Witaj Miły Gościu na pokładzie Linii Lotniczych "Smurffair". Rozgość się tutaj - mój wirtualny barek jest zawsze obficie zaopatrzony ;) Życzę wyłącznie miłych lotów i wielu przyjemnych wrażeń!

piątek, 6 lutego 2015

Jaś i jego "potrzeba samorealizacji".

Wczorajszy post Eli przypomniał mi podobną historię, jak to ogół dzieci miał cierpieć kosztem pojedynczego dziecka.

Było to parę lat temu, kiedy jeden z moich synów chodził do przedszkola.
Ogłoszono spotkanie z rodzicami. Stawiłem się więc.

Prelegentem była pani psycholog. Od jednej z zaprzyjaźnionych mam dowiedziałem się, że celem spotkania jest rozwiązanie problemu związanego z agresywnym zachowaniem jednego z dzieci. Nazwijmy go Jasiem. Jaś atakował inne dzieci w swojej grupie, a czasem atakował też panie wychowawczynie, które miały opiekować się tą grupą.
Na szczęście nie była to grupa mojego syna, ale nadstawiłem ucha z ciekawością, bo byłem ciekaw co na to pani psycholog.

No i się zaczęło.
Rodzice usłyszeli "o potrzebie akcentowania własnego ego", "dążenia do samorealizacji", "naturalnej potrzebie wyzwalania emocji", itp. "drętwych psychologicznych gadkach", jak je prywatnie nazywam. Najwięcej zaś uwagi pani psycholog poświęcała "potrzebie samorealizacji" agresywnego Jasia. 
I nic ponadto - ani słowa, jak ten problem załatwić. Zdaniem pani psycholog Jaś po prostu musiał tłuc inne dzieci, bo taką właśnie miał "potrzebę samorealizacji".
Na koniec pani psycholog zapytała, czy są jakieś pytania. 
O dziwo, nikt się nie zgłaszał.

Nie wytrzymałem. Czasem tak mam, że po prostu nie daję rady wytrzymać :)

Wstałem i powiedziałem, że nie wiem czemu to spotkanie miało służyć, bo przecież problem nie został załatwiony. Dodałem, że nie jest to mój problem /bo syn był w innej grupie/, ale gdyby tak było, to stanąłbym na głowie, aby mój syn nie był z Jasiem z jednej grupie, bo to by zagrażało jego bezpieczeństwu. Natomiast tłumaczenia pani psycholog o "potrzebie samorealizacji" Jasia tego bezpieczeństwa mojemu dziecku nie zapewnią, a więc ta prelekcja niczego w tym zakresie nie załatwia.

Moje wystąpienie okazało się kamykiem, który poruszył lawinę.
Kolejni rodzice zabrali głos i okazało się, że pani psycholog została sama ze swoimi teoriami.
W efekcie wręcz wymuszono na dyrektorce przedszkola, że Jaś pozostanie pod opieką specjalistów do czasu wydania orzeczenia, czy może przebywać wśród rówieśników.

Od tego czasu gdy czytam lub słucham opinie psychologów o "naturalnej potrzebie wyzwalania emocji" i "potrzebie samorealizacji" od razu przypomina mi się tamta historia z Jasiem :)


37 komentarzy:

  1. Należy chyba wyodrębnić dwie sprawy - rzeczywistą potrzebę samorealizacji potrzeb/ talentów itd. co i tak może być uciążliwe dla otoczenia (np. gra na instrumencie w blokowym mieszkanku) z popapranym psychologicznym alibi dla patologicznych zachowań. Tak czy siak- żadna nie powinna się odbywać kosztem reszty społeczności. A ta pani psycholog chyba sama wymaga pomocy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie o to mi chodzi, niech się Jaś samorealizuje, ale dlaczego ma to robić kosztem innych dzieci?

      Usuń
  2. pani psycholog nie zastanowiła się nad tym,że to klasyczny przykład agresji,byc może wywołanej złymi stosunkami w domu,bo dziecko nie tak się samo realizuje,jak wyrzuca na zewnątrz to,co jest może tłumione w domu...i tu może byc głębszy problem...a nic nie poradziła,że może samorealizację Jasia wypadałoby nakierunkowac w stronę inną niż agresja?...po co w takim razie ta jałowa dyskusja z panią psycholog,która niepotrzebnie się wysilała,potwierdzając fakt,a nic nie radząc??????

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to. Niczemu nie zaradziła, tylko poględziła i zmarnowała rodzicom czas. Czyli to było takie przelewanie z pustego w próżne.

