MKM powiedziała mi kiedyś, że chyba jestem lekko nienormalny, bo namiętnie lubię oglądać horrory. Odpowiedziałem Jej wówczas, że w takim razie czuję się zaszczycony, gdyż należę do elitarnego grona psycholi, dla których już dość dawno temu stworzono specjalny i do tego bardzo ważny gatunek filmowy.
Faktycznie lubię horrory. Jest w nich coś, czego nie ma w innych filmach, jakaś specyficzna aura, którą lubię. Problem w tym, że od dawien dawna nie widziałem rzeczywiście dobrego horroru. Amerykańszczyzna, w rodzaju "Koszmaru z ulicy wiązów", "Piątku, trzynastego", itp. "przerażacze", stanowiące w istocie krwawe jatki, moim zdaniem tak się ma do dobrych horrorów, jak wyrób czekoladopodobny /wszyscy pamiętający czasy PRL-u dobrze wiedzą o co chodzi/, do prawdziwej czekolady.
Lubię natomiast oglądać stare horrory, przede wszystkim z wytwórni Hammer Films.
A jaki był początek mojego spotkania z tym gatunkiem filmowym? Całkiem podobny, jak w przypadku nieodżałowanego Tomasza Beksińskiego, który kiedyś w swoich refleksjach, zapisanych przez Magdę Łobodzińską w czasopiśmie "Machina", powiedział między innymi:
- Stare horrory dziś już śmieszą. Zresztą powiedzmy sobie szczerze, obejrzałem w życiu tylko jeden horror, na którym się bałem. To była Kobieta wąż, a ja miałem 11 lat.*
No właśnie. Tyle, że ja miałem wówczas 8 lat...
Nie pamiętam, w jakich okolicznościach udało mi się ten horror obejrzeć w TV. W każdym razie jakoś mi się to udało. Nie pamiętam też, czy obejrzałem cały film, ale z pewnością obejrzałem końcówkę, gdzie kamera w końcu ukazuje odmienioną Annę...
Nie dziwi chyba, że potem bałem się zasnąć. Wydawało mi się, że kobieta-wąż, czyli odmieniona Anna czyha na mnie obok łóżka...
Na drugi dzień wcale nie było lepiej. Wciąż spodziewałem się Anny, a to za lekko falującą zasłonką, a to w szafie, a to za każdym załomem muru... Za każdym razem musiałem pokonać w sobie ogromny lęk i zajrzeć w to newralgiczne miejsce, aby się przekonać, że Anny tam jednak nie ma... Całe szczęście, że Anna nie gnębiła mnie mocno w moich snach...
Trwało to dość długo... Myśli o czyhającej na mnie zmienionej Annie ostatecznie opuściły mnie dopiero po kilku latach. Udało mi się całkowicie pokonać w sobie tego potwora, stanowiącego produkt mojej własnej wyobraźni, wyrwanej obejrzanym horrorem z błogiego, dziecięcego spokoju. Na szczęście nie pozostawił on żadnych trwałych śladów w mojej psychice. Nie nabawiłem się żadnych lęków, ani też fobii na tym tle. Natomiast własnie ten film spowodował, że polubiłem horrory... Podobnie, jak w przypadku Tomasza Beksińskiego, film "Kobieta-wąż" był jedynym horrorem, gdzie naprawdę się bałem. Całkowicie zgadzam się w tej materii z ww. charyzmatycznym dziennikarzem, kiedy dalej mówi:
- Od tego czasu jestem jak człowiek, który raz w życiu przeżył orgazm i chciałby po raz drugi ale mu nie wychodzi. Oglądam te horrory maniakalnie w nadziei, że coś mnie wreszcie przestraszy. Ale nic takiego się nie dzieje. Mogę najwyżej siedzieć w napięciu. (..) Zresztą gdyby to ode mnie zależało, komuś, kto byłby na tyle wrażliwy i na tyle młody co ja wtedy, raczej bym tego filmu nie pokazał.*
Otóż to. Jestem absolutnie za zakazem oglądania horrorów przez dzieci, bo znam to doskonale z autopsji...
Już od dawna żadne horrory mnie nie straszą, co najwyżej nieco bawią. Doskonale zdaję sobie sprawę, że należy oddzielić filmową fikcję od realnej rzeczywistości. I tylko ta druga może być czasem przerażająca. Bo wg mnie największym horrorem bywa czasem nasze realne życie. Filmowe horrory to przy tym betka.
*Oba cytaty pochodzą z refleksji Tomasza Beksińskiego zapisanych przez Magdę Łobodzińską w czasopiśmie "Machina" nr 3, czerwiec 1996 - dostępnych w Sieci na stronie: http://www.krypta.whad.pl/html/artykuly_filmowe/pocalunek_kobiety_weza.htm
http://ec1.images-amazon.com/images/I/41f13ckLTyL._SX220_.jpg