można znaleźć tutaj:
http://istota-rzeczy-wg-kiry.blog.onet.pl/2013/03/23/ostatecznosc/
~anodakatoda 25.03.2013 o 11:29
Oczywiście,ze trzeba tłumaczyć,to truizm…Jednak dzieci są różne.Mój dwu i pół -letni wnuk jakiś czas temu,będąc w fizjologicznym okresie przekory(termin jak najbardziej fachowy) mimo tłumaczeń ciągnął do tych kontaktów bardzo…z szelmowskim błyskiem w oku.Dzieci -nie wszystkie i nie w jednakowym stopniu-mają skłonność do testowania opiekunów i próg ich posłuszeństwa jest różny i różnych wymaga działań.Dziś na niego akurat działa grożba,że się nie będą z tatusiem kumplowac :)
Odpowiedz
kira1 25.03.2013 o 11:42
Ja bym zakazała DWA razy wkładania paluchów. Za trzecim razem – solidny klaps po tyłku.
Oooo to z mojej wypowiedzi "na niego akurat działa grożba,że się nie będą z tatusiem kumplowac " wynika ,że mój wnuk jest bity ? i że to moja metoda ? No.....chyba tego nie mam potrzeby (ani chęci ) tłumaczyć...Co do "prościej się przyznać".Anzai-ja NIGDY nie mam najmniejszego problemu z przyznaniem,czy kogoś lubię czy nie.Ciebie-wybacz,moze Ci się to w głowie nie mieści,ale tak jest-po prostu NIE PAMIĘTAM.I owszem,ma ogromne,fundamentalne znaczenie jak się przytacza zdania.Z Twojej wypowiedzi bowiem wynika wniosek,że jestem zwolenniczką bicia dzieci,co zresztą potwierdzasz w następnym poście.Nie lubię,gdy ktoś kłamie na mój temat ,nawet jeżeli to jest kłamstwo wynikające "tylko" z błędnej interpretacji.I to dla mnie koniec tematu
UsuńTak, myślę, że warto zakończyć temat, bo za chwilę zaczniesz imputować mi, że oskarżam Cię o zamordowanie swojego wnuka. A ja tylko skromnie ośmielam się napomknąć, że w sporze o bicie (znów te czasowniki, a to tylko skrót) dzieci STALIŚMY PO PRZECIWNEJ STRONIE - co doskonale widać po kontekstowych komentarzach.
UsuńZbędna ironia,zbędna agresja,zbędna złośliwość..I świat w czarno-białych kolorach,czyli kompletnie sztuczny.Teraz już wiem,dlaczego wpuściłam w mroki niepamięci.Miłego wieczoru.Z gwarancją,że niczego Ci nie będę imputować.Nie mój obyczaj.
Usuń... a przecież (vide wyżej) wystarczyło zaprzeczyć komentarzowi Kiry "... za trzecim razem solidny klaps", albo potwierdzić mój "pod żadnym pozorem nie bije się dzieci" ...
Usuń@ Anzai.
UsuńMoże po kolei.
1. Nie znam się na profesjonalnych blogach, nie znam różnic między blogami profesjonalnymi, a zwykłymi, nie mam pojęcia o zdobywaniu punktów na blogach profesjonalnych, dlatego trudno jest mi to jakoś sensownie skomentować.
2. Dziękuję za pozytywny odbiór mojego posta.
3. Przytoczyłem tutaj tylko pewien fragment e-maila, zrobiłem to za wiedzą i zgodą Autorki tych słów i nie ma to wg mnie nic wspólnego z żadnym "nadepnięciem na odcisk". Po prostu te cytowane przeze mnie słowa wywołały pewne moje przemyślenia, o których napisałem w tym poście.
4. A teraz przejdę do tego, co tutaj wyprawiasz. Jesteś od niedawna na cudzym blogu i wyciągasz jakieś swoje zadawnione sprawy. Oskarżasz przy tym osobę, która także od niedawna tutaj komentuje i tym swoim oskarżeniem stawiasz tę osobę w jednoznacznie negatywnym świetle. Ta osoba zaprzecza Twojej wersji wydarzeń. To teraz zadam Ci pytanie pomocnicze - przyjemnie by Ci było, gdybym to ja na jakimś cudzym blogu, do którego także zaglądasz, w takim jednoznacznie negatywnym świetle postawił Ciebie, a Ty byś się nie zgadzał z tym co piszę? Tutaj chyba odrobina empatii wystarczy, tak mi się wydaje.
I co Ty dalej robisz? Niezrażony dalej dezawuujesz tę osobę, bo podobno się nie lubicie. A nie pomyślałeś o tym, że może jednak się zagalopowałeś i w takiej niezręcznej sytuacji wypada przeprosić Damę? To nie jest trudne - wystarczy powiedzieć "przepraszam, trochę się zagalopowałem" i na pewno Dama spojrzałaby na Ciebie nieco łaskawszym okiem. Ale nie, Ty idziesz w zaparte, wyciągasz swoje zadawnione sprawy, linkujesz i cytujesz tutaj jakieś wg Ciebie kompromitujące sprawy - wybacz, ale to jest poniżej poziomu, który obowiązuje na tym blogu.
Dlatego oczekuję teraz od Ciebie - albo zachowasz się jak prawdziwy facet i przeprosisz Damę /Wasze wcześniejsze wzajemne relacje niezbyt mnie interesują - wiedz, że ja każdą kobietę, która tutaj komentuje traktuję jak DAMĘ i dopóki mi nie udowodni, że tak nie jest, staram się tego trzymać/. Po drugie - wypraszam sobie podobne zachowanie w przyszłości - o ile zamierzasz tu nadal komentować. I nie przepraszaj mnie za swoje zachowanie, a po prostu tego nie rób, wtedy nie będziesz musiał za nic przepraszać.
