Witaj Miły Gościu na pokładzie Linii Lotniczych "Smurffair". Rozgość się tutaj - mój wirtualny barek jest zawsze obficie zaopatrzony ;) Życzę wyłącznie miłych lotów i wielu przyjemnych wrażeń!

niedziela, 28 czerwca 2009

Pomiędzy sercem a rozumem.

  Zasadniczo nie lubię monotonii, dlatego często na blogu próbuję czegoś nowego. Tym razem postawiłem przed sobą dość karkołomne zadanie – otóż postanowiłem napisać historię widzianą oczami kobiety. Kobiety trochę zagubionej, która stoi przed trudnym wyborem dalszej drogi życiowej – więcej zdradzał nie będę, kto chce, ten przeczyta.
   Za każdym razem, po każdym moim poście jestem ciekaw Waszych komentarzy, ale teraz jestem ich ciekaw szczególnie, właśnie z uwagi na tę nową jak dla mnie formę narracyjną. Przyznaję, że sam mam mieszane uczucia, czasem wydaje mi się, że to opowiadanie jest zbyt wydelikacone, zbyt tkliwe, zbyt łzawe. Może nawet tak jest…, ale pomimo tego, nie chcę już w nim niczego zmieniać – zapodam go w takiej postaci, jakie jest w chwili obecnej.
   Prezentowane opowiadanie jest dość długie, ale każdy będzie miał wystarczająco dużo czasu, aby je przeczytać – przeszło trzy miesiące. Właśnie tyle będzie trwała moja kolejna przerwa w blogowaniu. Planuję ją z uwagi na zbliżające się wakacje, ale nie tylko z tego powodu. Po prostu jej potrzebuję. Być może pan szajba przez ten czas coś nowego napisze, ale Smurff raczej nie – muszę przez jakiś czas posiedzieć cicho i przemyśleć sobie niektóre moje sprawy.
   Tyle na początek, a teraz już pora na samo opowiadanie.
  
http://images1.fotosik.pl/1/8sqxisu0f47d2ez1.jpg

„…Serce: Rozum, ty nawet mówisz rozumnie. Ale ty się nie znasz. Są takie rzeczy, których ty nigdy nie pojmiesz.
Rozumek: Dobra, dobra. Ja wiem, serce. Ja wiem, o co ci chodzi. Chodzi ci o miłość. Ale pamiętaj o jednym: ze wszystkich rzeczy wiecznych miłość trwa najkrócej. Więc ty się nie nastawiaj na wieczność. Ty, Serce, nie jesteś czasoprzestrzeń…”
J.L. Wiśniewski „S@motność w Sieci”  (fragment).

Prolog.

   Siedzą razem w pięknej białej łódce pośrodku rozległego jeziora… są tylko we dwoje… Paweł i ona… Wieje lekki ciepły wiatr, a niewielkie fale sprawiają, że łódka delikatnie się kołysze. Otulają ich miękkie słoneczne promienie. Po błękitnym niebie powoli przesuwają się postrzępione śnieżno-białe obłoki… jest cudownie…
   Paweł siada obok niej, po czym obejmuje ją i przytula…
 - Popatrz jak tu pięknie – jego brązowe oczy spoglądają na nią z zachwytem –widzisz Ewa, mówiłem ci, że wszystko jakoś się ułoży… kocham cię skarbie… już tyle razy ci to powtarzałem… kocham cię, słyszysz?
   Zawiesił głos i przysunął twarz w jej kierunku… poczuła jego gorący oddech na policzku i szybko podała mu swoje usta. Wpił się w nie łapczywie w długim, namiętnym pocałunku.
   Ale coś jednak jest nie tak… Ewa czuje, jak wiatr gwałtownie przybiera na sile… fala rośnie i staje się coraz większa, a łódka zaczyna niebezpiecznie się kołysać… 
   Paweł natychmiast odrywa się od jej ust, chwyta za wiosła i usiłuje szybko dopłynąć do brzegu. Jednak z boku nadpływa ogromna fala, która uderza w łódkę z całym impetem i wywraca ją do góry dnem… ciało Ewy zanurza się w chłodnej wodzie, ale mimo tego nie traci zimnej krwi, bo przecież potrafi pływać… przebiera nogami, aby nie zatonąć i rozgląda się na wszystkie strony, ale nigdzie nie widzi Pawła… parokrotnie obraca się wokół własnej osi, rozpaczliwie szuka rękami pod powierzchnią wody, ale nigdzie go nie ma…
   Wielkie fale spadają na nią raz po raz i wciskają ją pod powierzchnię… woda już zatyka usta i nos… jeszcze walczy, ale pomału zaczyna się dusić… dławione brakiem powietrza płuca kurczą się boleśnie… czuje, że więcej nie wytrzyma, że to już koniec…

 - Ewa!!! Co się z tobą dzieje kochanie? Nosi cię po całym łóżku, jakbyś walczyła z całą armią… – pełen troski głos męża stopniowo przywołał ją do przytomności. 
   Otworzyła oczy. Powoli do niej dotarło, że wcale nie tonie na środku jeziora, tylko śpi sobie bezpiecznie w małżeńskim łóżku razem z nim… ze swoim mężem, Andrzejem…
   A więc to był tylko sen… może oddychać… tylko dlaczego przez chwilę pojawiła się u niej ta okropna myśl, że może byłoby lepiej, gdyby utonęła naprawdę?
Część I.

   Ten sen o łódce przyśnił jej się nad ranem. Nie mogła już zasnąć. Andrzej, zbyty „sennym koszmarem”, przewrócił się tylko na drugi bok i już po chwili jego spokojny oddech świadczył o tym, że ponownie zapadł w głęboki sen. Ewa już nie zasnęła. Leżąc w łóżku analizowała wydarzenia ostatnich lat swego życia, a zwłaszcza ostatnich trzech miesięcy…

   Pochodziła z wielodzietnej rodziny i od kiedy pamięta, musiała zajmować się młodszym rodzeństwem. Andrzeja poznała pod koniec nauki w szkole średniej. Była dumna, gdy dał jej do zrozumienia, że jest nią zainteresowany. Chodzili ze sobą blisko rok, gdy Andrzej postanowił przedstawić ją swojej rodzinie.
 - A kiedy ślub? – bez ogródek zapytała jego matka.
   Gdy się jej oświadczył miesiąc później, myślała że złapała Pana Boga za nogi. Była bardzo szczęśliwa, bo już wiedziała, że Andrzej zabierze ją do siebie, dzięki czemu będzie się mogła wreszcie uwolnić od uciążliwych obowiązków wobec swoich młodszych braci i sióstr… tak się też stało w tydzień po skromnym weselu.
   Mieszkali pod jednym dachem z rodzicami Andrzeja, którzy dużo wcześniej pomyśleli, aby urządzić całe drugie piętro dla przyszłej rodziny swego jedynaka. Ewa dość gładko wcieliła się w nową dla siebie rolę żony i synowej. Mając w pamięci nieprzyjemne wspomnienia wyniesione ze swojego domu, unikała jak ognia wszelkich tarć z teściami. Jeżeli czuła potencjalne zarzewie konfliktu, od razu całą sprawę przekazywała w ręce męża, który zawsze miał bardzo dobry kontakt ze swoimi rodzicami. Dzięki temu teściowie patrzyli na nią dość przychylnym okiem.
   Kilka tygodni po ślubie dostała pracę w pobliskim przedsiębiorstwie. Pracowała w księgowości na stanowisku młodszego referenta. Wtedy przyszło jej do głowy, żeby równolegle zacząć studiować ekonomię. Zaocznie. To był dobry pomysł, bo te studia szły jej nadspodziewanie gładko. W pracy też ją docenili. Po dwóch latach, gdy zwolniło się miejsce, została asystentką zastępcy dyrektora.
 - Widzisz, nie tylko ja poznałem się na tobie – Andrzej szczerze cieszył się z jej awansu zawodowego. Sam pracował jako mechanik w pobliskim warsztacie samochodowym.
   Nie było im źle… Andrzej, co prawda, należał do milczących facetów i nie mogła sobie z nim o wszystkim porozmawiać, ale dbał o nią i każdego dnia czuła, że ją kocha… 
   I tylko jedna rzecz nie dawała im spokoju…
 - A co wy już dwa lata po ślubie i dziecka ani śladu? – teściowa, jak zwykle pytała bez żadnych ogródek.
   Rzeczywiście jakoś nie mogła zajść w ciążę, chociaż współżyli regularnie i bez żadnych zabezpieczeń. Gdy „stuknęło im” trzy lata małżeńskiego pożycia, delikatne zrazu wypominania przemieniły się w niemal codzienne utyskiwanie.
 - Ja chcę wnuka! Słyszysz Ewa? Daj nam wnuka! – teściowa jak zwykle bardzo dosadnie wyrażała swoją wolę – Przecież my nie mamy innych dzieci, tylko na was możemy liczyć… a więc zagoń wreszcie tego swojego chłopa do roboty! 
   Andrzej swoją „męską robotę” robił, owszem chętnie, ale bez powodzenia…
   Po czterech latach Ewa zaczęła się poważnie niepokoić
 - może byśmy zrobili sobie specjalistyczne badania na płodność? – zapytała męża któregoś dnia…
 - ty rób! – odpowiedział po dłuższej chwili nie odrywając wzroku od telewizora –przecież to kobieta rodzi dzieci, tak czy nie?

   W telewizji była właśnie transmisja jakiegoś meczu. Andrzej, zapalony kibic piłkarski zapatrzył się w ekran jakby był zahipnotyzowany… żałowała, że nie śledził z równie wielką uwagą wczorajszego filmu – telewizja właśnie po raz kolejny powtarzała „Porozmawiaj z nią” Pedro Almodóvara. Bardzo chciała, aby wspólnie obejrzeli ten jej ulubiony film. Zaraz po jego zakończeniu chciała go zapytać, jakie są jego wrażenia wyniesione z tego filmu… niestety, Andrzej zasnął po pierwszych dwudziestu minutach projekcji… a gdy usiłowała go obudzić, usłyszała jak mruczy podenerwowany 
 - daj mi spokój… przecież to nudne jak flaki z olejem…
   Zrezygnowała… chociaż było jej przykro.

 - Andrzej… przecież ty dobrze wiesz, że do tanga trzeba dwojga… – odpowiedziała cicho spoglądając przy tym na męża wciąż wpatrzonego w ekran telewizora.
 - Daj spokój… przecież mogę… tak czy nie? – zerknął na nią szukając w jej oczach potwierdzenia dla swojej męskości.
 - Ale tutaj nie o takie „możenie” chodzi… – odparła spoglądając mu prosto w oczy.
 - Najpierw ty zrób te badania… a ja… – nie dokończył, bo spiker gwałtownie podniósł głos podekscytowany gorącą sytuacją podbramkową – Andrzej natychmiast zapomniał o bożym świecie…
 - Dobrze – westchnęła i poszła czytać książkę.
   Badania wykazały, że jest płodna. Właściwie od początku była tego niemal pewna. Jej kobieca intuicja podpowiadała jej, że właśnie tak będzie, skoro pochodzi z rodziny wielodzietnej. Od razu powiedziała o tym Andrzejowi, ale on wciąż ociągał się ze swoimi badaniami.
Część II.

   Zastępca dyrektora okazał się miłym i kulturalnym brunetem. Zawsze był uprzejmy wobec kobiet, ale Ewa szybko wyczuła, że okazuje jej szczególne względy. Było jej miło, że ona – do niedawna szara myszka z wielodzietnej rodziny – stała się obiektem adoracji takiego faceta jak on – z klasą i pozycją. Dość szybko prywatnie przeszli na „ty”, chociaż w pracy nigdy nie pozwalała sobie zwrócić do niego inaczej niż „panie dyrektorze”. Codzienne obowiązki bardzo ich do siebie zbliżyły. Z czasem zaczęli rozmawiać nie tylko o sprawach czysto zawodowych, ale także o swoim codziennym życiu. Oboje czuli, że mają ze sobą wspaniały kontakt i rozumieją się wyjątkowo dobrze. Paweł podobał jej się, a wspólne rozmowy sprawiły, że stał się jej bardzo bliski. W coraz większym stopniu zajmował jej myśli i po pewnym czasie Andrzej zszedł na drugi plan – to głównie o Pawle rozmyślała, fantazjowała i śniła…

   Uczucie rodziło się w nich powoli, ale wybuchło gwałtownie. Spadło na nich niespodziewanie, trzy miesiące temu, gdy oboje pracowali po godzinach… jedno i drugie przypadkowe zetknięcie ich dłoni sprawiło, że poczuła dreszcz… Paweł poczuł ten dreszcz, jednak nie cofnął w porę swojej ręki… ich spojrzenia zetknęły się przez chwilę i chociaż zaraz potem uciekła mu wzrokiem, on szybko znalazł drogę do jej ust… serce wyrywało jej się z piersi, gdy poczuła jego ciepłe wargi na swoich i gdy chwilę później usłyszała
 - kocham cię Ewa…
 - daj spokój, ja mam męża, a ty masz rodzinę – odburknęła mu wtedy i szybko dodała, że musi już iść do domu…

   Ale Paweł wcale nie dał jej spokoju. Prosił, błagał, namawiał…
 - wyjedźmy stąd oboje… rzućmy to wszystko… zacznijmy nowe życie we dwoje…
 - a twoja żona, twój syn? - pytała go za każdym razem
 - nie kocham jej, już od dawna jej nie kocham… przecież wiesz… a o syna będę walczył podczas rozwodu… na pewno go nie opuszczę – odpowiadał nie zmieszany –to ciebie kocham Ewa i to z tobą chcę żyć…

   Nie chciała o tym słyszeć. Czuła, że taki plan to jest czyste szaleństwo z ich strony. Dlaczego jego syn i jej mąż mają na tym cierpieć? No właśnie, jej mąż… czym sobie na to zasłużył? Przecież był lojalny wobec niej. Kochał ją. Jak może mu zrobić coś takiego? Jej wrodzony rozsądek podpowiadał jej, że absolutnie nie może się na to zgodzić.
   Ale jej serce z kolei kierowało się w stronę Pawła… przecież rozumiał ją jak nikt inny… to w jego towarzystwie czuła się piękna i pożądana, to Paweł prawił jej komplementy, przynosił kwiaty i nęcił, roztaczając przed nią coraz bardziej kuszące wizje… nie chciała tego słuchać – a rozum podpowiadał jej, że dobrze robi…
 - a jeżeli nie? – od razu pytało jej serce…
Część III.

   To stało się miesiąc temu. Znów niespodziewanie. Był piątek i obchodzili wówczas kolejną rocznicę istnienia firmy. Z tej okazji była feta połączona z szampanem, winem i kateringiem, która przeciągnęła się aż do wieczora. Po imprezie zostali, aby omówić plany zawodowe na następny tydzień, ale rozochoceni spożytym alkoholem dość szybko zaczęli namiętnie się całować… nie zastopowała go w porę i w efekcie uległa mu całkowicie…

   W poniedziałek przyniósł jej kwiaty i zapytał czy żałuje…
 - daj spokój, gdybym tego nie chciała, nic by się nie stało… to moja wina… - powiedziała cicho nie patrząc mu w oczy.
   Lecz po chwili wahania dodała
  – musimy to skończyć Paweł… nie chcę tego ciągnąć w nieskończoność i dawać ci złudne nadzieje… a więc od dziś tylko kontakty czysto zawodowe, żadnych innych…
   Nic nie odpowiedział… tylko patrzył na nią tępym wzrokiem, a jego twarz wyrażała zdumienie i ból…

   Nie pomogły jego prośby. Była niewzruszona.
 - Ewa, czy ty wiesz, że tą decyzją łamiesz mi serce? – argumentował podekscytowany.
   Próbowała przemówić mu do rozsądku.
 - Paweł, przecież my oboje mamy rodziny! A nasz dalszy romans będzie dla nich zwyczajną krzywdą! Nie rozumiesz tego? – ale on wciąż tylko patrzył na nią i powtarzał jak mantrę
 - ale ja cię kocham Ewa…

   Ten ostatni miesiąc to był dla niej miesiąc cierpienia. Jej serce rwało się ku niemu i biło radośnie na sam jego widok. Ale na zewnątrz starała się być chłodna i stonowana. Mówili tylko o sprawach zawodowych, a gdy Paweł zaczynał mówić o ich sprawach osobistych, od razu ucinała dyskusję. Widziała po nim, że cierpiał i jej serce płakało na ten widok. Ale jej rozum mówił
 - tak właśnie trzeba, trzymaj się tego i nie daj się ponieść szaleństwu…

   Trudny był teraz dla niej czas spędzony wspólnie z Andrzejem. Miała wtedy stałe poczucie winy. Najgorzej było podczas ich chwil intymnych. Nie miała odwagi, aby wyjawić mu, że miała romans i że miesiąc temu zdradziła go ze swoim szefem. Czuła, że wpadłby w furię i mogło to się fatalnie odbić na całym ich przyszłym życiu. Nie chciała tego. Ale wciąż miała z tego powodu wyrzuty sumienia i czuła się z tym podle.
 - to już przeszłość… już nigdy więcej cię nie zdradzę, mężu – powtarzała sobie w duchu.
Część IV.