      Usuń
    2. ja bym też wstała i zapytała...jakie pani psycholog ma pomysły na inny sposób samorealizacji dziecka...bo gdyby tak robiło 50 procent dzieci w tej klasie,to co ona na to...jak wyobraża sobie pracę nauczyciela w takiej klasie...

      Usuń
    3. A co by było, gdyby 100% dzieci się w ten sposób "samorealizowało"?
      To by był dopiero "młyn" w tym przedszkolu - ciekawe co by wtedy powiedziała pani psycholog :)

      Usuń
  3. Kolejny przykład, że większość psychologów to ludzie, którzy wybrali te studia, bo mieli problemy psychiczne. Po ukończeniu studiów okazuje się, że nie okazali się zdolni do naybycia rzetelnej wiedzy i umiejętności, a problemy psychiczne nadal pozostały.

    Taka tępa istota idzie do pracy np. w przedszkolu. Nie zna, nie czuje, nie rozumie dzieci za to przypomina sobie jakąś teoryjkę, którą liznęła na studiach. I otoczona autorytetem dyplomu z psychologii lansuje tę teoryjkę, kompletnie nie przystającą do kontekstu i rzeczywistości.

    Państwo powinno zaprzestać finasowania takich debilnych kierunków studiów. Rynek pracy i uczelnie prywatne dałyby większą szansę wykształcenia fachowców z powołaniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kira, to cudowne, że się czasami zgadzamy :)

      Usuń
    2. Coś w tym jest co piszesz Dibeliusie. Wydaje mi się, że na studiach tego typu zbyt wielką wagę przywiązuje się do teorii, a zbyt małą do praktyki, co daje później opłakane skutki.

      Usuń
    3. uczelnie prywatne nie...to byłoby nauczanie za kase bogatych tatusiów...i też teoretycy by wyszli...
      zresztą po każdych studiach wychodza teoretycy,to młodzi ludzie,nie mają z racji swoich lat jak nabyć praktyki,ale powinny je zdobywać...a nie od razu zapraszani być jako specjaliści od problemów...

      Usuń
    4. Rzecz w tym, że oni po studiach są tak naładowani teorią, że ta teoria przesłania im rzeczywistość i zamiast popatrzeć na świat realnie, zaczynają snuć te swoje teorie, które ich przepełniają.

      Usuń
  4. kłamać to ta pani psycholog nie kłamała, tyle że poprowadziła prelekcję na wspomniany temat niczym instruktor jazdy autem, który mówi tylko o pedale gazu, zaś istnienie hamulca i sprzęgła ignoruje...
    pozdrawiać :)...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ...a taka jazda raczej dobrze nie wróży...
      Pozdrawiać :)

      Usuń
  5. Smurfie ty nie byłbyś sobą gdybyś nie zwrócił uwagi w miejscu gdzie sie coś dzieje:))
    mam szacunek dla ludzi którzy maja odwagę zając zdanie tam gdzie inni spuszczają wzrok i choc myślą inaczej nie mówia o tym głośno.
    Utarło sie w ostatnich czasach ze lepiej trzymac gebę na kłódke.pewnie tak jest jednak nie zawsze.
    jeśli chodzi o dzieci które sprawiaja problemy nie jestem za tym zeby je izolować ponieważ jedni pozbywaja sie problemu ale drudzy znowu go mają.Takim dzieciom potrzeba poświęcić zdecydowanie wiecej czasu i tłumaczyć.No tak ale rodzice nie maja czasu ,nauczyciele tez wiec pozostaje pani psycholog która czesto opiera swoja wiedzę tylko i wyłacznie na tym co przeczytała w książkach.Kiedy słyszę słowo psycholog to odrazu przypominam sobie jak w podstawówce był przerabiany jakis wiersz i pytanie nauczyciela :Zastanówcie sie teraz proszę i odpowiedzcie co autor miał na myśli piszac ten wiersz? Tak też jest z psychologiem.Odpowiedzi może być wiele ale kurcze która dobra:)
    Dawno cie nie uściskałam więc teraz to robię:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem załamuje mnie podejście psychologów do pewnych problemów, bo niestety, ale nie zdając sobie sprawy, ale stosują w swych wypowiedziach teorię, a nie doświadczenie z praktyki. Np. przekonania o tym, kiedy dziecko powinno definitywnie się odpieluchować, pochodzi z czasów tetrówek, a to o tym, kiedy powinno zacząć solidnie mówić, z czasów dziesięciominutowych wieczorynek i braku komputerów w 99,9% przeciętnych domów

