Witaj Miły Gościu na pokładzie Linii Lotniczych "Smurffair". Rozgość się tutaj - mój wirtualny barek jest zawsze obficie zaopatrzony ;) Życzę wyłącznie miłych lotów i wielu przyjemnych wrażeń!

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Something...

Myślisz, że masz uporządkowane życie.
Kochającego partnera, dzieci.
Powtarzasz sobie od czasu do czasu:
- mnie już żadne porywy serca nie grożą. Wiodę spokojne, ustabilizowane życie. Mam rodzinę, którą kocham i która kocha mnie. I niczego więcej do szczęścia mi nie potrzeba.

Aż tu nagle zonk...

Poznajesz kogoś. Nieważne gdzie - może w pracy, może u znajomych, a może w wirtualnym świecie będąc np. na jakimś czacie.
Czujesz, że ta nowo poznana osoba cię intryguje, roztacza jakiś czar, wabi cię do siebie.
Początkowo myślisz, że to tylko nowy ciekawy człowiek, którego udało ci się poznać. Dlatego chętnie kontynuujesz tę znajomość, spotykacie się, często rozmawiacie ze sobą, czujecie się dobrze w swoim towarzystwie.
Po jakimś czasie z niepokojem zauważasz, że coraz częściej myślisz o tym nowo poznanym człowieku, który powoli wypełnia sobą coraz większą przestrzeń w twoim życiu...
Zaczynasz zdawać sobie sprawę, że to nie jest tylko nowa znajomość, to jest coś więcej, bo ten nowo poznany człowiek zaczyna dla ciebie wiele znaczyć...

Może to nie jest reguła, ale czasem tak się zdarza...

Co robić w takiej sytuacji?
Generalnie widzę tylko dwa rozwiązania.

1. Dajesz się porwać tej nowej znajomości myśląc sobie "co będzie, to będzie".
Czyli idziesz "na żywioł". Jeśli nowe uczucie ma cię porwać, to niech cię porwie. Dajesz się ponieść tej fali.
Twoja rodzina ponosi oczywiście wszelkie konsekwencje tej decyzji.

2. Definitywnie zrywasz tę znajomość. 
Najlepiej  bez stosowania żadnych półśrodków typu rozmowy telefoniczne albo SMS-y. Bo takie sporadyczne kontakty wciąż będą ci przypominać tę osobę, która w efekcie nadal będzie wypełniać twoje myśli i twoje życie.
Potem następuje walka prowadzona ze swoim sercem, które kołacząc domaga się kontaktu z tą osobą...
Jeśli ulegniesz - wtedy grozi ci "rozwiązanie nr 1"... a więc nie możesz ulec.


Później bywa różnie - czasem po prostu zapominasz. 
Innym razem chowasz wypełniające cię uczucie na samo dno serca. 
I tam je trzymasz uwięzione.
Czasem do końca życia...

43 komentarze:

  1. Rozwiązanie zależy od sytuacji... Zawsze jest coś kosztem czegoś. W takiej sytuacji przy tych porywach uczuć itp. dobrze byłoby spojrzeć na to wszystko z boku, logicznie się zastanowić... tylko że jest to bardzo trudne.
    Ja wiem jedno, jeśli nie byłoby to chwilowe zauroczenie, ale obustronna miłość, ja nie potrafiłabym uwięzić go na dnie serca i żyć dalej tak, jakby się nic nie stało...
    Czasem pojawia się i trzecie rozwiązanie... połączenie 1 i 2.
    Kluczowy element to miłość, bo stawianie życia na głowie, nie tylko swojego życia, dla chwilowego zaćmienia powodowanego zauroczeniem, które minie tak samo szybko jak przyszło, jest jakoś wg mnie pozbawione sensu.

    OdpowiedzUsuń
  2. No proszę, jaka telepatia nastąpiła, bo ja właśnie byłem u Ciebie, CzG ;)
    Mówisz, że nie potrafiłabyś tak uwięzić na dnie serca... a czy wzięłaś pod uwagę także dobro swojej rodziny? /Oczywiście zakładając na potrzeby tej dyskusji to, że taką rodzinę posiadasz/.
    Osobiście nie wierzę też w połączenie rozwiązań nr 1 i nr 2... moim zdaniem na dłuższą metę takie coś się nie sprawdzi - z prostej przyczyny - bo nie da się zjeść ciastko i nadal mieć ciastko... no chyba, że zamierzasz, że tak powiem, "walczyć na dwa fronty"... ale wtedy moim zdaniem jesteś nie fair wobec wszystkich osób, z którymi tworzysz coś w rodzaju związku.
    Miłego dnia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Innymi słowy - zawsze należy korzystać z okazji? :))

    dr_brunet bez formy:)

