Jednym z czytelników mojego bloga, jest młody, zaledwie dwudziestoletni chłopak o nicku "Kamil Joven", który jest autorem bloga "Rozdzielczość mojej codzienności."
Od 12 lat wielkim marzeniem Kamila jest wyjazd na stałe do Hiszpanii. Pokochał ten kraj już od czasu, gdy był tam po raz pierwszy w wieku ośmiu lat i od tego czasu o niczym innym nie marzył, jak osiąść na stałe w ojczyźnie Pabla Picassa i Salvadora Dali.
Czytając blog Kamila obserwowałem jak cierpliwie, krok po kroku realizuje swoje wielkie marzenie. W tym celu najpierw kilka razy pojechał za Pireneje, aby lepiej poznać kraj swoich marzeń, podszlifować swoją znajomość języka hiszpańskiego, przy okazji zwiedzić co się da, no i jeżeli się uda - także popracować, aby zdobyć środki finansowe na kolejne hiszpańskie wyprawy. Raz czy dwa razy faktycznie udało się Kamilowi trochę popracować i w ten sposób nieco zasilić swój budżet, dzięki czemu nadal mógł realizować swoje wielkie marzenie.
Gdy Kamil skończył szkołę, w ubiegłym roku wyjechał do Hiszpanii - głównie w tym celu, aby znaleźć tam pracę na stałe i jakieś lokum dla siebie.
Sukces był połowiczny - stałą pracę udało się znaleźć począwszy od 21 marca 2011 roku, ale z zaklepaniem odpowiedniego mieszkania wciąż był spory kłopot.
Ale Kamil nie dawał za wygraną i po powrocie do Polski nadal intensywnie poszukiwał jakiegoś odpowiedniego lokum dla siebie, inaczej nie mógłby tam podjąć pracy.
No i udało się!
Jakiś czas temu Kamil poinformował na swoim blogu, że mieszkanie udało się załatwić. Planowany wyjazd z Polski ma nastąpić już za niecały tydzień, 17 marca br.
Kamil jest bardzo szczęśliwy z tego powodu, ale mnie to wcale nie dziwi - bo jak napisałem niedawno na dwóch różnych blogach, najpiękniejsze co może nas w życiu spotkać, to realizować swoje marzenia, a Kamilowi udało się zrealizować swoje wielkie marzenie - i mam nadzieję, że zrealizuje je do końca.
Czytając bloga Kamila przypomniałem sobie moje własne rozterki związane z emigracją, które przeżywałem mniej więcej 20 lat temu.
Myślałem wówczas o emigracji do Nowej Zelandii, która w tamtym czasie, w przeciwieństwie do krajów z Zachodniej Europy, była zainteresowana przybyszami pochodzącymi z kraju znad Wisły. Nie było wówczas w Polsce żadnych placówek dyplomatycznych tego kraju, dlatego aby zrealizować swój cel odwiedziłem ambasadę Nowej Zelandii, która znajdowała się w Bonn. Tam trochę pogadałem z jakimś urzędnikiem zajmującym się sprawami imigracyjnymi, wziąłem też ze sobą stosowne formularze, które po ich wypełnieniu i odesłaniu z powrotem do ambasady NZ w Bonn, miały rozpocząć właściwą procedurę emigracyjną.
Ale właśnie wtedy zaczęły mną targać rozterki i wątpliwości. Nagle zdałem sobie sprawę, jak ogromna odległość dzieli Polskę i Nową Zelandię, zrozumiałem, że jeśli wyjadę, to mogę już nigdy nie zobaczyć moich bliskich, bo lotów tam i z powrotem na taką odległość nie wykonuje się co miesiąc, ani nawet raz do roku, bo koszty takiego przelotu są zbyt duże, abym mógł sobie na to pozwolić. Zdałem sobie sprawę, że jeśli będzie mnie stać na taki przelot, to być może zaledwie kilka razy w życiu. I tylko wtedy uda mi się na krótko wrócić do mojego ojczystego kraju. Jednak praktycznie rzecz biorąc, będę wówczas skazany do końca życia na życie na obczyźnie, z dala od ludzi, którzy są mi bliscy.
Dlatego szybko z tego zrezygnowałem i nigdy nie wypełniłem tych formularzy imigracyjnych, które wziąłem wtedy z ambasady NZ w Bonn...
Zostałem w Polsce, tutaj założyłem rodzinę i tutaj żyję.
