Akt II
Scena 1
Scena 1
Mała gliniana lepianka pewnej Czarownicy usytuowana na Bajkowej Planecie.
Pająki łażą po ścianach. Sowa siedzi w kącie i złośliwie łypie ciemnymi oczami. Wielki czarny kot wygrzewa się na przypiecku. Na środku izby siedzi Czarownica i oczywiście odczynia złe uroki /cokolwiek by to miało znaczyć/.
Nagle przez otwarte okno wlatuje jakiś wielki nietoperz.
Pająki łażą po ścianach. Sowa siedzi w kącie i złośliwie łypie ciemnymi oczami. Wielki czarny kot wygrzewa się na przypiecku. Na środku izby siedzi Czarownica i oczywiście odczynia złe uroki /cokolwiek by to miało znaczyć/.
Nagle przez otwarte okno wlatuje jakiś wielki nietoperz.
- Witaj Smurffie - przyjaźnie wita się Czarownica nawet nie podnosząc głowy - cóż to cię sprowadza? Jej głos był dość mocno skrzeczący, jak to zwykle u czarownic bywa.
Faktycznie, w tym momencie wielki nietoperz zamienił się w dobrze znanego nam już czarnoksiężnika.
Smurff nie pytał, skąd wiedziała, że to akurat on przyleciał - wiedział, że Czarownica wie naprawdę bardzo dużo, już niejeden raz miał okazję się o tym przekonać.
Zamiast tego, natychmiast po swojej przemianie ze złością kopnął wstrętną pomarszczoną zgniłozieloną ropuchę, która akurat wypełzła spod zapiecka.*** Ropucha zatoczyła w powietrzu pięknego loba i z głośnym pluskiem wpadła wprost do garnka z gotującą się zupą.
- Pięęękny strzał Smurffie... będzie zupa z wkładką, hehe... ale czemu jesteś taki zły? - zapytała spokojnym głosem.
- Aaa, bo to zła kobieta była...
- Kobieta? Jaka kobieta?
- No... Wróżka... Zła Wróżka, znaczy się - odparł zgorzkniały Smurff.
Czarownica, na dźwięk tych słów od razu podniosła głowę.
- Smurffie, a czy ty nie jesteś czasem kompulsywnym neurotykiem? - spytała patrząc na niego spode łba, przez co musiała na chwilę przestać odczyniać złe uroki /cokolwiek by to miało znaczyć/.
- I tu mnie masz, Czarownico - Smurff uśmiechnął się posępnie - ale skąd o tym wiesz?
- No bo wiesz Smurffie, kobietą się czasem bywa, ale czarownicą jest się zawsze - zarechotała złośliwie i zaraz potem zamieniła się w wielką, zieloną ropuchę.
- Tylko nie próbuj mnie teraz kopać, jak to zrobiłeś z tym poprzednim ropuszyskiem, bo nie tylko noga ci od tego uschnie, ale wszystko od pasa w dół - zarechotała nagle znad podłogi.
Smurff, słysząc te słowa, pobladł mimo woli - perspektywa, że wszystko od pasa w dół ma suche, nie była dla niego zbyt zachęcająca...
- Ty mnie lepiej nie strasz, tylko powiedz, co ja mam teraz zrobić z tą Złą Wróżką? - zapytał, odruchowo sprawdzając dłonią to i owo, czy mu aby nie uschło...
- Ooo, to nie będzie takie proste, jak by się na pozór mogło wydawać - Czarownica na powrót przyjęła swoją poprzednią postać -ale zdaje się, że jest pewien sposób...
- To, że nie jest to takie proste, to już sam wiem - ale jestem bardzo ciekaw, jaki to sposób? - Smurff ciekawie nadstawił ucha.
- No to posłuchaj, bo nie będę dwa razy powtarzać - Smurfff na te słowa, nie wiedzieć czemu,od razu przypomniał sobie serial, który swego czasu widział na Planecie Sztywnych Mugoli pt. "Allo czarodzieju! Allo!" - Jakim cudem ci sztywni Mugole wymyślili, aż tak dobry serial? - pomyślał, a tymczasem Czarownica kontynuowała swój tajemniczo brzmiący spicz.