    OdpowiedzUsuń
  4. krakowianka4.04.2011, 15:30

    Nie jest to łatwy temat,Smurffie.Ty masz rodzinę,więc inaczej będziesz patrzył ,mniej teoretycznie,niz np.ja.
    Ja tu troche "pogdybam" niestety.Albo nie...na podstawie różnych przypadków zasłyszanych śmiem twierdzić,że...często gęsto zdarza sie jednak,że idzie sie za głosem serca.Jest tak w życiu,że po latach,nagle,spotyka sie tę druga połówkę,przy której całe dotychczasowe życie wydaje nam sie tylko namiastką szczęścia.Nie mam tu na mysli chwilowego zauroczenia.
    Wierzę,że bywa tak,że nagle następuje miedzy dwojgiem magia...i to oboje czują,że to jest właśnie TO,czego szukali całe życie.
    Jednak....i tu tez tak bywa,że jedna strona rezygnuje z uczucia dla idei utrzymania rodziny,może też,żeby kogos nie krzywdzić.
    Niestety,tak na prawdę,już sie skrzywdziło,bo to uczucie chowa sie glęboko w sercu...czyli faktycznie...juz miłości do rodziny nie ma wielkiej...jest tylko poświęcenie.
    Tak to widzę.
    Ciekawy temat,ale..z wieloma rozwiązaniami...bo i zycie jest nieprzywidywalne.
    Pozdrawiam miło;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Od zwierząt odróżnia nas możliwość świadomego wyboru...... Jeśli komuś jest źle z aktualnym partnerem, to wybierze rozwiązanie pierwsze, jeśli kocha miłością prawdziwą i spełnioną, to wybierze rozwiązanie drugie, ale jeszcze ZANIM zacznie kołatać mu serce... Jeśli ktoś daje się porwć tym emocjom i porywom serca, to widać czegoś mu w stałym związku brakuje... Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. cd. I wtedy powinien NAJPIERW rozwiązać stary związek a dopiero potem szukać nowego.... Zresztą od dawna znasz moją opinię na temat zdrady (myślą, mową i uczynkiem...) Jeszcze raz pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. problem w tym, że nie ma dwóch wyjść...nie można żyć w niebie i umrzeć jednocześnie..nie trzeba nikogo spotykać czasem można sie obudzić i odkryć że "ma się ustabilizowane życie" i nic więcej, coś w rodzaju warzywa...ale masz rację jeżeli chce się mieć ustabilizowane życie to trzeba przerwać uczucie i wyciąć jak chorobę nowotworową tylko nie zawsze udaje sie przeżyć a nawet gdyby, to już jest inne życie...dla wszystkich...tak czy siak nie życzę nikomu dokonywać takich wyborów...paaa Miłego wieczoru :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Witaj Smurrfiku:)
    To tak jak w tej piosence Stanislawa Soyki "Tak jak w kinie". Tez mam teraz dosc spokojne, unormowane i przewidywalne zycie ale musze ci wyznac, ze nie wiem jak bym zareagowala. Wydaje mi sie, ze jest to ciezkie przezycie dla ktorejs ze stron w zwiazku z dluzszym stazem. I pytanie: jak nie sprobuje, to sie nie dowiem, a jak sprobuje zniszcze to, co budowalem/am tyle lat. Ale byc moze to jest TA wielka milosc? Znasz mnie. Ja bym szla na zywiol ;))

    ps. Obejrzalam! Gratulacje:) Prawdziwego artyste masz:) Pozdrawiam.
    woman

    OdpowiedzUsuń
  9. czego byś nie wybrał i tak ktoś będzie cierpiał:)... pójdziesz za głosem serca będzie cierpieć rodzina ... zerwiesz znajomość będziesz cierpiał Ty i ta druga strona ... jest jeszcze inna możliwość ... zostaniesz wydupcony na całej linii jeśli pójdziesz za głosem serca, które okaże się zwykłym chwilowym zaćmieniem i wtedy zostajesz bez rodziny i bez tej drugiej strony:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Smurffie, nie walczyć o żaden, to miałam na myśli w połączeniu 1 i 2. Dzieci, dziećmi i przecież bym ich nie porzuciła, gdybym takowe miała, a partner... odeszłabym niż zostałabym z kimś, nie kochając tego kogoś. Nie potrafiłabym...
    Jeśli nie ma miłości, nie ma związku, bo ja nie wierzę, że miłość może przyjść z czasem albo że się narodzi na nowo.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Wiesz, w punkcie pierwszym dodałabym, że nie tylko rodzina ponosi konsekwencje. Bo prędzej, czy później one dotkną również tę osobę, która zdradza. Może się tak stać, że straci wszystko i gdy się "ocknie" będzie już za późno. Poza tym, jak głosi stara prawda- na czyjejś krzywdzie własnego szczęścia się nie zbuduje.
    Więc może lepiej czasem się zastanowić, czy rzeczywiście warto ryzykować.

    Pozdrawiam Smurffiku.