Czy tego żałuję?
I tak, i nie.
Na pewno jest wiele krajów, gdzie żyje się o wiele łatwiej. Więcej się zarabia, a życie jest prostsze i bardziej wygodne niż tutaj w Polsce. Pomijając oczywiście sprawy losowe, jak np. niedawne trzęsienie ziemi w Nowej Zelandii, czy to dzisiejsze trzęsienie ziemi, niezwykle silne, w Japonii.
Ale nie w tym rzecz.
Myślę, że pod względem emigracji ludzie dzielą się na dwie główne grupy - a więc na takich, którzy szybko się przystosowują do nowych warunków, łatwo asymilują się w nowym kraju, bardzo szybko "zapuszczają tam korzenie" i na takich, którzy dobrze się czują tylko w swoim macierzystym kraju, tym w którym wyrośli. A jeśli los rzuci takich ludzi w jakieś inne kraje, to bez względu na warunki w jakich będą tam żyli, zawsze będą się czuli w tym nowym kraju obco. I ja, chociaż lubię podróże, właśnie tak się czuję w innych krajach - zawsze obco, czuję wtedy, że nie jestem u siebie.
Dlatego wiem, że należę do tej drugiej grupy ludzi i tak naprawdę emigracja nie dla mnie.
Ale mam nadzieję Kamilu, że Ty należysz do tej pierwszej grupy i będziesz szczęśliwy w kraju swoich marzeń - czego Ci oczywiście serdecznie życzę.
Teraz już wiesz, dlaczego jakiś czas temu zapytałem Cię o to tłumaczenie w języku hiszpańskim - bo już wtedy brałem pod uwagę, że kiedyś napiszę ten post, a wydawało mi się, że najlepszym momentem jego publikacji będzie właśnie ten moment, na kilka dni przed Twoim wyjazdem.
A więc - buena suerte Kamilu :)
A na drogę dedykuję Ci ten wiersz, jaki już kiedyś opublikowałem na blogu, ale specjalnie z myślą o Tobie nieco zmieniłem końcową strofę...
wędrując kiedyś wzrokiem pomiędzy białymi chmurami
dostrzegłem raz orła, który frunął z majestatycznie rozpostartymi skrzydłami
zawołałem doń
- dokąd tak fruniesz orle, jakie są twoje pragnienia?
odpowiedział mi orzeł
- frunę, aby spełnić moje marzenia
idąc kiedyś przez łąkę w piękny wiosenny dzień
dostrzegłem raz rumaka, który pędził szybciej niż swój własny cień
krzyknąłem za nim
- dokąd tak gnasz, szybciej od swego cienia?
odparł mi rumak
- pędzę tak, bo chcę dogonić moje marzenia
spacerując kiedyś po wielkim zielonym ogrodzie
dostrzegłem piękny kwiat w kolorze tęczy, z białymi płatkami na spodzie
zawołałem wówczas
- o kwiecie cudowny! dlaczego zakwitłeś? cóż to zmienia?
a kwiat mi rzekł
- rozkwitłem, aby spełnić moje marzenia
a dziś, dla Kamila, mojego znajomego blogera
który już za kilka dni do swojej wymarzonej Hiszpanii się wybiera
chciałbym przekazać moje smurffowe trzy życzenia
chyba już się domyślasz, Kamilu?
fruń... pędź... rozkwitaj...
realizuj swoje marzenia...
Myślę Kamilu, że swoją determinacją w dążeniu do realizacji swoich marzeń w pełni zasłużyłeś na tę dedykację.
A ten utwór dedykuję tym wszystkim, którzy podobnie jak ja zdecydowali się tutaj pozostać...