   Ten poranny sen o łódce i późniejszym tonięciu w jeziorze naprawdę ją przeraził. Leżąc w łóżku obok męża zastanawiała się, co taki sen może oznaczać. Co ma  teraz począć? Czy ma porzucić całe dotychczasowe życie i podążyć za głosem serca? Czy też próbować za wszelką cenę ugasić w sobie te miłosny płomień, który ją ogarnął? Jak ma teraz żyć? Czy jeżeli wybierze spokojne życie u boku Andrzeja to czy nie będzie kiedyś tego żałować? Ale czy zdoła kiedykolwiek wyzbyć się wyrzutów sumienia, jeśli posłucha Pawła? 
   Nagle, leżąc obok męża nagle uświadomiła sobie, że cokolwiek by nie zrobiła, już nigdy nie będzie w pełni szczęśliwa. Bo życie u boku Andrzeja będzie zapewne spokojne i dostatnie, ale nie będzie w nim miłości. A jeżeli posłucha Pawła, wtedy już do końca życia nie zdoła pozbyć się wyrzutów sumienia. Uświadomienie sobie tego faktu sprawiło, że łzy napłynęły jej do oczu…
   Wstała z łóżka i usiadła za komputerem.
   Kiedyś, jeszcze w szkole średniej pisała wiersze. Tylko dla siebie samej. Trzymała je potem w swojej sekretnej skrytce i czasem do nich wracała. Gdy kiedyś wspomniała o tym mężowi, ten zaciekawiony poprosił ją, aby któryś z nich mu odczytała.
   Uradowana zaczęła czytać…
galopując na skrzydłach czarnego motyla
patrzę jak spadająca gwiazda rozcina mroczne sklepienie
niczym srebrna strzała wystrzelona w ciemnej przestrzeni
wydaje z siebie ostatni, pożegnalny błysk 
gwiezdnego życia ostatni lśniący skowyt…

 - O co tutaj chodzi? – przerwał jej zanim zdążyła dokończyć strofę.
 - To taka metafora – odpowiedziała mu po dłuższej chwili milczenia – rozumiesz?
 - Nie… nic a nic z tego nie kumam… czy możesz pisać jaśniej?

   Od tamtej pory do tematyki wierszy już nie wracali.

   Teraz poczuła chęć, aby napisać coś o dręczących ją rozterkach. Włączyła komputer, zalogowała się i zaczęła pisać…

   Następnego ranka nic strasznego jej się nie śniło. Gdy tylko się obudziła przypomniało jej się, że już dawno nie robiła sobie testów ciążowych. Kiedyś robiła te testy regularnie, przynajmniej jeden raz w cyklu. Jednak od ponad roku robiła je coraz rzadziej, a od czasu jej romansu z Pawłem, zapomniała o tych testach zupełnie. Dziś coś ją tknęło, aby wykonać taki test. Wstała z łóżka, poszła do łazienki i pobrała próbkę moczu do analizy. Gdy  wkrapiała go później pipetą na płytkę testową, przypomniała sobie, że za każdym razem gdy widziała negatywny wynik testu, było jej przykro. Każdorazowo odczuwała wtedy zawód. Nie było to przyjemne uczucie, ale z czasem zdążyła się do niego przyzwyczaić. Jednak pomimo tego przykrego uczucia, za każdym razem drzemała w niej iskierka nadziei, że może za tym kolejnym razem się uda…
   Wiedziała, że musi teraz odczekać parę minut. Aby skrócić sobie czas oczekiwania, położyła płytkę na szafce, włączyła komputer i zaczęła czytać swój wczorajszy wiersz. Czytała go sobie cichutko, a w trakcie czytania ponownie się wzruszyła. Znowu łzy napłynęły jej do oczu… mimo to, przeczytała wiersz aż do samego końca…
okryta płaszczem samotności
cichutko płaczę
uwięziona gdzieś
pomiędzy sercem a rozumem
chciałabym żyć w zgodzie
z tym co myślę
co czuję
a żyję jak potrafię
tak jak umiem

nawet w tej chwili
gdy drobne kobiece łzy
płyną mi po policzkach
gdy rachunek sumienia sama dla siebie robię
nawet teraz myślę o tobie
podczas gdy moje łzy spadają
jedna za drugą
jak srebrne perły na podłogę

zwabiona w pułapkę własnych uczuć
nie umiem uwolnić się od ciebie
nie wiem czy potrafię tak żyć
dobrze że mogę jeszcze marzyć
dobrze że mogę jeszcze śnić

me myśli przytłaczają mnie
czuję się jakbym była schwytana w potrzasku
za oknem wschód słońca zwiastuje początek
nowego dnia – mego życia starego
witaj więc kolejny chłodny poranku
witam cię ja – smutek
ubrany w uśmiech dnia codziennego

Epilog.

   Gdy skończyła czytać, wytarła oczy chusteczką, wstała i podeszła do szafki, na której zostawiła test.
   Odczytała wynik i jej oczy ponownie napełniły się łzami.

   Wynik testu był pozytywny.
  
http://bawidelka.files.wordpress.com/2007/08/serce_w_drzewie_2.jpg

   Do tej historii pasuje sporo utworów muzycznych, ale ja wybrałem tylko trzy.
   Tutaj utwór pierwszy.
   Tutaj utwór drugi.
   Tutaj utwór trzeci.
   Jeżeli macie ochotę, możecie dodawać własne muzyczne propozycje do tego opowiadania – zalinkuję je poniżej w specjalnym dopisku, który umieszczę za kilka dni.

   No i oczywiście jestem ciekaw, co Ewa teraz powinna zrobić Waszym zdaniem?
   Zostawić wszystko tak jak jest, czy też podążyć za głosem serca?
   Jak myślicie?

   Dopisek z dn. 08.07.2009 r.

   Dziękuję za Wasze linki z muzyką do tego opowiadania.
   A oto Wasze propozycje:

   To od Dirt Devil 
   To od Dory    
   To od Renaty  
   To od Atiny 44 
   To od Violi Silvestris 
   To od Niebieskookiej Basi 

   A to jeszcze ode mnie na deser ;) 

   I na tym bym zakończył rozważania zawarte w ciasnej przestrzeni pomiędzy sercem a rozumem, teraz zupełnie inny temat.

   Jakiś czas temu zakończył swój ziemski koncert pewien bardzo sławny Artysta /właśnie wczoraj odbył się pogrzeb/.
   Nie był mi jakoś szczególnie bliski, ale nie kwestionuję tego, że był naprawdę wielki.
   Wielki nie tylko od strony czysto muzycznej, ale także wylansowania całkowicie nowego typu choreografii tanecznej, czy też stworzenia innowacyjnych w swej formie i treści, muzycznych teledysków, z tym najbardziej znanym.
   Dziś postanowiłem pożegnać się z Wami innym utworem w wykonaniu omawianego Artysty. Dlaczego akurat ten utwór? Ponieważ zawsze bardzo mi się podobał, no i chyba pasuje swoim nastrojem na przerwę wakacyjną.
   Kończąc życzę Wam udanych i gorących wakacji.
   Niechaj Moc będzie z Wami  hahaha 

   PS.
   Sorry za konieczność wpisywania „robaków”. To tak przejściowo, do jesieni. Sam też tego nie lubię, ale myślę, że 113 stron spamu w mojej Księdze Gości, póki co, wystarczy…