    OdpowiedzUsuń
  12. Wczoraj zamierzalam rozpisac sie tutaj troche... dzisiaj, jestem na swiezo po rozmowie z bohaterka mojego postu i musze Ci powiedziec, ze znalazla ona trzecie rozwiazanie, ktore dalo mi wiele do myslenia i w koncu musialam przyznac jej racje..., bo my kobiety jestesmy bardzo skomplikowane i proste rozwiazania w ogole nie wchodza w rachube...w najblizszym poscie napisze o tym..

    OdpowiedzUsuń
  13. W zasadzie zgadzam się z powyższymi komentarzami, a zsyntetyzuję je w ten sposób: Wszystko zależy od stopnia naszej wrażliwości, empatii i świadomości konsekwencji. Obawiam się jednak, że poza rozwiązaniem 1 i 2 jest jeszcze cała masa pośrednich.
    --
    króljacuś1

    OdpowiedzUsuń
  14. Wpadłam tutaj bo czytuję blog Laury zaciekawiona jak TY to widzisz. I widzimy podobnie. Kiedy kobieta jest spełniona pod każdym aspektem nie spojrzy na innego, kiedy docenia to co ma i szanuje również nie, z tym, że czasami życie lubi pisać przewrotne scenariusze ale dużo zależy od nas samych.
    Każdy chce kochać i być kochanym:)
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  15. Nigdzie nie napisałem Brunecie, że zawsze należy korzystać z okazji.
    W dodatku chyba wziąłeś sobie do serca tę formę ;)

    Też mi się wydaje, Crackie, że to ciekawy temat. Wydaje mi się, że nie trzeba wiele, aby sobie takie coś wyobrazić. Przecież Ty też miałaś rodzinę i wiesz jak to wtedy jest. Wyobraź więc sobie, że ten post właśnie Ciebie dotyczy... i co wtedy zrobisz? Pójdziesz na żywioł, czy będziesz chronić rodzinę? Każde z tych rozwiązań niesie za sobą pewne zyski i pewne straty... a Ty wiesz, że jednak musisz coś wybrać... a wyjścia masz właściwie tylko dwa - podałem je w poście.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Mam wielki szacun dla Twojej konsekwencji, Trutu. Właściwie wiedziałem, że jeśli skomentujesz ten post, to właśnie w taki sposób. Dla Ciebie wszystko jest proste, w te albo we wte, rybki albo akwarium. W Twoim systemie wartości nie ma miejsca na żadne romanse "na boku".
    I muszę przyznać, że to w Tobie cenię.
    Pozdrawiam.

    Tak Makowa, ale nie należy zapominać, że taka decyzja siłą rzeczy dotyczy także innych ludzi. I to powinniśmy mieć na uwadze dokonując takich wyborów. Nawet jeśli później będziemy tylko dobrze poukładanym warzywem, to inni dzięki temu nie będą mieli traumatycznych przeżyć. Tylko egoiści nie biorą tego pod uwagę.
    Miłego :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Witaj Pretty w nowym smurffowym kąciku :)
    Też tak mi się wydaje, że Ty byś poszła na żywioł ;)
    Chociaż może tylko tak mi się wydaje ;)
    Dziękuję, miło słyszeć, że Ci się podobało :)
    Pozdrawiam :)

    Tak Pinesko, taka sytuacja nie ma dobrych rozwiązań, zawsze ktoś pozostanie "na lodzie".
    Jednym słowem, sytuacja nie do pozazdroszczenia ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Acha CzG, teraz rozumiem. Czyli zawsze idziesz za głosem serca i nie zostaniesz z kimś, kogo nie będziesz kochać. A w takiej sytuacji jak opisana, odchodzisz razem z dziećmi od dotychczasowego partnera i zostajesz sama z dziećmi, tak rozumiem.
    No fakt, można i tak, jakoś nie wpadło mi to wcześniej do głowy ;)
    Pozdrawiam :)

    Ad, ale nie możesz zaprzeczyć, że czasem bywa i tak, że ludzie w takiej sytuacji idą za głosem serca i po latach wcale tego nie żałują. Może to są tylko "wyjątki potwierdzające regułę", tego nie wiem, ale wiem, że czasem tak bywa.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  19. W takim razie czekam na Twojego kolejnego posta, Lauro. Muszę przyznać, że jestem ciekaw, w jaki sposób ta sprawa mogła zostać rozwiązana.
    Osobom czytającym ten komentarz winien jestem wyjaśnienie, że to właśnie aktualny post Laury pt. "Śniadania u Tiffany'ego" był inspiracją dla tego mojego posta :)

