Witaj Miły Gościu na pokładzie Linii Lotniczych "Smurffair". Rozgość się tutaj - mój wirtualny barek jest zawsze obficie zaopatrzony ;) Życzę wyłącznie miłych lotów i wielu przyjemnych wrażeń!

niedziela, 9 stycznia 2011

Być jak tęcza...

Jak to jest z tym "byciem sobą"?
Czy "bycie sobą" oznacza, że musimy koniecznie być tacy jak życzy sobie nasze otoczenie, które już wyrobiło sobie pogląd nt. naszej osoby i na tej podstawie orzeka, kiedy jeszcze jesteśmy sobą, a kiedy już nie?
Czy koniecznie musimy być zawsze tacy, jak to nasze otoczenie sobie życzy, bo inaczej zgodnie orzeknie, że "nie jesteśmy sobą"?

Kiedy tak naprawdę jesteśmy sobą?

Żartując na weekendowym grillu z przyjaciółmi, czy też rozmawiając z najbliższą rodziną podczas niedzielnego spaceru?

Rozmawiając w pracy z naszymi przełożonymi, czy z podwładnymi?

Czy jesteśmy sobą podczas silnego stresu, czy wtedy jak ogarnie nas tzw. "głupawka"?

Myślę, że jesteśmy ludźmi z całym bogactwem różnorodnych postaw i zachowań zależnych od wielu różnych czynników wewnętrznych i zewnętrznych. Z tych pierwszych na pierwszy plan wysuwa się nasz humor w danym momencie, a z tych drugich - konkretna sytuacja w jakiej się znaleźliśmy.
Dlatego osobiście nie przywiązuję zbyt wielkiej wagi do określenia "być/nie być sobą", bo wiem, że wachlarz ludzkich zachowań w różnych sytuacjach potrafi być naprawdę szeroki.

Wydaje mi się, że z tym naszym bogactwem różnorodnych zachowań i postaw jesteśmy podobni do tęczy z jej bogactwem barw. Jakoś nikt nie utożsamia tęczy tylko z jedną barwą i nikt nie zarzuci tęczy, że z tego powodu, iż ma wiele barw, to "nie jest sobą". 

Ludzi też powinno się podobnie postrzegać.
Co prawda nie posiadamy aż tyle barw, nie jesteśmy aż tacy kolorowi jak tęcza, ale w sensie różnorodności naszych zachowań, potrafimy być tak samo zmienni, jak to ma miejsce w zmiennych barwach tęczy.


30 komentarzy:

  1. Smurffie, myślę, że bycie sobą oznacza nic innego, jak tylko postępowanie zgodne ze sobą, ze swoimi odczuciami, emocjami, potrzebami, a nie takie, jakiego oczekują od nas inne osoby. Bycie sobą oznacza dla mnie również nieukrywanie tego, kim się naprawdę jest. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. jak to nie? ja mam wszystkie kolory tęczy :P i nie lubię jak mi ktoś wyostrza krawędzie wtedy przestaje być sobą...na chwilę bo szybko wracam do swoich łagodnych przejść kolorów :) a tak poważniej, to mi się nie chce ...paaa:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja mysle,Smurffie,że jak ktoś jest sobą,to i sobą jest w tych momentach,które podałeś,w pracy,na grilu ze znajomymi,i w innych sytuacjach.Jest tylko inny pod względem zachowania,bo trudno być na zupełnym luzie w pracy,tak jak na grilu.Ale dalej jest sie sobą.To wartości,ktore ma się w sobie,stosunek do wielu spraw,zgodny z własnymi przekonaniami.Zmienianie co chwilę tych przekonań,jak chorągiewka,to nie jest bycie sobą.
    Pozdrawiam miło;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba faktycznie bywamy jak tęcza, ponieważ jednak trudno jest jednoznacznie odp. na pytanie, co to znaczy być sobą/kiedy jesteśmy sobą, a kiedy tylko gramy, czy powinniśmy sprostać oczekiwaniom innych, itp. Jest to chyba bardziej subiektywne odczucie istoty bądż sensu w danej sytuacji :) Dlaczego? A dlatego, bo jak już zauważyłeś - w zależności od okoliczności i wobec różnych osób - na ogół różnie reagujemy. Skąd to się bierze? Nie wiem. Być może tak naprawdę chyba w każdym z nas kryje się wiele podosobowości, a być może wiedzeni już pewnym doświadczeniem - wiemy, jak dopasowywać formę ekspresji do sytuacji i stąd ta różnorodność zachowań. Innymi słowy - nie zawsze i wszędzie tak naprawdę możemy sobie pozwolić na takie samo zachowanie, takie same okazywanie emocji, zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych (podobnie jest z ubiorem)... Ale najważniejsze w tym wszystkim jest to, aby tak żyć w zgodzie z samym sobą - by w trakcie pewnych działań/zachowań, reakcji lub po czasie - nie odczuwać dotkliwego rozdżwięku między tym co się de facto czuje, a tym co robi...

