Witaj Miły Gościu na pokładzie Linii Lotniczych "Smurffair". Rozgość się tutaj - mój wirtualny barek jest zawsze obficie zaopatrzony ;) Życzę wyłącznie miłych lotów i wielu przyjemnych wrażeń!

wtorek, 14 grudnia 2010

Jestem śmiertelnie chory, ale nikomu o tym nie powiem.


Tym razem inspiracją do napisania tej notki, pod takim dość przewrotnym tytułem, stał się ten post Luzi.
Autorka pisze w nim, że nic nie wiedziała o poważnej chorobie koleżanki, która walczyła z rakiem, ale utrzymywała to w tajemnicy. Koleżanka tę walkę przegrała, no i dopiero wtedy owa tajemnica wyszła na jaw.
Bardzo często właśnie tak jest, jak w opisywanym przypadku. Ludzie nie chcą mówić o swoich poważnych chorobach, nawet wtedy, jeśli choroba zagraża ich życiu. W efekcie dalsze otoczenie chorego dowiaduje się o tym fakcie po czasie, dopiero wówczas, gdy dana osoba tę walkę wygra /chociaż nawet wówczas nie wszyscy o tym mówią/ bądź przegra /w takim wypadku wiadomość rozchodzi się lotem błyskawicy z wiadomych powodów/.

Dlaczego tak jest?
Dlaczego ludzie boją się mówić o tym, że są śmiertelnie chorzy?
Czy traktują to jako coś wstydliwego, coś co ich krępuje?
Czy obawiają się, że jeśli o tym powiedzą, to wywołają w ten sposób jakieś złe fatum?
Czy przemawiają za tym jakieś inne względy?
Przyznaję, że tego nie wiem.

Ale - ze swojej strony mogę Was zapewnić, że jeśli... /odpukać w niemalowane/, to nie zamierzam tego faktu ukrywać.
Ani tutaj, ani w realu.

62 komentarze:

  1. Cześć Smurffie,
    czemu ludzie nie chcą mówić? Pojęcia nie mam. Powiem na przykładzie raka, bo akurat mam takie doświadczenia.
    W moim najbliższym otoczeniu 5 osób choruje lub chorowało na raka i wszystkie otwarcie o tym mówiły, czy mówią, że chorują. Mama walkę przegrała na moich rękach, ciotka przegrywa również, pozostałe 3 osoby walczą, żyją.

    Może to wstyd, może to strach, może to jakaś obrona przed litością innych... że ludzie nie mówią. Myślę sobie, że takie zachowanie wynika z zachowania ludzi, którzy o tym raku słyszą, oczywiście nie wszystkich. Sama widzę, że ludzie, których to nie dotknęło wpadają w jakąś panikę, zaraz skazują osobę na śmierć (a walkę można wygrać, można wiele lat żyć z chorobą i to właściwie prawie normalnie), biadolą, a znam i takie przypadki, które zachowują się tak, jakby ów chory był jakiś trędowaty, jakby rakiem się można było zarazić, nawet odsuwają takich ludzi na margines życia.

    Jeśli o mnie chodzi, mam świadomość, że sama mogę zachorować i nie jest to takie nieprawdopodobne niestety, ale podobnie jak i Ty, nie zamierzam ukrywać, gdyby coś takiego mi się przydarzyło.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Choroba to słabość i brak kontroli, kto chce być słaby ? Poza tym, każdy ludzki a jednocześnie niecodzienny i wyjątkowy odruch życzliwości, mógłby być brany za oznakę litości. Kto lubi litość?
    Mówią, że chorujemy po to by coś w sobie przepracować. Mam kontakt z chorymi, są różni. Jedni się nad sobą, użalają, poddają inni walczą sami o siebie dla tych drugich nie ma znaczenia czy ktoś wie czy nie, chcą być silni w tej próbie.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Sądzę, że tymi ludźmi kieruje obawa przed współczuciem, czy nawet litością ze strony innych. Bo to jest tak - żyje sobie człowiek, ma jakieś plany bliższe i dalsze, dąży do osiągnięcia jakichś celów i nagle - buuum! Diagnoza to wszystko przekreśla! Niełatwo jest się pogodzić ze świadomością, że zostało kilka miesięcy, czy tygodni życia. A jeśli już ta sztuka się uda trudno zapewne jest znieść współczujące komentarze, czy spojrzenia. Wielu z tych ludzi do końca chce prowadzić normalne życie (na tyle, na ile choroba na to pozwala).
    Było mi dane poznać wielu ludzi, którzy przegrali walkę z rakiem. Jedni mówili o tym aż nazbyt często, inni woleli zmieniać temat rozmów na nie związany z chorobą. Byli i tacy, o chorobie których dowiadywałam się już po ich śmierci. Wiedziała o niej najbliższa rodzina jedynie...
    Napisałeś, Smurffie, że Ty o ewentualnej swojej chorobie powiedziałbyś wszystkim. A ja nie wiem, czy powiedziałabym.
    Pozdrawiam cieplutko!;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. U nas nadal to temat tabu. Jestem chory na raka, aids, na cokolwiek, nie powiem, bo odsuną się ode mnie ludzie - czemu takie są reakcje, nie wiem, ale wygląda mi to na ciemnogrodzkie zachowania. Pamiętam trenera siatkarskiej reprezentacji Polek. który dopiero, jak wygrał walkę z rakiem nie rezygnując z łyskacza i fajek, dał o tym znać...
    Mamy w kodzie genetycznym zaaplikowane, żeby nie pokazywać się w roli inwalidów? Może to tyczy nie tylko Polaków? Może to przystosowanie ewolucyjne? By nie było wiadomo, iż nie jestem gotów do rozpłodu?
    Nie wiem, tak "gdybię".
    Pozdrowienia Smerfie i ukłony niskie:)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja myśle,że ludzie dziela się na dwie grupy,jeśli chodzi o zagrożenie śmiertelną chorobą:na takich co czują się przegrani i chca za wszelką cenę bliskości innych,albo na takich właśnie co nie mówią o swojej śmiertelnej chorobie.Nie mówią przede wszystkim dlatego,że nie chcą wzbudzac litości.Bo każdy będzie takiego już na łożu śmierci widział...jakby każdy dzień był policzony.Taki człowiek jest już z wyrokiem,taki człowiek widzi to w oczach innych.I tego się boi.
    Byc może tez tego,też,że...będzie wtedy traktowany jak ktoś inny,gorszy.
    Ludzie są czasem okrutni,patrzą się i zachowują w stosunku do takiego człowieka nienaturalnie.

    Pozdrawiam Smurffie:)

    OdpowiedzUsuń
  6. 1/jesteśmy zwierzętami... to fakt bezsporny, którego wielu ludzi nie chce lub nie potrafi przyjąć do wiadomości, bo odbiera to słowo jako pejoratyw... co prawda wiele naturalnych zwierzęcych instynktów kontrolujemy, to jednak nie wszystkie i nie do końca... chore zwierzę, niezależnie jak zbiorowy tryb życia prowadzi, kryje się, unika kontaktów z innymi /pomijam dzieci, które z kolei lęk gna do matki/... to ma bardzo prosty powód... jest ono bardziej bezbronne i narażone nie tylko na agresję "obcych", ale na niekoniecznie zamierzone, przypadkowe uszkodzenie przez "swoich"... więc jego zachowanie jest jak najbardziej logiczne...
    /c.d.n/...

    OdpowiedzUsuń
  7. 2/jesteśmy ludźmi, czyli zwierzętami o najbardziej złożonej psychice, co implikuje największy rozrzut zachowań... także w obliczu choroby, również tej "nieuleczalnej", "śmiertelnej"... powodów, dla których co poniektórzy nie informują o niej otoczenia może być wiele... jedni nie przyjmują tego faktu do wiadomości i "strugają bohatera"... inni z kolei na odwrót, załamują się, tracą wiarę w siebie... kolejni nie chcą być ciężarem dla innych... jeszcze inni boją się odrzucenia /szczególnie jeśli jest to aids/hiv, na którą przeważnie patrzy się inaczej niż na raka/... albo nie chcą być specjalnie traktowani, bo uderza to w ich poczucie własnej wartości... zgodzę się z Crackie na temat tego "wyroku" wypisanego w oczach innych, bo tak też może być... na koniec są też ci pogodzeni ze sobą, z faktem śmierci i chcą już jedynie, by ich zostawiono w spokoju...
    nie wymieniłem wszystkiego, ale samych kombinacji tego co powyżej wystarczy już nadto...

