Dziś będzie o blogowych komach, komciach lub, jak kto woli, komentarzach.
O tym, że stanowią one jeden z filarów prawie każdego bloga, chyba nie muszę nikogo przekonywać. W tym poście chciałem się skoncentrować tylko na jednym, ale za to bardzo ważnym aspekcie naszych komciów, a mianowicie, na ile powinniśmy być w nich szczerzy, na ile jesteśmy w nich rzeczywiście sobą i przedstawiamy nasz własny punkt widzenia, a nie to, co od nas wymaga, nazwijmy to, blogowa poprawność.
Ten problem wcale nie jest łatwy, ani prosty; bardzo często trzeba znaleźć kompromis pomiędzy swoją szczerością, a obawą przed urażeniem uczuć osoby, do której adresowany jest nasz kom. Wydaje mi się, że zbyt często, chyba ze względów profilaktycznych, zmierzamy w tę drugą stronę, dbając o to, by broń Boże, nie urazić osoby, której post komentujemy. Jednak moim zdaniem, kryje się w tym pewna pułapka - poprzez częste chwalenie i przytakiwanie, tracimy własną tożsamość, stajemy się bezbarwni i zawsze przewidywalni, bo zawsze jednacy - wciąż tacy sami "przytakiwacze". Czasem bywa tak, że tacy "przytakiwacze" zgadzają się z każdym wyrażonym stanowiskiem, nawet, jeżeli ten sam problem jest przedstawiony w sposób diametralnie odmienny na dwóch różnych blogach, a opinie autorów blogów są wzajemnie przeciwstawne, to bywają komentarze "potakujące", wyrażone przez te same osoby na obu blogach. Dla mnie jest to po prostu żałosne, bo świadczy, albo o tym, że tacy ludzie nie mają w ogóle swojego zdania, albo boją się wyrazić swój sprzeciw wobec opinii jednego z autorów bloga, albo też /co jest chyba najbardziej tragiczne/, w ogóle nie czytają postów lub czytają je bez zrozumienia.
Tak, czy owak, pozwolę sobie w tym miejscu na złożyć deklarację, iż nie należę do zwolenników słynnego już powiedzenia Lecha Wałęsy "jestem ZA, a nawet PRZECIW", wyrażanego w komentarzach na blogach i przyznam, że patrzę na osoby wierne tej zasadzie, z pewnym niesmakiem. Zawsze w takich wypadkach zadaję sobie pytanie - czy tacy ludzie, którzy zawsze są skłonni przyznawać komuś rację, potrafią w ogóle mieć jakieś własne zdanie? Rodzi się też kolejne pytanie - czy nie jest czasem tak, że tacy ludzie chcą się po prostu, z jakichś sobie tylko znanych względów, swoimi komentarzami komuś podlizać?
No i z drugiej beczki - zawsze aktualne będzie też pytanie, gdzie w komie kończy się własna szczerość i krytyka, a zaczyna obrażanie i dezawuowanie uczuć odbiorcy komentarza? Czy np. powinniśmy otwarcie pisać, że dany post, czy też wiersz, po prostu nam się nie podoba? Przecież mając w sobie odrobinę empatii, doskonale powinniśmy zdawać sobie sprawę, że taki kom spotka się z dość przykrym odbiorem ze strony adresata.
Np. nikomu nie życzę, aby na swoim blogu przeczytał, taki oto, komentarz.
Znalezienie pomostu łączącego ze sobą te dwie skrajne postawy /z jednej strony nadmierne potakiwanie, z drugiej zaś - szczera krytyka - tj. walenie "prawdą po oczach"/, jest naprawdę bardzo trudne. Tym bardziej, że niektóre osoby, których dotyczy nasza krytyka, dość łatwo się obrażają, bywają też "nadwrażliwcy", którzy naszą krytykę biorą często zbyt głęboko do siebie.
Czy można w ogóle znaleźć jakiś złoty środek w tej kwestii?
Nie wiem.
Właściwie, to Was chciałem o to zapytać...
Co do mnie, to przyjąłem dość zachowawczą taktykę. Na czym ona polega? Jeżeli coś mi się naprawdę podoba, to piszę to wprost lub też daję to do zrozumienia. Ale jeżeli coś mi się nie podoba, to z reguły nie piszę tego otwarcie, bo nie chcę obrażać niczyich uczuć. Oczywiście na ogół, w jakiś tam swój sposób, daję temu wyraz, ale raczej nie bezpośrednio. Jednak nawet dość mocno zawoalowana dezaprobata wyrażona z mojej strony, spotyka się z różnym odbiorem u moich blogowych rozmówców. Niektórzy od razu dają mi wówczas do zrozumienia, że sobie tego z mojej strony, po prostu nie życzą. Jednak czy powinienem się zmienić pod ich wpływem? Czy pisząc w komentarzach nie to, co naprawdę myślę, nadal będę prawdziwy? Czy nadal będę sobą?
Moim zdaniem nie - dlatego w takich przypadkach wolę nie pisać niczego, niż pisać nieszczere komentarze, a w nich nie to, co naprawdę myślę.
Ciągle też głowię się nad innym pytaniem - czy stosując opisaną taktykę, jestem naprawdę szczery? Myślę, że jednak nie do końca, ale w końcu jakiś kompromis pomiędzy tym, co naprawdę myślimy, a tym co piszemy w komentarzach, moim zdaniem musi być zachowany.
Moim nadrzędnym mottem, które już nieraz wyraziłem na różnych blogach, jest teza, iż "każdy ma prawo do wyrażenia swojej własnej opinii". Zawsze staram się korzystać z tego prawa, ale w taki sposób, aby nikogo nie obrazić, ani też nie urazić niczyich uczuć. Być może nie zawsze mi się to udaje, ale zawsze takie są moje intencje.
A jaka jest Wasza dewiza w tej kwestii?