      Usuń
    2. Luśka, czasem mnie po prostu trafia, wtedy już nie wytrzymuję i wygarniam, co mi leży na wątrobie - w takich momentach bywam aż nazbyt asertywny :)
      To prawda, takim dzieciom powinno się poświęcać więcej czasu niż innym, sęk w tym, że tego czasu na ogół brakuje i rodzicom, i wychowawcom w przedszkolu. A takie drętwe psychologiczne gadki jak tej pani psycholog też niewiele w takich sytuacjach pomagają.
      Odściskowuję :)

      Usuń
  6. Smurffie, mamy takie czasy, kiedy panuje moda na pewne słowa:
    - kultowy / kultowość
    - asertywność
    - kreatywność
    - samorealizacja / realizowanie się w... / jako...
    - zjawiskowy/-a
    Często dostaję wysypki uczuleniowej, kiedy słyszę je w nadmiarze.
    Faktem jest jednak, że "samorealizacja" jednego człowieka, niezależnie od jego wieku, nie ma prawa zagrażać bezpieczeństwu innych ludzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, niektóre słowa są teraz jakby na topie, to chyba coś w rodzaju językowej mody :)
      Samorealizacja Jasia sama w sobie mi nie przeszkadza, ale jeśli ta samorealizacja ma przebiegać kosztem całej grupy, to ja mam gdzieś taką samorealizację razem z panią psycholog, która wygłasza takie teorie :)
      Co do tych "przedpotopowych" tez, o których wcześniej wspomniałaś - to prawda, wciąż pokutują stare terminy, które były aktualne 20-30 lat temu, gdy nie było jeszcze pampersów i komputerów. Czas je zaktualizować, a nie płoszyć rodziców przytaczając jakieś kompletnie nieaktualne terminy.

      Usuń
  7. zabawne, że potrzebom "samorealizacji" jednostek, nawet tych wybrakowanych, psychologia każe podporządkowywać dobro grupy, nie sądzisz? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sądzę, ale obawiam się, że nie dla wszystkich jest to zabawne :)

      Usuń
    2. Może nie tyle psychologia, ile brak refleksji nad tym co się wie i co jest obserwowane.
      Wiedza często jest oparta o pewne wieloletnie badania, spostrzeżenia i obserwacje.
      Pozostaje jak zawsze -kwestia OSOBY, która z posiadanej wiedzy umie skorzystać lub NIE. I dotyczy to wszystkich ludzi.

      Usuń
    3. Pewnie i nie dla wszystkich, ale cóż - nie nasza to wina :)

      Usuń
    4. @ Weska
      Ależ oczywiście. Zazwyczaj wszystko zależy od ludzi /pomijając zdarzenia losowe/.

      @ Brunet
      Nasza /ludzka, znaczy się/- vide komentarz Weski :)

      Usuń
  8. kiedyś w szkołach były klasy specjalne, teraz uznano, że dzieci nie uznane za chore powinny mieszać się z grupą, co niby wpływa pozytywnie na dwie strony,
    dziecko nadpobudliwe nie powinno być izolowane, a grupa powinna przystosowywać się do inności, co uczy tolerancji...
    w grupie mojego syna był taki uczeń i był z tym problem, ale nie przeszedł do następnej klasy, to inni mieli problem, zanim uznano, że nie jest zdolny do ukończenia szkoły,
    czy taka metoda łączenia dzieci przynosi rezultaty w psychologii, to nie wiem, ale to trudny problem z każdej strony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "dziecko nadpobudliwe nie powinno być izolowane, a grupa powinna przystosowywać się do inności, co uczy tolerancji..."

      Jeśli dziecko jest nadpobudliwe, ale nie zagraża innym dzieciom, wtedy mogę się z Tobą zgodzić. Ale jeśli dziecko jest agresywne wobec innych, jak ten Jasio, bije inne dzieci, wtedy jestem zdecydowanie za tym, aby takie dziecko oddzielić od grupy. Priorytetem w tym wypadku powinno być bezpieczeństwo pozostałych dzieci w grupie, a nie dobro Jasia.

      Usuń
    2. Podpisuję się pod Twoją wypowiedzią, Smurffie. Oczywiście - dzieci muszą poznać różnorodność, uczyć się tolerancji - jak najbardziej, ale są też granice. W swojej podstawówce miałam takiego chłopaka, który terroryzował klasę, też bijąc. Skończyło się to , gdy przekroczył cierpliwość najpotulniejszego i co tu mówić- gapowatego kolegi, który doprowadzony do ostateczności stuknął go na kwaśne jabłko przy aplauzie reszty. Potem dowiedzieliśmy się, że ów agresor miał ojca, który za najdrobniejsze przewinienia bił go i....wsadzał głowę do sedesu :(. Współczucie to jedno, ale poradzenie sobie przez dziesięciolatków z agresją nieszczęśnika to drugie. Zanim ów potulny go wreszcie stłukł przez wiele miesięcy bał się chodzić do szkoły , płakał, gorączkował. Cenę z cudze winy płaciły też i inne dzieci. Chyba nie mamy prawa fundować im takiej szkoły przetrwania.