A jeżeli nie zamierzasz tutaj dalej komentować, to przynajmniej spróbuj przeprosić za Twoje dzisiejsze zachowanie, to naprawdę nic takiego, zapewniam Cię, że nic na tym nie stracisz i możesz tylko zyskać.
Pozdrawiam.
Anzai-po co to ciągniesz ? Ja nie pamiętam Ciebie,nie pamiętam tej dyskusji tak więc i nie pamiętam również,co było dalej.Ale jeżeli koniecznie chcesz ten watek ciągnąc -ja powtórzę -mój swiat nie jest czarno -biały.I przypomniała mi się Ania z Zielonego Wzgórza,zdeklarowana przeciwniczka bicia dzieci ....Kto czytał,ten wie...Tez mi się przypomniał Tuwim ("
UsuńW oparach absurdu"),ale nie pamiętam ,przy którym pytaniu zalecał dzieciątko lać w mordę .I przypomniał mi się też pewien znajomy,eks mąż mojej koleżanki,ktory nigdy nie uderzył dziecka,nawet delikatnego klapsa.Lecz skutecznie obniżył poczucie własnej wartości,odarł z godności swojego syna-słowami.Chełpil się jednak tym niebiciem "pod żadnym pozorem nie bije się dzieci" aż któregoś dnia moja kolezanka nie zdzierżyła i histerycznie wrzeszcząc "ty obłąkany skurwysynu" trzepnęła go w pysk,po czym się rozwiodła.Jej syn ,po długiej walce ,wyprowadzony na prostą,zwykł mawiac,że marzył o zwykłym klapsie ZAMIAST.O klapsie kończącym sprawę,Dziecku można zrobić znacznie większą krzywdę niż klaps.Co naprawdę nie znaczy,że uważam kla[psa za rzecz dobrą,naturalną i metodę wychowawczą.
@ An-Ka.
UsuńJako gospodarz tego bloga przepraszam Cię za ataki na Twoją osobę na tym blogu. Obiecuję, że dołożę wszelkich starań, aby takie ataki nie miały już więcej miejsca.
Bardzo mi się podoba ten skrót(zresztą-moje drugie imię).Eee.Odporna jestem,Tylko mi nie pozwól tego ciągnąć,z boku to widać,kiedy ma sens,kiedy nie a we mnie się geny nauczycielskie odzywają ,bez sensu...:))
UsuńJeszcze mi się przypomniało coś...ja z reguły jestem mocno zatopiona( w realu) w swoich myślach.nie ma mowy,bym wykonywała tylko jedną czynność.I przed laty kolega z pracy oznajmil mi "to ty jechałaś takim a takim autem,takiego a takiego dnia ,taką a taka ulicą ,ponoć jesteś dobrym kierowcą a ja cię prześcignąłem".a ja ( z autentycznym zdziwieniem) "to ty się z kims ścigałeś ???????".Ja,pogrązona w swoim swiecie,oczywiście nawet go nie zauważyłam a on,biedak,tak cisnął ten gaz...Anzai-nie miej mi za złe,taka jestem.....I to Ciebie nie umniejsza,w moim nie zwracaniu uwagi i zapominaniu jestem szalenie egalitarna :)).PS. kilka razy dostałam od mojego ojca (było za co).co nie zmienia faktu,że na nikim innym nie mogłam tak polegać...nikomu innemu tak ufać,,,nikogo innego tak szanować...Fakt,że on po tych klapsach płakał bardziej niż ja..życie po prostu nie jest zerojedynkowe.Nie jest.I już.
Usuń@Smurff
UsuńSmurffie, to moja wina, bo gdybym wiedział, że te dwie Panie komentują u Ciebie, to bym nie wchodził. Jednak to nie ja zaczepiłem, to mnie zaczepiono (komentarz Kiry do mnie z godz. 08:32).
Przeprosiłem Ciebie i przepraszam Twoich Czytelników, skoro jednak obie Panie nie zauważyły, że są właśnie w "ukrytej kamerze" - bo na poście o szufladkowaniu, zaszufladkowały mnie na wstępie - to próbowałem to uzmysłowić. Nie moja wina, że ktoś nie lubi prawdy, szczególnie cytowanych komentarzy.
@ Anzai
UsuńJa naprawdę nie jestem z Tobą w żadnym konflikcie.
Przerost ego.Ja Cię,Anzai ,nie szufladkuję (może uderz się w męską,mocarną pierś ? ).Nie pamiętałam Cię,teraz zapewne -na czas jakiś-zapamiętam.no,postaram się w każdy razie:))Bez szufladkowania,.Przesyłam Ci uśmiech i propozycję jakiejś grubej kreski czy tam czegoś w tym rodzaju.Życie jesta taie krótkie,więc warto się postarać,by było możliwie miłe
Usuń@Anoda Katoda
UsuńKomentarz z 20:20 pisałem nie znając Twojego 20:14. No cóż z tym musisz się zgodzić, że jak dwa belfry spotkają się to musi pójść ogień. Też przepraszam, że Ci wyjechałem z tymi komentarzami. To co? Jak kumple po fachu, buzi, buzi, i zgoda? Przecież teoretycznie wiemy oboje, że mamy rację. ;)
@ Anzai, An-Ka, Kira.