  1. żeby nie było, to komentuję na gorąco, tak po pierwszym przeczytaniu… więc niewykluczone, że przy kolejnych dojrzę coś, co skoryguje jakoś moją obecną opinię… a teraz brzmi ona tak: „witaj Pawle, żegnaj Andrzeju”… czym to motywuję?… nie fizjologicznym felerem Pawła, bo na to dowodu jeszcze nie ma, ale jego sposobem rozmawiania, a raczej nierozmawiania o problemie… ja rozumuję prosto: „mogę chwilowo nie rozumieć problemu mojej kobiety, ale moim psim obowiązkiem jest zrobić coś, by go zrozumieć, czyli rozmawiać z nią”… nie jestem kobietą, ale gdybym był, nie chciałbym mieć takiego Pawła za partnera życiowego… tyle w kwestii treści opowiadania… jeśli chodzi o formę, podoba mi się Twój spokojny sposób narracji… taki temat nie wymaga wodotrysków, efektów specjalnych, wolt stylistycznych… tyle na tą chwilę… pozdro :) )))…
    • ale skucha :) )))… pokręciłem imiona… oczywiście, że poza pierwszym „witaj… itd”, powinno być „Andrzej”, zamiast „Paweł”:) )))…
      • Zauważ, że pośrednio wracamy do tej samej kwestii, którą opisała Atina w „Przebudzeniu” – czy mamy w sobie odwagę, aby diametralnie zmienić nasze życie. Wnioskując po Twoim komentarzu – Ty masz taką odwagę. Ale czy ma ją także Ewa? Powątpiewam.Co do tego zbywania/protekcjonalnego traktowania kobiet przez facetów – widzę to na co dzień. Jest mnóstwo takich facetów. Niestety. Przypadek Andrzeja nie wziął się z próżni.Pozdro :)
        • Że niby ja napisałam jakieś przebudzenie? Czy o inną Atinę chodzi? Ja zupełnie nie pamiętam swoich tekstów a szukać mi się w archiwum nie chce:) Zresztą nie gra roli, ja czy nie ja. Na miejscu Ewy pognałabym za miłością w te pędy. Ale, gdybym miała dzieci (już narodzone i na pewno mojego męża) to nie sądzę. Raczej odwagi by mi zabrakło. Mogłabym odejść, gdyby mąż mnie krzywdził, ale nie do drugiego faceta. No ale ja czegoś podobnego nie przeżyłam, więc zarzekać się nie będę:)
          • Wrrróć! Facet przecież jest żonaty, więc odpada! Niech Ewa w domu siedzi, do kochanka się nie przyznaje a mężowi niech kit wciśnie, że to jego dziecko:) No co? Mało kobiet tak zrobiło? Podobno niemało:)
          • no to co, że formalnie żonaty?… a może on też ma swoją małżeńską bajlę?… i to może być szansa dla niego?…
          • Albo to taki kochliwy gościu, co to z kwiatka na kwiatek… tak też może być…
          • Jak mu się w małżeństwie nie podoba, to niech się rozwiedzie i układa życie na nowo a nie boków szuka. Czy Ewa była pijana, jak się mu oddawała czy jej się rozum obsunął?:)))
          • Nieeeeee, to raczej Ty się przebudziłaś Ati ;) O drugą Atinę mi chodzi i ten post:http://tiny.pl/3zqsWiesz, to łatwo powiedzieć, że wszystko by się rzuciło, trudniej wykonać. W gruncie rzeczy nie wiadomo czy jej się z Pawłem ułoży, wspólne życie to coś innego niż biurowy romans.
          • No to mi się wcale nie podoba, że się ktoś tak samo jak ja podpisuję. Chociaż fakt, że nie jednemu psu Burek:))) Ewa, jakby miała ciut oleju w głowie, to by załapała, że „żyli długo i szczęśliwie” to tylko w bajkach – królewicz w rajtuzach i rozmemłana królewna. Każdy związek po okresie euforii przeżywa… po prostu normalność:)
          • Na to, że ktoś obrał sobie taki sam nick jak Ty, to ja już żadnego wpływu nie mam ;)Normalność owszem, ale czasem ta normalność sprawia, że jesteśmy szczęśliwi, a innym razem nie – a wtedy szukamy czegoś, co by nam tę normalność zakłóciło. Normalne, ludzkie pragnienie ;)
        • ja natomiast wnioskuję z Twoich słów w całej dalszej dyskusji, że optujesz raczej za wariantem „rozumowym”, zaś priorytetem jest dla Ciebie bardziej zachowanie pewnego status quo, niż czyjeś dobro… co sądzę o „rozumowości” tego wariantu napisałem Dorze gdzieś tu już :) ))… pozdro :) )…
          • Tyle że „czyjeś dobro” w Twoim rozumieniu wcale nie musi być czyimś dobrem w rozumieniu kogoś innego…Pzdr.
          • i kto to mówi :P :) ))… a co na to Rzecznik Dobra Absolutnego?… a czekaj sobie, może podpowie :P :) ))…
  2. To sobie poczytam wieczorkiem ze spokojem. Rzeczywiście.. po wstępie widzę, że słusznie sądziłeś, że mnie zaskoczysz….:)
      • Po przeczytaniu stwierdzam, że spojrzenie całkiem normalne na sprawę, ale przyznam, że napisane kobiecą ręką… :) To Ci się udało. Wiersze są fajne…..:D A co ona ma zrobić? Ja na jej miejscu poszłabym porozmawiać szczerze z mężem. Powiedziałabym, że skoro tak bardzo ignorował problem i zwalał winę na nią i nie mogła się doprosić od niego medycznego potwierdzenia, bo ma na wszystko zwis i olew, to znalazła inna metodę sprawdzenia swojej płodności. Niech mąż podejmie decyzję co dalej z ich małżeństwem. Do tej pory odsuwał problemy i się nie przejmował. Zwalał wszystko na żonę i ją maltretował psychicznie na dodatek będąc całkowitym ignorantem i nawet nie próbował zrozumieć żony pod żadnym względem….. ani pod względem ciąży, ani wierszy. Mam takiego samego klona w domu. Wypisz, wymaluj Andrzejek.
        • Ja nie wiem, czy takie wyjawienie prawdy im pomoże… bo to jednak będzie poważnie obciążenie dla Andrzeja – nie wiadomo jak się zachowa. Być może Ewa w ten sposób zrobi więcej złego niż dobrego.Dzięki za linka :) Pozdrawiam :)
          • Być może…….. nie można przewidzieć ich reakcji……. ale sytuację jakoś trzeba rozwiązać.
          • Właśnie w tym sęk, że każdą sytuację w życiu trzeba jakoś rozwiązać…Pozdrawiam.
          • niekoniecznie… tam ktoś wspominał o trzecim chłopie… może się taki pojawić… ale się zrobi w wała… pierwszy strzał i już w okienko :) ))))))))…
  3. W tej sytuacji zawsze ktoś będzie pokrzywdzony… Jeśli wybierze życie z Pawłem skrzywdzi męża i rodzinę kochanka… Jeśli zostanie z Andrzejem skrzywdzi swoje dziecko, którego ojcem jest pewnie „ten drugi”… I nie ma się co łudzić, że obce ojcostwo nie ujrzy światła dziennego…. Prędzej czy później wyda się, kto jest ojcem… Czy tak, czy śmak, tragedia. Dlatego nie powinna sobie była pozwolić na „chwilę słabości”! W tym wypadku może jedynym wyjściem jest samotne wychowywanie dziecka? Skoro jest cenioną w firmie specjalistką, to finansowo powinna dać sobie radę. Nie wiem, czy wolno jej świadomie odebrać ojca chłopcu, zrujnować jego dom i poczucie bezpieczeństwa… I co to za głupia gadka, że Andrzej będzie walczył w sądzie o swojego syna?! Będzie ewidentnie winien rozpadowi małżeństwa! I sąd absolutnie opieki nad dzieckiem mu nie przyzna!! Zresztą, co wart facet, który swoją żonę chce pozbawić opieki nad dzieckiem! Jaką pewność może mieć bohaterka opowiadania, że i ona nie znudzi się panu Andrzejkowi, i nie wyrzuci jej jak poprzedniej a jako pamiątkę nie zostawi sobie ich dziecka?! Takiemu to bym się nawet nie przyznała, że jestem z nim w ciąży!! No! Pozdrawiam
    • Widzę, że Twoje zasady Trutu są niezmienne – przysięga się raz na całe życie, a zdrada to zdrada. Wiesz czego się w życiu trzymać i tego się trzymasz. Obyś nigdy nie zawiodła się na kimś bliskim, bo wtedy Twój świat wartości może runąć jak domek z kart. Nie piszę Ci tego ironicznie ani złośliwie, po prostu szczerze Ci życzę, aby Cię to w Twoim życiu nie spotkało.Pozdrawiam.
      • Ja po prostu brzydzę się zdradą. Każdą, jak zapewne wiesz. Ale nie zakładam, że wszystko jest już na zawsze i „zaklepane”. Gdyby mój mąż spotkał miłość swego życia i powiedział mi o tym, to absolutnie nie broniłabym mu szczęścia! Myślę, że po tylu latach przyjaźni to by mu się należało. Ja się też nie zarzekam, jak żaba błota, że nie ja, że jestem święta. Ale gdybym spotkała kogoś, bez kogo nie potrafiłabym żyć, a decydując się na związek z nim nie niszczyłabym jego rodziny, to nie wiem, może też odeszłabym od swojego męża (cholera, sama nie wierzę w to co piszę…) No dobra, nie dałabym się ponieść emocjom. Pozdrawiam
        • Wiem, że każdą, pamiętam mój post o płk Kuklińskim i to, co mi wtedy napisałaś. Właściwie w dużym stopniu postrzegam Cię przez pryzmat właśnie tamtych słów.Ale co do Twoich słów, że nie widzisz problemu jakby co, to nie do końca Ci wierzę. Bo wiesz, to łatwo się tak mówi, ale gdybyś była w takiej sytuacji… nie wiadomo, czy wtedy także byś była tego zdania. Jednak mam nadzieję, że tylko teoretyzujemy i nie będziesz musiała weryfikować tej swojej opinii ;)Pozdrawiam :)
          • Właściwie, to mogę Ci z całą stanowczością powiedzieć, że NIGDY nie stanęłabym Mu na drodze do szczęścia… Pozdrawiam
          • Dobrze dobrze… jeszcze raz moje szczere gratulacje z okazji Waszej rocznicy :)
    • tu nie istnieje wariant w którym nikomu nie stałaby się krzywda… ja myślę, że akurat Andrzej /czyli mąż, teraz już imion nie pomylę :) ))/ jest osobą, której losem najmniej bym się przejmował…
      • Andrzej jest trochę egoistyczny, jak to u jedynaków bywa. Ale skoro ją kocha, to będzie cierpiał tak samo, jak każdy facet który kocha…
        • a będzie cierpiał… aż znajdzie kolejną kucharę i lachociąga w jednym… ciekawe, czemu go tak żałujesz…
      • Hmm..i tutaj leży pewna prawda..a ja, korzystając z własnych doświadczeń postaram się przedstawić Wam (chłopaki ;) ) wersję, w której rzekomo poszkodowany tak naprawdę nie jest pokrzywdzony, a raczej uszczęśliwiony – bo nie można z góry zakładać, że każde odejście kogoś będzie komuś przeszkadzało. Tak więc:Andrzej jaki jest – każdy widzi ;) czy kocha żonę? trudno nazwać miłością to, co on przedstawia wg scenariusza Smurffa – chyba, że w jego pojęciu (Andrzeja, bo chyba nie Smurffa!) tak właśnie ma wyglądać miłość – znam takich „mężów” z autopsji i jest dokładnie tak, jak napisał Piter – oczekują od kobiety właśnie tylko tego, że posprząta, ugotuje, wypierze, pójdzie do pracy, a w między czasie obciągnie – proste i niezbyt skomplikowane to jest, a znaleźć następną nie będzie trudno, bo przecież chętnych – mało skomplikowanych kobiet jest wiele. Jakoś w moim przypadku ten mój, nazwijmy go „Andrzej” :) właśnie taki był i tylko pewną zmianę bym zastosowała i to dość istotną – to on zdradzał..tak tak..szczyt bezczelności!! A zgodnie z wszelkimi znakami na niebie i ziemi, to ja powinnam zdradzać (no ale cóż Smurff zmienił wersję mojego życia ;) )hehehe..teraz śmieję się z tego, bo szczęśliwa jestem, że pogoniłam drania – a traumy przeżywałam dość dawno, szczególnie z nim, w trakcie przemyśleń oraz podejmując pewne decyzje. No ale jak widać jestem, żyję i mam się całkiem nieźle :P Co jeszcze mogę dodać? „Andrzej” długo nie cierpiał – zaraz po wyjściu z domu, kiedy ostatni raz był w nim jako domownik, wszedł do pewnej knajpki i znalazł kolejną „miłość” do kuchni, prania itd…hehehehe…i żyją szczęśliwie do dziś, z moim błogosławieństwem ;) ) ..tylko nie wiem czy jest szczęśliwy, bo niezbyt go znałam, skryty był, a w końcu byliśmy razem tylko 13 lat (mniej lub bardziej szczęśliwie)… tak, ze Piter znowu miał rację, brawo! (zastanowię się nad jakąś muzyką dla Ciebie ;) Coś jeszcze? Do odważnych świat należy.I jedno wiem, nie należy męczyć się w niewygodnych układach, robić czegoś wbrew sobie, nie można niczego z góry zakładać, życie nie kończy się na jednym rozstaniu…na każdym kroku z kimś lub czymś się rozstajemy.. łatwo przyjąć taką filozofię – jeśli potrafimy podejmować decyzje, choćby te z gatunku „między sercem a rozumem”. A jeśli chodzi o pewne wartości, to jak najbardziej szanuję i podziwiam te związki oraz małżeństwa, które wydają mi się być kochające i szczęśliwe – a to zazwyczaj widać gołym okiem. Nie jestem nastawiona anty, żeby sobie ktoś nie myślał :) No dobra, to może ja już skończę :) Pozdrawiam :)http://tiny.pl/hhxtn
  4. witaj Smurffie!..nooooo..mam tu co czytac..tylko nie wiem..ile chusteczek mam szykować..potem skomentuje..to..narka!!!:))))))))
  5. W takiej sytuacji nie mozna doradzać, co Ewa powinna zrobić. Każde wyjście kogoś skrzywdzi. Analizując troszkę jej charakter jednak skłanim sie ku opcji pozostania z mężem. Fakt, że dziecko przez całe zycie będzie jej przypominać Pawła ale nie zniosłaby chyba wyrzutów sumienia porzucając męża. Wyaje mi się, ze będzie cierpieć ale jest wystarczająco silna aby wytrwac u boku męża
    • Taka opcja – pozostanie przy boku męża – wydaje się najbardziej rozsądna. Kto wie, może dziecko na powrót zbliży ich do siebie i Ewa z czasem zapomni o Pawle… Nie zawsze możemy iść za głosem serca…Pozdrawiam.
      • Napewno nie zapomni o Pawle. To dziecko zawsze jej będzie przypominało te ukradzione życiu chwile szczęścia. Nie każdy jest zdolny do postawienia wszystkiego na jedna kartę i dlatego uważam, że tak właśnie zrobi. Zostanie przy mężu a w samotności będzie wspominać i marzyć jakby mogło byc z Pawłem. Nigdy sie tego nie dowie, ale ta przygoda zostanie w jej sercu na zawsze.
        • Jeśli zostanie z Andrzejem to tak właśnie się stanie – będzie żyć wspomnieniami tego romansu już do końca życia. Z nami jest zresztą tak samo – wszystkie nasze stany zakochania pozostawiają pewien ślad w naszych sercach.Pozdrawiam.
  6. No i masz babo placek!A tak ma poważnie, to muszę się bardziej wczytać i pomyśleć…Pozdrawiam nocą tymczasem;-)
  7. Witaj Smurffie ! Dobre opowiadanie i przypadek bardzo czesto spotykany .Jest wielu ojcow na swiecie ,ktorzy wychowuja nie splodzone przez siebie dzieci i sa bardzo dobrymi ojcami .Ale to co powinna zrobic Ewa ,to juz musi byc jej wybor : czy mysli o sobie tylko czy ma na uwadze inne osoby .Milosc sie moze skoñczyc ,bo rzadko jest na zawsze .A psychike ludzka tak latwo mozna zniszczyc przez zadanie bolu …Zawsze trzeba myslec ze szczescie nie mozna budowac na cudzym nieszczesciu .Ale to jest moje zdanie .Ona moze uwazac ze z Andrzejem nie da rady zyc juz dluzej , nie ma o czym rozmawiac wiecej ,ani nie kocha go jak dawniej .Jest tez mozliwosc ze przyjscie na swiat dziecka zblizy Ewe z Andrzejem i beda mogli stworzyc piekna i kochajaca sie bardzo rodzine .Scenariusza naszego zycia nie piszemy my sami ,wiec kto wie co jest lepsze a co gorsze w jej decyzji .Co by nie zrobila , to zawsze bedzie jedna niewiadoma .Pozdrawiam .