    Królu, ale ta cała masa pośrednich rozwiązań, to w gruncie rzeczy jedynie pochodna tych dwóch głównych, które opisałem. Wiadomo, że można mieć "dochodzących kochanków" i grać przy tym na zwłokę, ale celowo to pominąłem w moich rozważaniach, bo od razu zaproponowałem grę fair play ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. tak można zaoszczędzić traumatycznych przeżyć i założyć ogródek warzywny :P
    w moim przekonaniu, dobro to wypływające z głębi nie może szkodzić innym...być może jest trudne do poukładania i do tego trzeba przygotować swoich bliskich ale w rezultacie daje poczucie spokoju i lekkości w przekonaniu wartości które są bardzo cenne...życia w prawdzie ze sobą samym...to się udziela innym i warto o to dbać nawet za cenę trudności...żyć w wartościach nie jest łatwo i to też jest jakaś szkoła życia...jednak wartością jest BYĆ a nie chować się za zasłoną dobra innych bo to jest złudne i chyba nie bardzo wartościowe...tak myślę, być może to egoizm ale tak naprawdę dobro trzeba zaczynać od siebie ...miłość nigdy nie była zła i może ranić tylko tą fałszywą, to jest też niezły egzamin czasem trudno przyjąć do wiadomości że ci najbliżsi nie kochają nas samych tylko nasze zapewnienie im unormowanego życia:)czasem sami nie chcemy się o tym dowiedzieć...paaa:)

    OdpowiedzUsuń
  21. Witaj Lui na smurffowych śmieciach ;)
    Absolutnie nie neguję tego, co napisałaś. Jeśli kobieta jest spełniona, kocha i czuje się kochana, a do tego jest też rozsądna i odpowiedzialna, wtedy nigdy nie będzie miała tego typu miłosnych rozterek.
    Ale jest wiele kobiet, które z różnych względów wyłamują się z tego schematu. I ten post właśnie takich kobiet dotyczy.
    Poza tym, ja celowo nie precyzowałem płci bohatera tego posta, bowiem wyszedłem z założenia, że w równym stopniu może on dotyczyć kobiet jak i mężczyzn.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  22. krakowianka5.04.2011, 22:33

    Ja Smurffie wierze w magię między dwojgiem....i ze bywają takie sytuacje,że dwoje sie spotyka w jakimś czasie,przypadkowo ,mając nawet swoje rodziny.I jak wyżej pisałam,nie chodzi mi o zauroczenie ale o pelną świadomośc uczucia.Nie jest łatwo ot tak sobie odejśc,zostawic rodzinę.Jeśli w niej są dzieci jeszcze małe,będa przeżywac to rozstanie...jeśli dorosłe,to powiem tak,że zrozumieją pewne rzeczy już.
    Wiem,że to niemodnie zabrzmi,ale nie iśc za glosem serca to byc w związku na sile,dla zasad,trwac,ale nie przeżywac emocji...chowac w sercu ból.I zestarzec się w poczuciu,że tak naprawdę nic się w życiu nie przeżyło,bo ...trzeba było życ dla rodziny.Dzieci wychodzą z domu,dorosłe,zakochane...a my jesteśmy dla siebie lokatorami,mąz ,żona...ale tylko na papierze.On w jednej sypialni a ona w drugiej.Każde w swoim świecie.Tak tez bywa.
    Pozdrawiam miło:)

    OdpowiedzUsuń
  23. Łatwo jest gdybać kiedy człowiek pisze co mu się wydaje że zrobiłby gdyby się znalazł w takiej sytuacji. Czy jeśli przestajesz kochać, to jest to wystarczający powód do odejścia i poszukania nowej miłości? Czy człowiek żyje tylko miłością, czy ona jest najważniejsza na świecie? Związek dwojga ludzi rodzi pewne owoce - co z nimi? Z drugiej strony - po co człowiek żyje? Czy po to by się poświęcać dla kogoś, w imię czegoś? Czy nie lepiej zadbać wreszcie o siebie, mieć coś z życia dla siebie? Ja kiedyś miałem podobny dylemat i uwierz mi, nie ma dobrego wyjścia. Można podejść do tego racjonalnie, można emocjonalnie. Tak czy siak, zawsze jest ktoś kto zostanie skrzywdzony. Włącznie z Tobą samym. Nigdy nie poznasz prawdy na ten temat, bo ona nie istnieje.

    OdpowiedzUsuń
  24. "Wszystko jest kwestią zwalczania pokusy i wyboru, niczym więcej", nie pamiętam czyje to słowa, ale ten ktoś chyba wiedział co mówi. Poza tym: ilu nas- tyle rozwiązań;) I jeszcze można poprzekładać klepki w mózgu, podobno też działa;) Uśmiechniętego dnia!

    OdpowiedzUsuń
  25. Podałeś dwa rozwiązania tej sytuacji : dajesz się porwać lub definitywnie zrywasz. Upraszczając wszystko. Od strony psychologii wygląda to tak,że oba rozwiązania mogą być dobre. Tak to jest.I nie jest to potocznie zwany egoizm. A i decyzje powinny być odpowiedzialne.
    Pozdrawiam Wiolena

    OdpowiedzUsuń
  26. Moim skromnym zdaniem to najstraszniejszy moment, gdy masz poukładane życie, aż tu nagle ktoś zupełnie przypadkowy porusza Twoje serce. Pół biedy, gdy ta kobieta z długimi nogami, dużym biustem i pięknymi oczami robi na Tobie tylko wizualne wrażenie. Gorzej, gdy zawróci Ci w głowie tym, co myśli i mówi. Wówczas robi się niebezpiecznie. Rozwiązania wydają się drogami do zatracenia. Przykro mi, ale nie mam pomysłu. Jedyne co mi przychodzi do głowy to kochać tę jedyną na zabój i nie dopuszczać do siebie myśli o zdradzie. Jeśli ta druga osoba nas nigdy nie zawodzi, to zasługuje na bezgraniczną wierność.