    A tak w ogóle, Smurffie - temat, który poruszyłeś jest nie tylko ciekawy, ale też bardziej skomplikowany/zawiły niż to się wydaje, więc pozwolę sobie na taką oto puentę;
    http://tiny.pl/hqqs8
    Pozdrawiam deszczowym poniedziałkiem, gdyż taki jest u mnie za oknem :)

    OdpowiedzUsuń
  5. To oczywiste, ze nie jestesmy ciagle tacy sami w roznych sytuacjach,, co nie znaczy, ze nie jestesmy soba. Dlaczego zyjac z drugim czlowiekiem po kilku latach stwierdzamy, ze go w ogole nie znamy? Poniewaz nie widzielismy go roznych sytuacjach i czesto okazuje sie, ze w danej sytuacji ten czlowiek sie nie sprawdzil. i nie mowie tu o ludzich wielowicowych, klamcach, ale o tych , ktorzy staraja sie byc soba.
    Czy my sami sie znamy? czy wiemy na pewno jak bysmy sie zachowali w takiej czy innej sytuacji? Ja nie wiem.
    pozdrawiam

    p.s. A o tym liftigu, to pomysle ;))))

    OdpowiedzUsuń
  6. dla mnie "bycie sobą" ma się nijak do kwestii zachowywania się "pod otoczenie"... bo jeden ma to otoczenie gdzieś i robi swoje, drugi ustawicznie się dostosowuje... w obu wypadkach jest to właśnie "bycie sobą"... natomiast gdyby na ten przykład obie te osoby zamieniły się nagle wzorcami zachowań, to obie spotkają się z oceną, że nie są sobą...
    czyli rzecz w obrazie danej osoby, który sobie stworzyliśmy i do którego się przyzwyczailiśmy podczas znajomości z nią...

    mówimy też czasem o "/nie/byciu sobą" osoby, którą widzimy po raz pierwszy... ale tu raczej chodzi o stopień napięcia, który u niej wyczuwamy... im bardziej jest spięta, tym bardziej nam się wydaje że coś ukrywa... czyli... "nie jest sobą"...

    nie ma jednoznacznej definicji "bycia sobą"... jest ona szalenie intuicyjna... można próbować użyć zamiennika "zachowywać się naturalnie"... i co z tego?... jeden będzie usatysfakcjonowany i uzna, że już "wie o co chodzi", drugi zażąda definicji "naturalności"...
    bo "bycie sobą" nie oznacza żadnych konkretów... to tylko pewien skrótowa nazwa sytuacji o których wspomniałem wcześniej /i być może jeszcze innych/...