    • Witaj Marto :) Opcja pozostania z mężem jest chyba w największym stopniu brana pod uwagę. Oczywiście Andrzej może być bardzo dobrym ojcem, a fakt kto jest prawdziwym ojcem dziecka nigdy nie wyjdzie na jaw – bo przecież o tym wie tylko Ewa, Paweł może polegać tylko na domysłach. Czy zbliżą się do siebie z Andrzejem po urodzeniu dziecka? Bardzo możliwe – bo dzieci bardzo łączą nawet pozornie bardzo dalekie od siebie pary. Czy Ewa będzie jeszcze kiedyś szczęśliwa? A któż to może wiedzieć? ;) Pozdrawiam :)
      • Marto i Smurff’ie, parafiany moje chwilowe… otóż teoria, że bejbi uratuje związek, od dawna już jest skompromitowana… to nie zaprzecza, oczywiście faktowi, ze takie przypadki się zdarzają… jako, że nie znam danych /ktoś takowe zbierał?/, proponuję wyniki moich obserwacji: 20% – uratuje, 80% – nie uratuje, poj.e.bie jeszcze bardziej sprawę, ze szkodą dla dziecka, zresztą… jament… /jeszcze wrócę :P :) ))/…
        • To nie jest teoria wcale ,ale taka mozliwosc moze byc w tych ich zwiazku i moze byc tez ,ze zapewnia dziecku spokojne i w miare szczesliwe dzieciñstwo .A jaki jest procent ze milosc Pawla do Ewy bedzie ciagle taka sama i beda szczesliwi az po grob .Nie wejdzie rutyna dnia codziennego , nie bedzie konfiktow bo on mial juz jedna rodzine i zawsze bedzie go z nimi cos laczylo i na zawsze . Moze Ewa szukala tylko chwilowych wzlotow i znalazla wspolny jezyk z Pawlem jako kochankowie , a szare codzienne zycie moze byc zgubne dla nich .Przeciez jak za kogos sie wychodzi za maz ,bo sie go kocha i nie wydaje sie ze Andrzej byl potworem znecajacym sie nad nia psychicznie albo fizycznie ..On tylko przestal byc dla niej partnerem pod wzgledem zainteresowañ i zrozumienia jej potrzeb .Przeciez to sie wie wczesniej czy nas laczy cos jeszcze wiecej niz tylko uczucie …I czasami szczera rozmowa i wspolne cele moga uratowac malzeñstwo .Oczywiscie nic na sile i nic przeciwko sobie .Bo tutaj Ewa ma wiedziec dokladnie czego chce i przy boku kogo widzi swoja starosc .Pozdrawiam .
          • No właśnie. Nie ma żadnej pewności, czy Paweł na dłuższą metę okaże się pewnym punktem w tym związku. Jego deklaracje w tym względzie pozostają na razie czysto teoretyczne. Kto wie, może za jakiś czas szybko się odkocha i znajdzie sobie nową divę, bo to facet kochliwy z natury?Pozwolę sobie pójść jeszcze dalej w tych rozważaniach i wskazać na ten sen u Ewy – gdyby mnie zapytała o interpretację tego snu, to bym powiedział, że jej kobieca intuicja /hehe, śmiesznie to brzmi, zważywszy na kontekst w jakim to piszę/ ostrzega ją przed tym związkiem z Pawłem. To daje się wyczuć, ona przecież wcale nie pcha się w jego ramiona, coś ją powstrzymuje… to nie tylko lojalność dla męża, także intuicja.
        • Przyznaję, że statystyk w tej materii żadnych nie znam, dlatego załóżmy roboczo, że masz rację ;)Ale mimo wszystko 20 % to całkiem sporo, bo to by znaczyło, że 1/5 par dzięki dzieciom przetrzyma kryzys ;)
          • sporo? ja Ci w takim razie proponuję taką grę: 5 kart – cztery dwójki, jeden as… losujesz jedną, za asa płacę Ci np. 100 pln, za dwójkę /każdą/ Ty mi płacisz 100 pln… to jest dokładnie ta sama sytuacja… 80% pokręconych, chorych zwiazków, o okaleczniu psychicznym dziecka już nie wspomnę… ale mnie tam Ewy, jeśli zdecyduje się zostać, nie będzie żal… po prostu cenię ludzi odważnych, a jak ktoś się boi, dobrze mu tak, to przecież jej życie, jej wybór…
          • No i ja się z Tobą zgadzam. Nie wyobrażam sobie żeby dziecko decydowało o tym, czy będę tkwiła w chorym związku, czy też nie. Bez względu na jego wiek, każdy moment jest dobry, aby coś zmienić w „uwierającym” układzie partnerskim, szczególnie jeśli to już nie jest kryzys, a rozpad związku i wykorzystało się wszelkie możliwości, aby go uleczyć (tak to mi wygląda w przypadku bohaterów opowiadania). No i żeby zlepiać coś dzieckiem, w dodatku gdy nie mąż jest ojcem! to chyba przeginka obyczajowa raczej ;) Dziecko kiedyś odejdzie, a zostanie dwoje obcych sobie ludzi. To się czuje w środku i wie, że nie tędy droga. A chociaż są różne „szkoły”, to każdy wybór może być zły lub dobry. Wszystko zależy od człowieka i jego siły oraz świadomości. Ludzie tkwią w złych układach ze względu na dzieci, a nawet nie przyjdzie im do głowy, że te dzieci widzą to zimno i chłód między rodzicami – więc jaki to przykład dla nich? Owszem, dzieci powinny być wychowywane przez oboje rodziców, to zrozumiałe, ale tylko w rodzinach, w których panuje normalna atmosfera i miłość. Niektóre kobiety zbyt długo czekają, są maltretowane psychicznie i fizycznie. Pozostają dla dzieci, szczególnie jeśli są od faceta zależne finansowo, to duża bariera. I takie też rozumiem. Nie mają tyle siły i nie widzą wyjścia. Spotykam się z tym na co dzień w pracy. No i ja podjęłam kiedyś taką decyzję i nie żałuję jej. Przez to stałam się bardziej szczęśliwa. A moje dziecko? – a jakże, również – przynajmniej takie wrażenie sprawia :) I szacunek do ojca, który w nią wpoiłam poszedł się bujać – tatuś okazał się niedojrzały, pomimo wieku, upływu czasu, posiadania nowej rodziny (a może córka za bardzo przywodzi mu namyśl matkę – to może być jakiś uraz ;) ) Te typy tak mają ;) A że dziecko prawie samo decyduje o sobie, to już sama może ocenić sytuację. No i co ja mogę. Tylko się cieszyć, że nie ciągnęłam tego wózka :) )w nagrodę dostaniesz piosenkę..hahahahahttp://tiny.pl/33n8
          • miód na moje serce polałaś, Dora, thx :*** /to w kwestii linka, strasznie ich lubię :) ))/… co do tematu… tak… z tego wszystkiego nie ustosunkowałem się do motywu „taty, który nie jest tatą”… mnie też kłóci się to jakoś, by nieojcu wmawiać, że jest ojcem… mnie bardzo interesuje, jak to rozwiąże Ewa, jeśli zastosuje się do sugestii naszego Imć Smufff’a, by zostać z Pawłem… to samo w sobie jest już na odrębną dyskusję… „powiedzieć prawdę, czy nie, a jeśli powiedzieć, to KOMU i KIEDY?”… mocno wątpię, czy Ewa wyrobi się psychicznie w tej zafałszowanej sytuacji… to uderzy w nią i dziecko, prędzej czy później, tak lub inaczej… tak więc uważam, że wariant „rozumny” nie ma nic wspólnego z rozumem…
          • znowu pozajączkowałem imiona :) ))… oczywiście chodziło mi o Andrzeja :) ))… sorencja :) )…
          • nic nie szkodzi..możesz „zajączkować”, ja i tak załapię ;) )chrzanić Pawła, Andrzeja..Halinkę? Nie, no tę Mariannę..jak ona miała? hahahaEwa…jak pierwsza grzesznica w stolicy ;) ))no nic…najważniejsze, że muzyka w tle jest fajna, to zapodam coś jeszcze, bo ostatnio namiętnie ich słucham :)http://tiny.pl/33sp;)
  8. Złe pytanie..z gruntu złe..Przez to, że czasami zbyt wiele myślimy, nie tą drogą podążamy..I myślę, że należałoby się znaleźć w sytuacji Ewy, aby móc zająć jakieś stanowisko, ponieważ gdybanie jest dziwną formą roztrząsania tematu..dopóki nas coś nie dotyczy, to możemy sobie teoretycznie rozważać opcje „za” i „przeciw”,a każdy zachowałby się inaczej będąc w określonej sytuacji..W sumie mam pewien pomysł, odbiegający od założeń: Ewa zostaje sama z dzieckiem- w tym sensie, ze udaje się do „samotni”, rodzi dziecko, wszyscy wiedzą czyje ono jest,a po pewnym czasie problem zostaje rozwiązany, czyli:a/ mąż staje na wysokości zadania lubb/ kochanek staje na wysokości zadaniaw obu przypadkach zwycięży miłość (prawdziwa) :) Nie widzę innych rozwiązań..Natomiast równie chętnie posłużę się tryptykiem muzycznym:http://tiny.pl/3vzzDrogie dziecko w swoim czasieZobaczysz linięLinię dzielącąDobro i ZłoZobaczysz NiewidomegoStrzelającego do świataLecące pociskiZbierające żniwoJeśli byłeś zły,O Boże, założę się, że byłeśI nie trafił Cię jeszczeLatający ołówLepiej zamknij oczyipochyl głowęCzekaj na rykoszet ****http://tiny.pl/3v3xLOVE WILL TEAR US APART (miłość nas rozdzieli)Gdy rutyna boleśnie kąsa, a ambicje są małeUraz się zwiększa, lecz emocje nie rosnąA my się zmieniamy i wybieramy różne ścieżkiMiłość, miłość ponownie nas rozdzieliCzemu w sypialni panuje chłód, a ty się odwracasz?Czy źle to zrobiłem, a może straciliśmy do siebie szacunek?Jednak pozostał nam jeszcze urok, który chroniliśmy przez całe życieMiłość, miłość ponownie nas rozdzieliCzy wołasz przez sen i obnażasz moje wady?Czuję w ustach smak ogarniającej mnie desperacjiJak to jest, że coś dobrego nie może już dłużej trwać?Kiedy miłość, miłość ponownie nas rozdzielitłumaczenie TOMASZ BEKSIŃSKI****http://tiny.pl/3v3mGdzieś w swym uśmiechu wie,Że nie potrzebuję nikogo oprócz niej,Mówi mi o tym coś w jej sposobie bycia,Nie chcę jej teraz opuszczać,Wiesz, jak bardzo w to wierzę.Pytasz mnie, czy moja miłość dorośnie?Nie wiem, nie wiem,Zostań w pobliżu a wszystko wkrótce się wyjaśni,Nie wiem, nie wiem.Wie, że jest coś takiego co sprawia,Że muszę myśleć o niej bezustannie,Jest coś w tym wszystkim, co mi okazuje,Nie chcę jej teraz opuszczać,Wiesz, jak bardzo w to wierzę.****Pozdrawiam :)
    • Które pytanie złe? Gdy pytam, co ma dalej Ewa zrobić? A dlaczego to ma być złe pytanie?Moim zdaniem wcale nie musimy znaleźć się w sytuacji Ewy, aby móc zająć jakieś stanowisko, wystarczy zwykła empatia.Czy to jest „gdybanie”. Można to i tak nazwać… nie bardzo mogę się z Tobą zgodzić, że to dziwna forma roztrząsania tematu, opowiadanie nie jest na faktach, a więc w istocie cały czas sobie teoretyzujemy.Myślisz, że każdy zachowałby się inaczej będąc w określonej sytuacji? W tej chyba nie – wybór wydaje się prosty – albo dalej z Andrzejem, albo z Pawłem, albo z żadnym z nich / co zresztą sama sugerujesz/. Twoje rozwiązanie wydaje mi się zresztą dość karkołomne – kobieta musi mieć w sobie wiele odwagi, aby zdecydować się być samotną jeżeli ma aż dwóch facetów do wyboru. Czy Ewa ma w sobie taką odwagę? Powątpiewam.Dziękuję Ci za linki z muzyką i tłumaczenia :)Będzie ciąg dalszy? ;) Pozdrawiam :)
      • Taaaaa…widzę, że bardzo zainteresował Cię mój punkt spojrzenia na całą tę historię. Oczywiście, że jest ona fikcyjna, ale żeby poczuć empatię musimy sobie wyobrazić sytuację jako całkiem realną, ba, a nawet więcej, tak jakby nas dotyczyła. A mam wrażenie, ze Ty zupełnie inaczej pojmujesz empatię, czemu dałeś wyraz w tym oto zdaniu: „Moim zdaniem wcale nie musimy znaleźć się w sytuacji Ewy, aby móc zająć jakieś stanowisko, wystarczy zwykła empatia.” Według mnie to zdanie zawiera pewną sprzeczność. Jak poczuć tę empatię, zgodnie z Twoim założeniem? Hmmm…Ale zostawmy to. Bardziej ciekawi mnie to, że nie wierzysz w siłę tej kobiety, a wybrałam najlepszą z opcji, wszystko zależy od charakteru Ewy. Jeśli nie jesteś kobietą, to możesz tego nie odczuwać tak, jak one i ja to rozumiem. Moja empatia pozwoliła mi na tyle się wczuć, że patrząc na dylematy jakie nią targają mogłaby śmiało podjąć taką decyzję, a wiesz dlaczego? Ponieważ z treści opowiadania wynika, iż jest dość wrażliwa. Nie chce nikogo skrzywdzić, nie potrafi podjąć też decyzji, co świadczy o braku zdecydowania. A więc optymalnym rozwiązaniem byłoby przedstawić uczciwie całą sprawę (do końca nie wiadomo, czyje to dziecko – a za jakiś czas może się to okazać problemem..badania na stwierdzenie ojcostwa itd.). Ja postawiłam na uczciwość i prawdę, czyli na odwagę (bo to zawsze wymaga odwagi). A nie jest w tym momencie ważne jakiego wyboru ona dokona (między dwoma panami), tylko czy będzie potrafiła zacząć wszystko od początku, przerywając coś, co mogłoby być zmorą jej życia. Czyli pojawiające się dziecko jest tutaj ważnym elementem. A reszta mogłaby potoczyć się tak, jak myślę. Wygra silniejsze uczucie. Albo wygra ona..nawet jeśli pozostanie sama. Przekona się, czy miała do czynienia z takimi mężczyznami, którzy są w stanie coś dla niej uczynić, coś poza deklaracjami (kochanek) oraz zabezpieczeniem bytu (mąż). I na tym bym na razie skończyła swoje wywody :) Ufff!Muzyczka? jest zwierciadłem duszy ;)http://w351.wrzuta.pl/audio/2yIygalnG8s/uriah_heep_-_july_morningbo to już lipiec..za chwilkę ;) Pozdrawiam :)
        • > Taaaaa…widzę, że bardzo zainteresował Cię mój punkt> spojrzenia na całą tę historię. Hehe, czy Ty sobie zbytnio nie schlebiasz? Interesują mnie opinie wszystkich osób, które wypowiadają się w tej kwestii, w tym także Twoja ;) > Oczywiście, że jest ona> fikcyjna, ale żeby poczuć empatię musimy sobie wyobrazić> sytuację jako całkiem realną, ba, a nawet więcej, tak> jakby nas dotyczyła. A mam wrażenie, ze Ty zupełnie> inaczej pojmujesz empatię, czemu dałeś wyraz w tym oto> zdaniu: „Moim zdaniem wcale nie musimy znaleźć się w> sytuacji Ewy, aby móc zająć jakieś stanowisko, wystarczy> zwykła empatia.”To zależy co się pod tym rozumie – dla mnie wyraz „empatia” oznacza w tym wypadku właśnie mentalne utożsamienie się z sytuacją Ewy, a Twoje wcześniejsze słowa odebrałem, jakbym musiał realnie znaleźć się w jej sytuacji, stąd taka moja odpowiedź. A w gruncie rzeczy mówimy o tym samym.> Według mnie to zdanie zawiera pewną sprzeczność. Jak> poczuć tę empatię, zgodnie z Twoim założeniem? Hmmm…Już wyżej to wyjaśniłem.> Ale zostawmy to.> Bardziej ciekawi mnie to, że nie wierzysz w siłę tej> kobiety, a wybrałam najlepszą z opcji, wszystko zależy od> charakteru Ewy. Jeśli nie jesteś kobietą, to możesz tego> nie odczuwać tak, jak one i ja to rozumiem. Wypominanie mi mojej płci w tej sytuacji jest dość zręcznym zabiegiem marketingowym, ale chyba nie chcesz przez to powiedzieć, że automatycznie spycha mnie to na gorszą pozycję w tej naszej dyskusji? ;) > Moja empatia> pozwoliła mi na tyle się wczuć, że patrząc na dylematy> jakie nią targają mogłaby śmiało podjąć taką decyzję, a> wiesz dlaczego? Ponieważ z treści opowiadania wynika, iż> jest dość wrażliwa. Ale co ma wrażliwość do siły charakteru? Dla mnie to zupełnie inne cechy, które absolutnie nie idą z sobą w parze.> Nie chce nikogo skrzywdzić, nie> potrafi podjąć też decyzji, co świadczy o braku> zdecydowania. A więc optymalnym rozwiązaniem byłoby> przedstawić uczciwie całą sprawę (do końca nie wiadomo,> czyje to dziecko – a za jakiś czas może się to okazać> problemem..badania na stwierdzenie ojcostwa itd.). Ale co da ta uczciwość? Komu ma to pomóc? Jej, albo jej małżeństwu? Wg mnie może tylko zaszkodzić. Jakoś nie wierzę, że ta uczciwość coś dobrego przyniesie. Nie w tej sytuacji.> Ja postawiłam na uczciwość i prawdę, czyli na odwagę (bo to> zawsze wymaga odwagi). A nie jest w tym momencie ważne> jakiego wyboru ona dokona (między dwoma panami), tylko czy> będzie potrafiła zacząć wszystko od początku, przerywając> coś, co mogłoby być zmorą jej życia. Jak rozumiem, ważniejsze w tej chwili dla Ciebie jest uniknąć złego rozwiązania niż wybrać to najbardziej optymalne. Chcesz przeczekać całą sprawę, odłożyć decyzję w czasie. Ma to swoje dobre i złe strony. Dobre jest to, że faktycznie uniknie czegoś, co może być fatalne w skutkach, ale po pierwsze, ma przed sobą bardzo trudny okres, wymagający wielu wyrzeczeń, a po drugie, obaj faceci mogą się zrazić taką postawą. Czy wkalkulowałaś to w ryzyko?> Czyli pojawiające się> dziecko jest tutaj ważnym elementem. Owszem, jest ważne. Dlatego właśnie taki epilog. Dziecko jest tutaj sygnałem nadciągającej zmiany w życiu Ewy i konieczności podjęcia przez nią dalszych życiowych decyzji.> A reszta mogłaby> potoczyć się tak, jak myślę. Wygra silniejsze uczucie.Albo przegra. Jeśli mam być szczery, to Twoja koncepcja bardziej mi pasuje na to drugie.> Albo wygra ona..nawet jeśli pozostanie sama. Wtedy także przegra. Bo to będzie pyrrusowe zwycięstwo…> Przekona się,> czy miała do czynienia z takimi mężczyznami, którzy są w> stanie coś dla niej uczynić, coś poza deklaracjami> (kochanek) oraz zabezpieczeniem bytu (mąż).> I na tym bym na razie skończyła swoje wywody :) > Ufff!Owszem, przekona się… zwłaszcza jak najpierw zrazi do siebie obu tych facetów, a potem będzie zaskoczona, że zostanie sama… właśnie tak to się może potoczyć… i wg mnie to wcale nie jest dobre rozwiązanie…> Muzyczka? jest zwierciadłem duszy ;) > >http://w351.wrzuta.pl/audio/2yIygalnG8s/uriah_heep_-_july_m> orning> bo to już lipiec..za chwilkę ;) > Pozdrawiam :) Dziękuję, bardzo lubię ten utwór :)
