Tego dnia całodzienna praca w mrowisku zakończyła się nieco wcześniej niż zwykle.
- Dziś wyjdę z mrowiska tamtym starym bocznym wyjściem, może jeszcze zdążę obejrzeć zachód słońca - pomyślała mrówka gdy już zakończyła swoją mrówczą pracę.
Stary korytarz był wąski, kręty i omszały. Widać było, że od wielu lat nikt tędy nie chodził.
Po kilku minutach samotnej wędrówki mrówka wyszła z mrowiska i na wprost wyjścia ujrzała niewielki głaz, który wyglądał na bardzo stary.
- Fajnie - pomyślała mrówka - pewnie z tego głazu będę miała piękny widok na zachodzące słońce.
Bez trudu wspięła się na stary głaz i zerknęła na zachód; daleko na horyzoncie ujrzała wielką karminową kulę nieco schowaną za piękną, lekko purpurową woalką z chmur.
Widok był zaiste przepiękny i mrówka delektowała się nim przez dłuższy czas. Nagle usłyszała ciche westchnienie. Dobiegało jakby z wnętrza głazu.
- Kto tam jest? - zapytała mrówka - mów mi zaraz, bo słyszę jak wzdychasz...
- Ktoś tam jest? - dobiegło ze środka głazu.
- Tak to ja, mrówka - odpowiedziała mrówka - a ty, to kto?
- Ja?... Ja jestem słoniem... - niepewnie odpowiedział głaz.
- Słoniem??? Ale jak ty się zmieściłeś w tym głazie? - zapytała mrówka - przecież słonie są wielgachne, a ten głaz wcale nie jest taki duży...
- Jaki głaz? - zapytał słoń - właśnie sobie stoję na mojej sawannie obok wielkiego starego baobabu i słyszę Twój głos dochodzący z jego środka...
- Hmmm... - zamyśliła się mrówka - widocznie zarówno twój baobab jak i mój głaz posiadają jakieś magiczne właściwości, które nam pozwalają komunikować się ze sobą...
- Chyba tak - przyznał jej rację słoń - ale o czym mielibyśmy ze sobą rozmawiać... przecież nasze światy są tak różne...
- Masz rację słoniu... ale skoro już możemy ze sobą rozmawiać, to powiedz mi, czy lubisz, tak samo jak ja, oglądać wieczorem zachody słońca? Bo wiesz, właśnie oglądam cudowny zachód słońca...
Okazało się, że słoń także uwielbiał oglądać piękne zachody słońca. Dalsza konwersacja upłynęła im w miłej i przyjemnej atmosferze, toteż gdy nadszedł moment rozstania, dla obojga zrobiło się przykro. Umówili się jednak, że za dwa dni o tej samej porze znowu spróbują ze sobą porozmawiać za pomocą głazu i baobabu.
Gdy mrówka przyszła na wyznaczony termin, słoń już na nią czekał. I znów wspaniale im się ze sobą rozmawiało. Okazało się, że pomimo życia w dwóch różnych światach, wiele ich łączy. Oboje mieli podobne podejście do życia i podobne spojrzenie na otaczające ich, chociaż bardzo różne światy. Toteż niezależnie od poruszanego tematu, oboje mieli sobie wiele do powiedzenia.
Z czasem ich rozmowy stały się niemal codzienną tradycją. Mrówka nie wyobrażała sobie, aby co jakiś czas nie odbyć wieczorem wycieczki do "swojego" głazu, podobnie jak słoń do "swojego" baobabu. Opowiadali sobie jak minął im dzień, zwierzali się sobie ze swoich codziennych smutków i radości albo zwyczajnie żartowali. Oboje bardzo polubili te wspólne rozmowy, które nigdy nie były na tyle nudne, aby któreś z nich chciało je definitywnie zakończyć.
Któregoś dnia mrówka źle spała. Przewracała się z boku na bok, ale jakoś sen nie przychodził...
- Cóż robić? - pomyślała - pójdę do mojego głazu i pooglądam sobie z niego gwiazdy. Ze słoniem co prawda sobie nie pogadam, bo teraz pewnie śpi, ale będę mogła sobie przynajmniej popatrzeć na rozgwieżdżone niebo...