UsuńNo dobra, myślę że dyskusja wróciła na właściwe tory i to mnie cieszy :)
A w kwestii dawania czasem klapsów dzieciom /bo bicie jako takie absolutnie wykluczam/ powiem tyle, że uznaję, iż czasem istnieją przesłanki, które przemawiają za właśnie taką sztuką perswazji... trochę cudaczne zdanie mi wyszło, ale chyba jednak zrozumiałe.
:)) ja mam zalediwe "geny nauczycielskie" ,ale pewnie one się przebijają:)).Anzai -ja Ci TEORETYCZNIE przyznaję rację-bo uważam,że nie powinno się dzieci bić,różni nas tylko to,że ja chyba w niczym nie bywam ortodoksyjna i w prawie wszystkim dopuszczam owe wyjątki potwierdzające regułę.Pozdrawiam
Usuń@ Smurff
UsuńJa już tylko w kwestii wyjaśnienia Twoich wątpliwości (komentarz z godz. 19:33), bo widzę, że namieszałem.
Blogi profesjonalne to takie, gdzie pisze się WYŁĄCZNIE na otworzony temat. To są zarówno: a/ np. Microsoft, Google, itp. gdzie po zarejestrowaniu, i zalogowaniu, trzeba złożyć PAPIEROWE CV, i czeka się, nieraz miesiącami, na wprowadzającego, i kod dostępu, b/ zamknięte dla komentatorów blogi polityków i znanych, jak i takie blogi, gdzie c/ pisze się i komentuje w wąskich grupach np. o: szydełkowaniu, kwiatkach doniczkowych, doopie Maryni, gotowaniu itd. Na wszystkich tych blogach odejście od tematu grozi natychmiastową utratą punktów (ew. Bitcoinów), albo wciągnięciem na czarną listę - tak to zostało pomyślane, i tak to działa.
Na blogach otwartych panuje "wolnoamerykanka", dlatego przyjęła się taka parafraza, że: "Pisać bloga każdy może, jeden lepiej, drugi gorzej ... ale moderować już niekoniecznie".
Nawiązując do Twojego postu, i wyjaśnień, jakie podałem w komie do Dibeliusa, staram się wchodząc na różne blogi operować wszystkimi swoimi nickami tak, aby nie powodować zamieszania, i nie wymuszać SZUFLADKOWANIA, co jak widać nie zawsze się udaje.
Wszystkim blogerom, a szczególnie wojowniczej Kirze, chciałbym przypomnieć, że rozpoczynając blogowanie, akceptujemy regulamin z którym warto się zapoznać. Dlatego takie stwierdzenie, że "Pisałam o tym, że właściciel bloga nie zadowoli wszystkich. Gość ma jasny wybór. Tu nie ma sprzeczności", aczkolwiek dla mnie zrozumiałe, jest niezgodne z regulaminem i chyba ... kulturą blogowania? Bo co, możemy gościa wpuścić do domu, a jak mu nałożą po pysku, to powiedzieć: Sorry, miał wybór? A przecież autorzy blogów też mają wybór, mogą gościa nie wpuścić, albo nie pozwolić na obrażanie. Mając ten wybór, na blogu Kiry, i innych tp. blogach, od dawna nie bywam. I nie mam pretensji do Kiry, bo wiem, że wszystkiego nie da się upilnować na atrakcyjnym i poczytnym blogu (gdy ludzi kupa to i Herkules dupa). Potwierdzam też, że nie jestem z Kirą w konflikcie, nawet Ją bardzo lubię, i pozdrawiam, chociaż używam z wielką ostrożnością.
Pozdrawiam
Andrzej Rawicz (Anzai)
@ Anzai
UsuńStaram się pilnować porządku wedle przyjętych przeze MNIE reguł. Nie zawsze wychodzi. Raz się ludzie wkurzą za cenzurę, raz zarzucą manipulację, raz zdenerwują, że nie dość szybko zareagowałam... Mam dość. :(
Według wielu osób jestem na bakier z kulturą, nie tylko blogowania. Trudno.
@ Anzai
UsuńDzięki za wyjaśnienia w sprawie blogów profesjonalnych - teraz przynajmniej wiem z czym to się je :)
Jeśli możesz, to wstaw mi linka do tego regulaminu, bo już zapomniałem co tam jest zawarte, a za moment chcę opublikować post, które traktuje właśnie o tych sprawach. Jak mi podeślesz linka, wtedy będę mógł porównać moje zasady, jakie proponuję w swoim poście właśnie z tym regulaminem, o którym wspominasz.
Pozdrawiam.
@ Smurff
UsuńRegulaminów jest tyle, ile portali blogowych, czyli takich jak ten. ok. 38, podaję Ci link do najbliższego:
http://www.blog.pl/regulamin
Niestety regulaminy są/były co kilka miesięcy zmieniane w zależności od technicznych możliwości serwerów danego bloga (identyfikacja IP i ID, archiwizacja, administracja bloga, ustalanie konta, i tp.). Do naszej wiadomości treści regulaminów pojawiają się zaraz po zarejestrowaniu logo i hasła naszego bloga - wtedy warto je skopiować. To ważne, bo na tej podstawie admin może nam zamknąć bloga w dowolnej chwili, jeżeli tylko przekroczymy zaakceptowane zasady. W praktyce jednak to się robi tylko na wniosek zainteresowanych, którzy przedłożą stosowne dowody.