    OdpowiedzUsuń
  8. Crackie...
    nienaturalność niekoniecznie musi wynikać z okrucieństwa i chyba tak jest bardzo rzadko... najczęściej wynika to z zagubienia, bezradności, niepewności, nieumiejętności zachowania się wobec takiej osoby...

    OdpowiedzUsuń
  9. Życie z chorobą nowotworową, to ‘jawne’ życie z wyrokiem. Pomimo tego, iż każdy z nas tak naprawdę nie wie, kiedy umrze, to wyrok ten wisi nad nami...jedynie odsuwamy te myśli jak najdalej od siebie, jak najdalej w czasie (statystyk się trzymając).
    A prawda jest taka, że to strach nami rządzi..
    Ludzie stosujący powyższe kryteria, odsuwają myśli o śmierci, jak najdalej od siebie, a co za tym idzie, również kontakt z osobą chorą może im to uświadomić..a oni nie chcą wiedzieć, wierzyć w to, że tak po prawdzie to nas wszystkich jednakowo ten temat dotyczy, ale po co psuć sobie miłe chwile (póki co), lepiej udawać, że to „coś” nas nie dotyczy...
    Człowiek chory na nowotwór, skrywa się więc w skorupie, bo on ociera się o śmierć, on ma jej świadomość...on siedzi na bombie, z opóźnionym zapłonem...
    Myślę więc, że wszystko zależy od charakteru osoby chorej, okoliczności, środowiska, stosunku do samej śmierci (wiele spraw się może na takie zachowania składać) – być może niektórzy chorzy kierują się troską o innych – aby nie czuli „zapachu” śmierci; może nie chcą tej marnej litości (to słowo jest mi najbardziej obce); nie chcą być ciężarem (wystarczająco obciążają swoich najbliższych); wstyd? też wchodzi w rachubę; ból; stawianie innych w kłopotliwej sytuacji – ponieważ ludzie /szczególnie ci pochłonięci „wyścigiem szczurów”/ nie potrafią się zatrzymać, zreflektować, a zatem dziwacznie się przyglądają (przez ułamek sekundy), bo przecież tuż za rogiem leży kolejna kasa do zrobienia....

    Od czterech lat zmagamy się w pracy z chorobą mojej młodszej koleżanki, jej biurko jest pół metra od mojego...spędzamy ze sobą codziennie 1/3 życia (bo dla mnie każda doba może być ostatnią..moją i jej)...robimy to, co robimy – ten zawód pomaga jednak być zarówno otwartym jak i empatycznym...przeżywamy to od początku, od pierwszych symptomów.. diagnoza, operacja...remisja i nawrót choroby po dwóch latach, badania...ciągły ból...

    Walczyłam o to, aby jej nie wysłali na rentę – wybiłam ten pomysł z głowy mojemu kierownikowi i zrąbałam za to pomysłodawczynię - księgową..tak, tak..w takich instytucjach „pomocowych” bywa, że nie ma zrozumienia i tzw. litości, w małych miejscowościach szczególnie...lepiej usunąć „obiekt” z pola widzenia, niż musieć się z nim liczyć – bo to zwyczajnie odbiera możliwość manipulowania i zagraża nawet interesom jednostki „u władzy”! Jesteśmy grupą pracowników mobbingowanych (całe 5 sztuk), a to dodatkowo źle wpływa na kondycję zarówno psychiczną, jak i fizyczną w zasadzie każdej z nas, ale najważniejsza jest Ona – nasza kochana koleżanka (wczoraj znowu ją przytuliłam i chwilkę głaskałam..bo wiem jak jej tego potrzeba...i nie chcę tracić czasu)...

    Uroniłam łzę...bo chyba notkę napisałam, pełną żalu, bólu, poczucia niesprawiedliwości...
    Ale nigdy nie przestanę się śmiać...oraz być malkontentką, złośliwą małą Mi, upierdliwą zołzą..real wszystko zweryfikuje...

    Pozdrawiam..wszystkich

    ..i teraz zapuszczę ten ostatni kawałek z ‘przerabianej’ przez nas płyty - Smurffie..
    http://tiny.pl/hwvn6

    OdpowiedzUsuń
  10. a ja na pewno się nie przyznam! mój znajomy umierał na raka, odciął się od świata bo świat pogrzebał Go za życia../ kiedyś o tym napiszę/ walka z chorobą potrzebuje siły takiej jakby nic się nie stało tylko ciało zmienia swój wygląd...nie potrzebuje współczucia co świadomie czy nieświadomie wymalowane jest na twarzach, do tego brutalność medycyny i lekarzy, przyjaciół i pracodawców, nagłe zainteresowanie rodziny...trzeba mieć duuużo siły żeby z godnością umierać w tym świecie dlatego im dłużej sie to da ukryć tym dłużej sie żyje jak człowiek, później patrzy się na swoją śmierć, już sie nie chce walczyć bo po co i dla kogo...przeszłam ta drogę / pół roku/ u boku kolegi, który nagle został sam z chorobą...

    OdpowiedzUsuń
  11. właśnie tak jak to Dora opisała
    najgorsze jest to, że jest sie już niepotrzebnym...obiektem, który zajmuje miejsce...to jest najtrudniej przyjąć...mi sie też udało zachować miejsce pracy Kolegi do końca, pomimo tego że większość był na zwolnieniu lekarskim to ciągle był w grafiku zajęć...ciągle był Nauczycielem, to było dla Niego bardzo ważne, bo tam spędził całe swoje życie
    p.s. musiałam użyć swojego "daru przekonywania" ważniaków i własnego wyszczekanego ryjka :P :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Makowa...moja chora koleżanka jest i zawsze była silną osobowością..dopiero choroba ją złamała i to z ledwością..a ja ..?
    powiem o tym, co mi dolega, ponieważ zazwyczaj mówię...po co tworzyć sztuczne relacje, bazując na domysłach..a każdemu coś "dolega", albo "zalega" ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. To bardzo trudny temat. Tak jak choroba, która postępując zabiera człowiekowi wszystko po kolei. Nadzieję, wiarę, siłę, samodzielność, godność... Nie będę dalej zagłębiać się w ten temat. Wybacz, Smurffie. Moje osobiste wspomnienia są zbyt bolesne, mimo, że minęło już sporo czasu. Ale nie umiem zapomnieć. Myślę, że najgorszy jest chyba strach. I bezsilność. Głupia, cholerna bezradność, kiedy widzisz jak ktoś Ci najbliższy z każdą godziną, z każdą kolejną minutą gaśnie...

    Nie wiem, jak ja bym się zachowała. Wiem tylko, że z jednej strony nie chciałabym ani litości, ani smutku najbliższych, a z drugiej... chyba bałabym się zostać z tym zupełnie sama.

    OdpowiedzUsuń
  14. Piotr..
    W sumie masz dużo racji,fakt...Jest to w sumie okrutne,złe jak się z boku patrzy,ale zgadzam się,często ludzie tak zachowuja się z nieumiejętności na pewno,nie bardzo chcą zranic,ale..wlasnie z tego powodu ranią nie zdając sobie z tego sprawy.Bezradnośc tez tu ma ogromne znaczenie...Przyznaję rację.
    Pozdr:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Cześć CzG :)
    Też mi się wydaje, że ta obawa przed reakcją innych ludzi na taką wiadomość. Odsuwanie się od chorego i jawne skazywanie go na społeczny ostracyzm faktycznie mogą wywoływać w ludziach obawę przed ujawnieniem prawdy.
    Pozdrawiam.