Tak też zrobiła. Cichutko wspięła się na stary głaz i w milczeniu kontemplowała piękny widok nocnego nieba. Gwiazdy mrugały do niej z daleka, a na horyzoncie właśnie dojrzała jaśniejącą tarczę Księżyca.
- Jaki ten odległy świat jest piękny - pomyślała mrówka.
W tej samej chwili ze środka głazu dobiegły ją jakieś odgłosy...
- Z mrówką, mówisz? Przez ten baobab? Toż to nie do wiary! - dobiegł jej uszu jakiś obcy głos...
- No! - ten głos mrówka poznała - pochodził od "jej" słonia - naprawdę nie do wiary, co nie?
- Nooo... - przyznał obcy głos, a po chwili zapytał - ale o czym wy ze sobą gadacie?
- A o wszystkim - odpowiedział "jej" słoń - na przykład ostatnio powiedziała mi, że trochę cierpi, bo dokuczają jej hemoroidy... dasz wiarę? Hemoroidy u mrówki!
- Hahahaha!!! - zarechotał obcy głos - a to dobre! Mrówka i hemoroidy! Hahahaha!!! - drugi głos śmiał się głośno i przeciągle.
Mrówce od tego gromkiego śmiechu łzy napłynęły do oczu ze złości i wstydu, ale nie dała po sobie poznać, że to wszystko słyszy...
Następnego dnia, gdy usłyszała, że słoń jest w pobliżu, powitała go w te słowa...
- Witaj słoniu... wiesz, wczoraj w nocy słyszałem waszą rozmowę o moich hemoroidach... ktoś miał z tego niezły ubaw...
- Słyszałaś? - trochę speszył się słoń - no wiesz, myślałem, że śpisz, a że przyszedł mój przyjaciel w odwiedziny, no to postanowiłem pokazać mu ten cudowny baobab i powiedzieć mu o tobie...
- A w tym celu musiałeś zacząć od moich hemoroidów, prawda? Bo to dla was jest bardzo śmieszne? Wiesz jak mi było przykro gdy słuchałam jak on się śmiał? - zapytała mrówka z wyrzutem.
- Ależ to nic nie znaczy, mrówko... przecież to nic dla ciebie nie znaczy... nasze światy się ze sobą absolutnie nie przenikają... a więc nikt z twojego świata nie dowie się o twoich problemach...
- Nie o to chodzi, słoniu - odpowiedziała mrówka - zdradziłeś to, co mówiłam tylko tobie, a więc zdradziłeś mnie. Bo to, co ci powiedziałam było przeznaczone tylko dla twoich uszu, dla nikogo więcej. Nie ma dla mnie znaczenia, że twoja zdrada mnie bezpośrednio nie dotyczy. Myślisz, że jak się ze mnie śmieje ktoś, kto jest z twojego świata, a nie z mojego, to wtedy nie ma wstydu albo jest on mniejszy? To nieprawda - wstyd jest taki sam, zapewniam cię. Już nie mam do Ciebie zaufania i od dziś nie będę z tobą rozmawiać... żegnaj słoniu... - to mówiąc mrówka zeszła z głazu nie zważając na protesty i zapewnienia słonia, że przecież nic się nie stało.
Od tamtej pory mrówka od czasu do czasu wymyka się samotnie, aby ze swojego głazu obejrzeć kolejny cudowny zachód słońca. Stojąc na głazie czasem słyszy, jak ją słoń przywołuje. Mówi wtedy, że tęskni za nią i za tymi ich rozmowami, że bez niej czuje się samotny i opuszczony...
Ale mrówka już nie odpowiada na te wezwania.