Jeżeli mogę wrzucić swoją uwagę, to jedyne co mnie zniechęca na Twoim blogu to to, że blogujący przerzucają się między sobą epitetami typu: kutas, ch..., kretyn, itd. i uważają, że to fajne, bo tylko oni wiedzą, kto to ten kutas, i nikogo przecież osobiście nie obrażają. A to jest przecież czysty magiel, wylęgarnia konfliktów, i zaproszenie do kłótni. Jeżeli mamy pretensje do kogoś to piszmy wyraźnie o co nam chodzi (chociażby tak jak ja to zrobiłem nieudolnie, przytaczając temat i cytaty). Jak zauważyłeś ja dopiero po wymianie komów z An-Ka zorientowałem się, że ona nie wszczyna kłótni świadomie. Wcześniej, t.zn ok. 2008-2009 r. myślałem inaczej.
Dzisiejszy Twój post dobrze opisuje sytuacje jakie zaobserwowałeś, i na pewno ochłodzi emocje. Nie chciałbym zaogniać sytuacji, bo zapewne przylezą tu za mną inni blogerzy żądni sensacji, dlatego myślę, że na tym poprzestaniemy.
Pozdrawiam
Dziękuję Ci za fatygę. Zalinkowany regulamin przejrzałem /nie przeczytałem, bo szkoda mi było czasu na te prawne kruczki/. W zasadzie czegoś takiego się spodziewałem - takie prawnicze ględzenie o wszystkim i o niczym - czyli - prawnicza sztampa. Zero konkretów, takich jak np. w moim kolejnym poście. Generalnie nic ciekawego.
Usuń"Jeżeli mogę wrzucić swoją uwagę, to jedyne co mnie zniechęca na Twoim blogu to to, że blogujący przerzucają się między sobą epitetami typu: kutas, ch..., kretyn, itd. i uważają, że to fajne, bo tylko oni wiedzą, kto to ten kutas, i nikogo przecież osobiście nie obrażają. A to jest przecież czysty magiel, wylęgarnia konfliktów, i zaproszenie do kłótni."
Nie mówię, że tak nie jest w ogóle, ale w mojej ocenie to są jednostkowe przypadki i piszesz to trochę na wyrost. Dlatego bardzo Cię proszę, abyś mi tutaj pod tym moim komentarzem zacytował jakieś dowody tego co piszesz - powiedzmy 2-3 komentarze lub linki do konkretnych postów z podaniem daty i godziny tych komentarzy - wtedy będziemy mogli mówić o konkretach. Bo szczerze mówiąc, na moim blogu opisywanych przez Ciebie zjawisk nie zauważyłem, więc albo jestem ślepy, albo niezbyt wyczulony na tego typu zjawiska, albo... robisz z igły - widły. Zobaczymy :)
Rozumiem Twoją dzisiejszą decyzję w sprawie "niewystawiania się na odstrzał" i w pełni ją popieram. Zresztą pewnie zauważyłeś, że i bez Ciebie jest tam dziś niezły kocioł :)
Ja też mam taką zasadę, że nie lubię wystawiać się na cel, gdy wiem, że jakiś snajper może do mnie właśnie celować :)
Pozdrawiam.
Po pierwsze nie widzę tu snajperów, a moi wrogowie raczej mnie skrzętnie unikają.
UsuńPo drugie nie chcę Ci sprowadzać swoją obecnością trolli, których skutecznie wygoniłem od siebie i z kilku innych blogów.
Po trzecie nudzi i męczy mnie dyskusja z ludźmi, którzy nie chwytają sensu sporu. Zacytowałem komentarz Anody Katody (bicie dzieci), bo nawiązywał on idealnie do Twojego posta o nieszufladkowaniu. Na blogu Kiry zostałem zaatakowany właśnie dlatego, że wcześniej mnie zaszufladkowano. Zauważ, że w moim sporze z A-K nie chodzi o to co Ona powiedziała, tylko O TO CZEGO NIE POWIEDZIAŁA. Komentarz Kiry był kierowany do A-K i kończył długi spór podsumowaniem, że jednak się bije. A w życiu, jak i na blogu tak już jest, że nawet jak milczymy, to wyrażamy opinię.
Szkoda, że tego nie zauważyłeś, jak i faktu, że przeprosiłem Ciebie i Czytelników, mimo, że to nie ja zacząłem kłótnię. Podejrzewanie mnie, że boję się snajperów jest raczej dziwne, skoro nie wiesz nawet za co miałbym przepraszać Damy.
Po czwarte macie swoje sprawy w które nie chcę się wtrącać. Pytałeś o przykład, podaję pierwszy z brzegu:
"Elatroska 05.02.2014, 18:43
Smurfie zawsze i wszędzie widzę najpierw człowieka a to że w necie czy w realu okaże się on czasami kutasem...niestety ale takie jest życie."
No i właśnie. Gdyby to był blog i post o kwiatkach, czy szydełkowaniu, to taki komentarz nikogo by nie zdziwił, bo jest trafny, ale na blogu, gdzie rozwija się kłótnia działa jak dolanie oliwy do ognia. Dibeliusa znam, Elitroska nie, ale przecież nie będę się upewniał, czy to chodzi o mnie, czy o innego kutasa. Pozostałe osoby mają ten sam sposób komentowania, nie odnoszącego się do posta czy komentatorów, ale do swoich relacji pozablogowych. To jest wysoce niestosowne, szczególnie w trakcie sporów.
Co do regulaminu to faktycznie jest drętwy, ale warto się z nim zapoznać, bo niestosowanie się do niego grozi nie tylko zamknięciem bloga, ale postępowaniem cywilno-prawnym. Mnie już dwa razy zamykano blog, i raz zawieszano, bo ośmieliłem się skrytykować ważnych polityków i dziennikarzy GW, jednak po przedstawieniu dowodów w prokuraturze nikt mnie nawet nie przeprosił. Tak było jeszcze rok temu na blogach politycznych.