    Zgoda Cami, litości nikt nie lubi. Ale może cały problem w tym, aby tej litości chorym nie okazywać, a starać się traktować ich po prostu normalnie?
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  16. A nie sądzisz Violu, że przemilczanie tego faktu, to tak naprawdę mentalna ucieczka przed chorobą i chowanie głowy w piasek? Czy nie jest to czasem udawanie?
    Ja bym powiedział, bo uważam, że w pewnym sensie jest to oszukiwanie innych ludzi. Poza tym powinni wiedzieć, aby mogli się psychicznie przygotować na ewentualność mojej przegranej z chorobą. To też jest ważne.
    Pozdrawiam.

    Też mi się wydaje Mości Sarmato, że to po części wynika z naszych ciemnogrodzkich zachowań. Ludzie zwyczajnie nie potrafią się odpowiednio zachować wobec choroby innych, robią różne głupstwa i stąd takie reakcje chorych.
    Kłaniam Waszmości.

    OdpowiedzUsuń
  17. Nie wydaje mi się Crackie, aby to był dobry podział. Myślisz, że bliskości innych chcą tylko przegrani i tylko tacy o tym mówią? Nie sądzę, moim zdaniem każdy człowiek potrzebuje bliskości, a jeśli ktoś mówi prawdę o swojej chorobie, to wcale nie znaczy, że czuje się przegrany.
    Ja myślę, że okazywanie litości, czy też alienacja chorego, traktowanie go jak trędowatego, to jest właśnie przykład tych "ciemnogrodzkich zachowań", o których pisze Sarmata. Nasz problem polega na tym, że nie umiemy się zachować z godnością w obliczu poważnej choroby innych ludzi, stąd są takie reakcje.
    Pozdrawiam.

    Ptr, odniesienie do świata zwierzęcego jest w tym wypadku nie do końca trafne, gdyż jako ludzie mamy przewagę nad zwierzętami. A to dlatego, ponieważ posiadamy uczucia wyższe, wykazujemy też inteligencję i empatię oraz szereg innych cech, które uważane są za typowo ludzkie.
    To prawda, że chore zwierzę samo alienuje się od zdrowego stada i stoi z boku, ale myślę, że jako ludzie nie powinniśmy do tego samego dopuścić w naszym ludzkim świecie.
    Pozdro.

    OdpowiedzUsuń
  18. Zgoda Dorciu, wszyscy poniekąd żyjemy z wyrokiem śmierci, który przecież jest wpisany w każde życie. Jednocześnie odsuwamy tę myśl w czasie na bliżej nieokreśloną przyszłość.
    Do ludzi chorych siłą rzeczy dociera świadomość, że śmierć może "stać za rogiem", a to czyni z nich "tych innych", trafionych chorobą.
    Jak już wcześniej napisałem, wydaje mi się, że nie potrafimy się zachować z godnością wobec sytuacji tego typu, stąd taka reakcja chorych. Gdyby ludzie potrafili się odpowiednio zachować, to myślę, że nie byłoby wtedy obawy przed mówieniem prawdy.
    Pozdrawiam.

    A co ci to da Makowa, że się nie przyznasz? Myślisz, że Ci to pomoże w walce z chorobą? A ja myślę, że na odwrót... bo będziesz się samotnie zmagać z chorobą, a jednocześnie będziesz musiała pilnować, aby prawda nie wyszła na światło dzienne... czyli trzeba będzie lawirować i oszukiwać, bo do tego to się sprowadza... ja wolę powiedzieć prawdę, przecież to żaden wstyd, że się jest chorym.
    To prawda, że wielu ludzi nie potrafi się zachować z godnością wobec takiej sytuacji, ale strach przed takimi ludźmi nie powinien być przeszkodą w ukrywaniu prawdy, bo wtedy to ich będzie na wierzchu, a myślę, że najwyższa pora zmieniać niektóre zwyczaje w naszym emocjonalnie bardzo skostniałym społeczeństwie.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  19. Owszem She, temat jest trudny.
    Myślę, że to jest w pewnym sensie test na nasze człowieczeństwo w szerokim znaczeniu tego słowa.
    Test na nasze wyczucie, na nasz takt, na naszą empatię.
    Skoro sami nie lubimy litości, więc nie litujmy się nad chorym. Nie tędy droga. Dajmy mu wsparcie, zamiast go alienować. Nie skazujmy go jeszcze za życia i nie traktujmy jak trędowatego. Choroba to nie jest nic wstydliwego, każdego może dopaść. To są w sumie proste zasady. Jeśli będziemy je stosować, wówczas nie będzie mowy o wstydzie, lęku, czy też obawy przed okazywaniem litości lub skazywaniem na alienację ze strony ludzi zdrowych. A wtedy, mam nadzieję, trzymanie tego w tajemnicy przestanie być tak powszechne jak to jest obecnie.
    Dzięki She, serdeczności dla Cię.

    OdpowiedzUsuń
  20. W każdym razie jak widać ja nie mam z tym problemu, a jeśli kiedykolwiek zachoruję, to potraktuję to najnormalniej w świecie..może w końcu zacznę żyć..bo do tego u niektórych się to sprowadza - ludzie dopiero wówczas skaczą na głeboką wodę, pomijam osoby "wycofane"...ale wystarczy czasem zapytać: "jak się czujesz?" i w ten sposób próbować przełamać barierę wstydu..nie wyobrażam sobie, że nie wiem o tym, co dolega koleżance z pracy, być może to specyfika naszego zawodu pozwala nam wspierać się w wielu sprawach..i doskonale wiemy, co której dolega..nawet kiedy trzeba milczeć, to milczymy..ale i tak wiemy..po prostu znamy się jak łyse konie ;)
    Pozdruffka..

    OdpowiedzUsuń
  21. to nie jest forma oszustwa lub lawirowania w tajemnicy...mówię że nie przyznam się tak długo jak sie da...znaczy jak sie nie zapytasz to sama Ci nie powiem...choroby nie da się długo ukrywać bo ją po prostu widać...jednak choroba jest w moim rozumieniu intymnością i nie wszyscy muszą wiedzieć co mi dolega wystarczy im informacja że jestem chora, to jest mój wewnętrzny świat i upubliczniam tylko cześć taką jaką pozwalam, na jaką mam odwagę, w jakiej czuję sie bezpiecznie, nie muszę dostosować się do reszty, to jednak moje życie i ja będę decydować do jakiego stopnia jest publiczne bądź kiedy potrzebuję pomocy...nie pytam też ludzi nawet jak widzę chorobę, dokąd sami nie będą gotowi ją ujawnić, po prostu szanuję ich intymny świat...cholera! właśnie mam zrobić badania okresowe a pisze jakbym była chora :) jeszcze nie jestem i mam nadzieje nie będę musiała być w tej sytuacji ...Pa:)

    OdpowiedzUsuń
  22. Smurffie,oczywiscie,ze wszyscy potrzebuja bliskosci innych,ale...ja sie tu odniosłam do chorych smiertelnie i podzieliłam ich na grupy.Ja tak widzę.Są tacy,co własnie wtedy tej bliskości bardzo szukają.Co do powiedzenia prawdy...nie każdy mówi prawdę z powodów o których napisałam i większośc tu pisze.Znasz ludzi...i wiesz,że na pewno cześc z nich potraktowała by Ciebie jak leżącego juz na łożu śmierci,albo...litościwie.Czy tej litości byś tak chetnie oczekiwał?
    Chyba nie.
    Nie wiem,czy bym powiedziała o smiertelnej chorobie...nie znoszę litości w oczach innych.Bo jakas część moich znajomych by mnie tak potraktowała...
    Pozdrowionka:)
    PS ..temat ciekawy i z różnych stron można do niego podchodzić.
    A wszystko przez to,ze są ludzie i ludziska.

    OdpowiedzUsuń
  23. a to niby dlaczego mamy do tego nie dopuścić?... jak to w ogóle rozumieć?... może już wystarczy tego ingerowania w ludzką prywatność i niech każdy sobie chociaż umrze po swojemu...