Nie chce rozmawiać ze słoniem, który kiedyś ją zdradził...
zdrady są okrutne, tak mało trzeba żeby poczuć się zdradzonym i zamknąć cały piękny świat ale w tej historii jest jeszcze coś... nie można rozmawiać przez baobaby!, ten pośrednik zwiększa ryzyko dając pozorną swobodę...im dalej od źródła tym reguły są ostrzejsze i zmniejsza się zaufanie a zwiększa przekłamanie...łatwiej pogodzić dwa różne światy wprost proporcjonalnie do bliskości kontaktu wtedy jest czyściej i pewniej...pośrednicy zawsze zgarniali całą śmietankę niszcząc nawet najpiękniejsze idee :)...piękny klip...pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTrzeba zawsze sobie zdawać sprawę z tego, że chęć powiedzenia drugiemu o czym wiemy tylko my czasami jest przeogromna. Słoń zapewne chciał choć na chwilkę poczuć się ważny, a mając taaaką informację był. Może więc mrówka zrobiła błąd, że zaufała? Zdrada boli, a to była zdrada, ale co z drugą szansą dla słonia? Czy warto ryzykować dając ją? Czy może pojęcie drugiej szansy jest tylko wymysłem czysto teoretycznym, czy też poczynaniem frajerów?
OdpowiedzUsuńJak sądzisz Smurffie? Miłego wieczorka :))
Zdrady... Najokropniejsza rzecz i najokropniejsze słowo, jakie znam. Historia z głazem i baobabem jako środkami przekazu to, muszę przyznać, osobliwy pomysł :) To podobnie jak z internetem - czasami na blogu u siebie, czy u kogoś z moich czytelników powiem więcej niż komukolwiek z mojego otoczenia. A przecież w ogóle się nie znamy. Ta odległość, separacja i częściowa anonimowość sprawiają, że czujemy się (co dziwne) bezpieczniejsi, zwierzając się komuś z problemów, rozterek, tajemnic. To niesamowite, psychologiczne zjawisko. Moim zdaniem warte opisania w pracy magisterskiej (pisałem kiedyś u siebie na blogu, ale jeśli nie czytałeś - wybieram się na psychologię kliniczną- w Madrycie, gdyż ta dziedzina to moja miłość i wyzwanie dla mnie, o tym napiszę kiedyś szerzej ;)) Mimo, że każdy z nas żyje w innym świecie, nikt nie czułby się dobrze, gdyby się z niego nabijano, np. "Hahahaha, Joven chce być singlem, bo dziewczyna go rzuciła hahaha, a jego wyjazd ciągle się przedłuża, haha". Mimo tej anonimowości i nieprzenikalności światów, niemiło byłoby doświadczyć czegoś podobnego. W internecie powinniśmy trzymać się zasady ograniczonego zaufania, ale mi czasem to trudno wychodzi, bo czuję potrzebę wygadania się. Czy warto więc ufać? Może nie od razu, ale po pewnym czasie, z pewną dozą ostrożności, można sobie na to pozwolić.
OdpowiedzUsuńCo do mojego bloga, mogę PRZYSIĄC, że jest jak najbardziej prawdziwy :) Pisałem już wielokrotnie - założyłem go, ponieważ w moim świecie nikt nie słuchał tego co mówię, nikt nie wierzył w moje możliwości. Poprzez bloga szukałem kogokolwiek, z kim mógłbym nawiązać rozmowę, wysłuchać jego historii, a on mojej. Uważam, że mi się to udało ;) I będę go prowadził. Mam nadzieję, że uda mi się wyjechać, wtedy opisywać będę życie na emigracji - i to będzie bez wątpienia ciekawsze niż pierdółki, o których piszę obecnie :)) Pozdrawiam.
cóż to jest zdrada?:) pytam-wbrew pozorom bardzo poważnie...
OdpowiedzUsuńdr_brunet
Zaczne humorystycznie: to o hemoroidach mrówka gadała ze słoniem,a nie o zachodach słońca?:P)))
OdpowiedzUsuńA tak poważnie,to poruszyłeś Smurffie tu temat zdrady i zaufania. Zdarza sie,że obdarzamy kogoś kredytem zaufania.Mimo,że nie są to rozmowy na żywo.Tu w opowiadaniu,poprzez baobab i kamień. Można porównac to,tak jak na gg czy poprzez maila.
Nigdy nie wiemy,czy ten ktoś dalej nie przekaże tego,co usłyszał.Dlatego nie można az tak się odkrywac,nie znając tego kogoś realnie i trochę dłużej.Druga kwestia to...śmianie się z kogoś na podstawie usłyszanych wiadomości.To nie podlega dyskusji.