          • Nie no spoko..chociaż schlebianie sobie nie jest niczym złym, to wcale nie znaczy, że mój komentarz był bardziej wyjątkowy niż inne, nie to miałam na celu pisząc te słowa :) Faktycznie moim pierwszym zamysłem było wykazanie, że doświadczenie takiej, bądź podobnej sytuacji byłoby najlepsze aby dobrze rozumieć to, co przeżywa taka osoba, a co za tym idzie empatia byłaby nadzwyczajna, a nie tylko „zwykła”, jak Ty to ująłeś ;) Nie wypominam Tobie tego, że jesteś mężczyzną, a po prostu w tej konkretnej sytuacji zrozumienie problemu zależy w dużej mierze od tego czy jest się mężczyzną, czy kobietą..a i empatia również może być wówczas inna..co nie znaczy, że to Ciebie w jakiś sposób dyskwalifikuje w tej dyskusji. Przepraszam, jeśli czujesz się urażony – zatem możemy dyskutować dalej :) Jeśli chodzi o wrażliwość w zderzeniu z siłą charakteru to ma to pewne znaczenie – ja miałam na myśli jej wahania, to, że nie potrafi podjąć decyzji, nie chce nikogo skrzywdzić..wiele pytań się w niej rodzi..stąd moja „propozycja” rozwiązania.Według mnie kobieta stanęła na rozdrożu – a w takich momentach człowiek zazwyczaj zastanawia się: co dalej? i niekoniecznie musi tutaj chodzić o ratowanie małżeństwa – to tylko jedno ze spojrzeń na tę sprawę – i jeśli ktokolwiek przeżył „poważne” rozstanie to będzie obierał również inne możliwości rozwiązania sytuacji..mam tutaj pole do popisu i traktuję to jako przywilej – przychodzą momenty kiedy należy myśleć tylko o sobie (jeśli chodzi o decyzje życiowe) – w tym momencie „kłaniają się” przewartościowania priorytetów..może nastąpić pewien zwrot..ja doskonale wiem, że prościej jest myśleć, iż kobieta, która przeżyła romans będzie trwała przy mężu w sytuacji podobnej do naszej bohaterki, ale ja pokazuję tylko inne możliwości – a z Twojego toku myślenia wynika, że jej siła charakteru jest w złej kondycji – a mnie ta wersja nie odpowiada, ponieważ stawia bohaterkę na pozycji dla mnie z góry przegranej – jako słaba istota, która uległa romansowi, zamiast trwać przy mężu, a teraz ma problem. Zbyt to spłycone, jak dla mnie.Jak najbardziej wkalkulowałam „to” w ryzyko, że obaj faceci mogą się zrazić. Jedynie nie rozumiem słowa „zrazić”, przynajmniej w tym przypadku. To chyba męski punkt widzenia ;) Ja dalej napisałam, że nawet jeśli ma zostać sama, to będzie lepsze rozwiązanie – i jest to odpowiedzią na Twoje powyższe wątpliwości.A dalej piszesz, że tylko może być gorzej (wg mojej wersji) – a ja się z tym nie zgadzam.To typowy przykład jakie mogą być konsekwencje niezbyt doskonałych wyborów życiowych – a z komentarzy wynika, że najważniejsze jest małżeństwo. Niestety nie dla mnie. I nie będę błagała o tolerancję dla odmiennych poglądów, z całym szacunkiem dla poglądów innych :) Ja też lubię July Morning ;) Pozdrawiam
          • Jeżeli piszę coś na moim blogu, to zazwyczaj chcę skłonić czytelnika do pewnych refleksji i zastanowienia się nad przeczytanym tekstem. Fakt, że właśnie ja jestem autorem tekstu absolutnie mnie nie upoważnia do narzucania innym osobom moich własnych przemyśleń, spostrzeżeń czy sugestii. Podobnie jest z odbiorem wierszy – każdy ma prawo odebrać wiersz po swojemu, nie w ten sam sposób, jak to odbiera autor tego wiersza.Na przykładzie Ewy widać, że nieco inaczej odebrałaś to opowiadanie niż ja je odbieram. Bo ja odbieram Ewę jako kobietę raczej słabą psychicznie i niepewną siebie. Ty odbierasz ją inaczej. Masz do tego prawo, bo w opowiadaniu nie ma o tym prawie nic – można tylko czytać między wierszami, ale czasem tak jest, że dwie osoby mogą tam wyczytać coś innego;) Z uwagą przeczytałem Twoją argumentację i muszę przyznać, że bardzo mi się podobało, co napisałaś ;) ”Według mnie kobieta stanęła na rozdrożu – a w takich momentach człowiek zazwyczaj zastanawia się: co dalej? i niekoniecznie musi tutaj chodzić o ratowanie małżeństwa – to tylko jedno ze spojrzeń na tę sprawę – i jeśli ktokolwiek przeżył „poważne” rozstanie to będzie obierał również inne możliwości rozwiązania sytuacji..mam tutaj pole do popisu i traktuję to jako przywilej – przychodzą momenty kiedy należy myśleć tylko o sobie (jeśli chodzi o decyzje życiowe) – w tym momencie „kłaniają się” przewartościowania priorytetów..może nastąpić pewien zwrot..”Tak, bo czasem nasze życie wygląda jak partia szachów. Rozważamy nasz kolejny ruch jak gracz siedzący u szachownicy. Analizujemy wszystkie za przeciw. A w sytuacji Ewy taka analiza jest szczególnie ważna.”ja doskonale wiem, że prościej jest myśleć, iż kobieta, która przeżyła romans będzie trwała przy mężu w sytuacji podobnej do naszej bohaterki, ale ja pokazuję tylko inne możliwości – a z Twojego toku myślenia wynika, że jej siła charakteru jest w złej kondycji – a mnie ta wersja nie odpowiada, ponieważ stawia bohaterkę na pozycji dla mnie z góry przegranej – jako słaba istota, która uległa romansowi, zamiast trwać przy mężu, a teraz ma problem. Zbyt to spłycone, jak dla mnie.”Podoba mi się, że masz swoje zdanie w tej kwestii i potrafisz go bronić. W gruncie rzeczy właśnie o to mi chodzi /vide – to, co napisałem tutaj na samym początku/. Wcale nie musimy się ze sobą zgadzać, a ja wcale nie muszę kurczowo bronić mego stanowiska w tej sprawie – powoli mnie przekonujesz, że to Ty masz rację, a to ja się mylę ;) ”Jak najbardziej wkalkulowałam „to” w ryzyko, że obaj faceci mogą się zrazić. Jedynie nie rozumiem słowa „zrazić”, przynajmniej w tym przypadku. To chyba męski punkt widzenia ;) ”Chodzi mi o to, że mogą się zniechęcić gdy Ewa się od nich odwróci i zacznie żyć samodzielnie. Nie wpłynie to korzystnie na ich męskie ego.”Ja dalej napisałam, że nawet jeśli ma zostać sama, to będzie lepsze rozwiązanie – i jest to odpowiedzią na Twoje powyższe wątpliwości.A dalej piszesz, że tylko może być gorzej (wg mojej wersji) – a ja się z tym nie zgadzam.To typowy przykład jakie mogą być konsekwencje niezbyt doskonałych wyborów życiowych – a z komentarzy wynika, że najważniejsze jest małżeństwo. Niestety nie dla mnie. I nie będę błagała o tolerancję dla odmiennych poglądów, z całym szacunkiem dla poglądów innych :) ”W tym wypadku mnie nie przekonałaś – owszem, Ewa może być pełna wiary we własne siły – ale wybór samotnej drogi życiowej akurat w tej fazie, to wg mnie pomysł chybiony. Bo widzisz, najłatwiej jest powiedzieć „dziękuję”, po czym zabrać zabawki na swoje podwórko, aby tam się samotnie bawić. Wg mnie sztuka polega na tym, aby umieć dogadać się ze swoim partnerem życiowym, wyjaśnić wszystkie wątpliwości, a dopiero jak to się nie udaje, wtedy szukać innych rozwiązań. A nie na chybcika, demonstracyjnie opuszczać związek. W mojej ocenie, życiowa sytuacja Ewy jeszcze ją nie upoważnia do podjęcia tego kroku.Tak czułem, że Ci się podoba, inaczej przecież byś nie zamieszczała tutaj linka ;)
          • W zasadzie mamy różne wizje kolei losu „pewnej kobiety”..i niech tak już zostanie, tak będzie najlepiej..bo nie chcę się powtarzać..najważniejsze, żeby nigdy nie znaleźć się w takiej sytuacji :) Chyba już dłużej i wnikliwiej nie chce mi się roztrząsać tego tematu.Wybacz..Pozdrawiam :)
          • Jako, że wcześniej napisałam „chyba”, to teraz czuję, iż mogę coś dodać :) ”W sumie mam pewien pomysł, odbiegający od założeń: Ewa zostaje sama z dzieckiem- w tym sensie, ze udaje się do „samotni”, rodzi dziecko, wszyscy wiedzą czyje ono jest,a po pewnym czasie problem zostaje rozwiązany, czyli:a/ mąż staje na wysokości zadania lubb/ kochanek staje na wysokości zadaniaw obu przypadkach zwycięży miłość (prawdziwa)”To w powyższych słowach zawarłam to, co najważniejsze, a z czym mniej lub bardziej się zgadzasz, a ja sądzę, że po prostu nie zrozumiałeś mojego przesłania. Mam podstawy żeby tak twierdzić, a dowodem na to są kolejne komentarze pod tą notką, które dowodzą tego, że wnioski moje, Twoje oraz innych czytelników są zbieżne. Gdyby rozłożyć na czynniki pierwsze, czyli przeanalizować te moje słowa dokładnie, to na jedno by wyszło: „Ewa udaje się do samotni” oznacza, że zastanawia się nad swoim losem i zakłada ostateczność (co wcale nie jest dla niej łatwe) – zostaje sama, w razie gdyby żaden z Panów nie zdecydował się na bycie dobrym partnerem..”wszyscy wiedzą czyje ono jest” – oznacza nic innego tylko to, że kobieta zwierza się swemu mężowi ze swych sekretów oraz oświadcza kochankowi, że to prawdopodobnie jego dziecko..”zwycięży miłość prawdziwa” – tylko wówczas jeśli ona pozna reakcje każdego z partnerów na zgodne ze swoim sumieniem zachowanie – czyli szczere, otwarte oraz jasne postawienie sprawy.Być może nie czytałeś tego tekstu ze zrozumieniem (nie traktuj tego jako zarzutu), a może nie czytałeś między wierszami..jest jeszcze jedna możliwość, że to ja użyłam zbytniego skrótu myślowego (?) ;) Nie wiem……ale wiem jedno – nie zauważyłeś, że w ostatnim tłumaczeniu zabrakło pewnego fragmentu, w dodatku początkowego, chodzi o The Beatles „Something”, to teraz go przytoczę…..i przepraszam za uchybienie :) )”Jest coś w tym, jak się porusza,Co sprawia, że pociąga mnie jak żadna inna,Jest coś w tym, jak mnie uwodzi,Nie chcę jej teraz opuszczać,Wiesz, jak bardzo w to wierzę.”szczerze pozdrawiam, życząc dalszych owocnych przemyśleń :) )
          • > Jako, że wcześniej napisałam „chyba”, to teraz czuję, iż> mogę coś dodać :) > „W sumie mam pewien pomysł, odbiegający od założeń: Ewa> zostaje sama z dzieckiem> – w tym sensie, ze udaje się do „samotni”, rodzi dziecko,> wszyscy wiedzą czyje ono jest,> a po pewnym czasie problem zostaje rozwiązany, czyli:> a/ mąż staje na wysokości zadania lub> b/ kochanek staje na wysokości zadania> w obu przypadkach zwycięży miłość (prawdziwa)”> To w powyższych słowach zawarłam to, co najważniejsze, a z> czym mniej lub bardziej się zgadzasz, a ja sądzę, że po> prostu nie zrozumiałeś mojego przesłania. Mam podstawy> żeby tak twierdzić, a dowodem na to są kolejne komentarze> pod tą notką, które dowodzą tego, że wnioski moje, Twoje> oraz innych czytelników są zbieżne.Są zbieżne o tyle, że każdy szuka najbardziej korzystnego rozwiązania – zarówno dla wspomnianego trójkąta, jak i dla dziecka. Każdy z czytelników rozważa to jednak nieco inaczej zależnie od swoich przekonań, a może także i swego charakteru /tak mi się wydaje/. Nie wydaje mi się natomiast, że wnioski są zbieżne, niemal każdy z nas widzi ten problem nieco inaczej. Nie dziwi mnie to, bo problem poruszony w opowiadaniu jest złożony, a decyzja bardzo trudna.> Gdyby rozłożyć na czynniki pierwsze, czyli przeanalizować> te moje słowa dokładnie, to na jedno by wyszło:> „Ewa udaje się do samotni” oznacza, że zastanawia się nad> swoim losem i zakłada ostateczność (co wcale nie jest dla> niej łatwe) – zostaje sama, w razie gdyby żaden z Panów> nie zdecydował się na bycie dobrym partnerem..> „wszyscy wiedzą czyje ono jest” – oznacza nic innego tylko> to, że kobieta zwierza się swemu mężowi ze swych sekretów> oraz oświadcza kochankowi, że to prawdopodobnie jego> dziecko..> „zwycięży miłość prawdziwa” – tylko wówczas jeśli ona> pozna reakcje każdego z partnerów na zgodne ze swoim> sumieniem zachowanie – czyli szczere, otwarte oraz jasne> postawienie sprawy.> Być może nie czytałeś tego tekstu ze zrozumieniem (nie> traktuj tego jako zarzutu), a może nie czytałeś między> wierszami..jest jeszcze jedna możliwość, że to ja użyłam> zbytniego skrótu myślowego (?) ;) > Nie wiem……Faktycznie, inaczej Cię zrozumiałem, napisałaś to w sposób dość zawoalowany, teraz po Twoich wyjaśnieniach jest to dla mnie bardziej jasne. Jak wiesz, diabeł tkwi w szczegółach, a w tych szczegółach różnimy się nieco jak sądzę. Ale to nic złego się różnić, niech każde z nas podąża własną drogą ;) > ale wiem jedno – nie zauważyłeś, że w ostatnim tłumaczeniu> zabrakło pewnego fragmentu, w dodatku początkowego, chodzi> o The Beatles „Something”, to teraz go przytoczę…..i> przepraszam za uchybienie :) )> „Jest coś w tym, jak się porusza,> Co sprawia, że pociąga mnie jak żadna inna,> Jest coś w tym, jak mnie uwodzi,> Nie chcę jej teraz opuszczać,> Wiesz, jak bardzo w to wierzę.”> szczerze pozdrawiam, życząc dalszych owocnych przemyśleń> :))Dziękuję za ten ssuplement :)„Something” jest tym kawałkiem, który najbardziej przypadł mi do gustu jeśli chodzi o to opowiadanie ;) Muzycznie pozdrawiam :)