    OdpowiedzUsuń
  24. Drodzy, Piotrze i Smurffie
    Obaj macie, moim zdaniem, rację.
    Zwierzę w obliczu choroby oddziela się od stada, przestaje jeść, ale tylko w jednym celu, by mieć spokój i oczyścić organizm z toksyn. Zachowania intuicyjne, jak najbardziej. Nic poza tym. Poza niektórymi gatunkami skazaniec nie doświadcza empatii, nie ma wsparcia, ale jednak takie rzeczy się zdarzają.
    My, ludzie, mamy indywidualne podejście do sytuacji ekstremalnych , możemy chcieć, albo nie chcieć. I nasza, jak piszesz Piotrze, to sprawa. Jednak myślę, iż Gospodinowi o co innego idzie. Nie zawęża problemu do wolnej woli jednostki, a patrzy szerzej, bo bywają przypadki, kiedy samemu nie da się uporać z problemem. Potrzeba wsparcia nie zawsze jest artykułowana, a istnieje. Dlatego twierdzę, iż my, istoty myślące i współczujące powinniśmy mieć na uwadze członków stada i pytać, czy nie chcą by im ulżyć, pomóc. Odwracanie głowy w myśl zasady, iż każdy ma prawo zdechnąć, jak mu się podoba nie jest zdrowe. To zwyczajna znieczulica sygnowana hasłami liberalizmu.
    Zawsze należy znaleźć rozwiązanie, a nie posługiwać się doktrynami.
    Kłaniam Wam Obu nisko i z szacunkiem.
    Sarmata

    OdpowiedzUsuń
  25. Makowa, moja droga...spotykając się na co dzień z ludźmi chorymi, wiem, że oni w środku krzyczą: umieram! to widać, a ja m.in. jestem po to, aby ulżyć im w cierpieniu..człowiek nie chce sam odchodzić, nawet jeśli chciał żyć w samotności...
    poza tym ustawiam to tak:
    -badania
    -diagnoza
    -leczenie
    -informacja
    -rodzina
    -znajomi
    ..nie mogę ich zawieść, jak zawsze..jeśli rozmawiamy o wszystkim, to nie wolno mi odseparować ich, od tych najważniejszych informacji...w końcu waży się moje życie..a potem może być żal, pretensje, dodatkowo niepotrzebne emocje, zarówno choremu, jak i jego bliskim..
    Ostatnio spotkałam na ulicy klientkę /obe piersi odjęte..teraz czeka na operację tarczycy/..ona "luzik"..fantastyczna kobieta, tak prosta w przekazie, że aż coś! jak ja się ucieszyłam, że psychicznie doszła nieco do siebie...a zatem zpytałam: "a czy zakładasz kobito te protezy, jak Ci z tym?" a ona: "uwierają, ale staram się"..."no to piknie" - mówię...i o to biega. To ma być normalnością.
    Makowa..wiesz już, rozumiesz..
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  26. Ja jeszcze tak sobie Smurffie pomyślałam,że...żeby sie przyznawac przed ludźmi do swojej śmiertelnej choroby,trzeba jednak pewnej odwagi.Ale nie odwagi to powiedziec,ale odwagi samemu się przyznac przed sobą samym,że oto..jestem śmiertelnie chora.Bo może jeszcze wierzyło się,ze ...lekarze pomylili się,że jeszcze trochę pożyję dłużej niż oni mi dają.
    Mówiąc komuś o tym,niejako się przyznajemy do swojej...przegranej z chorobą,z życiem, mówimy samemu sobie - to koniec.Czasem tam,wewnątrz jeszcze się wierzy...i głośno nie wypowiada słów,będących wyrokiem.

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  27. Crakie..to nie jest tak..albo jest, a nie powinno..mamy wiedzieć, od razu, ze ktoś nas wspiera, na nas czeka, że lekarze się mylą, a my oszukamy przeznaczenie...bo lekarze nie dają żadnych gwarancji, ani na życie, ani też nie uchronią nas od śmirci..i dopiero potem zaczyna się walka..osoby o silnej psychice mają większe możliwości..podobno..

    OdpowiedzUsuń
  28. Nie masz z tym problemu Dorciu, zresztą nie podejrzewałem Cię o to, że możesz mieć z tym problem. Najważniejsze moim zdaniem jest to, aby chorobę traktować jako coś naturalnego, co może się przydarzyć równie dobrze każdemu z nas. To nie jest kara za grzechy, a jeżeli nawet, to nie są to nasze grzechy, tylko grzechy poprzednich wcieleń ;)
    Jeżeli będziemy do tego podchodzić naturalnie, a nie w sposób sztuczny i zalękniony, to sądzę, że wszyscy na tym skorzystamy.
    A Ty żyjesz dziewczyno, ja - Smurff Ci to mówię :P
    I życzę Ci, abyś żyła z całych sił:
    http://tiny.pl/hwbtf
    Pozdrawiam słodko ;)

    Nie całkiem się z Tobą zgodzę, Makowa.
    Po pierwsze, zgadzam się z tym, co napisała D /której przy okazji dziękuję za ciekawy komentarz/.
    Ale powiem też parę słów od siebie.
    Tak, masz rację, choroba jest w pewnym sensie sprawą intymną. Każda choroba, a nie tylko kiła, czy rzeżączka ;) Ale zauważ, że nie tylko choroba - równie dobrze taką intymną sprawą jest także taka najzupełniej fizjologiczna rzecz, jaką jest ciąża. Prawda?
    A teraz powiedz mi, ile kobiet ukrywa swoją ciążę? Owszem, niektóre ukrywają, zwłaszcza małolaty przed swoimi rodzicami :P Ale jednak na ogół jest wprost przeciwnie - kobiety mówią o swojej ciąży bez obaw, niemal się nią chwalą. Powiesz mi, że to zły przykład, bo tu jest fizjologia, a tam - patologia /bo ciało zmienia się na ogół zarówno w jednym, jak i w drugim przypadku, więc to możemy pominąć/. Ale ja Ci wtedy odpowiem - a jaka to różnica oprócz samej przyczyny? Żadna. Jedno i drugie może stanowić sprawę intymną, a jakże różne podejście ludzi...
    Masz także rację, że wybór należy do Ciebie... tylko często jest właśnie tak, jak napisała D, że ludzie zamykają się wtedy przed innymi jak żółw w skorupie i tylko ich oczy niemo błagają o pomoc...
    Mam jeszcze coś do dodania w tej kwestii, ale to już innym kanałem wypuszczę, bo nie chciałbym o tym pisać publicznie.
    Pa :)

    OdpowiedzUsuń
  29. Nie zgadzam się z Tobą, Crackie.
    Po pierwsze, te grupy, o których piszesz, ja widzę inaczej. Moim zdaniem Ty te grupy uprościłaś, w grę wchodzi tutaj więcej możliwości.
    Po drugie, nie podzielam Twojego poglądu, że mówią o tym przede wszystkim osoby, które już pogodziły się z porażką /tak piszesz w swoim ostatnim komentarzu/. Otóż nie. Owszem, mówią o tym także takie osoby, o jakich piszesz. Ale mówią o tym także te osoby, które dopiero co zachorowały i wcale nie zamierzają się poddać. Przeciwnie - mówią o tym, ale nastawiają się na walkę z chorobą. Niektórzy walczą do końca, nawet jak już śmierć zagląda im w oczy, to jeszcze wierzą, że z tego wyjdą - i, co bardzo ważne - niektóre z nich faktycznie z tego wychodzą. Lekarze mówią wówczas o cudzie, ale takie cuda się zdarzają i na pewno o tym słyszałaś. Czy mówienie o tym to bohaterstwo? Nie sądzę. Myślę, że to jest naturalne, a przynajmniej powinno takie być. Przy takim podejściu nie będzie już dość powszechnej zmowy milczenia, jaką często otacza się ludzi ciężko chorych.
    Zaś co do kwestii litowania się, to już wcześniej o tym pisałem, że tak nie powinno być, bo to nie służy nikomu - ani chorym, ani zdrowym.
    Pozdrawiam z wieczora.