    Master :-)

    OdpowiedzUsuń
  27. Jakoś trudno mi się zgodzić z Twoją argumentacją, Makowa...
    Słowo BYĆ nie oznacza dla mnie widzenia głównie końca swojego nosa - w takim przypadku o wiele lepiej pasuje użyte już wcześniej przeze mnie słowo "egoizm". Niektórzy nazywają to co prawda "zdrowym egoizmem", ale umówmy się - to jest tylko egoizm razem z użytym przymiotnikiem, ale nadal egoizmem pozostaje i ma się nijak do mojego postrzegania słowa BYĆ, które żadnych cech egoizmu nie posiada.
    Nie oznacza to jednak bynajmniej, że jestem jakimś ortodoksem w tej kwestii. W sytuacji, gdy samotna matka z dzieckiem/dziećmi pozna kogoś z kim chce utworzyć związek, a dzieci są przeciwko, zawsze będę trzymał stronę matki.
    Czyli zdrowy egoizm nie musi wykluczać "bycia" ;)
    No i czasem to można BYĆ nawet warzywem, jak mus to mus ;)
    Pa :)

    Różnie bywa, Crackie. Słyszałem już o takich historiach, że małżeństwo odchowało dzieci, po czym małżonkowi powiedzieli sobie "pa" i oboje utworzyli nowe związki z tymi partnerami, do których od lat oboje p cichu wzdychali. Czyli można i tak, ja nie mówię, że trzeba latami na siłę tworzyć sztuczne związki. Dużo zależy od nas samych, od tego na jakim etapie życia jesteśmy i czego od tego życia oczekujemy.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  28. Zadałeś takie pytania Urdenie, jakie chciałbym aby zadał sobie każdy, kto przeczyta ten post :)
    Nie wiem natomiast o jakiej prawdzie piszesz... przecież będąc w takiej sytuacji nikt z nas nie zostanie podłączony do wariografu, bo jak go wykalibrować? Co będzie prawdą, a co nie?
    Życie to między innymi sztuka dokonywania ciągłych wyborów - ale przecież nikt nie twierdzi, że jeden wybór jest bardziej prawdziwy niż drugi. Co najwyżej jeden wybór może okazać się bardziej korzystny niż inne, ale z prawdą ma to niewiele wspólnego.

    Reniu - poprzekładać klepki w mózgu? Toż to znakomity pomysł! ;))
    Dziękuję i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  29. Smurff, niestety, w tej sytuacji pozostanie tylko piękna teoria, a ja nie wymyślę niczego oryginalnego. Wg mnie bez względu na to, jakie wybierze się rozwiązanie - zawsze będzie 'coś', czego będzie się żałować lub ktoś, kto pozostanie skrzywdzony... niemniej uważam, że na pewno w takich sytuacjach potrzeba duuużo czasu oraz samotności na przemyślenia/poukładania sobie priorytetów... bo nigdy nie należy igrać ani z czyimiś, ani ze swoimi uczuciami, gdyż żle to się kończy.
    Pozdrawiam z lekka zadumana :)

    OdpowiedzUsuń
  30. Wioleno, a możesz rozwinąć ten swój komentarz? Dlaczego uważasz, że to uprościłem? Ja tak wcale nie uważam. Podałem dwa skrajne rozwiązania, wszystko inne zawiera się gdzieś pomiędzy. Mógłbym co prawda jeszcze wiele o tym pisać, ale po pierwsze - nie lubię pisać zbyt długich postów, a po drugie - wychodzę z założenia, że Moi Czytelnicy całą resztę sami sobie "dośpiewają" bez moich sugestii.
    Nie rozumiem też Twojego stanowiska, gdy piszesz, że z punktu widzenia psychologii oba rozwiązania mogą być dobre. Dla mnie łączenie jednego z drugim to jak łączenie ognia z wodą. Mogę się z Tobą zgodzić, że oba rozwiązania są dobre, ale przy założeniu alternatywnym, czyli - albo jedno, albo drugie.
    Wtedy tak.
    Pozdrawiam.

