Ten post stanowi w pewnym sensie kontynuację dwóch moich wcześniejszych postów pt. "Przeznaczenie w ujęciu chińskiej Księgi Przemian" oraz "Nie wierzę w przypadki". Jest on w pewien sposób dopełnieniem tamtych postów, zamyka wcześniej poruszone tematy, stawia kropkę nad "i".
Załóżmy przez chwilę, że jednak coś jest. Istnieje poza czasem i przestrzenią. W jakimś innym wymiarze, który jest poza naszą zdolnością pojmowania. To coś jest bezkresne i wieczne, a jednocześnie tworzące zręb wszystkiego. A więc wypełnia wszystko we wszechświecie, ale także wypełnia nas samych. Po naszej śmierci w jakiś tajemniczy sposób łączymy się z tym, co sprawia, że nie umieramy zupełnie...
Czy to ma świadomość? Na pewno nie w ludzkim znaczeniu tego słowa...
Nazwijmy to... no, powiedzmy, osnową...
Zresztą, nie nazwa jest w tym wypadku najważniejsza.
Wg mnie drugorzędną sprawą jest, czy takie coś nosi nazwę "Manitou", "Allach", czy "Bóg"...
Istotne jest tylko to, czy takie założenie jest słuszne, czy nie. Niestety, tego nie wiemy.
To trudne. Pisać o czymś, czego się nie widzi, nie słyszy, co absolutnie nie jest dowiedzione przez naukę...
Niestety, nie wszystko da się zmierzyć za pomocą szkiełka i oka... Nie da się np. zmierzyć wszechświata zwykłą linijką, nie da się też przeciąć wirusa na pół za pomocą zwykłych nożyczek. Wielki Zderzacz Hadronów, który miał przynieść zasadniczą odpowiedź na intrygującą naukowców zagadkę budowy struktury materii, zepsuł się już po kilku tygodniach użytkowania...
Dlatego nie łudźmy się, że nasze prymitywne skądinąd urządzenia przybliżą nas do istoty sprawy... pytanie, czy ww. założenie jest słuszne, czy nie, pozostanie cały czas otwarte, a jedyna możliwa odpowiedź wciąż pozostanie tylko i wyłącznie w gestii naszej wiary bądź też niewiary...
Ciekawe, że każda cywilizacja stworzona przez ludzi wierzyła bądź nadal wierzy /oczywiście wyłączając ateistów itp. osoby/, że coś takiego istnieje... w różnej formie, pod różną postacią, ale istnieje... czy dlatego, że taka wiara jest wpisana w ludzką naturę i pozwala ona łatwiej znosić ludziom trudy życia? A może dlatego, że człowiek czuje, że to wszystko, co jest wokół, przerasta jego zdolności rozumienia, a ta wiara jest zwykłą ucieczką w obszar wymykający się ludzkiej logice i granicom samopoznania? Czy też może u podstaw leży wiara w nieśmiertelność duszy?
Ciekaw jestem, czy po odkryciu innych rozumnych cywilizacji, okaże się, że tamte inteligentne stwory też wierzą w jakaś nadprzyrodzoną istotę, czy też nie? Bo jeżeli tak, to nie będzie to wówczas już wyłącznie ludzka cecha...
Jeśli o mnie chodzi, to wierzę, że istnieje coś takiego. Zapytacie pewnie, dlaczego wierzę? Odpowiedź w gruncie rzeczy jest banalna. Bo ta wiara daje mi, oczywiście w pewnym sensie, odpowiedź na wiele trudnych pytań, na które nie ma żadnej racjonalnej odpowiedzi. A bez tej wiary nic nie miałoby dla mnie sensu. Ani nasze życie, ani też ustalony porządek wszechrzeczy panujący we wszechświecie.
Wielki Wybuch /o ile w ogóle miał miejsce/ byłby wtedy jedynie czymś w rodzaju sarkastycznego chichotu chaosu, rozumianego jako wielkie NIC, a to wszystko co nastąpiło później, nadzwyczajnym ciągiem niesamowitych przypadków.
Tyle, że jak już wcześniej napisałem, ja nie wierzę w przypadki.
http://fc32.deviantart.com/fs22/f/2007/316/d/f/Machinery_of_the_Stars_by_alexiuss.jpg
Moje rozważania na ten temat zakończę fragmentem pewnego filmu, gdzie linię melodyczną stanowi jeden z moich ulubionych muzycznych utworów. Dlaczego akurat to? Powiem tylko tyle, że to także nie jest przypadek.