    OdpowiedzUsuń
  7. hmmm...no właśnie....bycie sobą..a co z osobami, które mają własny wizerunek(w swojej głowie)i zachowują się według życzeń własnych ....czy to jest bycie sobą czy udawanie,że chce się takim być?... a otoczenie odczuwa tę sztuczność czy nabiera się....no tak skrajne sytuacje zmuszają do niewyreżyserowanych reakcji...niekoniecznie zgodnych z własnym obrazem...nie wiem co znaczy być sobą...naprawdę...:) pozdrawiam jagus

    OdpowiedzUsuń
  8. Cholerka, a jak ktoś jest zołzowaty, to też w imię bycia sobą ma okazywać i pokazywać tę zołzowatość? Czasem się o kimś mówi, że jest człowiekiem o wielu twarzach. A jak rozpoznać, która z nich jest ta prawdziwa? Pytania, pytania, pytania...

    OdpowiedzUsuń
  9. Sęk w tym Ad, że czasem potrafimy sami siebie zaskoczyć... a wówczas tłumaczenie, że nie byliśmy wtedy sobą wygląda na oszukiwanie samego siebie. Poza tym po przeczytaniu Twojego komentarza od razu nasuwa mi się takie przewrotne pytanie, czy jeśli się nie ukrywa tego, kim się naprawdę jest, to czy na pewno wtedy wiadomo kim się jest naprawdę? ;)
    Pozdrawiam również.

    Może nie będę wnikał Makowa, czego konkretnie Ci się nie chce i dlaczego, bo jeszcze te krawędzie niepotrzebnie Ci się wyostrzą :P
    Pa :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Właśnie Dejaniro, życie to teatr... początkowo też chciałem właśnie ten utwór zalinkować pod postem, bo cały czas go pamiętam, ale później zdecydowałem się na coś innego, co będzie łączyć się z tęczą. W grę wchodził też jeszcze jeden utwór, pozwolę sobie go teraz zalinkować:
    http://tiny.pl/hrz1c
    Jak widzisz, motyw jest podobny ;)

    Odnosząc się zaś do meritum, powiem tak - owszem, problem bycia sobą jest głębszy niż się pozornie wydaje. Wiadomo co się kryje za potocznym określeniem "bycia sobą", ale to wg mnie jest upraszczanie tego zagadnienia, bo przecież jeśli w pewnym momencie czujemy, że nie jesteśmy sobą, to i tak jesteśmy wtedy sobą, nikim innym. A więc kwestia bycia sobą stanowi tak naprawdę tylko sztuczne upraszczanie szerszego wachlarza naszej osobowości niż to, które jest przez nas /lub przez nasze otocznie/ uznawane za coś, co jest ujęte właśnie pod płaszczykiem "bycia sobą". A jeśli zdarzy nam się czasem wyjść spod tego płaszczyka, to jest trochę tak, jakbyśmy udawali, że o już nie my, tylko ktoś inny - ale to jest oszukiwanie samego siebie, bo jeśli mamy być szczerzy sami przed sobą, to powinniśmy sobie powiedzieć - wtedy też jesteśmy/byliśmy sobą, to także my, widocznie tacy też potrafimy być.
    Nie jestem pewien, czy w tym momencie piszę w sposób zrozumiały, ale sądząc po Twoim komentarzu Dejaniro, chyba rozumiesz co mam na myśli gdy to piszę.
    Generalnie zgadzam się z Tobą, że zawsze powinniśmy się tak zachowywać, aby później nie czuć ani wyrzutów sumienia, ani żadnego dyskomfortu, że postąpiliśmy niezgodnie z własnym "ja".
    Tylko sama wiesz, że czasem jest to trudne, bo dochodzą emocje, stres, czy też silna presja otoczenia, której nie zawsze potrafimy się skutecznie przeciwstawić.
    Cieszę się, że dostrzegłaś "drugie dno" w tym poście, właśnie o to "drugie dno" mi chodziło.
    Pozdrawiam Cię z wieczora :)

