Witaj Miły Gościu na pokładzie Linii Lotniczych "Smurffair". Rozgość się tutaj - mój wirtualny barek jest zawsze obficie zaopatrzony ;) Życzę wyłącznie miłych lotów i wielu przyjemnych wrażeń!

sobota, 5 listopada 2011

Państwowy kidnaping w majestacie chorego prawa.

Historia 9-cio letniej Nikoli porwanej z Norwegii przez własnych rodziców jest dzięki polskim mediom powszechnie znana. 
Jeśli jest jeszcze ktoś, kto nie zna tej sprawy, to tutaj /artykuł na ten temat opublikowany w Newsweek-Polska, który dość szczegółowo opisuje całą historię/ oraz tutaj /materiał video z "porwania" Nikoli/ może uzupełnić swoją wiedzę na ten temat.

Każdy, kto poznał tę sprawę musiał sobie w myślach zadać te dwa pytania: 
- Jak mogło do tego dojść, że norweskie państwo działając w majestacie prawa decyduje się na zabranie dziecka biologicznym rodzicom i umieszczenie go w rodzinie zastępczej w sytuacji, gdy dziecku nie dzieje się krzywda?
- Jak mogło dojść do tego, że biologiczni rodzice zmuszeni są do porwania swojego własnego dziecka, ponieważ w tej sprawie zawiodły wszystkie prawnie dopuszczone  środki odwoławcze?

A teraz krótko, co ja o tym myślę.
Myślę, że norweskie państwo przegięło. 
Przepisy, które w tej konkretnej sytuacji pozwoliły odebrać dziecko prawowitym rodzicom są po prostu chore, bo trudno to inaczej nazwać. Działają one bez oglądania się na rzeczywiste dobro dzieci, którym przecież powinny służyć. Co więcej, w trosce o pozorne dobro dziecka norweskie przepisy traktują dzieci w sposób niezwykle bezwzględny i uprzedmiotowiony. 
Tak to niestety bywa, gdy państwo tworzy bezduszną urzędniczą machinę, która ma za zadanie uszczęśliwianie ludzi na siłę, nawet wbrew im samym. 
 W tej sytuacji całkowicie zgadzam się z opinią na ten temat napisaną przez Wojciecha Maziarskiego na łamach "Newsweek-Polska".

Gwoli sprawiedliwości trzeba dodać, że historia porwania Nikoli wzbudziła w Polsce wiele kontrowersji i pośród wielu komentarzy w tej sprawie pojawiły się także głosy  sankcjonujące norweski system.

Ta sprawa ma obecnie swój dalszy ciąg w szczecińskim sądzie, bo norweska gmina, skąd porwano Nikolę, wcale nie zamierza odpuszczać i domaga się od Polski wydania bezprawnie /bo wbrew obowiązującemu norweskiemu prawu/ zabranego dziecka. 

Szykuje się więc sprawa bez precedensu, czyli domaganie się od suwerennego państwa, aby w imię chorych przepisów obowiązujących w innym kraju zabrało dziecko z rąk biologicznych rodziców i wydało je krajowi, w którym te chore przepisy obowiązują. 
Ot, państwowy kidnaping w majestacie chorego prawa, tak chyba można by nazwać tę sytuację, bo nic innego nie przychodzi mi do głowy.

Ciekawe jak ta sprawa się dalej potoczy.
Mam nadzieję, że polski sąd oddali norweski wniosek o wydanie Nikoli.
Każdy inny wyrok polskiego wymiaru sprawiedliwości w tej sprawie będzie dla mnie przenoszeniem na polski grunt chorej norweskiej paranoi.

30 komentarzy:

  1. Polskie prawo przewiduje odebranie dziecka biologicznym rodzicom, jeśli istnieje podejrzenie o krzywdzenie dziecka, bez wyroku sądu. Prawo to zostało przez sejm uchwalone i chyba na początku tego roku zostało przez prezia podpisane. Niczym się w takim razie nie różni od norweskiego. Z komentarzy tej konkretnej sprawy wynika, że norwegizacja dzieci emigrantów, jest tam powszechnie stosowana.