a ja nigdy nie miałam zapędów opuszczenia tego Kraju...nawet do głowy mi nie przyszło pomimo tego że żyło się ciężko a tam był inny świat...do dzisiaj lubię odpoczywać za granicą i patrzeć na to lepsze życie ale i tak nie ruszę się stąd...to nie jest nawet kwestia kontaktów i bliskości z rodziną bo Ich mam i tak daleko...to jest jakieś dziwne przyciąganie :P
OdpowiedzUsuńtrzymam kciuki za Kamila...tez czasem zaglądam na Jego bloga...to jest bardzo duża wartość mieć marzenia i próbować je zrealizować...to sa zalążki miłości, która rozkwita kwiatami jak wiosna :) warto mieć różne rodzaje miłości i kochać...kochać ...mimo wszystko :)
Nie wiem co powiedzieć :) Wprawdzie wiedziałem, że szykujesz dla mnie niespodziankę, ale nie wiedziałem, że aż tak mnie zaskoczysz :) Pozytywnie, oczywiście. Ogromną radość sprawiłeś mi tym wpisem, nie tylko dlatego, że trzymasz za mnie kciuki, ale również dlatego, że tak dobrze znasz moją historię :)
OdpowiedzUsuńHiszpania to wprawdzie nie Nowa Zelandia, lecz jak zapewne wiesz z mojego bloga, miałem sporo wątpliwości co do emigracji pogłębianych jeszcze przez rodzinę. Mimo to muszę spróbować, nie wiem co z tego wyjdzie, ale jestem pewien, że zawsze będę mógł wrócić do Polski. Jeśli nie posmakuję życia w kraju o którym tyle marzę, nigdy sobie tego nie daruję. To wiąże się z tęsknotą za bliskimi, ale kiedyś trzeba wyfrunąć z gniazda :)
Bardzo, bardzo Ci dziękuję za poświęcony mi post i wspaniały wiersz :)) Na prawdę sprawiłeś mi radość, miło jest wiedzieć, że ktoś mi kibicuje, kiedy najbliżsi patrzą na mnie z wyrzutem. W przyszłym tygodniu planuję dodać jeszcze jeden wpis u mnie i zalinkuję tą notkę :)
To prawda, nie wszyscy czuja sie dobrze na emigracji. Smiem twierdzic, ze wiekszosc emigrantow czuje sie po prostu zle, teskni, nie moze odnalezc sie w danym srodowisku i zyje na uboczu. Jedno co ich trzyma, to praca, lepsze perspektywy niz w kraju.
OdpowiedzUsuńJa, natomiast, znalazlam swoje miejsce na ziemi daleko od kraju i tego rowniez zycze Kamilowi :)
Ja,chociaż nigdy nie miałam takich zapędów,jak Joven,rozumiem Go doskonale
OdpowiedzUsuńMłody chłopak,ma swoje marzenia,w sumie na koniec świata się nie wybiera jak Ty kiedyś Smurffie...do krainy Łowców Głów i kanibali(to z książek Szklarskiego..:P).
Ja myślę,że Joven cały czas marzył o tym kraju i pora już zmierzyc się z rzeczywistością.Tam będąc dopiero sobie sam zdanie wyrobi o nim...i na pewno niejeden raz zatęskni....to normalne.
Ja ze swojej strony życzę Mu wszystkiego najlepszego,niech goni swe marzenia,jak pięknie napisałeś to Smurffie w wierszu.
A piosenka Rosiewicza,jest mi bardzo znana...i po prostu uwielbiam ją.
Bardzo ciepły post.
Ja tylko mogę dodac muzycznie dla Jovena...
http://tiny.pl/hdr6m
Pozdrawiam miło;)
no i pięknie, Joven... po prostu powodzenia Ci życzę :)))...
OdpowiedzUsuńu mnie akurat Smurff'ie jest odwrotnie... praktycznie wszędzie jestem "tutejszy", gdzie się nie pojawię :))...
emigrować tak konkretnie, bardziej "na stałe" próbowałem dwa razy... ale wyszło, jak wyszło...
obecnie jestem równie otwarty na trzecią okazję, jak na jej brak... w końcu tu też jestem tutejszy, jakby nie było :))))...
Kiedyś moją miłością/fascynacją była Francja i kiedy byłam w wieku Jovena, obiecałam, że po ukończeniu studiów osiądę tam na stałe lub jakiś czas. Los chciał inaczej, ponieważ gdy stawałam do obrony pracy, byłam już pełną parą nie tylko mężatką, ale też mamą - w związku z czym, moje priorytety się zmieniły i tym samym to moje marzenie wywietrzało mi z głowy :)
OdpowiedzUsuńI dziś z perspektywy czasu, moja fascynacja do Francji pozostała, ale nie żałuję, że stało się tak a nie inaczej, bo jednak okazuje się, że zbyt mocne mam tutaj korzenie, strasznie jestem przywiązana nie tylko do bliskich mi osób, ale też do wielu miejsc, choćby np. nigdzie nie ma takiej cudownej góralskiej muzyki jak w 'moich' górach, tradycji bożonarodzeniowych Dziadów... i choć moja początkowa pensja była niczym kieszonkowe dla Francuza, i chociaż tam świetnie się czuję jako turystka i choć wiele spraw mnie tutaj drażni, na które ciągle utyskuję... to mimo wszystko, chyba jednak od zawsze wiedziałam to podświadomie, że czy to we Francji, czy ogólnie gdzieś na zachodzie nie umiałabym się tak naprawdę odnależć/na dobre zaaklimatyzować i czułabym się tam pewno jak rozbitek...