    Ja myślę Lauro, że nie do końca znamy nawet samych siebie, a co dopiero mówić o innych ludziach. Pozornie możemy się znać z innymi ludźmi jak "łyse konie", ale to nie znaczy, że ci ludzie nas już nigdy nie zaskoczą. Osobiście uważam, że ludzi najlepiej poznaje się w sytuacjach ekstremalnych, dlatego zawsze wolałem zabrać dziewczynę na jakiś biwak niż pójść z nią do kawiarni, bo na biwaku jest więcej okazji, aby się nawzajem poznać, kawiarnia takich możliwości nie daje.
    A co do liftingu, to jak napisałem na Twoim blogu, niebawem wrócę do tego tematu ;)
    Pozdrawiam wieczorowo :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej Crackie, jakoś mi "umknął" Twój komentarz, na szczęście w porę go zoczyłem ;)
    Właśnie w tym sęk, że w pytaniu "kiedy jesteśmy sobą?" istnieją tylko dwie możliwe odpowiedzi - "zawsze" oraz "nigdy". Nie można powiedzieć, że raz jesteśmy sobą, a raz nie, bo to jest irracjonalne. Przecież zawsze to jesteśmy my, nikt inny. A więc jak można powiedzieć, że to nie my, tylko /w domyśle/ ktoś inny?
    Natomiast odpowiedź na pytanie, czy zawsze jesteśmy sobą, czy też nigdy, wcale nie jest taka jednoznaczna... przynajmniej dla mnie.
    Pozdrawiam miło :)

    Zgadzam się Ptr, że nie ma jednoznacznej definicji "bycia sobą" i każdy z nas może to postrzegać nieco inaczej. Ja w tym poście staram się ująć to zagadnienie w szerszym kontekście niż to wynika z potocznego rozumienia tej kwestii, bo myślę, że to jest sztuczne zawężanie szerszego profilu naszej osobowości, co wcześniej napisałem w odpowiedzi na komentarz Dejaniry.
    Pozdrawiam wieczorowo.

    OdpowiedzUsuń
  12. Myślę Anno, że ta zołzowatość wyjdzie z tego człowieka tak czy owak, skoro to immanentna cecha jego osobowości.
    No właśnie, ludzie o stu twarzach... a może każda z tych "stu twarzy" jest na swój sposób prawdziwa? Dlaczego od razu doszukujemy się w tym fałszu? Czy człowiek koniecznie musi mieć tylko jedną prawdziwą twarz, a cała reszta, to są tylko sztuczne maski?
    Pozdrawiam.

    O to mi chodzi, Jaguś. Autoprojekcja własnych zachowań, czyli wykreowanie na swój użytek własnego wizerunku, to jest coś jakby samoograniczanie.
    Człowiek sam sobie wyznacza bariery mówiąc sobie "sięgam odtąd - dotąd i poza te granice to już nie jestem ja". A jeśli czasem przekroczy te granice, wtedy mówi "nie byłem wtedy sobą".
    Czy nie jest to czasem oszukiwanie siebie i otoczenia?
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  13. Smurffie, Twoje przewrotne pytanie wywołało uśmiech na mojej twarzy :)Wiesz, jest takie powiedzenie, że wiemy o sobie tyle, ile nas sprawdzono. I ja uważam to za bardzo mądre i słuszne słowa. Dopiero w pewnych sytuacjach, których doświadczamy, możemy się dowiedzieć, jacy jesteśmy naprawdę. A to, że ktoś mówi, ze nie był sobą, to nie jest żadnym wytłumaczeniem. Był sobą i po prostu jest taki, jak się zachował :)
    Pozdrawiam serdecznie i wiesz, całkiem miło mi wrócić do dyskusji z Tobą :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Tak, życie to teatr... bo-
    "Świat jest teatrem, a człowiek aktorem..."
    Myślę, że każdy z tych utworów odzwierciedla w pewnym sensie poruszoną przez Ciebie tematykę, a utwór Stachury, jak widzę - nie tylko ma podobny motyw, ale również mi coś przypomniał. Cieszę się, że akurat teraz go zalinkowałeś :)