    OdpowiedzUsuń
  2. znam sprawę... czysty, żywy pieprzony socjalizm, w którym obywatel jest własnością państwa...
    polskie prawo też jest nie za specjalne... jakiś czas temu uchwalono w Polsce ustawę, gdzie bez wyroku sądu można odebrać dziecko rodzicom z wydumanego powodu... wiem, że asystenci socjalni /jako środowisko zawodowe/ strasznie psioczą na tą ustawę, bo dowala im ona odpowiedzialności, ale w dutkach jakoś im tego nie wynagradza...
    niemniej jednak całą sprawa /w tym Twój post/ jest ciekawą dyskusją na temat granic ingerencji w sprawy rodziny /np./ sąsiada... dyskusją tak naprawdę akademicką, bo socjalistyczny reżim już te kwestie rozstrzygnął za obywateli... pozostaje tylko nadzieja w zdrowej polskiej zasadzie "nie kapować" i robić to jedynie w przypadkach, gdy dziecko jest NAPRAWDĘ krzywdzone /bo wtedy to już nie jest kapowanie/...
    pozdrawiać :))...

    OdpowiedzUsuń
  3. Wystarczy zobaczyć do czego takie postępowanie i prawo, mające w założeniu chronić dzieci przed przemocą, doprowadziło i doprowadza, nie tylko w Norwegii, ale też w Szwecji - to jest dopiero paranoja - dzieci mają prawa, tłucze im się to do głowy, a o obowiązkach się im nie mówi, a rodzice mają problem z normalnym wychowaniem dziecka, bo nawet jak je skarcą (np. dadzą szlaban, słownie walną kazanie), już mogą być na bakier z prawem, bo to może być traktowane jak przemoc psychiczna.
    Prawo miało chronić dzieci, a w wielu przypadkach wyrządza im znacznie większą krzywdę, funduje traumy, rodzice zaczynają bać się nie tylko pracowników socjalnych, ale także swoich dzieci.
    Oczywiście dzieci trzeba chronić, ale do licha, nie ma się co dać zwariować, bo z systemu mającego być teoretycznie bardziej zdrowym i prawa, które takie też miało być, można stworzyć bardziej chore.

    OdpowiedzUsuń
  4. Całkowicie porąbana sytuacja, bo jeśli dziecko nie miało obywatelstwa norweskiego, to obce państwo nie powinno mieć absolutnie zadnej podstawy do upominania się o małą. Norwegia Norwegią, a co z dziećmi małżeństw dwunarodowych, gdzie Polska w majestacie prawa wydaje dziecko polskiego rodzica, bo sąd w tamtym kraju uznał sobie, ze dziecko powinno być u nich?! Tak się dzieje z dziećmi niemieckich, arabskich, czy amerykańskich ojców, które są odbierane matkom przemocą, wbrew naturalnemu prawu! Mnie to oburza jeszcze bardziej, niż ten jeden norweski przypadek! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki za opinię ;) Bambusy na pewno znikną, choć w Madrycie lubią je sadzić ogrodnicy na klatkach schodowych (zazwyczaj przy wejściu do każdej klatki jest mały ogródek - mandarynki, pomarańcze, palmy, bambusy - to najczęściej ;)), ale muszę wykonać dobre zdjęcie MADRYTU, bo, jak kiedyś zauważyła jedna z moich czytelniczek, krajanka3 - te palmy to była Barcelona :)
    Prawda, że do Chinatown jeszcze daleko, ale w porównaniu z jednym wrocławskim sklepikiem chińskim na całe miasto i kilku restauracji azjatyckich prowadzonych przez POLAKÓW to i tak dużo ;) Druga sprawa, że nie sfotografowałem wszystkiego, bo ludzie się dziwnie gapili, jakby coś ukrywali :P


    To nie pierwszy przypadek w Norwegii - kiedyś w Angorze było o chłopcu zabranym od rodziców, bo powiedział w szkole, że czasem dostaje klapsa. Urząd nawet nie robił wywiadów, zabrano dziecko od razu ze szkoły. To jakieś pseudoprawa oparte na pseudopsychologicznych bełkotach. Chory kraj, Polska powinna ostro bronić Nikoli i jej rodziny. Dziecko martwiło się o sytuację mamy to zabrali od niej, bo "zwalała" swoje problemy na barki dziecka? Większej bzdury w życiu nie słyszałem. I że niby zabranie dziecka od rodziców ma być "kuracją"? Boże, widzisz i nie grzmisz!