W tym opowiadaniu są w sumie dwie strony winne.Mrówka okazała się bardzo naiwna,mówiąc słoniowi o sobie za dużo.W sumie nie znała go.
Reasumując:nagannym jest zdradzanie tajemnicy,ale również nie moga miec pretensji ci,co sami za dużo "chlapią" o sobie komuś,kogo nie znają.
Pozdrawiam miło:)
Tym razem nie mogę się z Tobą zgodzić, Makowa /chociaż co do tego klipu - to w pełni się z Tobą zgadzam ;)/.
OdpowiedzUsuńNie mogę się natomiast z Tobą zgodzić w kwestii baobabów tudzież innych pośredników... bo moim zdaniem to niczego tak naprawdę nie zmienia... co innego gdyby w rozmowie pośredniczył jakiś człowiek /np. tłumacz/, wtedy i owszem...
Ale pośrednik typu "baobab" tak naprawdę niczego w tej materii nie zmienia, niczego nie wypacza i niczemu nie jest winien... a moim koronnym argumentem jest to, że takie same przypadki są także wówczas, gdy nie ma żadnych pośredników... a zdrady jednak są.
Dobranoc :)
Violu, moim zdaniem słoń się chyba zapomniał. Pewnie masz rację, że miał ogromną chęć powiedzieć jeszcze komuś o swojej tajemnicy, chciał też poczuć się ważny, a więc pragnął dowartościować się w oczach swojego przyjaciela, tylko czy warto było kłaść na szali aż tyle?Zrobił błąd, ale zrozumiał to, niestety, poniewczasie.
Pytasz mnie, czy jestem skłony do wybaczania zdrad, a więc - czy jestem skłonny dać zdrajcy drugą szansę... otóż nie, nie jestem skłonny.
Myślę, że w powiedzeniu "zdrajca zawsze będzie zdrajcą" kryje się pewien głębszy sens. Chodzi mi o to, że przecież zdrajca ma świadomość tego, że zdradza, doskonale wie, że to jest naganne... ale pomimo tego, jednak robi to. Działa tu więc podobny mechanizm jak w przypadku złodzieja, który też wie, że robi źle, ale raz przyłapany na gorącym uczynku z reguły dalej uprawia złodziejski proceder, o ile pozwalają mu na to warunki...
Myślę, że zdrajca działa podobnie, dlatego nie jestem skłonny wybaczać zdrady.
Pozdrawiam późną nocą :)
Coś mi się wydaje Kamilu, że Ty bardzo nie lubisz zdrad i podobnie jak ja, nie zwykłeś zdrad przebaczać - popraw mnie, jeśli się mylę.
OdpowiedzUsuńSęk w tym, że w obecnych czasach zdrady są na porządku dziennym - zdradza się sekretne rozmowy, zdradza się służbowe tajemnice umów z kontrahentami dla zainteresowanej tym konkurencji, zdradza się też mnóstwo innych sekretnych rzeczy, których zdradzać się nie powinno. W końcu - zdradza się też czasem w łóżku partnerów, którym wcześniej przyrzekało się wierność. Można więc powiedzieć, że żyjemy w czasach, gdzie zdrady są czymś zwyczajnym i powszechnym.
Jeśli zaś chodzi o Twoje zwierzenia tutaj, na tym blogu - to nie sądzę, aby ktokolwiek zrobił z tego jakiś użytek, ale na wszelki wypadek chciałbym Cię prosić, abyś jednak tutaj na blogu się zbytnio nie wywnętrzał - musisz zawsze mieć na uwadze, że jest to przestrzeń publiczna, a więc nie tylko ja Cię czytam. Wtedy lepiej jest zawsze korzystać z maila, wtedy masz pewność, że Twoje słowa trafią tylko do jednej osoby, ale co ta osoba z tym dalej zrobi - to już pozostaje poza Twoją decyzją, dlatego lepiej jest zwierzać się tylko takim osobom, w stosunku do których ma się pełne zaufanie.
Pozdrawiam.