    Wiesz, to jest temat - faktycznie tak głęboki i na tyle skomplikowany w swej obszerności, że słowem pisanym jest dość trudno przedstawić swój punkt widzenia lub w pełni go wytłumaczyć. Ale myślę, mam nadzieję, że jednak rozumiem, co masz na myśli i spróbuję to napisać po swojemu. W razie czego - koryguj mnie, Smurffie, ponieważ to zagadnienie mnie bardzo ciekawi :)
    Zatem, masz rację - upraszczamy, czasem dla własnej wygody i dlatego celowo stosujemy w nim skróty, gdyż dzięki nim można wiele przeoczyć - a mało kto, nawet przed samym sobą (o otoczeniu nie wspomnę) ma odwagę przyznać się do tego, iż świetnie radzi sobie w odgrywaniu ról/roli jakiej wymaga od niego dana sytuacja w danym momencie. A przecież prawda jest taka, że osobowość jest tym, co mamy w głowie i raczej nigdy nie wiadomo do czego jesteśmy zdolni (prawda?), dopóki tego czegoś nie zrobimy. Tak więc, kiedy różne sprawy przybierają różny obrót, wtedy na ogół rodzą się w nas różne instynkty/zachowania, o które wcześniej byśmy siebie nawet nie podejrzewali... i w tym momencie także jesteśmy sobą, tylko sęk w tym, że nie zawsze jesteśmy w stanie przewidzieć swoje reakcje zawczasu i być może stąd to zaskoczenie nie tylko dla nas, ale i czasem dla otoczenia, jeśli wcześniej nie miało okazji nas widzieć w takiej okoliczności...) A skoro tak, to raczej nikt nie powinien z tego tytułu ani kwestionować, ani robić nam jakichkolwiek zarzutów/wyrzutów - kiedy jesteśmy sobą, a kiedy nie. Niestety lub stety, nie jesteśmy zawsze i w każdych okolicznościach tacy sami, jednakże mamy do tego pełne prawo, bo w dużej mierze uzależnione to jest od splotu różnych okoliczności, stanu w jakim się znajdujemy w danej chwili..
    Wydaje mi się też, że parokrotnie, pewnie każdemu z nas - zdarzyło się stanąć na rozdrożu i jeszcze się zdarzy... bo życie, choć bywa teatrem, nie jest jednak zabawą, a to z kolei wymaga nieustannego osądu, poszukiwania złotego środka, kompromisu (czasem warto obstawać przy swoim, innym razem nie bardzo...), a co za tym idzie - pewnego dostrajania się, aby właśnie zbyt dotkliwie nie odczuwać tego dyskomfortu oraz w miarę sensownie funkcjonować w tym skomplikowanym świecie... Hmmm, życie to jednak niekończący się ciąg dylematów/rozterek, co nie? :)
    Pozdrawiam słonecznie na przekór deszczowej pogodzie :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ale cyrki! :)) Zobacz, jakie czary mary się porobiły. Nie dość, że wielokrotnie wkleił mi się tekst, to w dodatku okazało się, że jestem anonimowa :))))

    OdpowiedzUsuń
  16. A co powiesz,na to Smurffie,że są przecież pewne zachowania,bo sytuacja niejako wymusza takie założenie pewnej maski,którą potem zdejmujemy...i czujemy,sami ,że nie byliśmy sobą.Może to jest właśnie to...to wewnętrzne wyczuwanie.
    Czyli bycie sobą to równocześnie bycie w zgodzie z samym sobą.
    Z tego wysnuwa się wniosek,że jednak nie zawsze jesteśmy sobą.Sami to czujemy.
    Pozdrawiam nocą.