    OdpowiedzUsuń
  6. krakowianka6.11.2011, 00:10

    Czytałam o tej sprwie,kiedy była głośna i byłam zbulwersowana.Każda rodzina ma klopoty...i nieraz przy dziecku się mówi...jak można wykorzystywac takie sytuacje,żeby przypuścic,że dziecko jest źle traktowane...To paranoja.
    Dojdzie do takich paradoksow,że dziecko zażartuje sobie coś przeciwko...i rodzina bedzie nachodzona przez urzędników.

    A jak wygląda to niby dbanie o interes dziecka?...ile jest procesów,że matka po rozwodzie walczy o odebranie dziecka ojcu molestującemu dziecko?...i co?sąd anuluje oskarżenie,dziecko wraca do ojca sadysty...Wiele jest takich spraw,dośc poważnych,w stosunku do tej...norweskiej.
    Paranoja,ja jestem zbulwersowana tym ,co zrobiono w Norwegii.

    OdpowiedzUsuń
  7. No tak to jest niestety jak biedni, durni Polacy wyjeżdżają do innego kraju na emigrację, nie wiedząc o nim praktycznie nic poza tym że można tam zarobić. Przez pięć lat nie nauczyć się języka? To chyba o czymś świadczy i niekoniecznie jest to brak zdolności językowych. A Norwegia jeszcze w latach siedemdziesiątych miała prawie zerowy przyrost naturalny i tam dzieci to priorytet (kwestia przetrwania państwa i narodu). Teraz mają czwarty w Europie - wyższy niż w Polsce. Jak się ktoś decyduje na emigrację, to powinien się czegoś dowiedzieć o społeczeństwie i kraju w którym przyjdzie mu żyć, a nie tylko ile można kasy zarobić i przede wszystkim będąc na miejscu - jak najszybciej nauczyć się biegle języka.

    OdpowiedzUsuń
  8. może im w tej Norwegii mózgi pozamarzały ,albo mają tak niski przyrost naturalny ,że muszą uciekać się do przywłaszczania cudzych dzieci istne szaleństwo !!!!

    OdpowiedzUsuń
  9. Urden mądrze prawi!!!
    W Hiszpanii też poznałem kilku co to siedzi tu latami i ani be ani me - polska telewizja, polskie radio, polski sklep, im hiszpański niepotrzebny. Ale chodź ze mną do urzędu, bo sam sobie nie poradzę. A poszedł won!

    I to samo się tyczy kultury i zasad społecznych - choć przez kryzys /na szczęście/ Polacy nie zjeżdżają się tutaj tysiącami i od tych "nie w temacie" jest raczej święty spokój :)

    W związku ze skargami na bambusy (:() zostały one zbanowane :P Jest za to Madryt, ale kafelkowany, co średnio mi się podoba. Kiedyś będę musiał nad tym posiedzieć, żeby tekst przewijał się po stałym tle - to się da wykonać, ale trzeba posiedzieć przy zdjęciu, bo przy obecnych wymiarach tłem byłoby tylko niebo i szczyt wież - reszta się nie mieści :P

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  10. krakowianka6.11.2011, 11:44

    I ja musze się częściowo z Urdenem zgodzic,bo fakt,nieznajomośc podstawowych wiadomości o danym kraju,o jego przepisach...może właśnie do takich absurdów doprowadzic.Korzysta się z dotacji chętnie,co dany kraj daje...ale kraj daje i wymaga i tego nie dowiedziała się rodzina dziecka.
    Nie tłumaczy to dalej faktu,że...Norwegia jest jakimś skostniałym od sztywnych przepisów krajem,jakby tam wszystko było przeliczone na papier,a dziecko nie należało od początku do rodziców.Takie wchozenie butami w sprawy prywatne...
    Dziwne,że matka dziecka,tak ochoczo wywnętrzała się przed urzedniczkami obcego kraju ze swoich kłótni z mężem...ze swoich prywatnych spraw rodzinnych.
    To zaowocowało tym,co się stało.