    Cieszę się, że jeszcze tutaj zaglądasz Master, bo już myślałem, że zajrzysz do mnie dopiero w przyszłym roku ;)
    Poruszyłeś w swoim komentarzu kwestię, której do tej pory jeszcze nie "wyciągnąłem na wierzch", dlatego pozwól, że nieco rozwinę ten Twój komentarz :)
    To będzie cd. mojego "wykładu" między innymi dla Makowej w kwestii BYĆ...
    Nasze związki nie biorą się znikąd. Zakładając, że jesteśmy rozumnymi ludźmi, którzy są zdrowi na ciele i umyśle, jakiś czas temu weszliśmy w nowy związek. Zrobiliśmy to, bo ta osoba także była wówczas dla nas kimś wyjątkowym. Potem na świat przyszły dzieci i jakiś czas żyliśmy wspólnie.
    Uważam, że skoro tak się stało, to coś tej wybranej przez nas osobie się należy - jakaś konsekwencja naszych wcześniejszych wyborów powinna być. W tej sytuacji wg mnie obowiązuje powiedzenie "słowo się rzekło, kobyłka stoi u płota".
    Oczywiście od tej dewizy bywają liczne wyjątki, gdy np. mąż "pije i bije", ale jak to zawsze powtarzam - wyjątki tylko potwierdzają regułę ;)
    Miłego dnia, Master :)

    OdpowiedzUsuń
  31. Nie dziwię Ci się Dejaniro, bo w tej sytuacji faktycznie trudno jest coś oryginalnego wymyślić.
    Z pewnością potrzebna jest wtedy głęboka analiza, ustalenie naszych życiowych priorytetów, zastanowienie się nad tym, co tak naprawdę jest w naszym życiu ważne. Tego absolutnie nie neguję, uważam wręcz, że taka analiza jest jak najbardziej wskazana.
    Pozdrawiam ciepło, bo chłód na dworze :)

    OdpowiedzUsuń
  32. Sorry może za niezrozumiałe określenie z upraszczaniem. Post ma długość jaką chciałeś,i jest ok.Podajesz trochę mało okoliczności. Mało też wiemy o drugiej stronie. Ale ogólnie,mając na myśli dwa rozwiązania myślałam oczywiście o każdym oddzielnie - jeśli to ma być pomoc dla tej osoby. Albo jedno, albo drugie :) Oczywiście trzeba sobie jasno powiedzieć, że jest to sytuacja trudna.Bez względu jakie były przyczyny.Choć przyczyny musiały być.
    Wiolena

    OdpowiedzUsuń
  33. Właściwie można by doszukiwać się innych rozwiązań takowej sytuacji, ale założę się, że z każdej i tak dojdziemy do podanego numeru jeden bądź dwa. Pytanie, czy warto w ogóle ryzykować i pojawiać się w takich miejscach. Taka znajomość może zaburzyć spokój i monotonię którą tworzyliśmy przez tyle lat, w naszym życiu i w naszym sercu. Większość uznałaby zapewne, że nie warto się narażać na taką sytuację i zamknęła się w gronie "przyjaciół rodziny", ale jakież monotonne musi być takie życie. Jakby nie patrzeć w sytuacji zauroczenia wyłącza się racjonalne myślenie i logiczne łączenie pewnych faktów - to jest właśnie jego urok bądź też przekleństwo. Każdy patrzy na to inaczej, "punkt widzenia zależy od punktu siedzenia". Osoba żonata patrzy na to inaczej niż kawaler a on jeszcze inaczej niż nastolatek. Priorytety zmieniają się z wiekiem ;)
    Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  34. krakowianka6.04.2011, 21:03

    Ten problem,ktory tu poruszasz Smurffie,jest w sumie skutkiem tego,że zawiązujemy pierwsze związki w bardzi młodym wieku.Jeślo oboje podchodzą do życia odpowiedzialnie,dokonując właściwych wyborów,związek trwa oparty nie tylko na miłości ale tez i przyjaźni.Tylko statystyki niestety sa inne,bardzo dużo jest zwiazków rozbitych,a więc....nie są to dwie połówki jabłka.W wieku 20 paru lat inaczej podchodzimy do życia,potem ono weryfikuje nasze wzajemne stosunki i postawy...i co?
    Czujemy,że jedna ze stron całkowicie odwraca się od problemów.Nie sprawdza się jako partner do życia,bo miłośc to też wzajemne rozwiązywanie codziennych problemów.Nie tylko seks i patrzenie sobie w oczy.
    Uważam,że tak jak piszesz,w komentarzach,te decyzje odejścia od rodziny,są najtrudniejsze...bo zostawia się za sobą to,co się razem z kimś budowało,a zaczyna coś...co tak naprawdę może byc kolejnym wielkim rozczarowaniem.
    Zycie to Smurffie ciągła droga,tak naprawdę.Raz z górki ,raz pod górkę...niestety.
    Magia,o ktorej piszesz,zdarza się rzadko,tak myślę,ale jeśli ktoś bedzie czuł się szczęśliwy...to w sumie jego decyzja...każdy jest kowalem swojego losu.
    Rzadko ludzie zachowują się rozsądnie,częściej są zobowiązani,skrępowani...tak naprawdę i brakuje im odwagi w podjęciu niektórych decyzji.Tylko mówią,że są szczęśliwi w swoich związkach...za głośno to niektórzy mówią...bo tak jak pisałam w soim poście,swój prawdziwy krzyk mają tam...w sobie.Tego nikt nie usłyszy...tylko oni sami.