    OdpowiedzUsuń
  17. Dodam jeszcze,że zauroczyła mnie ta wersja starego przeboju...który tu zapodałeś Smurffie....Super interpretacja...:)

    OdpowiedzUsuń
  18. Właśnie o to mi chodzi, Ad.
    Skoro człowiek coś tam zrobił, to był sobą, bo przecież nikt inny za niego tego nie zrobił. Pomijam tutaj kwestię tzw. "używek" oraz środków psychotropowych, które mogą powodować, no powiedzmy, "odmienne stany świadomości", bo to jest jeszcze oddzielny temat.
    No i cieszę się, że tak uważasz, w takim razie - witaj na pokładzie ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  19. No, czary mary, ale to jeszcze nic Dejaniro, wczoraj rano, to dopiero czary tutaj były ;)))

    Nie mam czego korygować Dejaniro, myślimy o tej sprawie, jeśli nie tak samo, to bardzo podobnie.
    Niewiele też mogę tutaj dodać, bo chyba musiałbym powtórzyć to, co już wcześniej zostało napisane.
    Może tylko o tym ciągu życiowych rozterek napiszę parę słów.
    Zgadza się, życie jest takim niekończącym się ciągiem życiowych rozterek, czy też dylematów.
    Świat przez całe nasze życie nakłada na nas pewne ograniczenia, którym musimy podołać. Nikt z nas nie jest tak naprawdę wolny, każdy nosi jakieś pęta. Ta prawda dociera do nas powoli, ale dociera skutecznie i każdy z nas ma tego świadomość. Stad ta konieczność dokonywania ciągłych wyborów i życiowych kompromisów, wszystko w tym celu, aby się zmieścić w tych ramach, które nam życie narzuca. Dla jednych te ramy są bardziej ciasne, dla innych mniej... zależy to od wielu różnych czynników, a myślę, że bardzo wiele zależy po prostu od szczęścia.
    Zaś jeśli chodzi o te zalinkowane utwory... taka refleksja mi się nasunęła... skoro życie jest teatrem, a my jesteśmy w nim aktorami, to /w odniesieniu do tego, o czym napisałaś w swoim pierwszym komentarzu/ wydaje mi się, że najlepiej nam się gra samych siebie, a nie kogoś innego, kim nie jesteśmy. Tak jest najłatwiej i najprościej, a gra siebie samych przychodzi nam z największą łatwością i wymaga najmniej wysiłku ;)
    Pozdrawiam dziś zatem aktorsko :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Zgadza się Crackie, czasem mamy po pewnym czasie dyskomfort, bo czujemy, że byliśmy sztuczni, nie byliśmy sobą, graliśmy. Tylko diabeł tkwi w szczegółach - rzecz w tym, ze cały czas gramy jakieś role, w pracy, w domu, czy na wczasach. Dla naszych dzieci jesteśmy rodzicami, dla naszych rodziców - dziećmi, dla przyjaciół - przyjaciółmi, itd.
    Ta plątanina ról i miejsc sprawia, że czasem się gubimy, "wypadamy z roli" w jakiej chcemy być. Jak już napisałem w odpowiedzi dla Dejaniry, najłatwiej jest grać samego siebie, ale różne okoliczności życiowe sprawiają, że czasem musimy grać kogoś innego, kim nie jesteśmy. Nie czujemy się w takich rolach zbyt dobrze, niemniej czasem odgrywamy również takie role, bo wydaje nam się, że będzie to bardziej korzystne niż granie roli samego siebie.
    Pozdrawiam miło :)

    OdpowiedzUsuń
  21. dobra wróżka12.01.2011, 19:55

    Każdy człowiek ma wiele twarzy, ważne, by nie postępować wbrew sobie :)

    OdpowiedzUsuń
  22. _Impulsywna_13.01.2011, 08:35

    Wydaje mi się, że bycie sobą to nie udawanie kogoś lepszego, niż się jest w rzeczywistości ...