    Ptr. nie muszę Ci już tego tłumaczyć, bo zrobił to za mnie Mości Sarmata. W zasadzie nie mam w tej sprawie nic do dodania, bo MS znakomicie zaakcentował wszystkie te aspekty naszego człowieczeństwa, o które sam bym zahaczył.
    Co nieco w tym samym temacie dorzuciła także D, więc myślę, że niczego w tej materii tłumaczyć Ci już nie muszę, ale jeżeli, to pytaj śmiało :)

    OdpowiedzUsuń
  30. Mości Sarmato.
    Dziękuję Waszmości za bardzo rozsądny komentarz. W zasadzie wyczerpuje on to, co chciałbym wyjaśnić JM PK.
    Przy okazji mam też słówko w sprawie tego, co mi Waszmość odpisał w odpowiedzi na moje pytanie na swoim blogu. Otóż czytając wyjaśnienie Waszmości adresowane do JM PK szczerze zwątpiłem w rzekomy brak weny twórczej, o czym Waszmość wspominasz. Bowiem napisałeś ten ostatni komentarz u mnie w sposób jasny i czytelny, a przy tym z pewnym polotem. Sądzę więc, że Wasz raczej sam sobie imputujesz niemoc twórczą, niż ją rzeczywiście przejawiasz. Moja subiektywna ocena w tej materii jest taka, że Wasze nadmiernie cudaczną oryginalnością chcesz szafować, co nadmierną sztucznością się odbija w trakcie czytania. Przydałoby się więcej naturalności i będzie dobrze, bo w niemoc twórczą Waszmości nie wierzę. Ale podkreślam - to jest wyłącznie moja subiektywna opinia i Waszmość nie musisz jej brać do siebie. Mam nadzieję, że nie będziesz miał Waść o to do mnie pretensji, że tutaj o tym piszę, ale łatwiej mi było do tego nawiązać, pisząc niejako przy okazji.
    Kłaniam nisko Waszmości i życzę powodzenia w dalszej twórczości. Na pewno będę jej ciekaw :)

    OdpowiedzUsuń
  31. Ja jednak chyba bym Smurffie nie powiedziała o mojej chorobie...przynajmniej na początku...Czuła bym,że wszyscy się litują nade mną.
    Jednak,masz dużo racji,że...czasem trzeba normalnie podejśc do choroby,bo,ja też mam przykład koleżanki,która zwyciężyła.Wszystkie normalnie z nią rozmawiałyśmy.
    Niemniej jednak,Ty podchodzisz od swojej strony...a według mnie jest to jednak sprawa każdego z osobna jak do tego podejdzie.Jest to jakby sprawa intymna kazdego.Nie każdy ma chęc do powiedzenia wszem i wobec...i to też musisz uszanowac...jako decyzję chorego.Patrzysz Smurffie tylko od jednej strony...swojej.A ludzie nie zawsze tak chcą.Może to i niedobrze,ale może też to...ich cecha charakteru,skrytośc.Musisz i to wziąc pod uwagę.
    Ja jednak inaczej na to patrzę,nie tak prosto jak Ty.To nie jest łatwe,tak powiedziec na dzień dobry...mam raka.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  32. Ja Doro uważam,że jest to złożona sprawa..jednak...

    OdpowiedzUsuń
  33. to nie jest takie proste i łatwo się mówi co by było gdyby, a jak to już nas bezpośrednio dotyczy to już różnie bywa ...kończąc swoje wywody :P powiem tak każdy ma trochę racji a ja nie narzucam swojej tylko o niej mówię...to tak telegraficznym skrótem...
    -zakładam protezę na piersi chociaż normalnym jest że ich nie mam
    - zakładam protezę na nogę chociaż normalnym jest że kuleję
    - zakładam perukę na głowę chociaż normalnym jest że nie mam włosów
    - nie mówię szefowi że się źle czuję bo mam okres chociaż to normalne u mnie zjawisko
    po prostu choroba nie jest normalnością dlatego staram sie ją ukryć żeby zachować symptomy normalności zdrowego człowieka...zaczynam mówić o chorobie jak to zaczyna być dla mnie już stan stały, nieodwracalny dlatego to nie jest łatwe
    i wcale nie było by mi miło gdyby mnie codziennie pytano słowami...jak się czujesz? bo tak normalnie nie pytają innych...ludzie zdrowi też nie proszą o pomoc i to Ich wybór np bezdomni..bo tak chcą żyć i tak umierać...
    Smurffie, kobiety przyznają sie o ciąży dopiero jak przynoszą zwolnienie, w tym świecie, młode kobiety obawiają sie o pracę, starsze wstydzą a tylko cześć z ustabilizowaną sytuacją może sie otwarcie cieszyć...paaa:)

    OdpowiedzUsuń
  34. Nikt nie mówi, że to jest łatwe i proste..bo tak nie jest. Kamuflujemy się, tuszujemy symptomy, chcemy zachować 'normalność'..dla każdego jest to, jak najbardziej intymna sprawa..niemniej jednak podkreślam tylko jak być powinno, a że jest inaczej, też wiem, tylko nie wiem, czy to dobrze.
    W zasadzie z tych tendencji do skrywania faktu o tym, że jesteśmy chorzy, niepełnosprawni, pod pretekstem intymności, wstydu, skromności, nie może wynikać nic dobrego. Tym sposobem zarówno siebie, jak i inne osoby spychamy na margines..a już dawno zaczęliśmy wychodzić naprzeciw ludziom niepełnosprawnym, aby nie byli postrzegani jak drugorzędna kategoria ludzi..niestety po dziś dzień niektórzy potrafią odwracać głowę, bo się np.brzydzą. Dlatego powtórzę: potrzeba nam większej świadomości..niemniej ja swojego spojrzenia na tę sprawę nie zaszczepię w innych. Mogę tylko cieszyć się z tego, że ocieram się często o choroby, śmierć - nie cieszy cierpienie, a to, że dajesz część siebie tym ludziom.
    Przykład z wstydem:
    Koleżanka po chemii, chodziła łysa po korytarzu szpitala - ciepło było, a zakonnica (pielęgniarka) zwróciła jej uwagę, że powinna założyć perukę - myślę, że to ona powinna się wstydzić..
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  35. Gwoli wyjaśnienia Smurffie: "D" to również Dora.. ;)

    OdpowiedzUsuń
  36. _Impulsywna_16.12.2010, 10:21

    Świetne przykłady, Makowa!
    Ludźmi w tym przypadku kieruje wstyd, jak w przypadku rozwodu, utraty pracy i innych nawet drobnych niepowodzeń życiowych ...
    Bo jest tym gorszym i nie przystaje do reszty. A bo to tylko na tej niwie ...? :-]
    Jedno jest pewne: że choroba ugniata człowieka w jedno ciasto i albo ono siądzie jak zakalec (zamknie się w sobie) albo dobrze wyrośnie i będzie dawało radość innym (choćby przez ogłoszenie swej choroby światu i podtrzymywanie innych chorych na duchu choćby przez chwilę, jak to zrobili np. Farah Fawcett, Maciek Kozłowski, którzy walczyli do końca dumnie, jak też i ci, którzy swoją walkę z ciężką chorobą wygrali, stając się nie małym światełkiem w tunelu, a ogromną łuną nadziei dla wielu skazanych na białe sale ... - K. Kolberger czy K. Durczok)
    Pzdr, (-;

    OdpowiedzUsuń
  37. Crackie i Makowa.
    Wybór postępowania w tej materii należy indywidualnie do każdego z nas. Ja wiem, że w takiej sytuacji zrobię tak, jak to zadeklarowałem w tym poście, bo uważam to za postępowanie naturalne i zgodne z moim wewnętrznym przekonaniem w tej kwestii.
    Wy także postąpicie zgodnie z własnym przekonaniem, bo macie do tego prawo.
    Tak Crackie, szanuję prawo każdego do wyboru własnej drogi postępowania w takim przypadku, niczego nie narzucam, bo zgadzam się z Wami, że jest to sprawa intymna.
    Makowa, ale z Tobą się nie zgadzam, gdy piszesz, że choroba nie jest normalnością. W aspekcie medycznym masz rację, ale w aspekcie czysto ludzkim - nie.
    A to dlatego, że każdy z nas czasem choruje, a niektórzy zapadają także na bardzo poważne choroby, zagrażające życiu - i to jest normalne, w tym sensie, że każdy może kiedyś zapaść na taką chorobę. Uważam więc, że należy to jak najbardziej traktować w kategoriach normalności, a nie chować głowę w piasek.
    Wymieniliśmy między sobą argumenty i ja obstaję przy swoim zdaniu, a Wy przy swoim. Wygląda na to, że nikt nikogo w tej materii już nie przekona, ale przynajmniej mogliśmy między sobą wymienić nasze opinie.
    Ten post pomógł mi zrozumieć przesłanki, które powodują, że ludzie wolą o tym nie mówić. To i tak całkiem sporo, jeśli się zważy, że wcześniej zupełnie nie wiedziałem co jest tego przyczyną,, a teraz już to wiem.
    Pozdrawiam Was i życzę miłego dnia :)