    Pozdrawiam miło,ale się rozpisałam..:P

    OdpowiedzUsuń
  35. Bardzo ciekawy post, Smerffie. I tak zwany... "temat rzeka". Zbyt obszerny, zbyt skomplikowany i niejednoznaczny, by skomentować go w dwóch zdaniach. I wiesz co? Myślę, że łatwo jest teoretyzować. Łatwo i prosto. I sądzę, że tak naprawdę w tej kwestii mogą wypowiadać się jedynie osoby, których w rzeczywistości dotknął ten "dylemat". Bo tylko one wiedzą, jak bardzo jest głęboki.

    Miłego wieczoru. Uśmiech dla Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  36. w sumie to nieważne, czy istnieje trzecie wyjście lub rozwiązanie pośrednie... generalnie wszystko zależy od woli... a wola od tego, co się w związku /rodzinie/ dzieje...

    OdpowiedzUsuń
  37. Smurffie, dokładnie jest tak jak piszesz... w takich sytucjach, potrzebna jest duża dawka realizmu, ustaleniu życiowych priorytetów... bo życie nie jest ani zabawą, ani bajką. Trudno jest z marszu, ot tak sobie, lekką ręką przekreślić kilka czy kilkanaście lat związku. Zapomnieć o pewnych granicach lojalności/zobowiązaniach... i powiedzieć, np. "no cóż, takie jest życie, tak bywa, stało się..." tylko dlatego, że ktoś nas raptem zauroczył/zafascynował... Tym bardziej, że fascynacja/zauroczenie ma często to do siebie, że choć początkowo uskrzydla, bywa wielowymiarowym, oszałamiająco pięknym zjawiskiem, odrywa od codziennego życia/rutyny, od której długoletnie związki raczej nie są w stanie się ustrzec (kiedyś, na poprzednim Twoim blogu rozmawialiśmy już na ten temat) - niestety, nie daje gwarancji, że będzie trwała wiecznie, a wręcz przeciwnie - zazwyczaj blaknie prędzej/szybciej, niż by się mogło wydawać...
    Pozdrawiam słonecznym porankiem :)

    OdpowiedzUsuń
  38. Właśnie tak Smurffie :) Gdybym żyła z kimś bez miłości to oszukiwałabym samą siebie, tę osobę i wszystkich wokół, a przez to odebrałabym szansę na miłość nie tylko sobie, ale także tej drugiej osobie.
    W związku trzeba się lubić, trzeba się szanowiać, ale trzeba się też kochać, bo jak nie ma miłości, to zdrada (emocjonalna, psychiczna, fizyczna albo wszystkie naraz) przyjdzie prędzej czy później, nawet jeśli człowiek ze wszystkich sił się będzie starał. No i nie twierdzę też, że miłość pojawia się na pstryknięcie palcami, ale jeśli nie zaczyna kiełkować na samym początku, nawet jeśli to kiełkowanie jest wyjątkowo wolne, to nie ma się co łudzić, że po iluś latach się nagle pojawi. Nie da się kochać za dwoje.

    OdpowiedzUsuń
  39. Masz rację Smurffie odnośnie naszej odpowiedzialności za wybory. Już wcześniej pisałem, że nasze obietnice miłości, wierności i uczciwości nie mogą być obietnicami bez pokrycia. Te liczne wyjątki, o których wspominasz wynikają z bardzo różnych powodów. Kiedyś chciałem napisać, że niszczenie związków to domena ludzi żyjących z dala od Boga, ale szybko się z tego wycofałem. Nie ma tu reguły. Czasem jest to zwykłe zmęczenie drugą osobą, czasem zmiana charakteru, a czasem po prostu okoliczności życiowe. Myślałeś, że się tak szybko mnie pozbędziesz? :-)

    OdpowiedzUsuń
  40. Wioleno, uważam Moich Czytelników za ludzi myślących, dlatego pewne tezy w moich postach staram się pozostawić Ich domysłom ;)
    /Uwaga Moi Czytelnicy - to był zawoalowany komplement... o kurczę, po co ja Wam to piszę, przecież mieliście się tego domyślić... :P/.
    Wracając do sprawy - skoro albo jedno, albo drugie, to zgoda.
    Bezsprzecznie jakieś przyczyny musiały być - jeśli stale masz przed oczami jedną jedyną osobę, wtedy ta druga osoba, choćby nawet bardzo tego chciała, nie jest w stanie przesłonić ci całego świata. Bo jedno wyklucza drugie. Dla mnie to oczywiste.
    Pozdrawiam.