Nasuwają mi się jeszcze dwie uwagi, o których nie piszesz, a są ważne. 1/ Blogochlewik ma jedną zaletę ważną dla autora, licznik wejść działa znacznie szybciej. i 2/ Nie karmić trolla, to podstawowa zasada, bo często za nickiem kryje się właśnie troll.
Pozdrawiam
Trochę źle mnie zrozumiałeś - nie miałem na myśli komentowania pod tym postem, tylko pod tym następnym. Tam, jak sam możesz zauważyć, było dziś dość gorąco, a tutaj jest niemal całkowity spokój.
UsuńNie obraź się, ale moim zdaniem lubisz dzielić włos na czworo. Skrupulatnie analizujesz co kto powiedział i czy aby nie pod Twoim adresem. Moim zdaniem to przesada, ja mam większy dystans do tego, co ktoś napisał, może dzięki temu nie mam zbyt wielu wrogów w blogosferze.
Zapewniam Cię, że Elatroska nie miała Ciebie na myśli, po prostu powiedziała to dość emocjonalnie, jeśli Cię to ubodło, to przepraszam. Spodziewałem się, że wskażesz właśnie na tę wypowiedź Elatroski, ale myślę, że inne tego typu już nieco trudniej będzie Ci znaleźć.
Pozdrawiam.
No właśnie im dalej w las tym bardziej ciemno, chciałeś to masz.
UsuńPrawie WSZYSTKIE komentarze tego posta są nieprofesjonalne i nieetyczne właśnie z tych względów. Jeżeli wchodzę na post to interesuje mnie: a/ jego treść, b/ uwagi jakie mogę wnieść, i c/ ewentualne opinie komentatorów TYLKO w tym względzie. Nie interesują mnie "wypociny" pomiędzy blogerami, szczególnie pyskówki.
Co nazywam "wypocinami" (bo widzę, że lubisz przymiotniki). Anoda Katoda pisze, że mnie nie zna, nie pamięta, ale w drugim zdaniu, i w następnych przypisuje mi masę negatywnych cech (zarzucając kłamstwo i psychopatię) ... "bo mnie nie zna". Gdy odświeżam Jej pamięć (a jest to tylko jedno zdarzenie z kilkunastu) spuszcza z tonu, i chyba nawet do tej pory nie wie o co Jej chodziło ... To po co ta rozpierducha, i po co Twoje uwagi do mnie, nie na temat?
Elatroska jest tu tylko symbolem, więc nie odnośmy się do Niej. W tym poście uczestniczy 8-10 osób. Wyobraź sobie, że siedzimy przy wspólnym stole. Niektórzy rozwiązują to tak: 1 mówi, 9 słucha, a najwyżej ktoś się odnosi do tego 1-szego. W innym przypadku mówi kilka osób na raz i nikt nie słucha. Na Twoim blogu prawie nikt nie mówi (o poście i komentarzach), za to wszyscy się dzielą na 2 osobowe grupy i rozmawiają o kutasach, albo tp. tematach.
Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że "pyskówki i wypociny" przykryły Ci ponad 90% interesującego tematu? To po co w ogóle piszesz? Rób tak jak Korwin Mikke na dawnym onetowskim blogu, otwórz temat, podaj jedno krótkie zdanie, gwizdek, i obserwuj napierdalankę. Tam nieraz było 700-800 komentarzy, przy 40 tys. wejść dziennie. I tylko ci co chcieli pogadać z JKM wchodzili na logówkę, albo do "psychiatryka" (Salon24) i gadali, bo tam JKM wypadało się pojawić. O to, czyli o napierdalankę Ci chodzi?
Nie pojawiłem się na poście, z 7 lutego, bo widzę właśnie tylko tępą napierdalankę. Post jest ogólnikowy, bezimienny, Twoje prawo, Twój wybór. TF powinien to zaakceptować, i uszanować, ale Ty powinieneś wtedy kasować wszystkie komy domyślnie odnoszące się do kogoś. Czyli kasujesz już od pierwszego koma, gdzie pojawia się "dziewczę", i tak jedziesz aż do końca. Wtedy jest O.K. , tu nie ma innych rozwiązań. Albo, albo.
Masz rację, analizuję nie tylko co kto powiedział, ale i w jakim kontekście, bo ... zapominam, że to nie jest blog polityczny, tu wystarczy administrator netu i wszyscy będą chodzili na rzęsach. Sam więc widzisz, że nie pasujemy do siebie. Nie szukam ludzi, ale ich myśli, a tu jakby "echo grzmiało". Będę jeszcze tu zaglądał, mając nadzieję, że coś się zmieni. I też nie zrozum mnie źle, Ty jesteś gospodarzem, i ja nie mam prawa meblować Ci pokoju, skoro jednak pytałeś, to masz odpowiedź i propozycję. W takim stanie jak teraz na ten blog mogą wchodzić tylko Ci, którzy wiedzą kto na kogo pluje, i z której strony lecą talerze.
Życzę powodzenia.
Przeczytałem uważnie co napisałeś i powiem w ten sposób: przekonałeś mnie - nie pasujemy do siebie. Zupełnie do siebie nie pasujemy. A poniżej próbuję to uzasadnić.
UsuńTwoje kryteria dotyczące profesjonalizmu i etyki pisanych tutaj komentarzy są mi zupełnie obce. Nie wiem czym się kierujesz w swojej ocenie. Ja w każdym razie tak nie uważam.