    Czasem trzeba się dostosować do sytuacji (weźmy pod uwagę taki protokół dyplomatyczny). Wbicie się na chwilę w garnitur czy małą czarną, porzucając swoje ulubione sfatygowane ciuszki nie oznacza przecież końca bycia sobą, a jedynie uszanowanie reguł i zasad nas otaczających (czy dla niektórych - ograniczających).

    A że są od nich wyjątki, które na siłę chcą szokować, to już ich brocha, która też wiele mówi o człowieku, sztucznie 'błyszcząc' światłem odbitym (((-;

    Najlepszego w Nowym Roku, Smurffie!

    OdpowiedzUsuń
  23. No popatrz! :) Ja już myślałam, że to zwyczajna złośliwość rzeczy martwych; tym razem 'zaszalałam' wbrew sobie, innym razem 'połknął' mi kom. - a tymczasem okazuje się, że to jest zwykły żartowniś, skoro i Tobie spłatał figla - aż korci mnie, korci, by spytać - jakiego? :))

    Rzeczywiście, najprościej i najłatwiej jest być sobą, ponieważ też dajemy sobie wtenczas m in. swobodę, swobodę bycia niezależnym... ale skoro w tej kwestii nie prezentujemy rozbieżnych poglądów - zatem czym prędzej - pozwolę sobie już ją odłożyć na tzw. 'tor boczny' :)
    Zaś co do ram, dylematów.... - to oczywiście jest tak, jak piszesz, Smurffie - nikt z nas tak naprawdę do końca nie jest wolny, mimo kwantum siły woli/wolnej woli, którą możemy się posługiwać tak jak chcemy i pomimo tego, że chociaż coraz częściej bezmyślnie nie ulegamy różnym stereotypom, coraz częściej mamy odwagę wyrwać się spod tyranii 'to nie wypada'... to jednak, mimo wszystko i tak funkcjonujemy wg pewnych reguł, w obrębie ram, wg jakichś wartości, które stają się miernikiem naszego postępowania... bez względu na to, czy to się komuś podoba czy nie. Hmmm, a może czasem, to i dobrze, że tak właśnie jest, bo przynajmniej dzięki temu mamy pewne zahamowania i jesteśmy w stanie kontrolować wiele z naszych zachowań... Co o tym sądzisz? :)
    A ja pozdrawiam jak zwykle - czyli szczerym i ciepłym uśmiechem :)

    OdpowiedzUsuń
  24. A ja myślę Wróżko, że każdy człowiek ma tylko jedną twarz, za to nakłada na nią wiele masek, czyli na jedno wychodzi ;)

    Problem w tym, Impu, że tym ludziom często tylko się tak wydaje. Myślą, że pokazują się w lepszym świetle i wyglądają przez to korzystniej, ale to tylko złudzenie. Wyglądają tylko sztucznie i nienaturalnie. Sami też często źle się czują w tej obcej skórze, mimo to starają się zachować pozory i robią dobrą minę do złej gry, wszystko w imię rzekomych korzyści. Jednak często więcej na tym tracą niż zyskują.
    Dziękuję za życzenia i także życzę Ci wiele szczęścia w nowym roku :)

    OdpowiedzUsuń
  25. Domyślam się, że Cię korci Dejaniro, aby o to zapytać ;)
    No więc wyobraź sobie, że "wisiał" tutaj na blogu przez pewien czas taki, powiedzmy, dość erotyczny post. Dasz wiarę? ;)