    Dorciu.
    W tej sprawie myślę podobnie jak Ty, toteż nie widzę potrzeby, aby się nawzajem przekonywać.
    Ale będąc niejako "w temacie" zapodam Ci ten piękny utwór, który oboje bardzo dobrze znamy:
    http://tiny.pl/h7qbx
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  38. Dorciu, jasnowidzem nie jestem, więc skąd miałem to wiedzieć?
    A jeśli mam być szczery, to przypuszczałem, że to jakaś nowa osoba się wypowiada, która jest lekarzem. Nie wiem skąd takie przypuszczenie, ale naprawdę tak przypuszczałem. To pewnie w ramach tego szufladkowania, o którym kiedyś pisałem ;)

    Właśnie, Impu.
    Nigdzie wcześniej tego nie nie napisałem, więc teraz powiem. Podzielenie się informacją o chorobie z otoczeniem pozwoliłoby mi skuteczniej z tą chorobą walczyć. Nic by mnie wówczas nie "gniotło w środku", że chorobę ukrywam i staram się ją ukryć. Wierzę też w korzystny wpływ otoczenia, które by mi pomagało zwalczyć chorobę. Stąd między innymi bierze się moje przekonanie, że otwarcie powiedziałbym o mojej chorobie niczego nie ukrywając.
    Pozdrowionka dla Ciebie Impu :)

    OdpowiedzUsuń
  39. Człowiek otwarty na świat i ludzi wniesie wiele dobrego w życie zarówno swoje, jak otoczenia ukazując, że jego dolegliwości nie przeszkadzają w relacjach z tymże otoczeniem. Tego trzeba się uczyć. A ludzie tym bardziej stają się otwarci na chorych, czyli jak łatwo się domyślić człowiek chory kształtuje rzeczywistość. Jeśli chcemy aby było w tej sferze dobrze, to powinniśmy starać się oswajać innych z dysfunkcyjnością. A pewne zachowania, w stylu wzbudzania litości, traktowania tematu jako wstydliwego powinniśmy zamknąc do lamusa..to stereotypy, których należy się wyzbywać. Doskonale wiem, że brzmi to jakbym nie szanowała cudzych wyborów. Owszem szanuję, ale kompletnie jestem temu przeciwna. Przykro mi, że inni w ten sposób chcą krzywdzić siebie oraz innych, zupełnie świadomie bardziej niż to jest potrzebne. A jeśli ja ciągle muszę dokształcać się zawodowo, to i pozwalam sobie na przekazywanie tej wiedzy innym..bo dlaczego nie? A wręcz czuję się zobowiązana do tego ;)
    Hmmm..jestem podobnie jak osoba 'duchowna' m.in. lekarzem dusz; psychologiem, pedagogiem, socjologiem, prawnikiem; medycynę społeczną też musiałam poznać, ponieważ czytuję zaświadczenia lekarskie, wypisy ze szpitali itd. ;)
    Pozdrawiam wszystkich..i powodzenia w zrozumieniu siebie oraz swoich postaw :)

    OdpowiedzUsuń
  40. Smurffie,wiem o co Ci cchodzi,nie mam zamiaru przekonywac Cie do moich racji,ja po prostu od swojej strony tak widzę.Ty też masz rację,że powinno się mówic o chorobie śmiertelnej,by nawet lepiej z nia walczyć.Niemniej jednak,mysle,że ludzie maja opory psychiczne,bo to nie jest takie proste,oni po prostu sie boją,że nie zostaną potraktowani normalnie.Czy uważasz,że teraz ludzie ...wszyscy....potrafią takich chorych traktowac normalnie?
    Ty np.potraktowałbyś normalnie,ale...nie spotykasz się z przykładami odwrotnymi świadczącymi właśnie o tym ciemnogrodzie ,o którym Sarmata pisał?
    Dlatego własnie,że są tacy ciemni ludzie,niektórzy boja się o tym głośno mówić.
    W innym przypadku,takiego chorego każdy by traktował normalnie.
    Wiesz,na pewno nam łatwiej mówić,z pozycji zdrowego człowieka...
    Ja tych ludzi,którzy czasem boja sie mówic o swoich chorobach...rozumiem.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  41. Mam jeszcze jedną przyjaciółkę, która od 8 lat zmaga się z ciężkim przypadkiem nowotworu /bardzo nietypowy/, w dodatku sprawa dziedziczna i jej synowie mają już "ślady"...i ona właśnie zamknęła tę swoją tajemnicę przed rodziną, sąsiadami, znajomymi (to małe, wiejskie środowisko..i ona twierdzi, że nie zniosłaby spojrzeń tych zawistnych, zazdrosnych ludzi, którzy w jej mniemaniu śmiali by się z niej -ale czy na pewno? tego nie wiemy...a poza tym, cóż z tego, że ktoś mnie wyśmiewa, tym bardziej w cierpieniu i bólu, to świadczy o jego głupocie i prymitywizmie)..ale ja widzę jak ona cierpi z tego powodu, że musi ukrywać tę "tajemnicę",m.in. ma nerwicę..szczerze powiem, że wolałabym olać to całe środowisko, ale ja nie wychowywałam się tam, nie pochodzę z jej stron..ona wie, co dla niej lepsze..i ja ją rozumiem, natomiast mentalności tych ludzi nie pojmuję..niestety to jej wola..no właśnie - niestety..wcześniej uzasadniałam jakie są konsekwencje takich zachowań, dość prymitywnych..ale taka kultura, obyczajowość itd..nie ukrywam, że złości mnie to, czuję bezradność i bezsilność..byłoby inaczej gdybym wiedziała, że mojej przyjaciółce dobrze jest z tym...

    OdpowiedzUsuń
  42. A ja rozumiem takich ludzi. Czesto czyjas choroba jest sensacja dla innych, maja o czym mowic. opisze pewna historie, ktora mial miejsce jakies 10 lat temu. Chlopak mojej kolezanki zachorowal na rak jelita, mial wowczas 29 lat. O jego chorobie wiedziala tylko jego dziewczyna i kilkoro przyjaciol. ja wiedzialam, bo pracowalam wraz z jego dziewczyna w szpitalu,w ktorym mial on sie leczyl. Poddal sie zabiegowi a potem chemioterapii. W pracy, na ktorej mu zalezalo nikt nic nie wiedzial, na czas zabiegu operacyjnego wzial urlop, na chemioterapie przyjezdzal co 3 tygodnie na oddzial dzienny, a godziny ustalal w ten sposob, zeby nie kolidowaly z jego praca. Mimo tego, ze czul sie bardzo zle po chemii, nie opuscil jednego dnia w pracy. Udawal, ze wszystko jest ok. Nawet jego matka nie wiedziala o jego chorobie. Nie chcial jej martwic. Wygral walke, potem wzieli slub z moja kolezanka, jednak on nie chcial miec dziecka, obawial sie nawrotu choroby i osierocenia swojego dziecka. Nie wiem co dzieje sie teraz z nimi, kontakt nam sie urwal.