Widzę, że znowu wracasz do jakieś Twojej wymiany opinii z dwiema Paniami, które tutaj komentują. Ciągniesz ten wątek w nieskończoność z podziwu godną wytrwałością na pewno godną lepszej sprawy. Starannie analizujesz niemal każde słowo, kto co powiedział albo czego nie powiedział - to też analizujesz. Człowieku, dla mnie Ty cierpisz na jakąś manię prześladowczą, to jest po prostu chore. Nie dociera do Ciebie, że nie chcę brać w tym udziału. Ty dalej ciągniesz ten wątek zupełnie jakbyś miał klapki na oczach. Ja mam już tego dość, nie chce mi się dalej o tym czytać, czy Ty to rozumiesz?
Jeśli coś Ci jeszcze leży na wątrobie i chcesz to sobie wyjaśnić z dwiema ww. Paniami, to wyjaśnij to w mailach lub na swoim blogu, lub gdzie tylko chcesz, ale nie tutaj, bo w ten sposób robisz tu niepotrzebny rwetes i tylko zaśmiecasz mi bloga. W dodatku to co teraz tutaj robisz, to jest klasyczne obgadywanie za plecami - dlatego czuję się w obowiązku poinformować obie Panie, co się tutaj wyprawia, bo nie chcę, aby się o tym dowiedziały od osób trzecich.
Cd. - w kolejnym komentarzu.
Cd.
UsuńPiszesz mi o pyskówkach, wypocinach i napierdalankach na moim blogu. Ciekawe. Bo dla mnie jedyną osobą, która wywołuje tutaj te rzeczy jesteś właśnie Ty. Nikt inny mi tu żadnej siary na blogu nie robi. Tylko Ty mnie krytykujesz za poziom komentarzy, tylko Ty mi wypominasz te napierdalanki. Nie wiem, czy Ty jesteś aż tak zakręcony, że nie widzisz, iż wytykasz mi napierdalanki, które najpierw sam wywołujesz?
Radzisz mi, abym albo zostawił komentarze moich Gości same sobie, albo zaczął je hurtowo kasować. Nie mam zamiaru skorzystać z Twoich rad. Dla mnie jest dobrze tak, jak jest teraz. To jest otwarty blog, gdzie każdy może komentować, pod warunkiem, że nie zrobi z tego bloga blogochlewika /vide -kolejny post/. Ludzi komentują jak chcą, nikomu nic nie narzucam. Pragnę, aby komentujący czuli się tutaj swobodnie i nie mieli obaw, że ktoś ich za to ofuka, czy też obrzuci błotem. Z kolei ze swojej strony staram się wywiązywać z roli gospodarza, który dba, aby tak właśnie było. Staram się rozmawiać z moimi Gośćmi, aby mieli poczucie, że są tutaj zawsze mile widziani. I nie staram się wchodzić w rolę żandarma, który kontroluje każde słowo i stale trzyma komentujących za gardła, aby wygłaszali tylko i wyłącznie etyczne i profesjonalne komentarze - niech mówią co chcą, wszak dzieci tutaj nie komentują, a dorośli odpowiadają za swoje słowa. Przy tym - co ciekawe - mnie jakoś do tej pory nikt nie zamykał tego bloga. W przeciwieństwie do Ciebie nie miałem z tym nigdy żadnych problemów. Nigdy też nie wprowadziłem tutaj moderacji komentarzy, co Ty wprowadziłeś na swoim blogu. Z doświadczenia wiem, że robią to głównie te osoby, które mają wrogów w blogosferze i obawiają się złośliwych komentarzy, w których wrogowie mieszają je z błotem. Ja nie mam się czego obawiać. Za chwilę wyjadę w świat bez dostępu do netu, a ten blog zostawię otwarty. I nie mam obaw, że ktoś tutaj wejdzie i zmiesza mnie z błotem, bo ja nie daję do tego powodów. Potrafię rozmawiać ze wszystkimi zachowując należny takt i szacunek do mojego rozmówcy. Widać to chociażby w kolejnym poście, gdzie komentują różne osoby znane na innych blogach z niewyparzonego języka. Rozmawiam ze nimi wszystkimi i rozmawia nam się całkiem spokojnie i swobodnie, bez żadnych inwektyw, insynuacji i wycieczek osobistych. Czyli, jak widać - można.
I to by było na tyle. Za chwilę poinformuję obie zainteresowane Panie co się tutaj dzieje. Być może będą chciały jeszcze coś dodać, chociaż żadnej słownej "napierdalanki" się tutaj raczej nie spodziewam - wszak obie Panie przeczytały mój kolejny post i sądzę, że nauka nie poszła w las. Ale jak usłyszysz jeszcze parę cierpkich słów, to wiedz, że sam sobie jesteś winien. Kto sieje wiatr, zbiera burzę.
Pozdrawiam.
Hmm, widzę, że Ciebie prawda też boli.
UsuńGdybym cierpiał na manię prześladowczą, to pewnie od prawie roku (data komentarzy) po nocach bym nie spał, tylko gonił obie panie po blogach, a ja po prostu przestałem na tamtym blogu bywać. Tutaj spotkałem Je przypadkowo, a Ty udajesz, że tego nie dostrzegasz.
Ciągnę ten temat, bo na szczęście Kira go nie wykasowała, jak to robiła z innymi. A więc każdy może zobaczyć reakcję Anody-Katody, i jej zmienność poglądów, czyli to szufladkowanie, i poznać przyczyny naszego sporu, który już jest nieistotny, z powodów których też nie chcesz dostrzegać. Jeżeli chcesz to mogę spór z An-Ka zamienić na Twój o policjantach, albo na PKanalii, będzie podobnie! Nie moja wina, że nie czytacie komentarzy ze zrozumieniem.
W dalszym ciągu nie dociera do Ciebie to, że nie ja zacząłem, tylko Kira skierowanym do mnie komentarzem?