    Jeśli chodzi o te nasze codzienne ograniczenia wynikające z norm społecznych i kulturowych, tradycji, przestrzegania zasad, itp uwarunkowań, to ten problem także postrzegam dość szeroko i trudno mi będzie w tym komentarzu wypowiedzieć się na ten temat, ale spróbuję powiedzieć o co mi chodzi. Otóż wydaje mi się, że cały czas nasza pozorna wolność napotyka właśnie na te ww. uwarunkowania i na ogół musi im ulec, jeśli taka osoba nie chce wyłamać się z tej swojej codzienności. Jednak czasem się wyłamuje, bo nie czuje się z tym zbyt dobrze - tak się zachowuje np. Kevin Spacey w filmie "American Beauty".
    Pytasz mnie, czy to dobrze, że ulegamy tym uwarunkowaniom. Wydaje mi się, że nie zawsze jest to dobre, czasem lepiej jest się z tego wyrwać niż nadal w tym tkwić. Myślę, że kiedyś napiszę o tym jakiś post, wtedy bardziej naświetlę ten niewątpliwie bardzo interesujący temat.
    Pozdrawiam Cię dziś zza chmur, niestety, ale za to również z uśmiechem :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Bycie sobą?:) ciekawe...:) Czy jest ktoś kto naprawdę twierdzi że jest sobą?:)

    dr_brunet

    OdpowiedzUsuń
  27. A dasz wiarę temu, że takie posty, nie tylko w podstawowym znaczeniu tego słowa - wywołują w czytelniku uczucie pewnego 'głodu'? :) Więc, może 'nie ma tego złego...' - oczywiście zaczęły trzymać się mnie żarty i napisałam to z przymrużeniem oka :))
    A poważniej odp. na Twoje pytanie - owszem, daję temu wiarę, ponieważ jak dotąd nie znajduję powodów, dla których miałabym jej nie dać :)


    Tak, temat wolności/zależności, w które chyba każdy z nas jest w pewnym sensie uwikłany stanowi obszerny problem. Hmmm, właśnie złapałam się na tym, że można go zaliczyć do tzw. 'orzeszków tematycznych' Myślę, że wiesz, co mam na myśli - zatem ochoczo przestaję już drążyć ten temat. Może kiedy indziej. Wtedy, gdy napiszesz o tym post :)
    A pozdrawiam Cię dziś tak samo jak poprzednim razem :)

    OdpowiedzUsuń
  28. Otóż to, Brunet. Można chyba stwierdzić, że bycie sobą, to jest takie idee fixe do którego stale dążymy ;)

    Ja też nie widzę powodów, aby nie dać wiary temu, co napisałaś Dejaniro w sprawie tego "głodu" ;)
    Niestety, nie wiem, co miałaś na myśli. Czy użyty przez Ciebie termin "orzeszki tematyczne" oznacza tzw. "dyżurne tematy", stale poruszane na blogach? Bo jeśli tak, to ja bynajmniej nie podzielam tego poglądu, uważam wręcz przeciwnie, że jest to temat, który na blogach jest poruszany dość sporadycznie.
    Chyba, że masz na myśli właśnie "twarde orzechy do zgryzienia", a więc temat, który jest raczej omijany, wtedy się zgodzę ;)
    Mam nadzieję, że mi to wyjaśnisz, jeśli nie tutaj, to w swoim komentarzu pod kolejnym postem :)

    OdpowiedzUsuń
  29. Proszę bardzo, już sprecyzuję termin 'orzeszki tematyczne' :) Nie, właśnie to nie jest 'dyżurny temat', który można zaliczyć do lekkich, łatwych/przyjemnych. Wręcz przeciwnie. Sęk w tym, że jest to trudny, powiedziałabym nawet - bardzo trudny temat. Zarówno zagadnienie jak i treść filmu, którego tyt. podałeś - skłania nas do pewnych refleksji, przemyśleń i bardzo dalekich wędrówek w głąb siebie... które uświadamiają nam to, co czasem za wszelką cenę próbuje się wyprzeć ze świadomości, bo w pewnym sensie burzą pewien spokój... i takie tam temu podobne :)

    OdpowiedzUsuń
  30. Zgadzam się, to jest trudny temat. Ale czasem chwytam się też za takie trudne tematy, bo przecież nasze życie nie zawsze jest usłane różami ;)
    Pozdrawiam Cię popołudniowo :)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie wiesz jak to skomentować, ale koniecznie chcesz zaznaczyć swoją obecność, lepiej wstaw trzy kropki, zamiast goopio gadać :P