    Może to jest podpowiedź,żeby uważnie o danym kraju poczytac...zanim do niego się udamy na dłużej...

    OdpowiedzUsuń
  11. Moje starsze dziecko ma teraz 10 lat. W wieku jego 6 lat przeprowadziliśmy się z Warszawy do miasta, w którym ciągle żyję:) Chodził tam do przedszkola i pewnego dnia wrócił do domu i oznajmił : jak będziesz dla mnie niedobra to zadzwonię na policję. Oni mnie wtedy zabiorą. Miał wtedy jakieś 4-5 lat i został uświadomiony o swoich prawach przez funkcjonariuszy prawa w polskim przedszkolu !
    W Hiszpanii istnieje numer 016 dla wszystkich maltretowanych ( przede wszystkim kobiet i dzieci ). Każdy kraj ma swoje obowiązujące prawo, zasady, reguły. Zgadzam się z Kamilem, że kiedy się mieszka w innym kraju to prawo i obowiązki musimy poznać. Nie wspomnę o języku. W myśl zasady Ignorantia iuris nocet - nieznajomość prawa szkodzi.
    Buzka

    OdpowiedzUsuń
  12. Starr, prawo w tej kwestii być może mamy takie samo jak norweskie, ale nie słyszałem, aby u nas z tak błahych przyczyn jak w przypadku Nikoli pozbawiono kogoś praw rodzicielskich.

    Zgadza się Ptr, to jest ubezwłasnowolnienie obywateli przez państwo i to w jaskrawej postaci.
    Ja nawet nie winię prawa w tym wypadku, bo cała rzecz polega na interpretacji tych przepisów i granic ingerencji państwa - w przypadku Nikoli interpretacja przepisów sięgnęła zdecydowanie zbyt głęboko moim zdaniem.
    Jest to też dobry przykład, że nie zawsze trzeba się stosować do obowiązującego prawa, co poruszyłeś kiedyś w jednym ze swoich postów. Gdybym był na miejscu ojca Nikoli to także bym sobie w duchu powiedział "chrzanić takie bandyckie prawo, które pozwala na pozbawienie mnie praw rodzicielskich pod jakimś wydumanym pretekstem" i wcale mnie nie dziwi, że rodzice posunęli się do tego desperackiego kroku, skoro w ten sposób zostali potraktowani przez państwo, w którym żyli.
    Pozdrawiać :)

    CzG, jest takie powiedzenie, że nadgorliwość bywa gorsza od faszyzmu i myślę, że taka rzecz nastąpiła także w tym przypadku.
    Jasne, że państwo powinno być wyczulone na stwierdzone fakty molestowania/znęcania się nad dziećmi, ale w przypadku Nikoli interpretacja tych przepisów została posunięta do absurdu.
    Miłego wieczoru :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Masz rację Trutu z tymi dziećmi pochodzącymi z małżeństw mieszanych, dwunarodowych. Co gorsza /i na pewno o tym słyszałaś, bo to jest głośna sprawa/, polskie sądy są niezwykle spolegliwe w tych kwestiach i z reguły zasądzają prawa rodzicielskie na rzecz rodzica pochodzącego spoza Polski; dochodzi na tym tle do takich paradoksów, że Polki muszą się w ojczystym kraju ukrywać z własnym dziećmi przed organami ścigania, bo polskie sądy wydały wyroki przeciwko własnym obywatelom; nie umacnia to wiary Polaków w polski wymiar sprawiedliwości.
    Pozdrawiam.

