Chodzi mi mianowicie o zdradzenie Wam rzeczywistej przyczyny męskich zdrad, "skoków w bok" itp. przypadków męskiej niewierności.
Czytałem już na ten temat całkiem sporo damskich postów, ale kobiety mają w tym względzie jakieś naturalne skłonności do komplikowania tej, bardzo mało skomplikowanej skądinąd kwestii. Omawiany problem należy bowiem do typoszeregu bardzo prostych spraw, które faceci w swej męskiej prostocie uznają za mało skomplikowane, ale kobiety w tej materii są zupełnie innego zdania i wprost uwielbiają dzielić przysłowiowy włos na czworo. W efekcie czytałem na ten temat już wiele damskich teorii - były to na ogół różne pokrętne elaboraty, opatrzone co najmniej tuzinem mniej lub bardziej prawdopodobnych warunków, które mężczyzna musi spełnić, aby w ogóle zaczął myśleć o zdradzie. Taka lektura z reguły wywoływała u mnie, w zależności od prawdopodobieństwa owych uwarunkowań, bądź to zwyczajne wzruszenie ramion, bądź też lekko ironiczny uśmieszek niedowierzania, a w najbardziej niedorzecznych przypadkach - po prostu mój donośny smurffowy rechot /czasem w głębi duszy, bo głośno nie wypadało z uwagi na niebezpieczną bliskość MKM/.
Tymczasem reguła rządząca postępowaniem mężczyzn w tego typu sprawach jest zupełnie nieskomplikowana i składa się tylko z jednego, bardzo prostego zresztą zdania, które zamierzam Wam dzisiaj zdradzić Drogie Panie.
A oto i ono.
Mężczyźni są jak lwy.
Prawda, że zdanie jest banalnie proste? Ale jak to pozornie proste zdanie potrafi doskonale wytłumaczyć wszystkie męskie zachowania na tym tle!Nie ma przecież nic dziwnego w tym, że jak lew jest syty, to na ogół grzecznie sobie leży, a jak jest głodny, to wyrusza na łowy... bo, czy ktoś ma pretensje do lwów, że od czasu do czasu polują? No przecież, jeśli są głodne, to muszą, bo inaczej po prostu padłyby z głodu!
Niestety dla Was Drogie Panie, biorąc pod uwagę akurat ten aspekt, większość mężczyzn zachowuje się nie jak lwy, a jak wilki, które jak wiadomo, są wiecznie głodne...
Poza tym, nie należy też zapominać, iż nawet bardzo syty lew nie pogardzi antylopą, która sama włazi mu prosto w paszczę... a już szczególnie, gdy jest to bardzo apetyczna antylopa...
Jednak czy ktokolwiek zdoła z lwa wyplenić instynkt drapieżnika? Toż równie dobrze można by zawracać kijem wodę w Wiśle, albo wyruszać z motyką na Słońce.
Jak wiadomo, wszelkie wyjątki zazwyczaj potwierdzają regułę. W tym przypadku można wymienić trzy takie zasadnicze wyjątki.
1. Gdy dany lew jest zwyczajnie chory lub też zbyt stary/młody i już/jeszcze nie potrafi samodzielnie polować, bo nie jest już/jeszcze wyposażony w przyporządkowane tym drapieżnikom naturalne myśliwskie atrybuty, jak np. naturalnie nabyty instynkt łowiecki, ostre zęby, czy też chwytliwe, mocne pazury.
2. Gdy dany lew lubi polować i owszem, ale nie na antylopy, tylko, yghm, na inne lwy...
3. Gdy dany lew należy do bardzo szlachetnej, ale już niezmiernie rzadkiej, bo od pewnego czasu wymierającej rasy lwów, które choćby nawet padały z głodu, to za żadne skarby świata nie tkną obcej antylopy, nawet jeśli takie ponętne antylopy same włażą im prosto w łapy. Takie lwy mówią im wtedy coś w rodzaju "och, droga antylopo, jesteś naprawdę baaardzo apetyczna, ale wybacz, obiecałem coś kiedyś innej antylopie i niestety, to nie byłaś ty...".
Jednak szansa Drogie Panie, że uda Wam się trafić na osobnika należącego do tej szlachetnej rasy lwów jest w dzisiejszych czasach niemal tak samo prawdopodobna, jak szansa trafienia "6" w totolotka. bo jak to wcześniej napisałem, praktycznie jest to rasa już na wymarciu...
A więc Drogie Panie, raczej nie miejcie złudzeń, że akurat Wam się przytrafiła ta wielce szlachetna rasa lwów, bo kiedyś możecie się gorzko rozczarować...
Sugeruję raczej, abyście zawsze dmuchały na zimne, a więc dbały o to, aby Wasze lwy zawsze były syte, a także o to, aby inne, a już zwłaszcza te bardzo apetyczne antylopy, nigdy nie kręciły się niebezpiecznie blisko ich przepastnych paszcz...
Bo strzeżonego...
http://www.rhayader.art.pl/zainteresowania/zodiak/fantasy/leo.jpg