Witaj Miły Gościu na pokładzie Linii Lotniczych "Smurffair". Rozgość się tutaj - mój wirtualny barek jest zawsze obficie zaopatrzony ;) Życzę wyłącznie miłych lotów i wielu przyjemnych wrażeń!

niedziela, 30 listopada 2008

Blogonetykieta.

   Dawno temu jakiś starszy baca, będąc już po kilku głębszych miał stwierdzić, że ludzie zasadniczo dzielą się na trzy główne grupy - tych dobrych, tych złych i tych brzydkich. Skoro tak, to ja mam chyba wyjątkowego pecha, bo po tym poście już na zawsze pozostanę, przynajmniej dla co poniektórych na tym blogowisku, tym złym i w dodatku, tym brzydkim.
   Nie z racji mojej smurffowej aparycji bynajmniej - skoro kobiety patrząc na mnie nie zamykają oczu z przerażenia, to chyba spełniam warunek podstawowy męskiej urody, czyli widocznie jestem przynajmniej odrobinę bardziej przystojny od diabła oczko  
   A więc nie w tym rzecz. A w czym? Ano w tym, że już na wieki wieków pozostanę tym pyskatym, wrednym, szyderczym i złośliwym Smurffem, który zawsze szczerze pisze to, co naprawdę myśli, wcale nie zważając na tę całą, z gruntu fałszywą blogową netykietę, czyli niepisaną regułę, która w swoim pierwszym punkcie zaleca pisać nt. cudzych postów wyłącznie krótko i wyłącznie ogólnikowo ale za to w samych superlatywach, natomiast w swoim drugim punkcie wskazuje, że jak się nie ma o czym pisać, to swojego komcia powinno się zaczynać mniej więcej w taki sposób:

"Wprost brakuje mi słów..."... albo coś w tym rodzaju.

   Pewnie myślicie, że tym razem przesadzam z tym moim złośliwym sarkazmem? Być może. Ale wcale nie aż tak bardzo. Bo już wiele, wiele razy widziałem komcie pisane dokładnie wedle tych dwóch ww. reguł. A ostatni raz widziałem to całkiem niedawno, bo pod ostatnią, trzecią częścią opowiadania Lili Zwięrzęciary pt. "Z Aniołem Stróżem za pan brat".

   Niby to nie moja sprawa, bo co ja mam do cudzych komciów? Przecie nic. Ale jednak tym razem szlag mnie trafił, bo chodziło o długaśne opowiadanie, na które Autorka nie dość, że poświęciła mnóstwo swojego czasu, to jeszcze w dodatku pokusiła się o dodatkowe konsultacje medyczne, które robili lekarze. Wszystko po to, aby wzmiankowane opowiadanie było zweryfikowane także pod tym kątem.

   A teraz mam dla Was mini - zagadkę muzyczną.
   Czy wiecie jak się robi muzyczne miksy?
   Otóż wybiera się odpowiednie fragmenty muzyki, po czym miksuje się je w specjalnej maszynie. Efektem tych zabiegów jest nowy utwór muzyczny, który stanowi swoisty miks sporządzony na bazie tych wcześniej wybranych muzycznych kawałków...
   Hehe, a ja na potrzeby tego posta, wzorując się na tych miksach muzycznych, stworzyłem w ten sam sposób miks komciowy... tak, tak, okazuje się, że z komciów też można zrobić taki miks... w tym celu wybrałem z kilku pierwszych komentarzy zamieszczonych pod ww. opowiadaniem pewne fragmenty, po czym wrzuciłem je do mojej podręcznej smurffowej maszynki, przeznaczonej właśnie do miksowania komciów - no i w efekcie uzyskałem jedyny i niepowtarzalny komciowy miks, stanowiący coś w rodzaju wzorcowego komcia całkowicie przystającego do wcześniej wspomnianej, blogonetykiety.

   Pewnie chcielibyście zobaczyć, jak wygląda ten mój komciowy miks?  Proszę bardzo!

   "Lilu, nie potrafię skomentować tego opowiadania, bo ledwo usiadłam i zobaczyłam tytuł, to od razu łzy wzruszenia napłynęły mi do oczu i uniemożliwiły przeczytanie choćby jednego słowa... na drugi dzień z zapartym tchem zaczęłam czytać Twoje opowiadanie, co chwilę ocierając łzy, które jednak nie pozwalały mi czytać dalej... a więc sama rozumiesz, że muszę się jeszcze wczytać słońce... och, jakie to jest wzruszające opowiadanie, sercem pisane... bardzo dobrze się je czyta, aż łezki wyciska... lecz nie potrafię go skomentować, bo wszystko co napiszę, to będzie zbyt mało by oddać targające mną emocje... ach, jeszcze teraz dreszcz czuję, kiedy ten komentarz do Ciebie piszę... to naprawdę wspaniałe opowiadanie, czyta się je z zapartym tchem, pilnie by nie stracić choćby jednego słowa... niesamowite... pisane z pasją, z sercem... rzetelne i profesjonalne... poruszające wrażliwe struny serca... a tego, że miejscami czytałam go przez łzy, tego nie muszę Ci już pisać, bo chyba już to wiesz... to tyle, bo cóż jeszcze mogę dodać do tego co napisali moi przedmówcy..."