    Trzymam Cię za słowo Kamilu z tymi bambusami ;) Co do tej chińskiej dzielnicy, to trochę żartobliwie to napisałem ;)
    Zasadniczo zgadzam się z Tobą, że są to "pseudoprawa oparte na pseudopsychologicznych bełkotach", niestety te pseudoprawa mają swoje bardzo przykre konsekwencje.
    Zdaje się, że Polski Konsulat usiłował bronić praw rodziców Nikoli, ale na terytorium norweskim był bez szans; pozostaje mi ufać w wyczucie polskiego sądu w Szczecinie, który dostrzeże nadinterpretację prawa przez norweskich urzędników.

    OdpowiedzUsuń
  14. Crackie, mnie także ta sprawa mocno zbulwersowała, bo to jest deptanie więzi łączących rodziców i dzieci, które się poświęca w imię pseudo "bardzo ważnych" przyczyn. Na tym tle ten funkcjonujący norweski system oceniam jako wyjątkowo bezduszny i podporządkowujący życie rodzin ustanowionym przez państwo wzorcom rodzinnym, które się dopuszcza jako jedynie słuszne.
    Tak jak napisał Ptr, jest to zwykłe zniewolenie obywateli przez państwo w którym żyją; w ten sposób mamy "Rok 1984" Orwella w jak najbardziej rzeczywistym, norweskim wydaniu.

    Nie wydaje mi się Urdenie, aby nieznajomość języka norweskiego przez rodziców Nikoli była w tym wypadku podstawową przyczyną pozbawienia ich praw rodzicielskich przez norweskich urzędników, chociaż z pewnością ten fakt także przyczynił się do tego.
    Tym niemniej, zasadniczą winę upatruję w nadgorliwości norweskich urzędników, którzy nadinterpretując własne przepisy doprowadzili w efekcie do tej sytuacji. Być może znajomość języka norweskiego przez rodziców Nikoli pozwoliłaby uniknąć tej historii, ale wcale nie jestem tego taki pewien, gdyż na pewnym etapie rodzice Nikoli dostali dokumenty przetłumaczone w języku polskim, mogli też korzystać z norweskich prawników, próbowali też uzyskać pomoc w polskim konsulacie, ale nic to nie dało, bo w walce z urzędniczą norweską machiną byli bez szans. Dlatego raczej wątpię, czy znajomość języka norweskiego by im rzeczywiście pomogła.

    OdpowiedzUsuń
  15. Szafirku, oni zwyczajnie mają klapki na oczach, jak te konie, którym się zasłania widok na boki, aby musiały ciągnąć ciężkie wozy prosto pod górę ;)

    Kamilu i Crackie - ja także podzielam opinię, że znajomość języka i zwyczajów obowiązujących w kraju gdzie się żyje, bardzo ułatwia codzienne życie i w dużej mierze pozwala uniknąć ewentualnych problemów wynikających z obowiązujących przepisów. Ale w tym wypadku ingerencja w życie tej rodziny dokonana przez norweskich urzędników poszła zdecydowanie za daleko i w tym upatrywałbym główną przyczynę zaistniałej sytuacji.
    Kamilu, zaraz zobaczę to nowe i tło i wypowiem się u Ciebie na ten temat.

    Lui, chyba wszystkie polskie dzieci są na pewnym etapie o tym informowane, bo swego czasu moje dzieci także przyszły do mnie z podobnymi "rewelacjami" ;)
    I nie uważam tego za coś złego, przeciwnie, jeśli takie informacje udzielone dzieciom pozwoli zapobiec złym rzeczom dziejącym się w polskich rodzinach, jestem ZA.
    Rzecz w tym, aby powiedzieć o tym dzieciom w sposób przystępny i zrozumiały, tymczasem mój syn poinformował mnie, że jeśli będę dla niego zbyt surowy, wtedy zadzwoni na policję i zostanę aresztowany; powiedział to w takim kontekście, że od razu można było wyczuć, że niewiele zrozumiał z tej szkolnej pogadanki; w takim wypadku wolałbym, aby tego rodzaju pogadanki przeprowadzały osoby, które umieją o tym mówić językiem przystępnym, inaczej tylko niepotrzebnie mieszają dzieciom w głowach.
    Jasna sprawa, że mieszkając w danym kraju powinniśmy znać panujące zwyczaje i obowiązujące w tym kraju przepisy, inaczej możemy mieć kłopoty, jednak moim zdaniem to nie tłumaczy nadgorliwości norweskich urzędników w analizowanym przypadku.
    Buźka :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Dokładnie to miałam na myśli!! Wkurza mnie to po prostu!! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  17. krakowianka6.11.2011, 22:21