- Musisz... - Moja Droga Czarownico, ja nic nie muszę, bo to, co naprawdę muszę, to tylko jeść co nieco, oddychać, no i od czasu do czasu także wydalać - przerwał jej w tym momencie Smurff - chociaż prawdę mówiąc, bywają też inne rzeczy, które de facto muszę, jak np. płacenie podatków od magii, ale chyba raczej pominę milczeniem ten smutny fakt, gdyż... - Smurffusiu, czy ty jesteś zainteresowany tym, aby odczarować tę Złą Wróżkę, czy tylko tym, aby sobie trochę pofilozofować? - przerwała mu bez ogródek Czarownica.
- Hmm... masz chwilkę Czarownico? Zaraz ogłoszę stosowny konkurs audiotele w tej galaktyce... niech głosują za pomocą gwiezdnych SMS-ów na mój numer 007 /prawda jak znajomo brzmi? /, z końcówką 1 -tak, 2 -nie, 3 - nie wiem, o co chodzi, ale i tak chcę zapłacić, i już za parę godzin, dowiemy się, jak zadecydowała publika, a przy okazji zarobię parę groszy..., - no więc jak? - Smurff klarownie wyłożył Czarownicy swój pogląd na całą sprawę.
- Ty gamoniu jeden! Ty ladaco! Ty nicpotem! A czy ty nie masz własnego rozumu, nie wiesz, czy ci na tym zależy, czy nie?! - wrzasnęła Czarownica, wściekła, jak diabli.
- Co było "potem", bo nie jarzę? - przytomnie zapytał Smurff - oj, widzę Czarownico, że chyba PMS cię na serio dopadł, a może to matka - natura już powoli szykuje u ciebie wyposażenie dodatkowe w postaci klimy? - Smurff zarechotał złośliwie.
Na te słowa, Czarownica aż zzieleniała cała ze złości. Tym razem nie było w tym żadnych czarów. Zieloność była w niej całkowicie naturalna, nie spowodowana ani czarami, ani też żadnymi hennami, tudzież innymi paskudztwami koloryzującymi. Nic, tylko czysta natura.
Powoli, cedząc słowo za słowem, zjadliwie wyszeptała:
- Ty łapserdaku jeden! Ja ci dam!!!
- A co? - Smurff zrobił się jakiś dziwnie dociekliwy...
- Jak się skubańcu zaraz nie zamkniesz, to cię zamienię w starego, wykastrowanego capa i to w dodatku z przetrąconym kulasem! - Czarownica, mówiąc to, dumnie podniosła głowę - a ty, różdżkarzu od siedmiu boleści, na pewno mi w tym nie zdołasz przeszkodzić! - Myślałem, że każdy cap jest wykastrowany, bo inaczej po prostu nie byłby capem - przytomnie zauważył Smurff - no i jeszcze jedno - może sprecyzuj, o jakiego kulasa ci chodzi? Bo jeżeli o tego, pisanego przez "l" w środku, to być może jeszcze jakoś da się z tym żyć... - Powiedz jeszcze tylko jedno słowo, a zaraz sam się przekonasz!!! - wrzasnęła Czarownica głosem pełnym wściekłości - a jeżeli chodzi o capa, to nie zawsze musi być kastratem, ty ciemna maso! Jak nie wierzysz, to sprawdź to sobie sam na czarujących googlach!!! - w tym czasie Czarownica zmieniła barwę z zielonej na granatowo-siną.
- Cóż za cudowna zdolność do mimikry - pomyślał sobie Smurff, ale tylko tak pomyślał, gdyż uświadomił sobie w tym momencie, że każde słowo z jego strony może mieć wprost fatalne następstwa... Dlatego wolał już siedzieć cicho, bo się wystraszył nie na żarty. Wbił więc swoje przenikliwe spojrzenie w żółto-zielone oczy Czarownicy i czekał, co też będzie dalej...
- No więc musisz teraz dostać się za siódmą górę i siódmą rzekę, do Płonącej Góry. Na szczycie tej góry jest zamek, w którym Smok Trąbiasty pilnuje Śpiącej Królewny zamkniętej w wieży. Musisz tam się dostać, po czym obudzić i uwolnić Królewnę, bo tylko ona zna sposób na odczarowanie Złej Wróżki... - A co ty sobie myślisz Czarownico, że ja, to jestem jakiś książę z bajki, albo inny Shrek? - zapytał Smurff - naprawdę nie ma innego sposobu?- Gdyby był, to bym o tym wiedziała... Chciałeś wiedzieć, to powiedziałam ci co wiem... a teraz idź już, bo mam po dziurki w nosie widoku twojej durnowatej facjaty!