   No i jak Wam się podoba taki komcio-smurffowy miks? Rzuca na kolana, no nie?
   Faktycznie, chyba już nic nie można tutaj dodać, bo w tym komciu już wszystko zostało napisane...

   Dość łatwo było mi to zmiksować, skoro niemal w każdym początkowym komentarzu zamieszczonym pod tym opowiadaniem zawarte jest przede wszystkim słodzenie, a wazelina skapuje z tych komciów, niczym wosk ze świeżo roztopionej świecy...
   Poza tym nic, żadnej konstruktywnej treści, same ogólniki, prawie nikt nie pisze, dlaczego to opowiadanie aż tak się podobało, jakie refleksje wywołuje, dlaczego wzrusza, co sprawia, że porusza emocje...
   Ja rozumiem, że samo opowiadanie może się bardzo podobać, absolutnie tego nie neguję, ale na Boga, chyba powinny być jakieś rozsądne granice, na których kończy się takie puste "kadzenie", a zaczyna się pisać coś własnego, czyli bardziej wnikliwą, osobistą opinię!
   Opinię, na którą składa się coś więcej niż tylko pusto brzmiące slogany w rodzaju "piękne!", "wspaniałe!", czy też "wzruszające". W przypadku komentarzy zamieszczonym pod wierszem, zapewne bym się nie czepiał - wiadomo, poezja rządzi się swoimi prawami. Ale to nie jest żaden wiersz, tylko długie opowiadanie, które po przeniesieniu do edytora tekstów zajęło mi ponad 20 stron!

   Czytając tamte i mnóstwo innych komciów zamieszczonych na wielu blogach widzę, jak bardzo prawdziwe było to, co już kiedyś napisałem w moich postach pt. "Jestem ZA, a nawet PRZECIW"oraz "Szczerość". Tyle, że na niewiele to się zdało... nigdzie nie napisana, z gruntu fałszywa blogonetykieta, przedstawiona w dwóch ww. punktach ma się przez cały czas bardzo dobrze i wciąż obowiązuje... niestety...

*****************************************

   Dziś będę kontynuował podobne muzyczne klimaty, które zacząłem w moim poprzednim poście. A więc na zakończenie proponuję znowu coś z brzmieniem gitar w tle, czyli ten utwór.

   05.12.2008 r.

   Dla wszystkich, którzy na tym blogu rozpoczęli świętą krucjatę przeciwko Smurffowi, za to że ten nicpoń tak bezczelnie ośmieszył co poniektórych blogowiczów, którzy tak wspaniale komentują na blogu Lili, mam doskonałą wiadomość.
   Otóż ten ladaco w ostatnim czasie całkiem położył uszy po sobie, złożył na moje ręce samokrytykę i zaszył się gdzieś w ponurych odmętach wstydu, gdzie obiecuje przez co najmniej tydzień sypać popiół na głowę, dokonywać regularnego samobiczowania co najmniej trzy razy dziennie, a przy tym co chwila powtarzać "mea culpa!!!".
   A tymczasem pełne panowanie nad smurffowym blogowiskiem obejmuję ja - szajba4, nagle wybudzony z głębokiego snu głośnymi smurffowymi szlochami.
   Od razu proponuję, aby dać se już spokój z tymi smurffowymi pierdołami, ten chłopina umie tylko jęczeć, albo przychrzaniać się do komentarzy pisanych przez nader poważnych blogowczów.
   Nic więcej nie potrafi, bo sam nigdy nic dobrego nie napisał, pisze kompletnie bez jaj, tylko w marudzeniu jest dobry.
   Nie to, co pan szajba, który właśnie na swoim blogu opublikował nowy post.
   Ha!!! I to jaki!!!

   A więc witajcie blogoludki!!!
   Miło mi was znowu tutaj widzieć!!!  hehe 

                                                                                          szajba 4


   09.12.2008 r.

   Sio szajbo!!!
   Zmiataj stąd w podskokach!!!
   Nie chcemy cię tu!!!
   Wracaj na swój blog!

