Przyznaję się bez bicia: czytam właśnie "S@motność w Sieci" J.L. Wiśniewskiego. Z pewnością jak już przeczytam, to napiszę na ten temat jakiegoś posta. Ale już na początku tej książki jest pewien fragment, który chciałem teraz przytoczyć, jako wprowadzenie do dzisiejszego tematu. "To nie przypadek, że ten doktorant napisał Sieć wielką literą. Internet stawał się powoli czymś kultowym. ... Nazywanie tego po prostu siecią komputerową, jak jakiegoś nieznaczącego zwojowiska kabli w banku lub w urzędzie, odbierało Internetowi mistyczny urok czegoś, co łączy absolutnie ponad wszystkimi podziałami".* Otóż to. Całkowicie się z tym zgadzam. Dlatego ja także użyłem dużej litery w stosunku do wyrazu "Sieć" w tytule mojego bloga. Bo Internet, Sieć, czy jakby nie nazwać tego środka komunikacji uważam za coś cudownego, za jeden z największych wynalazków, jakie do tej pory wymyśliła ludzkość od początku jej dziejów. Dla mnie świat wirtualny jest nowym, wspaniałym światem, w który chętnie wkraczam każdego dnia, o każdej porze dnia i nocy, kiedy tylko czas mi na to pozwala. Za każdym razem, gdy w niego wchodzę, to wręcz błogosławię wszystkich tych ludzi, którzy mi to umożliwili. Bo Internet jest dla mnie Darem Niebios. Nie znam nic bardziej fascynującego, co by mnie pociągało równie silnie. W Sieci mogę znaleźć wszystko, co tylko mnie interesuje. Dla mnie to największa skarbnica wiedzy, z jaką kiedykolwiek miałem do czynienia. Sieć jest również nowym, wspaniałym kanałem transferu informacji. Do tej pory umiemy przenosić pliki, które oddziałują na nasz wzrok i słuch, ale już pracuje się nad transferem plików przenoszących bodźce zapachowe, a sądzę, że z czasem opanujemy również transfer plików zmysłu smaku i dotyku. To z pewnością powinno jeszcze bardziej pogłębić nasze doznania. Czytam wiele opinii wyrażonej także na blogach, że świat wirtualny to ułuda, że liczy się tylko świat rzeczywisty, a ten wirtualny nie jest prawdziwy. Pytam się - kto i według jakich kryteriów definiuje ową "prawdziwość". Co jest prawdziwe, a co nie jest? Słyszę, jak ludzie, którzy kurczowo trzymają się realu argumentują "wirtualny świat istnieje tylko w komputerach". Oczywiście, że tak. Ale czy to w jakiś sposób ogranicza nasze doznania, bądź tępi doznawane emocje? Nie - świat wirtualny jest wg mnie pochodną świata realnego. Przecież artykuły, blogi, czy też komentarze piszą ludzie realni, a nie wirtualni! Wszelkie nasze doznania i emocje są jak najbardziej prawdziwe! Świat wirtualny w moim pojęciu nie ma nic wspólnego ani z wirtualnymi bohaterami bajek dla dzieci, ani też tych filmowych bajek dla dorosłych, jak np. "Matrix". Poza tym, w tym przypadku także jest pewna analogia, bo przecież bajki są także w realnym świecie. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że w Internecie czyha również szereg zagrożeń i niebezpieczeństw. Nie podchodzę do niego bezkrytycznie. Ale wiem, że umiem w nim znaleźć wszystko to, co mnie interesuje i raczej nie poddam się globalnemu praniu mózgów. Potrafię oddzielić ziarno od plew. Nie chcę, aby ktoś odniósł mylne wrażenie, że żyję głównie w wirtualnym świecie, bo tak nie jest. Dość dobrze potrafię oddzielić świat wirtualny od rzeczywistego. Ale doceniając także niewątpliwe uroki naszego rzeczywistego świata, siłą rzeczy dokonuję porównań. I to na ogół świat wirtualny jawi mi się jako bardziej atrakcyjny, niż ten realny. Tam nie ma tych wszystkich okropności, które widzę w realu. Nie ma uczucia głodu, rozpaczy, czy też bólu. Nie ma koszmarnego odczucia gorąca w upalne letnie dni, kiedy siedzisz rozebrany w rozgrzanym betonie, w samym środku miejskiej dżungli. Nie ma przenikającego odczucia chłodu, gdy zimą idziesz mroźną ulicą i wieje lodowaty wiatr. Nie ma okrucieństwa, ani lęku. Nie ma brudu, a jak na razie, nie ma także smrodu. Fakt, że czasem można spotkać chamstwo - lecz jeśli tak, to tylko jego bardziej znośną, bo wirtualną odmianę, z którą radzę sobie całkiem nieźle. Więc jeżeli ktoś mnie spostponuje na jakimś forum, to staram się marginalizować lub unikać takiego osobnika lub po prostu się wylogowuję, a po kilku minutach od takiego zdarzenia, udaje mi się wrócić do swojego zwykłego stanu emocjonalnego. Natomiast w realu potrafię myśleć o takim zdarzeniu całymi tygodniami. Myślicie pewnie, że jestem wirtualnym maniakiem? Chyba jednak tak nie jest - potrafię docenić uroki życia. Tyle, że w jakąś część mojego obecnego życia po prostu wkroczył świat wirtualny. I bardzo się z tego cieszę :) Bo to mój nowy, cudowny świat.
http://apod.oa.uj.edu.pl/apod/image/0603/universes_pickover.jpg Oryginał na stronie http://apod.oa.uj.edu.pl/apod/ap060301.html * - J.L. Wiśniewski "S@motność w Sieci" (fragment).