- Dziękuję ci moja czarująca - po tych słowach Smurff odwrócił się na pięcie i szybko, jak tylko mógł, jął się oddalać, byle tylko zejść Czarownicy z oczu - prawda była taka, że jednak bał się trochę jej czarów...
- Spadaj - krótko pożegnała się Czarownica, ale gdy był już w odległości zamaszystego rzutu beretem, krzyknęła za nim
- Acha! I jeszcze jedno! Radzę ci się wcześniej ubezpieczyć! Najlepiej od razu na szkodę wyrządzoną przez smoki! Bo wtedy możesz zrobić interes życia, zwłaszcza jak Trąbiasty Smok cię od razu zeżre! - zaśmiała się Czarownica.
- Spokojna twoja rozczochrana moja droga! Baaaaaj! - odkrzyknął jej Smurf. Wobec Czarownicy musiał trzymać fason. Ale właśnie w tym momencie przypomniał sobie ofertę pewnego towarzystwa ubezpieczeniowego, które oferowało mu polisę na wypadek... szkody wyrządzonej mu przez smoki. Popukał się wtedy tylko palcem w czoło i kazał agentowi zmiatać gdzie pieprz rośnie... Teraz już wiedział, że działał nieco pochopnie i należało bardziej wnikliwie rozważyć tę ofertę...
Szedł szybko rozglądając się dokoła. Wciąż omiatał wzrokiem teren w poszukiwaniu krainy, w skład której wchodzi co najmniej siedem gór i tyle samo rzek...
Wreszcie zdecydował się wejść między dwa pękate wzgórza, których kształt był łudząco podobny do pięknego biustu, nieskażonego ręką chirurga plastycznego... Intuicyjnie czuł, że wchodzi do właściwej krainy...
Faktycznie, w tym momencie wielki nietoperz zamienił się w dobrze znanego nam już czarnoksiężnika.
Smurff nie pytał, skąd wiedziała, że to akurat on przyleciał - wiedział, że Czarownica wie naprawdę bardzo dużo, już niejeden raz miał okazję się o tym przekonać.
Zamiast tego, natychmiast po swojej przemianie ze złością kopnął wstrętną pomarszczoną zgniłozieloną ropuchę, która akurat wypełzła spod zapiecka.*** Ropucha zatoczyła w powietrzu pięknego loba i z głośnym pluskiem wpadła wprost do garnka z gotującą się zupą.
- Pięęękny strzał Smurffie... będzie zupa z wkładką, hehe... ale czemu jesteś taki zły? - zapytała spokojnym głosem.
- Aaa, bo to zła kobieta była...
- Kobieta? Jaka kobieta?
- No... Wróżka... Zła Wróżka, znaczy się - odparł zgorzkniały Smurff.
Czarownica, na dźwięk tych słów od razu podniosła głowę.
- Smurffie, a czy ty nie jesteś czasem kompulsywnym neurotykiem? - spytała patrząc na niego spode łba, przez co musiała na chwilę przestać odczyniać złe uroki /cokolwiek by to miało znaczyć/.
- I tu mnie masz, Czarownico - Smurff uśmiechnął się posępnie - ale skąd o tym wiesz?
- No bo wiesz Smurffie, kobietą się czasem bywa, ale czarownicą jest się zawsze - zarechotała złośliwie i zaraz potem zamieniła się w wielką, zieloną ropuchę.
- Tylko nie próbuj mnie teraz kopać, jak to zrobiłeś z tym poprzednim ropuszyskiem, bo nie tylko noga ci od tego uschnie, ale wszystko od pasa w dół - zarechotała nagle znad podłogi.
Smurff, słysząc te słowa, pobladł mimo woli - perspektywa, że wszystko od pasa w dół ma suche, nie była dla niego zbyt zachęcająca...
- Ty mnie lepiej nie strasz, tylko powiedz, co ja mam teraz zrobić z tą Złą Wróżką? - zapytał, odruchowo sprawdzając dłonią to i owo, czy mu aby nie uschło...
- Ooo, to nie będzie takie proste, jak by się na pozór mogło wydawać - Czarownica na powrót przyjęła swoją poprzednią postać -ale zdaje się, że jest pewien sposób...