Brunet, ależ odpowiedź na Twoje pytanie jest bardzo prosta - to jest właśnie to, co zrobił słoń w stosunku do mrówki ;)
No wiesz Crackie, raz się gada o zachodach słońca, a innym razem o hemoroidach ;)
OdpowiedzUsuńNapisałaś w komentarzu, cytuję fragment "...Zdarza sie,że obdarzamy kogoś kredytem zaufania. Mimo,że nie są to rozmowy na żywo."
Podobnie jak Makowa sugerujesz więc, że rozmowy prowadzone na żywo mają jakąś rzekomą przewagę nad rozmowami, prowadzonymi - jak to stwierdziła Makowa - "za pomocą pośredników".
Moim zdaniem, to nie ma znaczenia. Myślisz, że w rozmowie prowadzonej na żywo poznasz zdrajcę po oczach? Lub unikniesz zdrady, bo będziesz patrzyła swojemu rozmówcy prosto w oczy? Moim zdaniem tak nie jest. Zdrady są i tak, niezależnie od tego, w jaki sposób jest prowadzona rozmowa, bo to zależy od ludzi, a nie od tego, czy do rozmowy używa się owych "pośredników".
Niewątpliwie masz rację, że winę za zaistniały stan rzeczy ponoszą obie strony - a więc zarówno słoń, który zdradził, jak i mrówka, bo mu zaufała...
Ale zauważ też, że wszystko w życiu odbywa się na zasadzie "póty dzban wodę nosił" - a chodzi mi konkretnie o to, że stopniowo nabierasz zaufania do tych osób, które Cię wcześniej nigdy nie zdradziły, natomiast na początku nigdy nie wiesz, kto Cię zdradzi, a kto nie. Grono ludzi zaufanych nie przyrasta także z tego powodu, że zdrajcy eliminują się sami i w ten sposób odpadają z tego grona... ale nam z tego powodu jest coraz trudniej zaufać nowym ludziom... bo nigdy nie mamy pewności, czy nie obdarzamy naszym kredytem zaufania kolejnego zdrajcy...
Pozdrawiam późną nocą :)
Rozumiem o co Ci chodzi Smurffie,chociaz upieram się,że rozmowy prowadzone na żywo,jednak mają przewagę,chociaż nie mają 100 proc.gwarancji pełnego zaufania.Myślę,że chodzi Ci głównie o to,że im dłużej rozmawiamy,tym większy jest ten kredyt zaufania,tym bardziej ufamy.I stajemy się bardziej otwarci.I tu jest pułapka,bo w sumie to chyba nie tak od czasu to zależy,ale od charakteru ...jeden będzie miał to w sobie,by nie zdradzac,miec szacunek do rozmówcy,a drugi będzie plotkarzem.
OdpowiedzUsuńDośc głęboki temat,teraz to widzę.
Bo nieraz właśnie do dwóch stron wina należy.
Jak tam Twoje pryszcze na nosie???:P))))))
Kolejny raz potwierdziło się powiedzenie "nie powierzaj tajemnicy przyjacielowi. On też ma przyjaciół" Pozdrawiam. Vale!
OdpowiedzUsuńno tak... gdyby w ciągu dnia było 20 zachodów słońca i gdyby słoń spotykał się z 20 mrówkami, to można by jeszcze od biedy uznać, że bohaterka opowiadania się czepia...
OdpowiedzUsuńale tak nie jest i słoń okazał się po prostu nielojalnym lujem...
można oczywiście zadać sobie pytanie, czy mrówka miała podstawy, by tak mu zaufać, by zwierzyć się ze swojej, jakby nie było, intymniej dolegliwości... no cóż... w każdym zaufaniu jest pewien element ryzyka... ale to nie zmienia mojej oceny słonia...
Twoje opowiadanie daje do myślenia w kwestii opisywania na blogu cudzych przypadków... osobiście wyznaję zasadę "maksymalnej ściemy" w kwestiach identyfikacyjnych... wyjątkiem są osoby medialne, które przez swoją medialność same się z pod tej zasady wykluczają, oraz osoby, których upoważnienie otrzymałem... mimo to i tak miałem kiedyś aferę... opisałem czyjąś historię maksymalnie ściemniając, zmieniając pewne szczegóły tak, by skasować do zera absolutnego możliwość identyfikacji owej osoby... ten ktoś miał potem pretensje /niesłuszne zresztą, co potwierdziła wtedy cała Kawiarnia/... niemniej jednak stałem się jeszcze czujniejszy w tych sprawach...