Nie mam zamkniętego bloga, w każdej chwili możesz tam wejść i napisać: "ty ch...", i to zostanie do czasu najbliższego sprzątania. Jest jakaś opcja dla pierwszego komentatora, ale to nie ode mnie zależy, ja otwieram dla wszystkich, chociaż nygus jestem i większość spławiam.
Piszesz, że "robię Ci siarę na blogu", dziwne, bo dotyczy to tylko tego posta, na inne nie wchodzę, z przyczyn, które już opisałem.
Ja już dawno ustąpiłem prawie wszystkim Twoim komentatorom (poza Dibeliusem i PKanalią), a Ty mnie nie odpuszczasz. Czyżbyś więc uznał, że nie jestem "głupszy od Ciebie" - to Twoja rada.
Jeżeli sądzisz, że sprowokujesz mnie do wymiany zdań to się mylisz, bo nie ma z kim ich wymieniać. Ale chciałbym ja się mylić, czekam więc na te Panie, trochę sobie poczytam. A może nawet nie będę czytał.
I to by było na tyle ...
Mylisz się. Żadna prawda mnie nie boli. A to co nazywasz "prawdą" to są tylko Twoje wymysły i nic poza tym.
UsuńNuży mnie już ta dyskusja, poza tym wszystko co miałem do powiedzenia napisałem już w poprzednim komentarzu.
Jak widzę obie Panie też już nie mają ochoty na kontynuowanie z Tobą dyskusji, bo pewnie wiedzą, że to i tak do niczego nie doprowadzi poza bezsensownym biciem piany. Ja też mam takie odczucie, że zaczynam bić z Tobą pianę, dlatego jutro mam zamiar zamknąć komentarze pod tym postem.
Z uwagi na brak argumentów, nie skomentuję.
UsuńDziękuję za dyskusję i żegnam.
UsuńMasz racje..., ale Twojego prawdziwego smiechu nigdy nie uslysze na Twoim blogu... Moge napisac, ze Judyta z bloga, to tylko jej czesc... W zyciu realnym jest wiecej tej calosci czlowieka, zdecydowanie.
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Judyta
"Masz racje..., ale Twojego prawdziwego smiechu nigdy nie uslysze na Twoim blogu..."
UsuńNie mów "hop" Judyto, bo przychodzą mi do głowy różne pomysły na dalsze blogowanie i być może kiedyś Cię zaskoczę :)
Z tą całością człowieka w realu to pewnie masz rację, na pewno łatwiej jest nam tam pokazać pełnię naszego człowieczeństwa, tutaj w wirtualnym świecie jest to trudniejsze.
Serdeczności :)
Smurffie,
OdpowiedzUsuńMasz jak zwykle słuszność. Kontakt w realu i necie jest inny, ale nie można a priori wartościować, że ten pierwszy jest głębszy, bogatszy. W realu znamy wiele osób, ale kontakty na ogół są powierzchowne, rozmawiamy na tematy rutynowe i banalne. W necie właściwie nie znamy osób kryjących się za nickami, ale niekiedy kontakt jest bardzo poznawczy, intelektualny, czasami emocjonalny.
Problemem jest jeśli niektórzy zaczynają "hasać" w necie, albo jeśli niektórzy mają "sto nicków".
To prawda Dibeliusie. Czasem kontakt wirtualny jest znacznie głębszy niż ten w realu, a ludzie poznają się z zupełnie innej strony, tej którą w realu niechętnie pokazują. Stąd jest czasem mowa o tzw. "porozumieniu dusz", którą wirtual nieraz potrafi znacznie ułatwić.
UsuńCo do "hasania"... niektórzy zaczynają hasać, inni mają sto nicków, jeszcze inni zaczynają obrażać, ciskać się, miotać obelgi, itp. Ale moim zdaniem w realu bywa podobnie, nie ma tutaj /w wirtualnym świecie/ niczego, czego nie moglibyśmy doświadczyć wcześniej w realu.
Witam Dibeliusie
UsuńPrzypuszczam, że "hasanie" po blogach nie było kierowane w moją stronę. Ale ponieważ tutaj już chyba nie zawitam, więc dwa wyjaśnienia:
1#
Nie "hasam", chociaż chodzę za linkami tych, których poglądy wyrażone w komentarzach sam akceptuję. Dlatego chętnie czytam Twojego bloga, ale nie komentuję z uwagi na różnice światopoglądowe (jestem agnostykiem).
2#
Używam trzech nicków: anzai (anzai.blog.onet.pl), Anzai (foto-anzai.blogspot.com), i Andrzej Rawicz (legionypolskie.blogspot.com), ale tylko dlatego, że blogi te zasadniczo różnią się treścią (polityka, fotografia, historia). Masz jednak rację, że jest to problem, gdy ktoś celowo miesza nickami.
Pozdrawiam
@ Anzai.
UsuńNie wiem czy zaglądałeś ostatnio na bloga Dibeliusa. Tam jest teraz taki "kocioł", że nie wydaje mi się, aby Dibelius używając słowa "hasać" miał na myśli akurat Twoją osobę.
Tam faktycznie "hasają sobie" co niektórzy blogerzy i szczerze mówiąc podziwiam Dibeliusa, że niezrażony próbuje jakoś nad tym żywiołem zapanować.
@Anzai,
UsuńPotwierdzam, że nie miałem na myśli Twojej osoby. Ale dziękuję za podanie przejrzystej informacji.