- To, że nie jest to takie proste, to już sam wiem - ale jestem bardzo ciekaw, jaki to sposób? - Smurff ciekawie nadstawił ucha.
- No to posłuchaj, bo nie będę dwa razy powtarzać - Smurfff na te słowa, nie wiedzieć czemu,od razu przypomniał sobie serial, który swego czasu widział na Planecie Sztywnych Mugoli pt. "Allo czarodzieju! Allo!" - Jakim cudem ci sztywni Mugole wymyślili, aż tak dobry serial? - pomyślał, a tymczasem Czarownica kontynuowała swój tajemniczo brzmiący spicz.
- Musisz... - Moja Droga Czarownico, ja nic nie muszę, bo to, co naprawdę muszę, to tylko jeść co nieco, oddychać, no i od czasu do czasu także wydalać - przerwał jej w tym momencie Smurff - chociaż prawdę mówiąc, bywają też inne rzeczy, które de facto muszę, jak np. płacenie podatków od magii, ale chyba raczej pominę milczeniem ten smutny fakt, gdyż... - Smurffusiu, czy ty jesteś zainteresowany tym, aby odczarować tę Złą Wróżkę, czy tylko tym, aby sobie trochę pofilozofować? - przerwała mu bez ogródek Czarownica.
- Hmm... masz chwilkę Czarownico? Zaraz ogłoszę stosowny konkurs audiotele w tej galaktyce... niech głosują za pomocą gwiezdnych SMS-ów na mój numer 007 /prawda jak znajomo brzmi? /, z końcówką 1 -tak, 2 -nie, 3 - nie wiem, o co chodzi, ale i tak chcę zapłacić, i już za parę godzin, dowiemy się, jak zadecydowała publika, a przy okazji zarobię parę groszy..., - no więc jak? - Smurff klarownie wyłożył Czarownicy swój pogląd na całą sprawę.
- Ty gamoniu jeden! Ty ladaco! Ty nicpotem! A czy ty nie masz własnego rozumu, nie wiesz, czy ci na tym zależy, czy nie?! - wrzasnęła Czarownica, wściekła, jak diabli.
- Co było "potem", bo nie jarzę? - przytomnie zapytał Smurff - oj, widzę Czarownico, że chyba PMS cię na serio dopadł, a może to matka - natura już powoli szykuje u ciebie wyposażenie dodatkowe w postaci klimy? - Smurff zarechotał złośliwie.
Na te słowa, Czarownica aż zzieleniała cała ze złości. Tym razem nie było w tym żadnych czarów. Zieloność była w niej całkowicie naturalna, nie spowodowana ani czarami, ani też żadnymi hennami, tudzież innymi paskudztwami koloryzującymi. Nic, tylko czysta natura.
Powoli, cedząc słowo za słowem, zjadliwie wyszeptała:
- Ty łapserdaku jeden! Ja ci dam!!!
- A co? - Smurff zrobił się jakiś dziwnie dociekliwy...
- Jak się skubańcu zaraz nie zamkniesz, to cię zamienię w starego, wykastrowanego capa i to w dodatku z przetrąconym kulasem! - Czarownica, mówiąc to, dumnie podniosła głowę - a ty, różdżkarzu od siedmiu boleści, na pewno mi w tym nie zdołasz przeszkodzić! - Myślałem, że każdy cap jest wykastrowany, bo inaczej po prostu nie byłby capem - przytomnie zauważył Smurff - no i jeszcze jedno - może sprecyzuj, o jakiego kulasa ci chodzi? Bo jeżeli o tego, pisanego przez "l" w środku, to być może jeszcze jakoś da się z tym żyć... - Powiedz jeszcze tylko jedno słowo, a zaraz sam się przekonasz!!! - wrzasnęła Czarownica głosem pełnym wściekłości - a jeżeli chodzi o capa, to nie zawsze musi być kastratem, ty ciemna maso! Jak nie wierzysz, to sprawdź to sobie sam na czarujących googlach!!! - w tym czasie Czarownica zmieniła barwę z zielonej na granatowo-siną.
- Cóż za cudowna zdolność do mimikry - pomyślał sobie Smurff, ale tylko tak pomyślał, gdyż uświadomił sobie w tym momencie, że każde słowo z jego strony może mieć wprost fatalne następstwa... Dlatego wolał już siedzieć cicho, bo się wystraszył nie na żarty. Wbił więc swoje przenikliwe spojrzenie w żółto-zielone oczy Czarownicy i czekał, co też będzie dalej...