Smurffie, a Ty znowu w bajki się bawisz :P
OdpowiedzUsuńMówisz Smurffie, że słoń zrozumiał swój błąd, a jeśli zrozumiał to chyba czuje się winny. Niedawanie drugiej szansy jest bardziej racjonalne od ryzykowania bycia znowu wystrychniętym na dudka. Mrówka powinna pamiętać, że mrówki są mrówkami a słonie słoniami, nie można innych mierzyć swoją miarką. Myślenie, że ja bym tak się nie zachowała, więc powiem, jest jak widać zgubne. Sądzę, że "gadulstwo", tak to nazwijmy, to straszna cecha i w tym przypadku zgadzam się, że trudno dawać komuś w tej sytuacji drugą szanę. W innych przypadkach raczej jestem po stronie naiwnych frajerów, którzy wierzą, że człowiek nie jest zły tylko okoliczności w jakich się znalazł powodują, że czasami się gubi. Może tak i było ze słoniem? W każdym razie, żebym została dobrze zrozumiana, za wyjątkowe świństwo uważam zdradzanie czyiś tajemnic. I nic tu nie ma na usprawiedliwienie. Uważam, że to jedna z najgorszych podłości jaką można wyrządzić drugiemu. I od takich słoni lepiej trzymać się z daleka. Miłego dnia :))
OdpowiedzUsuńNie mylisz się ani trochę, brzydzę się zdradą, bo doświadczyłem jej bardzo wiele razy od bardzo bliskich osób - dawnych przyjaciół (dawnych, ponieważ zrywam kontakty z każdym, na kim się mocno zawiodę; tak już mam, nie potrafię rozmawiać z kimś wiedząc, że ten ktoś kiedyś choć na chwilę działał na moją szkodę, nawet jeśli teraz tego żałuje) oraz, niestety, rodziny. O tym pisałem kiedyś u mnie, nie bezpośrednio, bo nie zamierzam wdawać się w drastyczne szczegóły, uważam że sam fakt zdrady przez kogoś z rodziny brzmi bardzo przykro. Nie boję się wywnętrzać na Twoim blogu, zawsze gdy piszę komentarz staram się dzielić opowiadaną historię na "zdatne do upublicznienia" i "stanowczo tylko dla mnie" ;) Tak jak w tym przypadku :)
OdpowiedzUsuńChodzi mi o to Crackie, że obdarzając kogoś naszym kredytem zaufania, zawsze ponosimy pewne ryzyko. I moim zdaniem to ryzyko będzie niemal takie samo /piszę "niemal" - bo jestem skłonny uznać, że jednak kontakt realny niesie za sobą nieco mniejsze ryzyko - ale tylko trochę mniejsze/ w obu rozpatrywanych przypadkach, tj. w kontakcie z "pośrednikami" lub bez "pośredników". A zatem zawsze jest to sprawa losowa, bo nie wiemy na kogo trafimy, czy wybraliśmy odpowiednią osobę.
OdpowiedzUsuńA jak tam Twoje pryszcze, Crackie? :P
Andante, każdy z nas ma przyjaciół bliższych lub dalszych i każdy z nas powierza komuś jakieś swoje tajemnice, tak to już jest.
Pozdrawiam.
Ptr, te hemoroidy stanowią tylko pewien działający na wyobraźnię czytelnika przykład intymnych zwierzeń, nic ponadto.
OdpowiedzUsuńPamiętam, że już kiedyś rozprawialiśmy nt. "kwestii identyfikacyjnych" w pisanych przez nas postach, wiem też co masz na myśli pisząc o reakcjach konkretnych osób na te posty.
Moim zdaniem obaj mamy na celu to, aby pokazać i ewentualnie napiętnować czyjąś postawę, a nie osobę. A to, że czasem /tak u Ciebie, jak i u mnie/ ktoś w komentarzu da znać /na ogół "między wierszami"/, że jest "cichym bohaterem" takiego posta, to jest niejako sprawa wtórna, której pierwotnie w ogóle nie bierzemy w rachubę. Wg mnie działa to na zasadzie "uderz w stół, a nożyce się odezwą", chociaż my wcale owych "nożyc" do "tablicy" nie przywołujemy.