Mimo wszystko, życzę Jovenowi spełnienia marzeń, bo bez nich życie pozbawione by było sensu i pewnej satysfakcji :)
Pozdrawiam słoneczną sobotą :)
Ja jeszcze dodam,że inaczej postrzega się takie wyjazdy w młodym wieku,a inaczej w dojrzałym.W tym drugim bardziej się czuję zwiazana z rodziną,z tym wszystkim,co mam tu wokół siebie.Moim marzeniem jest miec taki komfort życia,by zwiedzac...miec na to trochę kasy ,żeby jechac sobie na troszkę dłużej niz parę dni tam,gdzie na daną chwilę się zapragnie...
OdpowiedzUsuńi np.Provansja...zobaczyc te pola lawendowe...ech...
No...koniec ,bo się rozpisałam ...:P))))
Też miałam zapędy emigracyjne, udało się je zrealizować, przystosować się, poskładać wszystko, ale życie pisze własne scenariusze... trzeba było zmierzyć się z trudną decyzją. Rzuciłam wszystko, wróciłam. Nie wykluczam, że pewnego dnia znów się spakuję i opuszczę ten kraj, może na długo, może na zawsze...
OdpowiedzUsuńZa Kamila trzymam mocno kciuki. Wierzę, że mu się uda. Do Polski zawsze można wrócić, a przynajmniej nie będzie sobie wyrzucał, że nie starał się zrealizować swoich marzeń. To piękne marzyć, a jeszcze piękniejsze są spełnione marzenia. Powodzenia :)
Kamilowi życze powodzenia, podziwiam ludzi z pasją. A co do Twojego wyjazdu Smurffie czytam i oczom nie wierzę hehe niewiele brakowało abyśmy, jak widze spotkali się na antypodach haha, ale tak się nie stało i w moim przypadku, z reszta ostatnimi laty tez miałam wyjechać, ale ja się nie nadaję na emigrację, kiedyś już z resztą o tym pisałam u Ciebie na tamtym blogu. Zawsze, gdy rozmowa o emigracji, przypomina mi się opowiadanie Hłaski "Okno". Straszie mi się Francja podobała, ale im dłuzej tam byłam tym bardziej się cieszyłam, gdy wracałam tutaj. Miłego weekendu :))
OdpowiedzUsuń"Dziwne przyciąganie" mówisz, Makowa... albo może to jest "zapisane w gwiazdach" jak w tej piosence Andrzeja Rosiewicza? ;)
OdpowiedzUsuńPięknie jest mieć marzenia i pięknie jest móc je realizować... i pięknie jest kochać, ofkors ;)
Pa :)
Powiedzmy sobie szczerze Kamilu - lubię robić różne niespodzianki i lubię zaskakiwać - tak już mam ;)
Cieszę się, że mi się to udało, nie wątpię, że bardzo miło Ci się czytało ten post i właśnie o to mi chodziło.
Czytam komentarze pisane przez innych ludzi na Twoim blogu i widzę, że dla wielu osób jesteś inspiracją, Twój sukces budzi nadzieję, że im także się uda.
To fajna rzecz mieć w życiu jakąś pasję i pod tę pasję kształtować swoje życie - Tobie to się udaje, dlatego tyle osób, teraz także na moim blogu, trzyma za Ciebie kciuki.
Masz rację, kiedyś trzeba wyfrunąć z gniazda, ale Ty to robisz dość spektakularnie, dlatego poświęciłem Ci ten post. Zrobiłem to także w tym celu, aby pokazać innym ludziom, że można urzeczywistniać swoje marzenia i być szczęśliwym z tego powodu. Tak, jak Ty teraz.
Buena suerte, Kamilu :)
Tak mi się wydaje Lauro, że Ty lepiej tam się czujesz niż tutaj, w Polsce.