      Usuń
    3. Chyba faktycznie musiał być doprowadzony do ostateczności skoro aż tak to przeżywał. Aż w końcu się przełamał z korzyścią dla reszty dzieci. Mam nadzieję, że to zdarzenie bardzo mu pomogło wzmocnić się psychicznie, takie sukcesy czasem potrafią niebywale uskrzydlić.

      Usuń
  9. W szkole mojego syna również miałam przykład takiego Jasia- w drugiej czy trzeciej klasie podstawówki przyszedł do nich mały "geniusz" , dziecko, które przeskoczyło jedną klasę. Dzieciak był z bardzo prostej rodziny- ma to znaczenie dla dalszego ciągu . Dziecko rzeczywiście bystre, lecz kompletnie niedojrzale emocjonalnie i nieprzystosowane społecznie. Przyjęty przez klasę bardzo serdecznie, potem dał się we znaki, plując, sikając na książki, waląc znienacka po głowach, wrzucając tornistry do ubikacji- oszołom po prostu. Trudno się dziwić, że dzieciaki go znienawidziły i nie pomogły żadne tłumaczenia, perswazje- konflikt naislił się. Głupia matka w rozmowie z rodzicami zarzuciła, że to rodzice z zazdrości o posiadanie genialnego potomka (SIC ! ) nastawiają swe dzieci przeciw jej niewinnemu aniołkowi. Pierwsza odzyskałam glos. Końcowym akcentem mojej spokojnej przemowy było " a dopiero czas pokaże, czy jest powód do zazdrości". Były to prorocze słowa, ale to już inna bajka. Clou wypowiedzi było jednak takie, że nawet do największego "geniusza" żadna grupa się nie musi dostosowywać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Twojego opisu wynika, że genialne dzieci wymagają ofiar... żartuję oczywiście :)

      Usuń
    2. Szkoda, że ze strony otoczenia. To dziecko zresztą było przykładem ofiary ambicji swoich rodziców (którzy , sami bez wykształcenia i zawodowych kwalifikacji zachłysnęli się posiadaniem takiego samorodka a nie potrafili spostrzec zagrożeń) i głupoty psychologów, którzy pominęli jego kompletną niedojrzałość emocjonalną i wyrwali z grupy rówieśniczej. Smutny epilog był taki, że owa genialność okazała się rozpoznaniem na wyrost i po kilku latach zaczął tez intelektualnie odbiegać od rówieśników, tym razem in minus. Z tego co wiem, jego edukacja zakończyła się szybko i powielił los swoich rodziców, co zapewne i dla niego , i dla nich musi był traumą po tak obiecującym początku. I jak rozumiem owych rodziców , bo oni naprawdę nie mieli żadnej wiedzy na ten temat, to psycholog jest nie do wytłumaczenia.

      Usuń
    3. Masz rację, rodzice mieli prawo zachłysnąć się jego rzekomą "genialnością", ale psychologów to już absolutnie nie tłumaczy.
      Myślę, że tak naprawdę zrobili krzywdę i temu dziecku /może takie irracjonalne zachowanie było właśnie pośrednim skutkiem jego rzekomego geniuszu/, i jego rodzicom - niepotrzebnie rozbudzając ich nadzieje odnośnie "świetlanej przyszłości" syna.

      Usuń
  10. Jestem nauczycielką od 1982 roku w różnych kategoriach szkół, mam mnóstwo doświadczeń i nadal na posterunku, hehe. Powiem tylko, ze jak w kazdym zawodzie jest pewien procent psychologów idiotów też , ale stwierdzę zarówno z przekonaniem, że psycholodzy szkolni i ci z poradni robią dużo dobrego i najlepszego dla dzieci i ich rodziców. Bez nich oni nie byliby w stanie przetrwać.
    Tzw. common sense czyli po prostu zdrowy rozsądek jest potrzebny rodzicom, a niektórzy to tylko biedni, głupi ludzie i trzeba im pomóc. A dzieci są bezwzględne. Moi niektórzy uczniowie mają juz ponad 40 lat i nawet nieliczni mają już wnuki!!! Nie uwierzycie, ale w ich wieku 13-15 lat wiedziałam, co i kto z nich wyrośnie. Nie pomyliłam się w warstwie pewnych klas społecznych. Mam porównanie i wiedzę. Też mialam takiego idiotę w swojej klasie- syna nawiedzonej pani psycholog jak w opisywanym przykładzie. Bo taki genialny, a dzieci go nie lubią. Jeszcze nazwisko miał denerwujące i do ośmieszania. Myślmy o swoich dzieciach i walczmy o nie, ale niech widzą różnorodność, bo w życiu się z tym zetkną.
    I ta biedna pani psycholog umierała nie tak dawno na ciężką chorobę nowotworową, wszyscy jej zapomnieli jaką była idiotką, synek / chowany bez ojca/ odnalazł się w życiu, oryginałem, odszczepieńcem nadal pozostał, skończył studia humanistyczne i zajmuje się podobnymi osobnikami w stowarzyszeniach na rzecz.
    C`est la vie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawa historia z niespodziewanym epilogiem.
      I tak sobie myślę - może "swój" "swego" lepiej rozumie?