    OdpowiedzUsuń
  43. _Impulsywna_16.12.2010, 14:20

    Jeśli nie każdy chce wiedzieć, że jest chory to tym bardziej nie będzie sobie życzył, żeby taka informacja ujrzała światło dzienne, bo nie wie, jak 'zadebiutuje' w nowej roli ...
    Mało jest programów, w których biorą udział ludzie otyli, osoby z wodogłowiem, z syndromem Tourette'a, a nawet jeszcze z zespołem Down’a czy z innymi przypadłościami, a które ukazują okrutny brak akceptacji społeczeństwa, bo ono drwi jawnie z 'tamtych' na ulicy, wytyka palcem, bo bo są 'inni'???
    To zjawisko w socjologii nosi chyba nazwę 'niskich kompetencji osobistych', a nie tam od razu od ciemnych ich wyzywać ;P
    A skoro ok. 95% społeczeństwa stanowią katolicy, więc może by tak z powodu nich i dla nich zmienić przykazanie 'Nie zabijaj' (skoro i tak nie odnosi takiego skutku, jakiego byśmy się spodziewali) na 'Z chorych się nie nabijaj?' ;P Bo inne metody uświadamiania nie przychodzą mi do głowy.
    To dziwić się, że chorzy swej intymności łatwo sprzedać nie chcą?
    Odpowiedź na tytuł posta już nie jest dla mnie taka jednoznaczna, bo każdy przypadek trzeba rozpatrywać indywidualnie, a ilu Polaków, tyle opinii.
    Tak nie można! - słyszą chorzy, którzy chcieliby w tajemnicy trzymać swoją chorobę.
    Tak nie można - słyszą też przyszli chorzy, którzy nimi się stają na własne życzenie z powodu swych nałogów. I co? Jak grochem o ścianę. Chyba tu ta przekorna natura człowieka się odzywa.
    Poza tym postawa (śmiem powiedzieć większości) lekarzy też robi swoje. Ile razy się słyszało z ust tego czy tamtego 'mechanika ciała', że tej osoby (przeważnie w podeszłym wieku) nie o p ł a c a się operować czy nawet USG lub innego badania zrobić, bo w tym wieku już nic nie pomoże, trzeba czekać już tylko na śmierć ... A już kompletnym szczytem bezczelności jest przyjmowanie łapówek przez lekarzy, którzy wiedzą, iż przypadek jest beznadziejny, a jednak nie przeszkadza im to, by wciskać kity rodzinie, że są widoki na to, że pacjent wkrótce wyzdrowieje.
    - A co mu tam - jak po wszystkim najbliższym pacjenta powie, że - tylko saper się nie może pomylić?
    Ale to już temat na inny post.
    Nic tylko sobie zrobić pif-paf ... :-]

    I dla Ciebie lecą pozdrowienia, Smurffie (-;

    OdpowiedzUsuń
  44. Wielmożny Smurffie
    Rada Wasza cenna i z pewnością wezmę ją w rachubę pisząc cokolwiek dalej. Być może masz rację i tu jest pies pogrzebany, a moje odczucia są jeno imaginacją.
    Dziękuję.
    Kłaniam i serdeczne ślę pozdrowionka:)))))
    Sarmata

    OdpowiedzUsuń
  45. Smurff, ale nie tylko:
    pytać to nie ma za bardzo o co... po prostu sprawa była postawiona nieco do góry kołami samym sformułowaniem... tak, jakby o jakieś "rozwiązania systemowe" miało chodzić, zamiast normalnych, serdecznych kontaktów w danej grupie w miarę bliskich sobie ludzi... i tyle, co tu "kwadratowych jajek" szukać...

    Sarmata, ale nie tylko:
    co do wspomnianej "znieczulicy", to jest też drugi koniec kija, czyli pchanie nosa w cudze sprawy pod hasłem "troski o bliźniego"... tak naprawdę chodzi o pewien złoty środek w tym wszystkim, ale według mnie to więcej syfu jednak wspomniany nadmiar troski powoduje /niezależnie od tego, czy prawdziwej, czy udawanej/...

    S.& S., ale nie tylko:
    zabawne jest, jak czasem człowiek na siłę zaprzecza lub marginalizuje swoją zwierzęcość by człowieczeństwa sobie dodać, nie rozumiejąc, że tak naprawdę owego człowieczeństwa sobie w ten sposób odejmuje...
    ale to już szerszy temat :))...

    OdpowiedzUsuń
  46. Taką sytuacje przezyłam we własnym domu. Mój ojciec miał raka a my dowiedzielismy się praktycznie wtedy, gdy juz wiadomo było, że śmierć to kwestia czasu. Często się zastanawiałam dlaczego nam nie powiedział i myslę sobie, że to był rodzaj troski o nas. Nie chciał żebysmy się martwili, chciał żeby życie biegło swoim torem> Czy to było dobre? Nie wiem. Są dobre i złe strony takiego postepowania, sądzę jednak, że zawsze trzeba uszanować decyzję tego najbardziej zainteresowanego. Miłego wieczorka Smurffie :))

    OdpowiedzUsuń
  47. Piotrze
    Nie bardzo zrozumiałeś. Jestem też przeciw pchaniu nosa w nie swoje sprawy.
    I tyle, pozdrawiam miło i zapraszam do siebie, nie tylko w roli widza;))))
    Sarmata

    OdpowiedzUsuń
  48. Każdy ma swój krąg prywatności, do którego inni nie mają dostępu... jedni węższy, inni szerszy i należy to uszanować. I tu nie chodzi tylko o śmiertelne choroby, o których powinni wiedzieć jednak przede wszystkim najbliżsi... tak myślę.
    A moja prywatność, nawiasem mówiąc, zatacza coraz szersze kręgi;-)
    Pozdrawiam Cię miło Smurffie:-)
    krysia

    OdpowiedzUsuń
  49. chyba ludzie boją się litości i traktowania ich jak "ludzi straconych " to strasznie trudne sytuacje ,pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  50. to proste Smurffie....mam takiego chorego w rodzinie bardzo blisko...wiem dlaczego...bo otoczenie zle na ogół nie dorosło do problemu i jest tak ,że chorego traktuje się ja trendowatego....albo się go nadmiernie nadopiekowywuje albo wręcz ucieka od niego bo nie wiadomo jak go traktować...a tu trzeba po prostu żyć dalej i dać mu szanse na to normalne życie...tyle
    pozdrawiam
    gramik

    OdpowiedzUsuń
  51. Bardzo poważna choroba jakkolwiek taka jak inne . Na choroby krążenia odchodzi dużo więcej osób tle , że często to trwa bardzo krótko. Nie wiem dlaczego nie chcą ludzie o tym mówić , ale wiem, że takich jest spora ilość.Nikt normalny nie będzie okazywał fałszywego współczucia , czy źle skrywanej radości , a jesli juz to takimi nie masensu się przejmować. Jest przecieś powiedzenia - dzisiaj ty jutro ja. Temat głęboki i bolesny i różnie ludzie reagują . Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  52. Dobra..włazimy w skórę chorego..potrafi ktokolwiek? Empatia właśnie ma takie podłoże - czyli chodzi o umiejętność stawiania się w sytuacji drugiego człowieka..z założenia wiemy, iż jest jak jest i nic się nie zmieniło, ale dlaczego się nie zmieniło? Bo krótkowzroczność, ograniczenia myślowe, kierowanie się stereotypami, nie pozwalają nam wyjść poza te ramy...co wcale nie przeszkadza szanować wybory innych, bo jak się domyślam, to "tłumaczenie" jakijś grupie osoób przypadło do gustu. Fajnie. Byle nie marginalizować postaw, one nie mogą być skrajne..wszystko trzeba wypośrodkować. I ja potrafię mieć ten szacunek, ale nie muszę tego ciągle podkreślać, bo to niczemu nie służy, a tylko ogranicza możliwości. W jaki sposób? Wystarczy pobyć dłużej z osobą chorą..a jeśli mamy niezbyt częsty kontakt, to owszem ona nam powie, że się wstydzi, że to jest jej bardzo intymna sprawa..ale ja nie zostawiam tego w takim stanie: przyjęłam do wiadomości i muszę uszanować..oj, nie! Często ludzi zachowują się grzecznościowo, z natury sa skromni..i zazwyczaj to ich blokuje, zadawają sobie pytania: "a kogo może obchodzić moja choroba?"..jeśli nadal będziemy traktować swoje ciało, nagość, dolegliwości jako coś wstydliwego, to gratuluję zaściankowosći rodem z...no skąd? sorry za skojarzenia, znowu religia i prawidła kk...niestety.
    A zatem ten kij ma dwa końce: niektórym wygodniej jest nazywać to 'szacunkiem', przynajmniej nie muszą się wysilać..a ja do wygodnictwa się nie przyznaję, a więc zawsze przynajmniej spróbuję, będąc blisko osoby chorej pomóc jej otworzyć się na świat, aby godniej znosić chorobę..i żeby nie musiała myśleć takimi kategoriami, jak to podobno większość myśli..lepiej zrobić krok do przodu w swoim myśleniu, niż dwa w tył..bardziej postępowo. Oczywiście w tych sferach należy poruszać się z ogromnym wyczuciem.
    Wiedzieć, gdzie są granice. To tyle z moich dodatkowych refleksji w tym temacie :)
    Pozdrawiam szlachetną gromadę :)))

    OdpowiedzUsuń
  53. Choroba to nie wstyd, a jednak... ludzie jej się wstydzą. Może nie samej choroby, ale związanej z nią słabości, zależności, bezradności.
    Kiedy każdy kolejny dzień jest wyzwaniem, walką, kiedy postępująca choroba odbiera samodzielność w najprostszych, codziennych czynnościach, trudno nie czuć się słabym i zależnym. A to budzi wiele negatywnych emocji. I cholernie pogarsza samopoczucie. I na to nie ma przepisu. Mimo, że chory odczuwa wsparcie i zrozumienie, to jednak trudno czuć się w takiej sytuacji komfortowo. I tudno to zaakcepować. Uwierz mi.