          • A mnie się zdaje, ze jeszcze lepiej pasowałby do tego opowiadania ten kawałek: http://tiny.pl/hhql3JedenbłądNiespokojny wzrok w smutnym pokojuSzkliste spojrzenie, byłem na drodze do katastrofyMuzyka grała i grała, gdy wirowaliśmy bez końcaNie padło żadne słowo, by obronić jej godnośćTak, tak — szepnęła na moją prośbęOdrzuciła grzywkę, gdy moja stanowczość była poddawana próbieOddaliśmy się pożądaniu z płonącymi duszamiWiedzeni drogą w stronę stosu pogrzebowegoNie myśląc o konsekwencjachUpadłem na dnoJeden błąd i wpadamy w nicośćWystarczy krótki momentChwilowy brak rozsądkuKtóry wiąże dwa życiaMały żal, którego nie zapomniszNie będziesz mógł dziś w nocy spaćCzy to była miłość, czy tylko myśl o miłości?Czy może zrządzenie losuKtóre zdawało się idealnie pasować?Chwila minęła, a ziarno zostało posianeZbliżał się koniec roku i nikt nie chciał zostać samJeden błąd i wpadamy w nicośćWystarczy krótki momentChwilowy brak rozsądkuKtóry wiąże dwa życiaŻal, którego nigdy nie zapomniszNie będziesz mógł dziś w nocy spaćPozdrawiam extra muzycznie! :) ))
        • myślę, Dora, że można wczuć się mentalnie, nawet będąc przeciwnej płci, bo to bardziej kwestia inteligencji niż płci… Smurff kretynem nie jest /bo inaczej bym tu nie zaglądał :P )))/… do tego jest Mu łatwiej nieco, vide spostrzeżenia Dirt Devil’a odnośnie „pisania kobiecą ręką”… chyba nie poczułeś się teraz urażony, Smurff’ie? sam kiedyś pisałeś o „pierwiastku kobiecym” w sobie :) ))…
          • takie Yin i Yang w człowieku…walę czołem w podłogę…jako, że jestem wrażliwa oraz zrównoważona :) )
          • Nie, absolutnie nie… a wręcz przeciwnie – dziękuję Ci za ten „kobiecy pierwiastek”, bo stanowi on dość istotny element w pewnym sporze ;)
          • A ja zostawię pewien suplement a propos pewnego „sporu”, tym razem bez słów, ale myślę, że dość wymowny w swym przekazie ;) ) http://tiny.pl/hhqn9To tak na pożegnanie – miłych i ciepłych wakacji Smurffie :) Pa :*
  9. Smurffiku, teraz ‚dzień dobry, a lekturę opowiadania zostawiam sobie na wieczór, żeby słówka nie uronić ;-) ))Niebieskie buziaki ***
      • Smurffiku, poczęstowałeś nas tu niezłym ‚bigosem’; wiadomo, ze każde rozwiązanie będzie złe, bo ktoś będzie cierpiał. Podejrzewam, ze taki scenariusz życie nieraz napisało ;-) ))
  10. Trudne. Bardzo trudne. Tym bardziej, że nie do końca wiadomo, czyje to dziecko i czy Paweł w razie czego wziąłby na siebie taką odpowiedzialność. Ewa może nawet bać się o to zapytać, bo w końcu razem pracują… Diabli wiedzą, jaka byłaby reakcja Pawła. Ja jednak bym mu powiedziała, skoro byłoby wiadomo, że mój mąż jest bezpłodny. Z zastrzeżeniem, że poradzę sobie sama, jeśli testy wykażą ojcostwo Pawła, a on tego dziecka nie chce. Takie chwile słabości sporo mogą kosztować i teraz od Ewy zależy, co z tym pocznie. Może nic nie zrobić i pozwolić myśleć Andrzejowi, że jest płodny; tylko czy będzie tego pewna, że tak powinno zostać…?MUWR*, wpadnij czasem dać znać, że jesteś – szajbę też lubię :) :*
    • Tak MUWD*, trudne. Czasem życie stawia nas przed takimi wyborami. I wtedy jakąś ścieżkę trzeba wybrać. Właśnie o to chodzi, że nie wiadomo, czy Paweł nadaje się na coś więcej, niż tylko na biurowy romans. Jego zapewnienia o dozgonnej miłości pozostają jak na razie czysto teoretyczne – a nie wiadomo jak to będzie w praktyce. Teraz Ewa musi podjąć decyzję nie tylko za siebie samą, ale i za swoje dziecko. Czy wybierze bezpieczeństwo, czy też uczucie jakie ją ogarnęło? Ona czuje to brzemię odpowiedzialności, zdaje sobie sprawę, że jest na zakręcie.Wpadać nie zamierzam, ale na pewno będę do Ciebie zaglądał MUWD* ;) Upalne tym razem :* :) TWR
      • Wiesz, co ja bym zrobiła, MUWR*. Dobrze wiesz. Powiedziałabym swojemu mężowi prawdę. Nigdy, przenigdy nie zniosłabym myśli, że okłamuję człowieka, z którym żyję pod jednym dachem. Na takie oszustwo nie byłoby mnie stać. Lepiej być samą z dzieckiem niż kłamać. Obaj faceci mogą zareagować różnie – trzeba im na to pozwolić, skoro sobie samej pozwoliło się na więcej…Dziękuję Ci bardzo, MUWR* – mam nadzieję, że jeszcze niejeden raz się wygadamy na maksa :) *:*
        • Wyjawienie prawdy w tej sytuacji wydaje się konieczne. Może nie zaraz na początku, ale w dłuższej perspektywie – zdecydowanie tak. Zatajenie tego romansu oznaczałoby, tak jak piszesz, życie w kłamstwie. A życie w kłamstwie ma na ogół krótkie nogi…Nie ma za co MUWD*, staram się czytać Twoje posty na bieżąco – tylko nie zawsze je komentuję :) :*TWR
          • właśnie – na dłuższą metę wyrzuty sumienia żyć by mi nie dały, a niepewność, czyje to dziecko, byłaby jeszcze bardziej dobijająca chyba. Konsekwencje powiedzenia prawdy mogłyby być dramatyczne, ale cóż – wolałabym to niż psychiczną samozagładę.Mamy tu jak w piekle gorąco, więc upalne Ci posyłam :):*
          • Witaj, powrócony z lenistwa urlopowego, MUWR* :) ) Sprawozdanie jakieś smaruj czym prędzej – już przeczuwam, że będzie odlotowe :) )):*
          • Widzę, że już się przyzwyczaiłaś do moich LL MUWD*, co mnie bardzo cieszy ;)Zapraszam zatem na dalszą część podniebnych wędrówek ;) :***TWR
  11. „Najtrudniej kochać mniej…” za Poniedzielskim Andrzejem. Radzić nie będę, bo nie… z jednej strony cząstka Pawła na zawsze, z drugiej : dorośli ludzie, ważna jest szczerość, dojrzałość, odpowiedzialność za własne czyny i słowa… Co do muzyki, to chodzi mi po głowie Myslovitz „W deszczu maleńkich, żółtych kwiatów” to na wypadek, gdyby jednak Ewa i Paweł, oraz Brodka „Znowu przyszło mi płakać”- w razie negatywnego scenariusza. Poza tym: osiołkowi w żłoby dano:) tyle tych piosenek do wyboru. No, i to by było na tyle. Pozdrawiam burzowo bardzo::))) p.s. cztery miesiące?? przesada!!!http://www.youtube.com/watch?v=RHrT2x8_S6Q&feature=relatedhttp://www.youtube.com/watch?v=DPhNiF4MI7o&feature=related
    • Faktycznie Reniu, wiele utworów muzycznych dałoby się podczepić pod tę historię ;) Dzięki za linki, jak zwykle jesteś w tym bezbłędna :) No, może i przesada z tym leniuchowaniem, ale po prostu czuję taką potrzebę ;) Pozdrawiam upalnie :)
  12. Zadałeś Smurffie szalenie trudne pytanie.bo cokolwiek Ewa zrobi..bedzie wewnętrznie rozdarta.Najprościej jest powiedzieć,że powinna pójść za glosem serca..zaryzykować,stworzyć nowy związek..ze wspólnym dzieckiem.Ale..jeśli jest jednak pewna swojej miłości do męża..powinna pozostać.Jest jeszcze inny aspekt ..i inne rozwiązanie.Ewa już zdaje sobie sprawę ze swojej winy..i urodzenie dziecka innego mężczyzny,którego chyba pokochała..bedzie zawsze ją dołować,zawsze patrząc na dziecko..bedzie czuła się winna..bo z tego opowiadania tak wynika..że ona ciągle czuje się winna.Mąż Ewy mówiąc delikatnie..może i kocha żone,ale..widzi koniec swojego nosa..a nie potrzeby Ewy..nie widzi,że żona pragnie dziecka..że ten związek staje się nudny i zimny…Dlatego…jeśli Ewa..do końca będzie się czuła winna..i tak zaburzy wzajemne stosunki z męzem..a dziecko..tylko będzie żywym dowodem jej winy..powinna zaryzykować..i zostawić egoistycznego męża.Bo może być i tak potem…że Ewa zapragnie drugiego dziecka..a mąż..nie uwierzy,że jest niepłodny..i być może..po latach..Ewa wyrzuci to z siebie..i przyznając się mężowi..skończy szczęśliwy związek i tak…Nie ma tez gwarancji..że Paweł..kocha Ewę,czy tylko zauroczył sie..i nie jest to tylko chwila zapomnienia…Niemniej jednak..trzeba ,powinno sie iść za prawdziwym uczuciem..a nie trwać w związku..z litości..z poczucia winy.czyli…nabroiłam..ale biednego męża nie opuszcze..bo to ja go zdradziłam..To nie fair…Jeżeli uległa innemu..i zrodziło się uczucie…to już jej związek małżeński psuł się…już coś tam nie grało…Pozdrawiam miło..wszystkie utwory..super..i pod temat:))))
    • Ano trudne. Ewa jest rozdarta pomiędzy lojalnością dla męża i nowym uczuciem, które nią zawładnęło. Tu nie ma prostych rozwiązań, niezależnie od tego, co wybierze, zawsze ktoś będzie cierpiał. Albo ona sama i Paweł, albo Andrzej i rodzina Pawła. Do tego dochodzi jeszcze dziecko, a jego dobro też powinno się mieć na uwadze.Pytanie, czy ta sytuacja jest wyłącznie z winy Ewy? Moim zdaniem nie – tutaj w dużym stopniu zawinił także jej mąż. Choćby swoją bezczynnością w kwestii „popychania” sprawy z poczęciem dziecka. Dla kobiety kwestia macierzyństwa jest bardzo ważna, dlatego dla dobra samej kobiety tej sprawy nie powinno się bagatelizować.Przeczytałem Twoje refleksje związane z dalszym postępowaniem Ewy – przyznaję, że ja też będąc na jej miejscu bardzo bym się wahał. Z jednej strony zapatrzony w siebie mąż, z drugiej zaś zakochany Paweł i wielka niewiadoma, co się naprawdę za tym kryje… a może faktycznie powinna trochę poczekać i zobaczyć reakcję obu facetów na wieść o jej odmiennym stanie?Dziękuję Ci za poszerzony komentarz i pozdrawiam :)
      • To też jest dobry pomysł,żeby zobaczyła reakcje obu mężczyzn na wieść o jej odmiennym stanie.Może wtedy okazać się,ze mąż..przyjmie to obojętnie..bo skończy mu się wolność,bo tak naprawdę nic go problemy żony nie interesują,za bardzo nie lubi przecież rozmów o potomku..a to nie ma czasu..a to mecze..a to coś innego…Z drugiej strony..Paweł,szaleńczo zakochany,ale..nie wiadomo co dalej z jego uczuciem,jak się dowie o ciąży Ewy.Może być tez tak,że nie uwierzy,że to ich dziecko,bo zawsze może zwalić winę na…Andrzeja,wszak Ewa jest mężatką.Kurcze….chyba na jakąś reżyserie pójde.czy co?..haha..Tytuł serialu..”Pomiędzy sercem a rozumem”..i część zysków dla Smurffa (jakieś 30 procent)..P:))))))))))))))))))))..
        • No dzięki, całkiem hojna jesteś ;) )No cóż, Ewa musi tymczasowo schować swoje uczucia w kąt i zacząć rozgrywać tutaj partię szachów – tak by było najlepiej. Trzeba wystawić obu panów na próbę lojalności – najpierw informując ich o swoim odmiennym stanie, a jak to gładko przełkną, dopiero wtedy puścić ich na prawdziwą próbę charakterów – to znaczy Pawła zapytać, czy byłby dla niej gotów rozwieść się, a Andrzeja, czy jest gotów wychowywać nie swoje dziecko… Dopiero jak obaj pomyślnie przejdą tę próbę, powinna się zapytać swego serca… ale dopiero wtedy, nie wcześniej. Tak ja to widzę.Ale w praktyce jest to bardzo trudne – bo na ogół to jednak serce decyduje – zwłaszcza u kobiet ;)Miłego weekendu Ci życzę :)
          • Ja jeszcze musze dodać cosik..Niby sa to trudne pytania,ale wziąwszy pod uwagę,że Ewa nie jest pewna miłości co do Andrzeja..bo mam wrażenie że nie jest..dlatego tez uległa Pawłowi…to jednak bardziej bym na miejscu Ewy powiedziała o dziecku Pawłowi..i zobaczyła,co on na to.Bo wtedy,gdy jego decyzja będzie właściwa,gdy okaże się,że naprawdę kocha Ewę..to zakończenie związku z mężem,z którym nie ma przecież dziecka,więc rozwód nie krzywdzi aż tak nikogo..byłoby najwłaściwsze.Ja osobiście nie wiem,czy bym potrafiła patrzeć jak mąż się cieszy z tego,że jednak jest płodny,że będziemy mieli dziecko..a pod sercem noszę..dziecko innego.To takie aspekty natury moralnej…ja nie potrafiłabym z takim ciężarem…chyba żyć normalnie.Ja to piszę,jak ja to czuję..bo siebie znam..nie potrafie na długą mete okłamywać kogoś,z kim dzielę życie..i kocham.I nie zniosłabym zdania męża…”no widzisz..a podejrzewałaś,że nie będziemy już mieli dziecka..dobrze,że tych badań nie robiłem”..bo tak może kiedyś mąż się odezwać do Ewy…Ciekawy temat..,myśle,że życiowy,z różnymi rozwiązaniami.Pozdrawiam z upalnego Kraka,uff!!!:))))
          • Ja też tak to widzę, że Ewa nie jest pewna swojej miłości co do Andrzeja… bo gdyby było inaczej, to Paweł nie miałby szans… Inaczej jest w stosunku do samego Andrzeja – on ją kocha, tyle że po swojemu – egoistyczną miłością jedynaka… może nie jest to miłość o jaką Ewie chodzi, ale w przypadku ewentualnego rozstania on by jednak cierpiał, bez dwóch zdań. Innym zaś aspektem jest zatajenie przez Ewę tego romansu – tak jak napisałem dla Lucy, zatajenie tego romansu w dłuższej perspektywie oznacza konieczność życia w kłamstwie – a życie w kłamstwie nie służy dobru związku, pomijając nawet aspekt psychologiczny, czyli właśnie wyrzuty sumienia… Cieszę się, że udało mi się skłonić moich czytelników /w tym także Ciebie/ do głębszych przemyśleń nt. dalszego losu Ewy, właśnie o to mi chodziło ;) Pozdrawiam Cię miło :)
  13. Witaj Smurffie. Teraz – na dzień dobry – uśmiech poranka. Co ma zrobić? odpowiem, jak doczytam, do wieczora.Pozdrawiam.
    • Sytuacja zdawało by się patowa. Każdy ruch spowoduje straty każdej ze stron.Ale za swoje czyny trzeba brać odpowiedzialność. Zawsze.Pozdrawiam.
      • Witaj Artisie :) Masz rację – trzeba być odpowiedzialnym za swoje uczynki. Te dobre i te złe.Pozdrawiam.
        • Smurffie, nie łamie zasad tylko człowiek o mocnej konstrukcji. Często ludzie to hipokryci, od innych wymagają Himalajów, od siebie tylko Beskidów. Gdzieś się zaszył?Pozdrawiam gorąco.
          • Tak Maestro, to trochę jak z tą przypowieścią o źdźble w oku bliźniego i belce w swoim ;) Ano, zaszyłem się… ale już jestem z powrotem ;) Pozdrawiam.