      Usuń
    2. Bardzo ciekawa wypowiedź..., jednak nie do końca mogę się z nią zgodzić..., bo nie wszystko w życiu jednak da się przewidzieć. :) Mam na to wiele dowodów z życia wziętych. Ale tylko taką uwagę mam do tej wypowiedzi. :)

      Usuń
  11. No cóż... nie wiem, czemu służą takie prelekcje psychologów... Mam czworo dzieci, teraz dorosłych, ale jakoś nie narzekają na brak możliwości samorealizacji... Jednak mam też 3 wnucząt i najstarszy 4,5 latek też chodzi do przedszkola. Dlatego ten temat jest mi bliski może z lekko innego punktu widzenia. Śmiem twierdzić, jako babcia /jako mama już się nie wypowiem, bo za późno/, że to niektórym rodzicom potrzebne są prelekcje psychologa... Nie dzieciom - one przejmują wzorce od nas - dorosłych. To nasza niekonsekwencja, nasze pobłażanie niepokojących zdarzeń jeszcze w domu i we wczesnym dzieciństwie i zupełne nieprzygotowanie dziecka do życia w grupie powoduje późniejsze problemy. Ale to nie dziecko - ono jest sobą, po prostu. Tak to wynika z moich wieloletnich obserwacji.
    Kochani... dziecko musi wiedzieć, co wolno, a czego nie wolno - nawet jeśli to boli... Cóż...
    Nie myślcie, ze trzeba bić - trzeba wiele cierpliwości, by tłumaczyć i konsekwencji we własnym postępowaniu. Nie - ma znaczyć nie i kropka.
    Wierzcie mi, że dziecku wtedy też łatwiej. Przecież to jemu jest w takiej sytuacji najtrudniej, kiedy nie jest w grupie akceptowane...
    Mój wnuczek - Piotruś ostatnio przyszedł z przedszkola i mówi do mamy...:
    ,,Mamusia, obiecaj mi, że nigdy nie założysz mi do przedszkola jakiejś bluzki z misiem...., bo się będą ze mnie bardzo śmiać, jak dzisiaj z Adasia. Było mi go bardzo szkoda, bo okropnie płakał... I wiesz? Chciałem ich zbić...." Córkę zatkało... schowała wszystkie rzeczy, na których były takie aplikacje... A były... i dotąd na to nie zwracał Piotruś uwagi. Inne sweterki są z autami... nie wiemy jeszcze, czy to dobrze - może powinien być jakiś Spiderman co najmniej? Taka niby drobnostka..., nie?
    Nie pomoże żaden psycholog...., tylko nasze podejście do wychowania.
    Dziecko jest dzieckiem i wykorzysta każdą sytuację, aby mu było wygodnie i dobrze - tylko dorośli wiedzą, ze to nie do końca dobre wyjście, by mu zawsze ustąpić. Mądrze, ale po dobrym zastanowieniu trzeba wyjaśniać..., ale przede wszystkim samemu dawać przykład, jak w różnych sytuacjach się należy zachować. Dzieci, to bardzo dobrzy obserwatorzy... /czasem - niestety/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani psycholog wygłaszała swoją prelekcję właśnie z myślą o rodzicach, a nie dzieciach, żadnych dzieci przy tym nie było.

      Ciekawa historia z tym Piotrusiem. Ja bym starał się dowiedzieć, dlaczego to przykre zdarzenie spotkało akurat Adasia i dlaczego akurat dotyczyło misia na bluzce... czyli starałbym się dociec przyczyn takiego zachowania dzieci choćby by to, aby starać się im jakoś zapobiec w przyszłości.

      Usuń

Jeśli nie wiesz jak to skomentować, ale koniecznie chcesz zaznaczyć swoją obecność, lepiej wstaw trzy kropki, zamiast goopio gadać :P