    Bardzo wyważona i dojrzała wypowiedź, Kapryśniowa.
    Podpisuję się pod nią moimi "obiema ręcami" ;)
    Trudno mi w tej sytuacji coś dodać, mogę Ci tylko przytaknąć ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  41. Trudno Ci odmówić racji, Crackie.
    To prawda, na ogół związki tworzymy wcześnie, gdy jesteśmy jeszcze młodzi i często mamy "pstro w głowie". A wtedy są inne życiowe priorytety, co innego u naszych partnerów stanowi atut niż to jest w wieku późniejszym, gdy na pierwszy plan wychodzi zupełnie coś innego.
    Człowiek po pewnym czasie to dostrzega, ale czasem jest już za późno, aby odwrócić bieg wydarzeń. Szczera rozmowa z partnerem też nie musi przynieść spodziewanych efektów, bo ludzie wraz z wiekiem nie bardzo chcą się zmieniać, a nawet jeśli chcą, to i tak nie bardzo im to wychodzi ;)
    W opisanej sytuacji, gdy "napatoczy się" jakaś druga osoba, stajemy przed trudnym wyborem. Z jednej strony jest nasza fascynacja tą drugą osobą, możliwość odmiany życia, z drugiej zaś strony jest lojalność wobec poprzedniego partnera oraz nasza obawa, że taka "życiowa rewolucja" może spalić na panewce... wybór zawsze należy do nas i to my /oraz nasze rodziny/ ponosimy konsekwencje tego wyboru.
    Zaś epatowanie na zewnątrz rzekomym rodzinnym szczęściem, często jest tylko fasadą, za którą kryje się wzajemne niedopasowanie partnerów. Ileż to razy słyszałem jak sobie X i Y publicznie słodko "gruchają", że "och i ach", a za jakiś czas jest separacja albo rozwód...
    Często naprawdę zgrane pary siedzą cicho, bez publicznych deklaracji, jak to się kochają... wolą dmuchać na zimne ;)
    Pozdrawiam już niemal weekendowo :)

    Dziękuję She :)
    Masz rację, to jest "temat - rzeka", a najwięcej na ten temat do powiedzenia mają te osoby, które to znają z autopsji. Tylko nie zawsze chcą o tym mówić... bo chowają to na samym dnie serca, jak to napisałem w poście ;)
    Oczywiście odwzajemniam uśmiech i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  42. Ptr, generalnie to niemal absolutnie wszystko zależy od woli ;)
    No, może poza katastrofami kosmicznymi i tym podobnymi nieszczęściami ;)

    Tak Dejaniro, dla młodych ludzi może to nie jest jeszcze takie oczywiste, ale jak się wkracza w wiek dojrzały, wtedy wszystko "lepiej widać", że tak powiem. Wtedy także łatwiej nam odróżnić chwilowe zauroczenie od poważniejszego uczucia, zdefiniować, co tak naprawdę czujemy - czy jest to tylko przelotna fascynacja nowo poznaną osobą, czy też ogarnęło nas głębokie uczucie i nie potrafimy sobie sami z tym dać rady. Rzecz jasna "leczenie" skutków takiej "choroby" będzie wówczas adekwatne do jej przyczyn. Ale będąc starszymi na pewno bardziej dojrzale robimy takie analizy i w efekcie popełniamy o wiele mniej głupstw niż wtedy, jak byliśmy w wieku młodzieńczym.
    Pozdrawiam Cię kwietniowo, to znaczy raz słońcem, a raz deszczem :)

    OdpowiedzUsuń
  43. Cieszę się CzG, że dobrze zrozumiałem Twój poprzedni komentarz i cieszy mnie także to, że wierzysz w miłość. Jak napisałem w jednym z moich wcześniejszych postów, uważam, że to właśnie miłość partnerów stanowi najbardziej trwałe tworzywo cementujące związek dwojga ludzi i jednocześnie najbardziej stabilny fundament pod przyszły związek.
    Co prawda ten Twój komentarz stoi w w pewnej sprzeczności z tym, co kiedyś napisałaś na swoim blogu, ale tutaj udam, że tego nie dostrzegam ;)
    Pozdrawiam :)

    Master, cieszy mnie, że się ze mną zgadzasz w tej materii. To chyba dobrze, że nie napisałeś o tych przyczynach rozstań dwojga ludzi, bo faktycznie trudno tutaj generalizować, mogą być setki, jak nie tysiące powodów, a każdy z nich może być równie ważny.
    Ja nie tak dawno napisałem post pt. "Moda na singlowanie", gdzie również pokusiłem się o zbyt daleko idące sugestie. Post spotkał się z krytyką niektórych osób i po namyśle musiałem przyznać rację moim oponentom - dlatego trzeba uważać co się pisze, aby nie wpaść w przesadę.
    Nooo, wprost przeciwnie, mam nadzieję, że tym razem nie zapadniesz w taki długi "sen zimowy" jak to miało miejsce ostatnimi czasy ;)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie wiesz jak to skomentować, ale koniecznie chcesz zaznaczyć swoją obecność, lepiej wstaw trzy kropki, zamiast goopio gadać :P