  14. Cześć Smurrfi (((-;Podpisuję się pod tym, co Pkanalia napisał.Pozytywny wynik testu ciążowego po części rozwiązał mi tu problem. Drugą wskazówką było potraktowanie Ewy przez jej męża w czasie trwania meczu – do rozmowy nie wrócił przecież po odgwizdaniu meczu przez sędziego! Kolejną jest niepoddanie się testowi płodności, nie zauważam, by Andrzejowi zależało na dopełnieniu się małżeństwa poprzez posiadanie dziecka własnego czy adoptowanego cudzego w ostateczności. No i w końcu ten jej niemy krzyk zawarty w strofach swych wierszy …Tak na szybko, dlatego trochę niesprawiedliwie (bo prawdziwa wiedza to znajomość wszystkich przyczyn), podsumowując Andrzeja stwierdzam, iż to taki typ faceta ‘coach potatoe’, a tacy raczej nie rokują nadziei na zreformowanie, więc … kto nie ryzykuje – ten nie zyskuje. Nauczyłam się już, iż jeśli Cię coś w życiu gniecie, trzeba to wyrąbać, jeśli nie da się inaczej.Odeszłabym od takiego męża, bo perspektywa duszenia się we własnym sosie mi nie odpowiada. Pawłowi natomiast dałabym czas na poukładanie swoich spraw. Jeśli również męczy się od kilku lat w swoim związku i – jak twierdzi – pokochał Ewę nad życie – najpierw rozwód, a dopiero później wprowadzenie się ze swym bagażem (też nowych doświadczeń) pod jej dach. A czas jak to czas – zagoi rany pokrewieństwa obu stron. Życie …. (-;Pozdrowionka!
    • Witam Waszmości.Pierwszy tu raz pisuję, nie przecząc, żem wcześniej nie zaglądał.Samobójczy gol Pana Męża jest tu oczywisty. Nie dość, że na mecze popatrywał zawzięcie, na „ukochaną” nie zerknąwszy, to nawyków nabył i znalazł się na spalonym… gruncie.Co ona zrobi, przywodzi mi na myśl seriale tysiącodcinkowe, ale niech tam.Gdybym był tą kobietą (nieśpieszno mi!), to po pierwsze, takiemu mężowi szlaban na życie ze sobą, po drugie ogłaszam ów fakt zajścia amantowi i wypatruję jego reakcji. Jeżeli mnie kocha i prawdą są jego słowa, to zaakceptuje stan i będziemy razem, bez względu na okoliczności, a jeśli to tylko słów gra była… tym lepiej dla mnie. Za jednym zamachem uwalniam się od nieprzystosowanych i hołubię dziecko, któremu wpajam zasady, jakich nie wpojono innym…Kłaniam nisko!Sarmata, literra.blog.onet.pl
      • Witaj na smurffowych śmieciach Mości Sarmato :)Zajrzałem już z rana do bloga Waszmości, chcąc sobie nieco przybliżyć blogowe spectrum Waści. Zdumionym niemożebnie, albowiem post Waćpanny Impulsywnej tam ujrzałem, czegom się za mego życia absolutnie nie spodziewał, ale jako rzecze Klasyk „Są takie rzeczy w niebie i na ziemi, O których się nie śniło filozofom”, czego miałem niekłamaną przyjemność doświadczyć – właśnie dzisiaj z rana, na blogu Waćpana ;) )Teraz, co do uwag Waszmości.Masz rację Mości Sarmato, mnie też taka myśl się nasuwa, że mąż znalazł się na pozycji spalonej, ale zważ Wasze, że za to nie dostaje się jeszcze czerwonej kartki ;) Mnie też nieśpieszno do bycia niewiastą, ale w sukurs śpieszę za każdym razem, jeśli taka potrzeba zajdzie; tedy i naszej białogłowie postaram się służyć moją radą i pomocą ;) A doradzałbym jej spokój – niechaj ogłosi swój stan błogosławiony i czeka na reakcję obu panów – wiele się może dowiedzieć, wiele się jeszcze może wydarzyć. Kto wie, może mąż wróci z pozycji spalonej, a nowy oblubieniec tam trafi? Tego też nie można wykluczyć, dlatego odradzałbym jakikolwiek pośpiech.Pozdrawiam Waszmości :)
        • Waszmość…Pośpiech, fakt, to iście diabelska rzecz i nieporęczna, jak espadon. Niechaj zatem Białogłowa poczeka, ale bedąc (a jednak!) nią pierwej poddałbym próbie amanta, żeby mieć jasność, a i zażądał okazania czystości intencji o rozwód prosząc udokumentowany. Wyczyścić pole, na którym stawać się będzie, trzeba, a i na pogodę właściwą poczekać niezgorszym pomysłem jest. Pan mąż… nie sądzę, by go nagle jasność i miłość wielka dopadła. Co umarło, już się nie podniesie. Takie bajki to tylko w… NT;)Pozdrawiam Waści i kłaniam niziutko:)
          • Zgadzam się z Waścią, że stosowny kwit rozwodowy słuszności intencji amanta dowodzi, a zatem oblubienica zgoła nie powinna się wystrzegać wyrażenia podobnej prośby, a raczej czym prędzej podobne dictum wobec niego wyrazić. Jeno czy jej śmiałości starczy? ;) Jednak dotychczasowego pana męża nie skreślałbym definitywnie; azali wiadomo to, czy jego serce z czasem nie skruszeje i kajać się nie zacznie? Wiele razy już tak bywało, że dopiero bardziej doświadczeni mężowie zdołali przejrzeć na oczy widząc swych niewiast cnoty, podczas gdy wcześniej jeno koniec swego nosa dostrzec mogli ;) Wielcem rad, że mnie tu Waść nawiedzać zacząłeś, jeno fortuna się nieco krzywo na to uśmiecha, bom zamierzał właśnie na dłuższy urlop blogowy się udać, niemniej tuszę, iż nie zapomnę o Waszmości po moim powrocie :) A tymczasem pozdrawiam i w pas się kłaniam Waści :)
    • Cześć Impu, kopę lat! ;) Paweł to wielka niewiadoma. Kto wie, czy się szybko nie odkocha? Raz już się odkochał…Dlatego doradzałbym Ewie ostrożność – chodzi już nie tylko o nią, ale o jej dziecko.Nie przekreślałbym Andrzeja – powinna nad nim więcej „popracować”. Kochający facet gotów jest na wiele…Ja na razie poczekałbym z decyzją – czasem serce także źle doradza… a jeżeli już z Pawłem, to tak jak mówisz – na spokojnie i bez pośpiechu – niech się facet trochę wykaże w praktyce ;)Pozdrawiam upalnie :) P.S.Byłem rano u Mości Pana Sarmaty, a tu proszę – Impulsywna tam swoje posty zapodaje! ;) Mówię Ci, zdziwko mnie trzepło, że heeeeeej!! ;) ))
      • A co jak obaj skomleć będą za nią, bo Andrzej poprawił się i to nie z papucia na lać, a u drugiego kochasia uczucie też wciąż gorące? Ciągnąć yyy … zapałki? (((-;Pozdrowionka, Smurrfiku ;D
        • Ależ spokojnie, od przybytku głowa nie boli ;) )Jak zaczną obaj skomleć, to tym lepiej, wtedy może ich na prawdziwą próbę charakteru wystawić – od Pawła zażądać rozwodu, a Andrzejowi wyjawić, że to nie jego dziecko i patrzeć co on na to. Jak to jakoś przełknie, wtedy szanse rosną, a jak nie, no to ma jeszcze Pawła w odwodzie /pod warunkiem, że się zgodzi na rozwód/. Ważne, aby to ona zaczęła rozdawać karty, a nie za nią rozdawali ;)Pozdróweczki Impu :) P.S.Zawsze chciałem coś Twojego przeczytać, dlatego cieszę się, że Waszmość Sarmata skłonił Cię do napisania tego posta. Co nie znaczy, że nie jestem odrobinę o to zazdrosny ;) ))
          • Taaa … zrobi im test – Andrzejowi powie, że to dziecko Pawła, Pawłowi, że to dziecko Andrzeja. Obaj w dalszym ciągu będą zdeklarowani, by być z nią, a na końcu wyjawi im prawdę, że to jednak Pawła i obaj urażeni odejdą, bo nie są królikami doświadczalnymi i być z nią nie ma sensu, bo nie ma do nich zaufania, a to przecież podstawa związku (((-;Uściski, Smurffiku!P.S. To było pisane na szybko, więc tak do końca nie jestem z tego zadowolona, a na pisanie na swoim blogu w dalszym ciągu nie mam ciśnienia. Wolę włóczyć się po obcych landach i czytać takich jak Ty np., bo póki co, to jakoś dla mnie większa frajda. Nie ogranicza i nie ‚ubezwłasnowolnia’ ((((-; I zazdrosny być nie musisz, bo Cię uwielbiam pasjami!
          • Tyle, że w tym wypadku wcale nie chodzi o to, aby robić z nich coś na wzór królików doświadczalnych – chodzi mi raczej o coś w rodzaju „testu na miłość” ;) I tę prawdę powinien zrozumieć ten z facetów, który naprawdę ją kocha, tak uważam ;) P.S.Daje się odczuć, że pisałaś na szybko, ale i tak można poznać Twój styl z charakterystyczną „iskrą geniuszu” ;)Dzięki Impu, Ty to naprawdę potrafisz mi przykadzić! ;) Pozdróweczki :)
  15. …a może poszukać godnego następcy do miana męża, kochanka i ojca…niech będzie np. Karol!!! Gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta. Smerffie obserwuj, czy piersi ci nie urosły po tym utworze…;-))))))))))
    • Gratuluję – Karol to świetny wybór! ;) ))A wiesz, że faktycznie troszeczkę mi urosły? Kurczę, do tej pory myślałem, że to efekt lekkiego przybrania na wadze, ale kto wie, kto wie? ;) )
    • Nie szkodzi, Impulsywna na pewno się nie obrazi, zwłaszcza jeżeli w tak dobrej komitywie jesteście ;)
  16. Smurffik, ja nie wiem, ale moim zdaniem powinna się do wszystkiego przyznać mężowi…. Poza tym to na pewno nie jego dziecko a nie wiadomo do kogo będzie podobne i tak wszystko może się i tak wydać. Pozdrowionka
    • Pewnie, że powinna to wyznać mężowi Wusi, ale nie od razu… bo chłop musi do tego dopiero dojrzeć ;) Pozdróweczki :)
  17. Oczywistościa jest,że jest w ciąży- jednak nie widomo czy z mężem czy z szefem.Trudno robic badania genetyczne bedąc w ciaży, trzeba poczekać do rozwiązania.Co ja wiąże z mężem? Rutyna ,wygoda,przecieżuciekła z domu rodzinnego nie dlatego,że była szaleńczo zakochana-tylko dlatego,że miała dość obowiązków,pracy etc…Takie ucieczki z domu w związki są bardzo częste-wtedy wybiera się niewłaściwe osoby- w zasadzie bylekogo byle by było z kim uciec.Paweł nie kocha żony-ale też jej tego nie mówi – tkwi w chorym związku z wygody? Rutyny? Dla dziecka?Z braku odwagi?Pytanie dlaczego?Czy On jest popaprańcem czy facetem, który również nie nadaje się do stworzenia z nim związku?Czy ktoś , kto latami tkwi w małżeństwie bez miłości jest zdolny do rozpoczynania życia od nowa z gwarancją sukcesu?Czy jest wiarygodny ,skoro tyle lat udawał?Ja nie znam odpowiedzi-wiem tylko,że nie zostałabym z tym, który nie byłby ojcem dziecka-okłamujac go , bo niszczę w ten sposób jego,siebie i dziecko,oraz jego rodzinę.Życie w kłamstwie jest okrutne ,pozbawione smaku,nie pozwala na oddech- już zawsze trzeba się kontrolować i cierpieć- żyjac z kimś dla pozorów, niekochając.Najważniejsze jest dla mnie żyć w zgodzie ze swoimi myślami i uczuciami-nawet jeśli musimy podejmować trudne dla nas i dla innych decyzje.Pozdrawiam.
    • Tak, ja też uważam, że powinna poczekać do rozwiązania, a wcześniej raczej nie mówić kto może być ojcem dziecka.Pobudki prowadzące ją do zdrady są raczej widoczne, raczej by tego nie zrobiła gdyby mąż był inny.Faktycznie, nie jest wyjaśnione, dlaczego Paweł tkwi w tym chorym związku – można się tego tylko domyślać. Nie wiadomo, czy on jest popaprańcem, czy też zwyczajnie mu nie wyszło – i w tym tkwi ryzyko.Też jestem za tym, aby z czasem powiadomić Andrzeja o Pawle i podejrzeniach względem ojcostwa Pawła. Powinien wiedzieć,. ma do tego prawo.Pozdrawiam :)
  18. Cześć Smurffie :) Jednym słowem – bardzo przykry, istny galimatias uczuciowy oraz los, który chyba wyjątkowo okrutnie zakpił sobie z Ewy. Zresztą nie tylko z niej. Kiedy nie wiadomo, co zrobić – ponoć należy postąpić na tyle przyzwoicie, aby mieć przy tym czyste sumienie. Dlatego optowałabym za szczerą rozmową. Tym bardziej, że kłamstwo zazwyczaj pociąga kolejne – a zwłaszcza wtedy, kiedy dotyczy zdrady (w ogóle jakichkolwiek poważniejszych spraw) – i ma to do siebie, że wcześniej czy póżniej i tak zawsze zostaje zdemaskowane w sposób okrutny, poniżający… i co jak co, ale biurowego romansu, aż tak łatwo się nie da ukryć…Hola, hola Smurffik! :) Jak możesz sobie fundować aż tak dłuuugaśnie wakacje. Ładnie to tak? :) )))) Pozdrawiam ulewnym wieczorem :)
    • Cześć Dejaniro :) Ano tak jakoś się porobiło ;) Ja też jestem za szczerą rozmową. Ale nie od razu. Obu panów należy na tę szczerość przygotować, a jednocześnie wybadać ich intencje. Dlatego doradzałbym ostrożność – najpierw bym powiedział o dziecku, sprawę ojcostwa zachowując dla siebie. Dopiero poźniej, gdy obaj panowie przeszliby pierwszą próbę, stopniowo dkrywałbym przed nimi dalsze tajemnice – takie postępowanie powinno ułatwić Ewie dokonanie właściwego wyboru.Może i trochę nieładnie, ale gdybym zrobił sobie taki długaśny urlop bez tej zapowiedzi, to dopiero by było nieładnie ;) )Pozdrawiam upalnym popołudniem :)
      • Tak, masz rację… w tej sytuacji grunt to szczera rozmowa i prawda stopniowo dozowana, mająca m.in. na celu zminimalizowanie ewntualnego szoku i w miarę danie czasu na przemyślenie/oswojenie się z zaistniałą sytuacją. Niemniej targają mną tak sprzeczne uczucia, że pozwolę sobie wprowadzić również małą dygresję. A mianowicie z drugiej strony, chodzi mi po głowie to, że Ewa może zacząć zabawę w chowanego i jeśli desperacko będzie chciała utrzymać któryś związek, mając na względzie dobro dziecka lub swoje zacznie tak mataczyć/kombinować… Jak tonący łapie się brzytwy, ona będzie chwytała się wszystkiego; każdego słowa, gestu… które tylko mogą dać jej nadzieję na dobrnięcie do celu… i przede wszystkim od tego będzie uzależniała ową prawdę. Czy to będzie fair? Czy ma do tego prawo? A czy w obliczu zdrady/chwilowego zapomnienia – poza uznaniem ojcostwa i oczekiwaniem poniesienia odpowiednich konsekwencji przez biologicznego ojca dziecka, może i czy powinna rościć sobie większe prawa do któregoś z panów? Chyba nie bardzo i to z prostej przyczyny. Przecież może okazać się także to, że tylko Ewa wpadła po uszy… a dla Pawła była to tylko przygoda, chwilowa fascynacja, odskocznia od prozy małżeńskiego życia… i tak naprawdę to wcale nie zaangażował się na tyle, by porzucić dla niej rodzinę… A gdy Andrzej okaże się ojcem dziecka i jednocześnie będzie wiedział o zdradzie żony – to czy będzie w stanie jej wybaczyć, zapomnieć, postawić grubą kreskę pod tym, co było i do tego nie wracać? Przecież w związku nie tylko ważna jest miłość, ale też zaufanie. Bez tego nie ma co nawet marzyć o jakichkolwiek perspektywach na przyszłość, cokolwiek planować… ponieważ co jakiś czas będą pojawiały się chwile zwątpienia, podejrzliwość, lęk o to czy aby Ewa znowu nie zdradzi, etc.Nie wiem, może się mylę, ale w tej nader skomplikowanej historii trudno znależć jakieś jedno, wszystkich satysfakcjonujące rozwiązanie, ponieważ ciągle coś odbywa się kosztem czegoś.. i być może Ewa powinna ze szczególną uwagą przeanalizować sobie wariant pojednania z mężem lub samotnego macierzyństwa…Wcześniej żartowałam… oczywiście, że to byłby o wiele wiekszy nietakt z Twojej strony i to byłoby bardzo nieładnie, gdybyś bez uprzedzenia nagle zniknął :) Poza tym blog ma to do siebie, że czasem trzeba sobie od niego odpocząć. I w związku z tym, życzę Ci udanego wypoczynku i wspaniałych wakacji ze słonecznym latem w tle :)Odpozdrawiam ciepłym, po deszczu popołudniem :)