    I dla Ciebie serdeczności. ;)

    OdpowiedzUsuń
  54. Właśnie Dorciu.
    Terencjusz kiedyś powiedział człowiekiem jestem i nic co ludzkie, nie jest mi obce”, a przecież choroba jest rzeczą ludzką. Ale w tym temacie wciąż panuje atmosfera pełna niedomówień i stereotypów. Ta atmosfera rzutuje także na ludzi chorych, którzy niejednokrotnie wolą zamknąć się ze swoją chorobą przed całym światem niż wyjawić prawdę. Dlatego słusznie prawisz, że nie należy przechodzić na tym do porządku dziennego i pozwolić takiemu człowiekowi na jego alienację. Tak postępuje spora część społeczeństwa, ale nie tędy droga. Należy wykazać w takim przypadku takt, kulturę i empatię, ale nie machać ręką na chorego człowieka i skazywać go jeszcze za życia. To, że chorzy w ten sposób się zachowują świadczy o ich postawie obronnej, która jest podyktowana panującymi w tym kraju, często bezlitosnymi zwyczajami /vide - Twoja znajoma/. Pora zacząć przełamywać taką postawę w społeczeństwie, inaczej to będzie zawsze temat pełen niedomówień, uprzedzeń i stereotypów, a to niczemu dobremu nie służy.
    Pozdrawiam moją ulubioną komentatorkę ;)

    Crackie, ja też takich ludzi rozumiem, ale skoro wiesz, że taka postawa społeczeństwa nie jest w porządku, to uważam, że tym bardziej powinno się z nią walczyć, a nie hołubić, czy też uznawać za normę. To jest zwykły ciemnogród i powinno się nazywać sprawę po imieniu, a nie wyznawać zasadę, że skoro przeważająca większość społeczeństwa tak uważa, to widocznie tak powinno być.
    Otóż nie powinno.
    Pozdrawiam niedzielnie.

    OdpowiedzUsuń
  55. Ten "Anonimowy" wyżej to ja, czyli niejaki "Smurff" ofkors ;)
    Diabli wiedzą, czemu system odrzucił w tym wypadku mego zalogowanego nicka...

    A ja uważam Lauro, że taka postawa tych ludzi jest podyktowana społeczną presją na ukrywanie tego typu przypadków i nie jest to nic chwalebnego, a przeciwnie, źle świadczy o naszym społeczeństwie, o czym pisze Dora.
    Pozdrawiam.

    Tak, Impu, ta "choroba" ma wiele przyczyn. Ciemnota, kołtuństwo, zaściankowość, czy też brak tolerancji /niekoniecznie łączyłbym to z religią/, to tylko niektóre z nich. A lekarze dokładają do tego swoje "pięć groszy" i w efekcie mamy to, co mamy - postawę obronną chorych, którzy boją się mówić prawdę.
    Pozdrowionka niedzielne :)

    OdpowiedzUsuń
  56. Okaże się "w praniu" Mości Sarmato ;)
    Kłaniam Waszmości.

    Ptr, ale nie tylko;
    nie chodzi bynajmniej o szukanie kwadratowych jajek, moim zdaniem jednak jest coś na rzeczy. Warto odnotować, że postawa chorych często jest efektem pewnej postawy społecznej, która nie też nie jest bynajmniej zdrowa. Dlatego nie uważam, aby wyalienowanie chorych niejako na własne życzenie było zawsze podyktowane chęcią samotnej walki z chorobą - często nie, a stanowi tylko postawę obronną wobec panującej zmowy milczenia w tym temacie.
    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
  57. Jeśli troska o Was przejawiała się w tym, że nie powiedział Wam w porę o swojej chorobie, to ja taką troskę też uważam za chorą, Wiolu.
    Ale to jest tylko moje zdanie, rzecz jasna.
    Pozdrawiam niedzielnie.

    Czy tylko o krąg prywatności chodzi, Krysiu? A co, jeśli taka postawa wynika nie z wyboru, a z nastawienia społeczeństwa do tego typu przypadków?
    Pozdrawiam niedzielnie.

    OdpowiedzUsuń
  58. Owszem, trudne Szafirku, ale to nie znaczy, że to powinien być temat tabu, a tak często jest w naszym społeczeństwie.
    Pozdrawiam niedzielnie.

    Właśnie Gramiku, to społeczeństwo nie dorosło do problemu, przez co chorego traktuje jak trędowatego, zamiast starać się traktować go normalnie.
    Myślę podobnie jak Ty.
    Pozdrawiam niedzielnie.

    OdpowiedzUsuń
  59. "Dzisiaj ty, jutro ja"... zgadza się Anonimowy, nikt nie wie, co go czeka za najbliższym zakrętem...
    Pozdrawiam.

    To wszystko prawda, She.
    Ale to nie znaczy, że jako społeczeństwo mamy wykonywać "ruchy pozorowane". A do takich zaliczam zarówno litowanie się nad chorym, jak i sztuczne przemilczanie takich przypadków, odwracanie się do takich ludzi plecami. Pora powiedzieć sobie wprost "postaram się być taki sam w stosunku do takich ludzi, jakbym sobie życzył, aby inni ludzie byli dla mnie, w przypadku gdy ja zachoruję". Taka postawa pozwoli się pozbyć sztucznych i fałszywych zachowań, które obecnie dominują w naszym społeczeństwie.
    Pozdrawiam niedzielnie.

    OdpowiedzUsuń
  60. Pozdrawiam Smurffie...i tutaj się zgadzamy ;) :***

    OdpowiedzUsuń
  61. Właśnie staram się zrozumieć dlaczego tak to ukrywam i nie mam pojęcia. Nie chcę chyba nikomu mówić, ponieważ na początku gdy dowiedziałam się, że choruję na taką chorobę miałam depresję. Rodzina to rodzina oni wiedzą, ale kiedy powiedziałam przyjaciółką, one się odsunęły, raz na czas pytały co u mnie. Tak jakby się wystraszyły, że nie wiedzą jak ze mną rozmawiać, wtedy chyba przestałam o tym mówić i skryłam w sobie. Teraz kiedy moja siostra chciała coś powiedzieć przy moim pracowniku wpadłam w szał. Nie chce by ktoś wiedział, już sama nie wiem czemu. Może też nie chcę, żeby się litowali...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że właśnie ta obawa przed litością innych ludzi jest jedną z głównych przyczyn, chociaż zapewne nie jedyną. Wydaje mi się też, że taką informację traktujemy jako coś intymnego i podobnie jak nie mówimy o naszym życiu intymnym, tak samo nie mówimy innym ludziom o naszej chorobie. Oczywiście mam na myśli tych ludzi, którzy faktycznie o tym nie mówią, a nie tych, którzy taką informację rozgłaszają.
      Dziękuję Ci za ten osobisty komentarz i życzę powodzenia w walce z chorobą.

      Usuń

Jeśli nie wiesz jak to skomentować, ale koniecznie chcesz zaznaczyć swoją obecność, lepiej wstaw trzy kropki, zamiast goopio gadać :P