- No więc musisz teraz dostać się za siódmą górę i siódmą rzekę, do Płonącej Góry. Na szczycie tej góry jest zamek, w którym Smok Trąbiasty pilnuje Śpiącej Królewny zamkniętej w wieży. Musisz tam się dostać, po czym obudzić i uwolnić Królewnę, bo tylko ona zna sposób na odczarowanie Złej Wróżki... - A co ty sobie myślisz Czarownico, że ja, to jestem jakiś książę z bajki, albo inny Shrek? - zapytał Smurff - naprawdę nie ma innego sposobu?- Gdyby był, to bym o tym wiedziała... Chciałeś wiedzieć, to powiedziałam ci co wiem... a teraz idź już, bo mam po dziurki w nosie widoku twojej durnowatej facjaty!
- Dziękuję ci moja czarująca - po tych słowach Smurff odwrócił się na pięcie i szybko, jak tylko mógł, jął się oddalać, byle tylko zejść Czarownicy z oczu - prawda była taka, że jednak bał się trochę jej czarów...
- Spadaj - krótko pożegnała się Czarownica, ale gdy był już w odległości zamaszystego rzutu beretem, krzyknęła za nim
- Acha! I jeszcze jedno! Radzę ci się wcześniej ubezpieczyć! Najlepiej od razu na szkodę wyrządzoną przez smoki! Bo wtedy możesz zrobić interes życia, zwłaszcza jak Trąbiasty Smok cię od razu zeżre! - zaśmiała się Czarownica.
- Spokojna twoja rozczochrana moja droga! Baaaaaj! - odkrzyknął jej Smurf. Wobec Czarownicy musiał trzymać fason. Ale właśnie w tym momencie przypomniał sobie ofertę pewnego towarzystwa ubezpieczeniowego, które oferowało mu polisę na wypadek... szkody wyrządzonej mu przez smoki. Popukał się wtedy tylko palcem w czoło i kazał agentowi zmiatać gdzie pieprz rośnie... Teraz już wiedział, że działał nieco pochopnie i należało bardziej wnikliwie rozważyć tę ofertę...
Szedł szybko rozglądając się dokoła. Wciąż omiatał wzrokiem teren w poszukiwaniu krainy, w skład której wchodzi co najmniej siedem gór i tyle samo rzek...
Wreszcie zdecydował się wejść między dwa pękate wzgórza, których kształt był łudząco podobny do pięknego biustu, nieskażonego ręką chirurga plastycznego... Intuicyjnie czuł, że wchodzi do właściwej krainy...
*** Od autora - chciałbym zwrócić uwagę na pewien fakt mający miejsce wyłącznie w bajce, a mianowicie to, że brutalne kopnięcie ropuchy nastąpiło tylko i wyłącznie w rzeczywistości wirtualnej i to tylko z uwagi na potrzeby scenariusza mojej bajki.
W realnej rzeczywistości upraszałbym wszystkich o nie kopanie ropuch, a także o powstrzymanie się od przemożnej chęci czynienia im jakiejkolwiek szkody, gdyż pomimo odrażającego wyglądu są to bardzo pożyteczne stworzenia /bo zjadają larwy rozmaitych szkodników/.
Jeśli o mnie chodzi, to każdą napotkaną ropuchę najpierw delikatnie biorę na ręce, a następnie czule całuję w pyszczek /za każdym razem z nieśmiałą nadzieją, że to jest właśnie ONA - czyli zaklęta księżniczka oczywiście/, ale Was do takich czułości raczej nie zachęcam - wolałbym mieć wyłączność na... odczarowywanie
W realnej rzeczywistości upraszałbym wszystkich o nie kopanie ropuch, a także o powstrzymanie się od przemożnej chęci czynienia im jakiejkolwiek szkody, gdyż pomimo odrażającego wyglądu są to bardzo pożyteczne stworzenia /bo zjadają larwy rozmaitych szkodników/.
Jeśli o mnie chodzi, to każdą napotkaną ropuchę najpierw delikatnie biorę na ręce, a następnie czule całuję w pyszczek /za każdym razem z nieśmiałą nadzieją, że to jest właśnie ONA - czyli zaklęta księżniczka oczywiście/, ale Was do takich czułości raczej nie zachęcam - wolałbym mieć wyłączność na... odczarowywanie