        • W nawiązaniu do Twojej dygresji – oczywiście, że Ewa nie ma prawa do takich poczynań. Bo co to jest, jak nie brnięcie w kłamstwo, aby zapewnić sobie przychylność losu? Ale zauważ – niektóre kobiety tak właśnie robią – swoje kolejne mataczenie, czy też wręcz swoje intrygi tłumaczą sobie na swój użytek własnym dobrem, czy też dobrem dziecka… a mężczyźni stanowią ofiary takiej gry… to jest określony typ kobiet, mam nadzieję, że nie jest ich dużo ;) > A czy w obliczu zdrady/chwilowego zapomnienia -> poza uznaniem ojcostwa i oczekiwaniem poniesienia> odpowiednich konsekwencji przez biologicznego ojca> dziecka, może i czy powinna rościć sobie większe prawa do> któregoś z panów? Chyba nie bardzo i to z prostej> przyczyny. Przecież może okazać się także to, że tylko Ewa> wpadła po uszy… a dla Pawła była to tylko przygoda,> chwilowa fascynacja, odskocznia od prozy małżeńskiego> życia… i tak naprawdę to wcale nie zaangażował się na> tyle, by porzucić dla niej rodzinę…Rzeczywiście, tak może być. Na razie nie ma żadnych przesłanek, aby można było ocenić na ile Paweł jest naprawdę zaangażowany w ten związek z Ewą… bo jego deklaracje mogą nic nie znaczyć… i może być tak, że on faktycznie traktuje ten romans tylko jako odskocznię od prozy jego małżeńskiego pożycia.> A gdy Andrzej okaże się ojcem dziecka i jednocześnie> będzie wiedział o zdradzie żony – to czy będzie w stanie> jej wybaczyć, zapomnieć, postawić grubą kreskę pod tym, co> było i do tego nie wracać? Przecież w związku nie tylko> ważna jest miłość, ale też zaufanie. Bez tego nie ma co> nawet marzyć o jakichkolwiek perspektywach na przyszłość,> cokolwiek planować… ponieważ co jakiś czas będą> pojawiały się chwile zwątpienia, podejrzliwość, lęk o to> czy aby Ewa znowu nie zdradzi, etc.Owszem, ale zauważ też, że Andrzej do tej pory nie wysilał się zbytnio jako odpowiedzialny mąż. Nie identyfikował się z potrzebami Ewy. Owszem, zdradziła go – ale opisana sytuacja mocno ją usprawiedliwia. Gdyby Andrzej był inny, to by do tego nie doszło. Myślę, że trzeba mu to uświadomić, inaczej ten związek na tych zasadach jakie były do tej pory, raczej nie ma racji bytu.> Nie wiem, może się mylę, ale w tej nader skomplikowanej> historii trudno znależć jakieś jedno, wszystkich> satysfakcjonujące rozwiązanie, ponieważ ciągle coś odbywa> się kosztem czegoś.. i być może Ewa powinna ze szczególną> uwagą przeanalizować sobie wariant pojednania z mężem lub> samotnego macierzyństwa…Właśnie w tym sęk, że w opisanej sytuacji trudno jest znaleźć rozwiązanie, które by wszystkich satysfakcjonowało. Ale dalej żyć trzeba, więc siłą rzeczy, jakieś rozwiązanie Ewa musi znaleźć.> Wcześniej żartowałam… oczywiście, że to byłby o wiele> wiekszy nietakt z Twojej strony i to byłoby bardzo> nieładnie, gdybyś bez uprzedzenia nagle zniknął :) Poza> tym blog ma to do siebie, że czasem trzeba sobie od niego> odpocząć. I w związku z tym, życzę Ci udanego wypoczynku i> wspaniałych wakacji ze słonecznym latem w tle :) > Odpozdrawiam ciepłym, po deszczu popołudniem :) Dziękuję Ci za życzenia i podeszczowo pozdrawiam :)
  19. Witaj Smurffie! Dziękuję za lekturę, która pozwoliła mi na chwilkę zapomnieć o toczącym się za moimi plecami polu bitwy (remont nadal w pełnym rozkwicie). Zanim cokolwiek napiszę o fabule muszę (bo się uduszę!) wrzucić dwa słowa o czym innym. Zaserwowany na początku opowiadania opis snu bohaterki aż kapie harlequnowską atmosferą. Razi. Gryzie niektórymi zwrotami. Ja rozumiem, że zamierzenie było takie by oddać atmosferę półjawy i stąd te przesłodzenia. Ale opis snu rozpoczyna opowiadanie i w swoim obecnym kształcie przypadkowemu czytelnikowi może sugerować, że cała treść opowiadania jest właśnie taka – lepka od słodkości masowych romansideł dla gospodyń domowych. A tak przecież nie jest! Cała reszta nie tylko porusza ważki problem, ale i jest napisana bez zarzutu. Wiersze – cudeńka wplecione w opowieść dodają jej smaku czyniąc jeszcze ciekawszą.Teraz o treści będzie. Rozumiem, że najgorętsza dyskusja toczy się wokół tego jak powinna postąpić Ewa – odejść od męża i zostać z Pawłem, czy odwrotnie – wysłać kochanka do diabła i pozostać w starym związku wciskając małżonkowi kit, że dziecię poczęte najprawdopodobniej bez jego udziału (bo tego, że ojcem dziecka nie jest Andrzej póki co nie wiemy, prawda?) jest jego potomkiem? Nie będę się bawiła w „ciotkę – dobrą radę”, choć wiem jak postąpiłabym w takiej sytuacji, ale nie o mnie tu mowa. Współczuję Ewie. Jakkolwiek by nie postąpiła czeka ją wiele nieprzyjemnych rozmów, pytań, na które odpowiedzieć ciężko, a pozostawić je bez odpowiedzi jeszcze trudniej. Trwać w związku z mężczyzną, który jej nie rozumie, nie podziela jej pasji i zainteresowań i wraz z nim wychowywać dziecko? Dziecko, którego ojcem jest ktoś, z kim ona doskonale się rozumie? Powiedzieć mu, że to dziecko jest owocem chwilowego zapomnienia? Może zrozumie, wybaczy i pokocha jak swoje? A może przez całe życie będzie tkwić w nim zadra? Bo wybaczyć to jedno, ale zapomnieć to inna sprawa… Zataić to przed nim oszukując go przez dalsze lata? A może wejść w nowy związek rozwalając dwa małżeństwa? Wiem, wiem – Paweł twierdził, że w swoim małżeństwie jest nieszczęśliwy, że żona go nie rozumie, itd. Ale to jego wersja… Poza tym może za kilka lat okazać się, że więź porozumienia między nim a Ewą będzie dla niego również niewystarczająca…Że pojawi się jakaś nowa „Ewa”… A może zdecydować się na trzecie wyjście..? Porzucić niesatysfakcjonujący związek z mężczyzną, który nie zawsze ją rozumie. Odejść również od mężczyzny, który zdaje się ją rozumieć jak nikt inny, ale ma zobowiązania rodzinne. Zostać samotnym żaglem z owocem miłości na pokładzie…Wiem jak postąpiłabym ja… A jak postąpi Ewa? Dowiemy się po tej trzymiesięcznej przerwie?;-)Pozdrawiam cieplutko!;-)PS. Najbardziej pasuje mi tu utwór, który już zalinkowałeś – ta Patrycja Markowska. Pozwolę sobie jednak podsumować moje rozważania inną ilustracją muzyczną. Pasuje doskonale. Nie tylko do opowiadania…http://tiny.pl/337s
    • Witaj Violu :) Co do prologu – może Cię zaskoczę, ale całkiem świadomie na początku wytworzyłem tę „harlequinowską atmosferę”. Było to zamierzone i miało na celu nieco zaciekawić potencjalnego czytelnika ;) No i miało też wprowadzić go w błąd – przecież samo opowiadanie raczej nie ma „harlequinowskich korzeni”, że się tak fantazyjnie wyrażę ;) Za to jest coś na rzeczy powiedzenie Hitchcocka o trzęsieniu ziemi na dobry początek i raczej tym się kierowałem ;) Jeśli Tobie się to nie podoba, to trudno, mnie ten początek się podoba :) Bardzo się cieszę, że wiersze Ci się podobały, jesteś pierwszą osobą, która mi to napisała :) Teraz co do treści opowiadania.Starałem się napisać opowiadanie, które będzie życiowe. Myślę, że jest wiele takich kobiet, które stoją przed podobnym problemem co Ewa. Zauważ, że opowiadanie pisałem z jej pozycji. Nie tragizuję, nie polemizuję, nie osądzam. Jestem daleki od faryzeuszostwa. Bohaterkę oceniam raczej ciepło, a na pewno nie obojętnie. Bardzo się cieszę, że to moje bardzo „kobiece” opowiadanie nie zostało przez żadną z komentujących tutaj Pań skrytykowane jako „męski punkt widzenia” lub wręcz wyszydzone. To poniekąd dowodzi, że udało mi spojrzeć z kobecego punktu widzenia na ten problem. Tak myślę. I cieszę się z tego, bo to było trudne zadanie.Co teraz Ewa zrobi? Jeśli czytałaś komentarze, to już wiesz, że niemal tyle samo rozwiązań, ilu komentujących ;)Trudno się było spodziewać czegoś innego, w końcu każdy z nas jest inny i inaczej ocenia daną sytuację.Jako autor cieszę się, że to opowiadanie skłoniło moich czytelników do pewnych refleksji i głębszego zastanowienia się nad dalszym losem bohaterki. Bo właśnie o to mi chodziło ;) Dalszego ciągu po przerwie raczej nie przewidywałem – ale kto wie, co jeszcze może się wydarzyć? ;) Dziękuję Ci za Twój szeroki komentarz i za linka z muzyką :)Pozdrawiam jak zwykle serdecznie :)
  20. Obojętne czy z Andrzejem czy też z Pawłem to i tak kobieta ta będzie nieszczęśliwa.Rozwaliła swoje życie. Jedyną pociechą dla niej będzie od dawna wyczekiwane dziecko.Pozdrawiam serdecznie
    • A mnie się wydaje, że ona może jeszcze odnaleźć swoje szczęście w życiu… podobnie jak każdy z nas ;) Pozdrawiam :)
  21. Witaj Smurffie ! No proszę taki tekst zasunąłeś,że samateraz mam dylemat co wybierać :) ))Gdybym młodsza była pewnie bym powiedziała niech przymężu pozostaje i nie krzywdzi go dalej ale jakem nieco starszamyślę że miłość z Pawłem z którym się przecież tak porozumiewa w sferze duchowej jak nigdy z mężem powinna wyznaczyć jej dalsządrogę .Na pewno tak czy siak ktoś będzie skrzywdzony .Piosenka 1-sza mi sie podoba a dołożyłabym od siebie piosenkęAni Wyszkoni – Czy ten pani i pani są w sobie zakochani ?Pozdrawiam życząc odpoczynku udanego i wiele dobrego !
    • Witaj Basiu :) Czyli poniekąd przyznajesz, że punkt widzenia na tę sprawę zależy także od wieku osoby, która to czyta… To ciekawe spojrzenie, przyznaję że wcześniej nie przyszło mi to do głowy.Pozdrawiam miło :)
  22. ..ciężko jest cokolwiek radzić nie będąc na na czyimś miejscu.. od zawsze są dylematy..sercem czy rozumem się kierować.. wszystko bowiem zależy od samych ludzi i ich charakterów.. hmm.. może posłuchałabym swojego serca, a może jednak rozumu ?..he, he..no tak, nie mogę się jednak zdecydować..( ;D.).pozdrawiam bardzo serdecznie..:)))
  23. Słonecznych dni. Smurffie i wakacyjnego odpoczynku życzę…i wracaj do nas z nowymi pomysłami!!!!!..buziaczki :) )))))
  24. Co powinna zrobić Ewa?? Jak dla mnie urodzić dziecko i być szczęsliwą. Teraz tylko kwestia, kto jest ojcem… Jedno jest pewne, nie powinna mówić nic mężowi o romansie, jeśli chce z nim zostac. jeśli nie chce, bo wybiera poryw serca-niech robi jak woli.Ja nie wiem, co bym zrobiła na jej miejscu…I nie wiem, czy potrafiłabym kiedykolwiek zdradzić faceta, z którym jestem. O ile oczywiście bym go kochała. jak dla mnie, do tego trzeba odwagi, a mi by jej chyba brakło. Nie potrafiłabym potem oszukiwac męża i nie byłabym w stanie sie z nim kochac…
    • No właśnie – o ile się tego człowieka kocha. A jeżeli nie? Czy nasze nowe miłosne wybory nie świadczą czasem o tym, że już nie darzymy uczuciem naszych poprzednich partnerów? Dziękuję Ci za szczery komentarz De, cenię Cię za to, że nie silisz się na wymyślanie teorii sprzecznych z tym co naprawdę czujesz.Pozdrowionka :)
  25. Smurffie dzięki za piosenkę Jandy też ją lubię i wydaje mi sięże jak najbardziej pasuje :) Co do samu to też ten problem miałam dlatego kody zastosowałam ale spam cierpliwie pousuwałam :) Życzę udanych wakacji wielu radosnych i romantycznych chwil ,pozdrawiam cieplutko i słonecznie !
  26. Widzę, żeś wybrał jeden z moich ulubionych tekstów w „S@motności”….:) Podobno taka jest ta prawda o wieczności ;)
  27. robię zlot internautów w listopadzie w Poznaniu od 11 do 15 mamy długi weekend na św Marcina zapraszam do PoznaniaWięcej informacji na gg lub mailem
  28. Witaj, po mej długiej nieobecności… Teraz zaś Ty masz przerwę :)Widać potrzebna jest każdemu. Zaczytałam się…oj zaczytałam, ale… mam nadzieję, że Cię nie zawiodę tym co napiszę, mianowicie od początku byłam przekonana, że pojawi się ciąża, i że nie będzie to dziecko jej męża. Może taki był Twój zamiar… Nie wiem :) Historia tak naprawdę z życia wzięta. Ciekawi mnie jaki będzie ciąg dalszy. :)Bohaterka ma twardy orzech do zgryzienia… Pozdrawiam serdecznie.
    • Witaj Madziu :) No to masz nosa skoro tak ;) Nie wiem czy będzie jakiś ciąg dalszy tej historii, szczerze mówiąc nie planowałem tego.Pozdrawiam :)
  29. eeeetam…życie bez miłości to jak …”hot-dog bez parówka”….tak…a dzieci potrzebują wychowywać się w miłości a nie oszustwie …ot cops…Smurffie…dzięki Ty wiesz za co….no i nie znałam Ciebie od tej strony….opowiadanie ok.gramik
  30. Wybacz Smurffie, że dopiero teraz mój komentarz do tego tekstu. Rozumiem, że Paweł się we śnie utopił. Jeśli tak, to mam wrażenie, że sen jasno powiedział Ewie, co powinna zrobić.Dać sobie z gościem spokój. Ale to nie znaczy, że nie powinna powiedzieć Andrzejowi, przeciez facet na pewno wiedział, że nie może mieć dzieci, a samozapylenia nie istnieją w świecie ludzi. Temat opowiadania można odczytać dwojako: serce to Paweł a rozum to Andrzej, albo serce to Andrzej a rozum to Paweł, bo przecież jeśli kocha Pawła to niby kieruje się sercem, ale zostaje z mężem z przyzwoitości, więc rozum. A przeciez może kierować się sercem i wybrac męża, bo wewnętrzny głos nie pozwala jej go zostawić i kierując się rozumem odtrąca żonatego Pawła. W ogóle to jakaś dziwna ta bohaterka, wdaje się w romans a potem udaje cnotliwą, jeśli Pawel naprawdę ją kochał a ona to czuła, towiedziała, że nie zostawi męża, więc po co bawiła się w te gierki? Jest fachowcem, pracę znajdzie wszędzie. Nie mówię już o tym, że gadki żonatych facetów: „nie kocham zony, nie jestem szczęśliwy” to standard. Kobieta nie może miec dzieci, ale nie zostawia męża, bo tak jej wygodnie, chce być wobec niego w porządku, jesli powiedziało się „A” trzeba powiedzieć „B”, wziąć odpowiedzialność. Nie jestem pewna czy ona to potrafi. A tak w ogole to fajne opowiadanie, miło się czytało :) )
    • Lepiej późno niż wcale Wiolu ;) No cóż, w tym wypadku nie zamierzam bronić bohaterki opowiadania, z pewnością jest w jej postępowaniu pewna niekonsekwencja, pytanie tylko, czy my w życiu zawsze postępujemy tak bardzo konsekwentnie? Przecież my także robimy w życiu różne błędy, postępujemy mało konsekwentnie, wchodzimy w relacje z różnymi ludźmi, zaś później te znajomości mogą się okazać „bombą z opóźnionym zapłonem” ;) Natomiast jeśli chodzi o sam tytuł opowiadania w odniesieniu do głównych bohaterów, to myślałem raczej o sercu i rozumie bohaterki opowiadania, bez przełożenia tych sformułowań na mężczyzn pojawiających się obecnie w jej życiu.Ukłony ;)
      • :) ) a pewnie, że robimy błędy, ale trzeba znać konsekwencje swoich wyborów. Jesli wchodzi się na niepewny grunt, a takie czasami stają się relacje damsko-męskie np w pracy, to trzeba być świadomym tego, co może nastapić. Czy onja wybiera miedzy sercem a rozumem?, nie iwem, bo nie jestem do końca przekonana, że Paweł jest jej sercem a mąż rozumem, ale cóż niech zostanie jak jest. Miłego tygodnia Smurffie :) )