OdpowiedzUsuńAle wielu Polaków nie czuje tego co Ty, tak jak piszesz, zostają na Zachodzie głównie ze względów ekonomicznych, ale cały czas tęsknią, źle się czują w obcym kraju. Wtedy jest dylemat - czy warto się aż tak poświęcać w imię lepszego życia? Być może dlatego wiele osób po kilku latach pobytu na obczyźnie wraca z powrotem do kraju. Pozdrawiam.
Crackie, ja też doskonale rozumiem Kamila, dlatego właśnie napisałem o tych moich niegdysiejszych planach wyjazdu do Nowej Zelandii. Co prawda nie był to mój ukochany kraj, w tamtym przypadku była to raczej chłodna kalkulacja, ale legalny wyjazd do jednego z krajów Europy Zachodniej, jeśli nie miało się tam rodziny, w tamtym czasie nie wchodził w grę.
Jestem ciekaw dalszych losów Kamila, mam nadzieję, że nadal będzie prowadził swego bloga i opisywał swoje dalsze losy.
Ten zalinkowany przez Ciebie utwór bardzo pasuje, jest w sam raz na ten planowany wyjazd Kamila za Pireneje.
Na pewno młodym ludziom łatwiej jest wyemigrować, starsi ludzi "zapuszczają korzenie" i trudniej im podjąć taką decyzję.
Tobie Crackie także życzę realizacji swoich marzeń, abyś mogłą kiedyś zwiedzić te krainy, o których teraz marzysz :)
Pozdrawiam niedzielnie.
To fajnie Ptr, że masz w sobie taką łatwość adaptacji do życia w innych krajach, dzięki temu można się czuć "obywatelem świata".
OdpowiedzUsuńJa na obczyźnie czuję się źle, od razu wiem, że nie jestem u siebie, inni ludzie, inna kultura, inna tradycja... nie, to nie dla mnie...
Pozdro.
Z tego wnioskuję Dejaniro, że wolisz fascynować się Francją na odległość niż tam po prostu zamieszkać ;)
Cóż, chyba mamy podobnie, lubimy podróże, ale na dłuższą metę źle byśmy się czuli na obczyźnie, tutaj jest nasz dom i to jakoś tak podświadomie czujemy...
Pozdrawiam już niemal wiosennie :)
Myślę CzG, że czas gra tutaj na Twoją niekorzyść, czyli wraz z upływem czasu coraz trudniej będzie Ci podjąć tę decyzję. Jak już wcześniej napisała Crackie, młodym ludziom łatwiej wyjechać, a później im dłużej, im jesteśmy starsi, tym trudniej nam wyjechać, bo "zapuszczamy tutaj korzenie".
Zgadzam się z Tobą, pięknie jest marzyć i pięknie jest realizować te swoje marzenia.
Pozdrawiam :)
No proszę Wiolu, więc Ty także miałaś podobne plany jak ja ;)
Myślę, że czym innym jest fakt, że dany kraj nam się podoba, a zupełnie czym innym jest podjęcie decyzji o stałym pobycie w tym kraju. Wówczas dochodzi do głosu nasz sentyment do tego kraju, w którym do tej pory żyliśmy, a trzeba mieć na uwadze, że każdy kraj ma swoją własną tradycję i kulturę, czasem bardzo odmienne od tego, do czego bardzo przywykliśmy.
Miłej niedzieli :)
Dzięki Smurffie.Tak naprawdę to najlepsza opcja jest tu mieszkac...a inne kraje zwiedzac.Ci co mieszkają za granicą mają w sobie dużą dawkę tęsknoty,o tym też świadczą ich blogi...i właśnie zaglądanie do blogów pisanych przez Polaków w Polsce.Szukają kontaktów za wszelką cenę...i chociaż sie im dobrze żyje,mają rodziny juz tam...to tu,na naszych blogach piszą szczerze,że jednak...tęsknią.I tak zawsze będzie niestety.To bedzie tam wewnątrz troszkę...bolało do końca życia.Im człowiek starszy,czuje swoje korzenie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam refleksyjnie...