Mając powyższe na uwadze, jeśli mnie zapytasz wprost, kogo miałem na myśli pisząc tę przypowieść, odpowiem Ci bez wahania: "oczywiście mrówkę i słonia" ;))
Tak Wróżko, tę bajkę o odczarowywaniu Złej Wróżki też będę chciał dokończyć, nie martw się ;)
OdpowiedzUsuńTak Wiolu, ale to jest szeroki temat i do dyskusji. Mając na uwadze to, co napisałaś chodzi mi teraz po głowie taki post "Źli ludzie, czy zły świat?", gdzie postaram się szerzej to omówić. Być może już w ten weekend :)
Ukłony :)
Kamilu, radykalne odcinanie się od osób, które Cię zdradziły ma swoje dobre i złe strony. Dobre - bo masz wówczas pewność, że te osoby więcej Cię nie zdradzą. A złe - bo zdrada zdradzie nierówna. Czasem ktoś może Cię zdradzić nie mając pełnej świadomości co czyni, poza tym każdy z nas czasem popełnia jakieś błędy. Eliminując te osoby skreślasz je definitywnie z listy osób, które kiedyś będą mogły Ci pomóc w trudnych chwilach, a w życiu czasem tak jest, że nie zawsze możesz liczyć tylko i wyłącznie na samego siebie.
OdpowiedzUsuńTo dobrze, że starasz się kontrolować to, co tutaj piszesz. Co prawda jesteś tutaj osobą anonimową i trudną do zidentyfikowania, ale ostrożności w tej materii nigdy za wiele.
Pozdrawiam.
Fakt, być może mógłbym potrzebować kiedyś pomocy tychże osób, ale nie lubię mieć u kogoś długów wdzięczności, a nawet jeśli to robi bezinteresownie - nie lubię dawać mu poczucia, że pomógł. Taki już jestem :) Swoje słabości zostawiam sobie i przyjaciołom, ale nigdy nie proszę ich o jakąkolwiek pomoc... Chyba, że drobną ;)
OdpowiedzUsuńNajlepszy przykład - mam znajomości w Hiszpanii, ale nie korzystam z nich, bo nie chcę potem żyć tak jak ktoś mi każe i słuchać "ściągnąłem Cię tutaj, więc się dostosuj". To nie dla mnie ;) Dlatego z taką łatwością palę za sobą mosty, jak na razie to mi nie wyszło na złe, choć tęsknię za starymi znajomościami. Pozdrawiam :))
No fakt... taka zdrada też boli, wiem bo byłem "mrówką"... co prawda o hemoroidach nie gadałem... :) A propos, znam inna przypowieść o panu mrówku i słonicy, ale nie leży w kontekście tego wpisu, to się powstrzymam... :)
OdpowiedzUsuńkróljacuś1
Smurff!jak mogłeś publicznie o moich pryszczach!..jesteś słoniem!..:P)))))
OdpowiedzUsuńJeżeli powierzamy komuś jakieś intymne sekrety,a tego kogos na tyle nie znamy..to wina jest obopólna,bo jedno naiwne,a drugie..szuja.:P)))
Powiem jedno,plotki zawsze bedą,tego nie unikniemy,ale warto zastanowic się nad tym,czy obdarzac nieznajomą osobe kredytem zaufania tak dużym,żeby mu o wszystkim mówic.
Coś z innej beczki,na wesoło:
Mrówek wychodzi na słonicę...ta coś poczuła,otrzepała się ..a mrówek na to:
drżysz maleńka...:P
Pozdrawiam miło:)
"Pytasz mnie, czy jestem skłony do wybaczania zdrad, a więc - czy jestem skłonny dać zdrajcy drugą szansę... otóż nie, nie jestem skłonny.