Pozdrawiam
@Smurff
UsuńDzięki za przypomnienie. Byłem u Dibeliusa, ale nie komentuję, bo kiedyś ze Starym Niedźwiedziem stoczyłem śmiertelny bój, i teraz jesteśmy w wirtualnej przyjaźni. Nie zgadzam się z nim, ale podyskutować warto, bo to inteligentny człowiek, i wie co mówi (też jak ja belfer, a to najgorsza przypadłość). ;)
No proszę, ile nagle belfrów znalazło się na tym moim blogu... a przecież pisałem już kiedyś, że nie cierpię nauczycieli ;)
Usuńfaktycznie męczy Cię ten temat...kiedyś się wypowiadałam, dzisiaj raczej dalej twierdzę że kontakty wirtualne nie są szczytem marzeń i pomimo wielu zalet mają też duże wady, to coś w rodzaju stanu przejściowego / wyjątkowego podobnie jak podczas choroby, czyli w stanie wyjątkowym bo nie ma innej możliwości lub kontakt bezpośredni może być krzywdzący dla drugiej osoby, wtedy kontakt wirtualny jest niezastąpiony ale czy odżywianie sterylną kroplówką może zastąpić domowy obiadek?
OdpowiedzUsuńco do nicków, to masz rację, że jest bez różnicy czy ktoś się nazywa Binladen czy Rumcajs i skoro z nim rozmawiam to jest dla mnie interesującym człowiekiem, tak samo bym zrobiła w realnym świecie, ale już nie bardzo rozumiem dlaczego ukrywa się pod nickiem, fakt, przyjmuję że w internecie może być formą literacką i czasem nick bardziej charakteryzuje człowieka niż jego imię, ale jeżeli w poczcie prywatnej dalej używa nicka, to we mnie budzi podejrzenie oszustwa, tak jak by bał się być dla mnie prawdziwym, być może dlatego rzadko korzystam z kontaktów mailowych z blogerami, bo jeżeli ktoś chce być prawdziwy to sam do mnie napisze a jeżeli zostaje w świecie wirtualnym to musi mi wystarczyć czytanie bądź komentowanie, jednak cenię sobie te blogi w których ludzie pokazują więcej siebie, to pomaga moim zmysłom stworzyć mniej przekłamany obraz i mogę rozmawiać jak z człowiekiem któremu patrzę prosto w oczy a nie z duchem, który się rozmywa jak mgła o świcie! to są dla mnie wiarygodne osoby, być może jest to kwestia szacunku do drugiej osoby a nie tego czy to się dzieje wirtualnie czy realnie.
A teraz przeczytam swoje stare komentarze i sprawdzę czy zmieniłam zdanie w tym temacie :P
Nie Makowa, z pewnością nie zmieniłaś zdania :)
UsuńDobrze pamiętam Twoje zapatrywania w kwestii wirtualnych kontaktów i sądząc z Twojego komentarza nic się pod tym względem nie zmieniło :)
Cały czas coś mi w tej kwestii "trzeszczy" /tak to ujmę/ biorąc pod uwagę Twoją aktywność wirtualną /bo widzę w tym sporą sprzeczność/, ale ten temat już nieraz wałkowaliśmy i /jak zwykle/, każde za nas na koniec dyskusji pozostawało przy swoim zdaniu :)
tylko starość trzeszczy :)
UsuńAaaaa, czyli to moja starość zaczyna trzeszczeć... dzięki Makowa, że mi wreszcie wyjaśniłaś tę kwestię ;)
UsuńSmurfie zawsze i wszędzie widzę najpierw człowieka a to że w necie czy w realu okaże się on czasami kutasem...niestety ale takie jest życie.
OdpowiedzUsuńNo cóż... takie jest życie, Luśka...
UsuńAleż skąd! Zawsze za nickiem kryje się przede wszystkim człowiek. I m in. dlatego, pomimo mojej nieobecności wciąż o Tobie pamiętam :)
OdpowiedzUsuńMiłego wieczoru :)
Witaj :)
UsuńJa też o Tobie nie zapomniałem i wiedziałem że zaglądasz - chyba jakimś szóstym zmysłem czułem Twoją obecność na tym blogu :)
Miłego :)
Dziękuję za pamięć. To miłe :)
UsuńNo proszę. Czyli nie mogę się łudzić, że myszkując po cichutku na Twoim blogu będę niezauważona - bo albo telepatia, albo któryś z kobiecych pierwiastków Ci zawsze podpowie? :)
Dobranoc :)
Coś w tym rodzaju :)
UsuńSam nie jestem pewien, czy to moje odczucie mam bardziej złożyć na karb telepatii, czy raczej tych moich kobiecych pierwiastków :)
Dobranoc :)
Hmmm, Smurffie, gdybym miał takie dylematy, to bym się otworzył. W końcu większość tych, którzy tutaj piszą mają swoje konta na różnych portalach i dyskutują otwarcie.
OdpowiedzUsuńkacper
Myślę, że to nie ma aż takiego znaczenia, czy jestem całkiem otwarty, czy też bloguję anonimowo. Stosunek do ludzi nie zależy od tego, czy ktoś jest otwarty, czy nie. Można być otwartym i mieć inne osoby "w głębokim poważaniu" i vice versa...
UsuńCzyli mówisz, że ktoś kto do Ciebie wpada, stara się Ciebie poznać, robi to po to by Cię mieć w głębokim poważaniu? Przyznaję nie rozumiem.
UsuńBywa i tak jak napisałeś, chociaż to raczej wyjątki. Ludzie są różni i trudno jest w tej kwestii generalizować. Niemniej jeśli ja miałbym podsumowywać moje dotychczasowe odczucia związane z 7-letnim blogowaniem, to są one z reguły bardzo pozytywne.
Usuń