Masz sporo racji z tymi dwiema kategoriami emigrantów. Ale myślę, że to można rozciągnąć na ludzi w ogóle. Są ludzie którzy jak Piotr wszędzie czują się dobrze, są tacy którzy nie chcą wyjechać z własnego miasta. Mam kolegę który 25 lat temu wyemigrował do Kanady. Zrobił to trochę z wyboru, a trochę dlatego że z różnych powodów dusił się w Polsce. Kiedy go odnalazłem teraz w Vancouver i rozmawialiśmy via telefon po raz pierwszy, wydawał się być szczęśliwy, mimo że wg. standardów zachodnich sukcesu nie odniósł. Obecnie po trzeciej blisko dwugodzinnej rozmowie z nim, kiedy już sobie opowiedzieliśmy co się zmieniło w naszym życiu, czuję wyraźnie w jego głosie tęsknotę. Tak tęskni tylko człowiek, który wie że nie ma powrotu. Nie chodzi nawet o pieniądze na bilet. Chodzi o to, że on tutaj nie ma już nikogo bliskiego. Prze te 25 lat wszystko tak się już pozmieniało, że nie ma do czego wracać. I on to wie. Mimo tego życzę powodzenia Kamilowi, bo realizacja marzeń to jedyny cel do którego warto dążyć przez całe życie, a Hiszpania nie jest znów tak daleko.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Mnie też tak się wydaje, Crackie.
OdpowiedzUsuńKilka takich osób, które blogują za granicą, już dzięki temu blogowi poznałem i mam podobne odczucia do Ciebie. Wydaje mi się, że poprzez swoje blogi wciąż utrzymują więź z ludźmi ze swojego ojczystego kraju i jest to tym ludziom potrzebne.
A skoro oboje mamy podobne odczucie w tej sprawie, to chyba coś jest na rzeczy.
Miłego niedzielnego wieczoru :)
Wydaje mi się Urdenie, że tęsknota za krajem, to nie tylko tęsknota za bliskimi ludźmi. To także tęsknota do tego wszystkiego, o czym tak pięknie śpiewa Andrzej Rosiewicz w tym utworze, który dołączyłem do tego posta. Do miejsc w których się dorastało, do typowo polskich pejzaży i do tysiąca innych rzeczy.
Także do ludzi, którzy tutaj mieszkają, chociaż niekoniecznie muszą być naszymi bliskimi. Wystarczy, że wychowali się w podobnej tradycji i w podobnej kulturze, to także w pewien sposób łączy, sprawia, że tworzymy jeden naród.
Mając to na uwadze, wydaje mi się, że Twój kolega z Vancouver nieco uprościł to zagadnienie, gdy stwierdził, że nie ma po co wracać.
Sporo Polaków wraca do kraju po wielu latach spędzonych na obczyźnie. Robią to nie tylko z uwagi na swoich bliskich. Wracają, bo chcą wrócić, bo tęsknią i pragną po wielu latach spędzonych na wojażach za granicą, znowu żyć w swoim ojczystym kraju.
Pozdrawiam.
Smurffie, masz dużo racji, że tęskni się również do miejsc, choć nie oznacza to że każdy odczuwa w podobny sposób, tzn. nie dla każdego człowieka to jest najważniejsze. Znam trzy przypadki ludzi, którzy wrócili po wielu latach mieszkania na drugim kontynencie, i nigdy się nie odnaleźli. Tak byli wtopieni w inną kulturę i mentalność, że nie potrafili żyć tutaj. Dwoje z nich wróciło z powrotem. Kiedy się nie ma tutaj bliskich i nie ma się na kim oprzeć, człowiek czuje się obcy w rodzinnym kraju. On spędził w Kanadzie większość swojego dorosłego życia i tak by się tutaj czuł, dlatego nie wróci.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Po krótce można to ująć tak, że potrafię gdzieś dobrze zadomowić się, ale tylko na krótką chwilę... i tylko czasem ubolewam, iż nie mogę dotknąć każdego 'eksponatu' :) - ale to tylko tak napisałam - akonto maleńkiego żarciku :)
OdpowiedzUsuńA na poważniej - dlatego właśnie jest tak, jak napisałeś; najwidoczniej tylko tutaj czujemy się jak ryba w wodzie :) Owszem, mamy podobnie - lubię podróżować, ale tylko po to, by jeszcze coś ciekawego przeżyć/zobaczyć/porównać, poznać inny świat, zwyczaje, kulturę, poczucie humoru, itp. Bo jakby nie było, podróże bywają nie tylko ciekawą przygodą, ale zawsze czegoś nowego mnie uczą. I wtedy niejednokrotnie okazuje się, że tamten niby lepszy świat, wcale nie jest aż tak różowy... a 'wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma'...