   Drodzy Czytelnicy mojego smurffowego bloga.
   Bardzo Was przepraszam za tę całą zadymę, którą tutaj szajba zrobił. Ten podły typ gdziekolwiek by się nie pokazał, natychmiast sieje taki zamęt, że tylko trzęsienie ziemi można by chyba z nim porównać.
   Wprawdzie poprosiłem szajbę w zeszły piątek, aby mnie zastąpił, ale nie spodziewałem się, że narobi tutaj od razu takiego galimatiasu. Przepraszam wszystkich, którzy poczuli się urażeni, zażenowani, czy też zniesmaczeni tymi wielce bezpośrednimi komciami szajby. Ten bezczelny typ taki już jest, nic nie można na to poradzić, to przypadek nieuleczalny.
   Słowa przeprosin kieruję zwłaszcza do tych osób, które dały publiczny wyraz swojej dezaprobaty dla stylu komentarzy pisanych przez szajbę - Bgo, Misia4, Viola Silvestris - bardzo Was przepraszam, wiem że mieliście prawo być urażeni tą nagłą zmianą stylu pisanych komentarzy.
   A teraz parę słów, dlaczego postanowiłem zaprosić tutaj szajbę.
   Mój post nt. blogonetykiety wywołał moim zdaniem zbyt gwałtowną polemikę. Zwłaszcza moi oponenci zaczęli mnie dość ostro atakować, zarzucając mi wiele rzeczy o których nie chcę tutaj pisać, każdy może przeczytać niżej zamieszczone komentarze, aby samemu zobaczyć o co mi chodzi.
   Jednocześnie dało się odczuć, że jest sporo osób, które wolą zachować dystans i nie wypowiadać się na ten temat. Odniosłem wrażenie, że dla nich ten temat jest obojętny i nie budzi w nich żadnych emocji.
   W tej sytuacji postanowiłem zaprosić do tego bloga szajbę na parę dni, jako coś w rodzaju "bufora", który z jednej strony pozwoli rozładować narastające emocje i nieco rozluźnić napiętą atmosferę jaka się tutaj wytworzyła, zaś z drugiej, będzie stanowić taki "wesoły przerywnik", odskocznię od poruszonego przeze mnie, a jak się okazało, bardzo kontrowersyjnego tematu.
   Przyznaję, że ta odskocznia mnie także była bardzo potrzebna - niektóre komentarze pisane pod moim adresem wzbudziły mój gwałtowny sprzeciw i chęć gwałtownej repliki, co tylko dolałoby oliwy do ognia.
   Na szczęście w porę się opamiętałem i postanowiłem zarówno samemu sobie jak i wszystkim pozostałym osobom biorącym udział w toczące się polemice, dać parodniowy okres karencji potrzebnej do wyciszenia nastrojów.
   Ten kilkudniowy okres karencji miał zapewnić właśnie szajba. I chociaż u niektórych osób spotkał się on z wyraźną dezaprobatą, to jednak pomimo tego uważam, że spełnił swoje zadanie, okazał się przydatny, wyciszył emocje. To mnie cieszy, bo moim celem nigdy nie było i nie będzie stworzenie tutaj takiego forum, gdzie jego uczestnicy będą się wzajemnie obrzucać różnymi epitetami i to nie przebierając w środkach. Sztuka dyskusji polega na wzajemnym wyłuszczaniu swoich racji przy pomocy racjonalnych argumentów, a nie na wytykaniu sobie wzajemnych wad, przywar tudzież innych niedoskonałości ducha i ciała. Takie jest moje zdanie i tego na pewno będę się trzymać.
   Jeżeli moje uzasadnienie dla powodów bytności tutaj szajby nie znalazło uznania dla niektórych moich czytelników, to trudno - ale to ja jestem tutaj kierownikiem zamieszania, wszyscy inni mają tylko głos doradczy.
   A teraz krótko o moich przyszłych planach.
   Postanowiłem kontynuować dyskusję nt. blogonetykiety, gdyż uważam ją za niedokończoną.
   Jednocześnie chcę ją przenieść poza ten blog, na moje forum, które w zasadzie stworzyłem właśnie w tym celu, aby na nim dyskutować. Tam zamierzam opublikować nowy post pt. "Dyskusja nt. blogonetykiety i prawa do krytyki", pod którym chcę odpowiedzieć niektórym osobom, które były łaskawe zabrać głos w tej sprawie. W ten sposób przeniosę całą dalszą polemikę na forum, a tutaj poruszę nowy temat, zgodnie z zapowiedzią widniejącą z lewej strony bloga.
   Planowany termin realizacji tych zamierzeń /nowy post na forum z przeniesioną dyskusją i nowy post na tym blogu/ - najbliższy weekend. A do tego czasu to szajba będzie harcować po Waszych blogach, a Smurff pozostanie w ukryciu i będzie szykować dwa ww. nowe posty oraz pisać odpowiedzi na dotychczasowe komentarze.