OdpowiedzUsuńMyślę, że w powiedzeniu "zdrajca zawsze będzie zdrajcą" kryje się pewien głębszy sens. Chodzi mi o to, że przecież zdrajca ma świadomość tego, że zdradza, doskonale wie, że to jest naganne... ale pomimo tego, jednak robi to. Działa tu więc podobny mechanizm jak w przypadku złodzieja, który też wie, że robi źle, ale raz przyłapany na gorącym uczynku z reguły dalej uprawia złodziejski proceder, o ile pozwalają mu na to warunki...
Myślę, że zdrajca działa podobnie, dlatego nie jestem skłonny wybaczać zdrady."
Zaczęłam cytatem z Twojego komentarza. I niech to wystarczy za mój...... Coś podobnego?! Nie myślałam, ze zgadzamy się aż tak w tej kwestii!! Pozdrawiam
czekam z niecierpliwością :))
OdpowiedzUsuńno cóż nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki , mógł słoń pomysleć wcześniej ,pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOj, niestety tak to już bywa, że skoro żyjemy blisko innych, jeśli wchodzimy z nimi czy to w związki przyjacielskie, czy uczuciowe, czy jakiekolwiek inne zależności/zażyłości - z reguły dochodzi do jakichś tam zwierzeń, a wtedy zawsze narażamy się na ryzyko zdrady, rozczarowania, zawiści i w ogóle najróżniejsze przykrości... a szkoda, bo czasem tak niewiele potrzeba żeby zapobiec tego typu sytuacjom - ot, wystarczy sobie tylko przypomnieć stare porzekadło - "nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe"
OdpowiedzUsuńPozdrawiam nieco refleksyjnie :)
Czyli Kamilu, starasz się zawsze być sam dla siebie "sterem, żeglarzem, okrętem". Znam takich ludzi i ich szanuję. Ale sam czasem korzystam z pomocy innych ludzi, bo czasem miałem już takie sytuacje w życiu, że bez pomocy innych ludzi po prostu nie dałbym sobie rady.
OdpowiedzUsuńAle Tobie życzę pomyślnych wiatrów ;)
Pozdrawiam.
Witaj Królu J. ;)
Też znam "inne przypowieści" związane z tymi postaciami, ale to może kiedyś przy innej okazji sobie opowiemy ;)
Pozdrawiam.
OK Crackie, tylko czy aby na pewno czyjaś łatwowierność/naiwność jest winą w kategoriach postrzegania przez nas dobra i zła? Bo przecież skoro przypisuje się komuś winę, to postrzega się to w sposób naganny... czy słusznie? Potraktuj to jako wprowadzenie do kolejnego posta, w którym będę pisał o postrzeganiu przez nas kwestii dobra i zła. Miałem to dziś opublikować, ale wypadek Roberta Kubicy zniechęcił mnie do pisania...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam wieczornie.
P.S.
A pryszcze z czasem znikną, nie martw się :P
Pewnie Cię to zdziwi Trutu, ale dobrze sobie zapamiętałem to, co kiedyś napisałaś na moim blogu w sprawie pułkownika Kuklińskiego /do którego zamierzam zresztą wrócić w kolejnym poście/. Akurat w tej kwestii moje zdanie jest nieco inne, ale przyznaję, że zaimponowała mi wtedy Twoja bezkompromisowość i zdecydowanie z jakim wyrzekłaś swoją opinię. Pomyślałem sobie wtedy "no proszę, ta kobitka ma naprawdę zdecydowany stosunek do kwestii zdrady, całkiem podobnie jak ja" ;)
Dlatego ten Twój komentarz nie jest dla mnie jakimś zaskoczeniem, bo już wcześniej wiedziałem, że masz do tego właśnie takie podejście.
Pozdrawiam.
Najgorzej to komuś coś obiecać, Wiolu ;) Trudno, będziesz musiała uzbroić się w cierpliwość i jeszcze trochę poczekać :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Tak Szafirku, słoń mógł wcześniej pójść po rozum do głowy, a nie biadolić nad rozlanym mlekiem.
Pozdrawiam.
Zgadza się Dejaniro, takie przypadki czasem się zdarzają. Niestety. Dlatego należy starannie wybierać tych, którym udzielimy naszego kredytu zaufania, aby się później gorzko nie rozczarować.
Pozdrawiam wieczornie :)