Pozdrawiam słonecznym popołudniem :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKamilowi życzę spełnienia marzeń....Panu również i dalszych ciekawych postów.Mnie jakoś emigracja nie przypadła do gustu...WSZĘDZIE DOBRZE GDZIE NAS NIE MA....Piękna ta piosenka... Pozdrawiam ciepło.
OdpowiedzUsuńZnalazłam link do Twojego posta u Urdena i to mnie osmieliło by do Ciebie zajrzeć...Spełnianie marzeń, to naprawde piekne jesli sie w życiu uda zrealizowac swoje marzenia. Ja jak byłam mloda marzyłam o podrózach , i dopóki nie wyszłam za maz starał sie podrózwoac w zaplanowam=ne miejsca za czasó komuny nie n=byłó to łatwe . Kiedy urodział sie moja córeczka moje podróze to były wyjazdy z dzieckiem i mezem na wczasy dla zdrowotności...Kiedy dizeci podrosły ja zaczełam spełniac swoje marzenia i spełaniam do dzisiaj...jeszcze poki pracuje i zdrowie nmi pozawal na wyjazdy...Życze kamilowi by był szczesliwy i gratuluje samozaparcia w realizowaniu marzeń. Ciebie pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPrzyszedłem się pożegnać :) Zaraz zapakuję laptopa, więc następny mój komentarz u Ciebie napiszę z Hiszpanii :) Jeszcze raz dziękuję Ci za miłą niespodziankę, a także wszystkim komentującym ten post za miłe słowa :) Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńByć może tak jest Urdenie, ale to przykre. Ludzie, którzy gdzieś po drodze zagubili własną tożsamość... obcy we własnym kraju, z którym po wielu latach już nic ich nie łączy...
OdpowiedzUsuńMyślę, że to przykre uczucie, współczuję Twojemu koledze.
Pozdrawiam.
Ja chyba mam podobnie jak Ty, Dejaniro. Lubię na krótko "zadomowić się" w danym kraju, ale cały czas mam świadomość, że to tylko taki "przelotny flirt", bo "na poważnie" zawarłem "związek małżeński" tylko z jednym krajem... i w tym miejscu, aby był komplet, wypada mi przypomnieć pewien jakże wymowny utwór...
http://tiny.pl/hdwd3
Rozumiem, że te "eksponaty" oznaczają zabytki i inne atrakcje w danym kraju. Mnie też jest żal, że "nie zaliczę" wszystkiego, chociaż to niemożliwe, za dużo tego jest, abyśmy mogli w stosunkowo krótkim czasie tego dokonać ;)
No i są też zalety takiej sytuacji, bo zawsze coś tam zostanie dla nas "na zaś" ;)
Pozdrawiam wieczorową porą :)
Czary Mary, to pocieszające, że nie chcesz stąd wyjeżdżać. W końcu jak wszyscy młodzi ludzie by stąd wyemigrowali, to kto by pracował na nasze emerytury? ;))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Miło mi, że się ośmieliłaś Rozważna, bo sądząc o liczniku, sporo jest takich, którzy tutaj zaglądają, ale się nie odważyli ;)
To bardzo fajnie, jeśli można realizować swoje marzenia - obojętnie, czy chodzi o wymarzone podróże, czy też o realizację innych swoich pasji - w takich chwilach zawsze człowieka przepełnia uczucie dumy i szczęścia. Na pewno znasz to uczucie.
Pozdrawiam.
Kamilu, nie wiem, czy otworzyłeś tego linka od Crackie, więc jeszcze raz powtórzę teraz ten utwór:
http://tiny.pl/hdr6m
- Niech Cię wiedzie dobry wiatr...
Życzę Ci pomyślnej podróży i czekam na Twoje kolejne posty z Hiszpanii...
Pozdrawiam.
Smurffie,niech dobry wiatr wiedzie Kamila,ale niech tez nam go tu kiedyś....przywieje jako radosnego człowieka...hej!krzykne po góralsku...:P))))
OdpowiedzUsuńNo właśnie Crackie, no właśnie... poza tym, jak już napisałem dla Czary Mary, ktoś musi zapracować na nasze emerytury ;))
OdpowiedzUsuńNo i przeczytałam sobie ten post z wielką przyjemnością.... :) Kamil od dziś i u mnie ma kciuki na bank. Niech mu się uda wszystko, co sobie wymarzył i zamierza. :) Zuch chłopak!
OdpowiedzUsuńDziękuję, Smurff... ;)