    Najgorsze jest to Smurffie,że ta nadgorliwośc urzędników,podejrzewam jest stosowana często wobec rodzin...z innych krajów,co jest przykre.Tak,jakby tych przybyłych traktowano jako...gorszych.

    Na pewno,gdyby Polacy udowodnili nie raz,że...trochę są obeznani w niektórych sprawach w kraju,w którym jednak mają zamiar życ,pracowac,korzystac z dotacji...bo ta omawiana rodzina jednak korzystała...to i może bardziej by nas szanowano?
    Niemniej masz rację...urzędnicy potraktowali tę rodzinę jako...patologiczną.Na pewno to,że z Polski...ugruntowało ich wrogą postawę.Przykre,jaką Polacy mają tam opinie...
    ale..sami czasem jesteśmy winni...

    To szeroki temat,ale...współczuje tej rodzinie,mimo blędów po obu stronach...ja tez bym walczyła o dziecko.

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie dziwię Ci się Trutu, bo to faktycznie jest wkurzające, jeśli polskie sądy nie są lojalne wobec własnych obywateli i trzymają stronę obcych. Ale nie chcę abyś chodziła taka wkurzona, toteż zapodam Ci coś na uspokojenie, coś co na pewno lubisz - prosto z bloga Krakowianki :)
    http://youtu.be/0heTrSWuhzk

    Crackie, w latach 90-tych jeździłem trochę do pracy w Szwecji i dość dobrze poznałem mentalność Skandynawów. To są zupełnie inni ludzie niż my, myślą innymi kategoriami. Z jednej strony są bardzo grzeczni i zazwyczaj mają "przylepione" uśmiechy na twarzach, ale w środku pozostają zimni jak sople lodu i bardzo wyrachowani. Szybko też dali mi odczuć, że uważają mnie za "niższą kastę", coś w rodzaju białego niewolnika, to się znakomicie wyczuwało podczas codziennych kontaktów. Od tamtej pory widziałem, że nigdzie poza Polską długo miejsca nie zagrzeję, bo nie chcę dla żadnej nacji być popychadłem, a w Polsce może biedniej, ale nikt mnie nie traktuje jak coś gorszego, niższą kastę.
    Wracając do nieznajomości języka, to myślę, że państwa powinny postawić jakąś barierę dla napływających imigrantów i wprowadzić obowiązek posługiwania się językiem danego kraju w stopniu podstawowym, jako warunek stałego pobytu - to by nie prowadziło do takich paradoksów, że pewne grupy imigrantów przebywają całymi latami w danym kraju pomiędzy swoimi krajanami i w ogóle nie potrafią się porozumiewać w języku tego kraju, w którym od lat przebywają.

    OdpowiedzUsuń
  19. Smurffie rzecz nie w tym czy znajomość języka w czymś by im pomogła czy nie, choć ja sądzę że tak bo język to nie tylko komunikacja ale komunikatywność czyli zrozumienie panujących zasad, poznawanie kultury i umiejętność poruszania się w tej kulturze. Chodzi mi jednak o podejście niektórych naszych rodaków do kwestii życia na obczyźnie. Fajnie jest jak państwo coś daje prawda? Ale nie daje za frajer, tylko zwykle coś za to chce. A mentalność wielu Polaków jest taka: brać jak darmo dają, nie zastanawiać się tylko wyciągać łapę zwłaszcza jak dają dużo i chętnie. Zgadzam się że prawo norweskie jest w tej kwestii chore, ale do cholery jeżeli tam jadę to muszę się liczyć z tym, że również mnie będzie ono w pewnym zakresie obowiązywało. To jest podobnie jak byś pojechał z żoną do Iranu i wszedł z nią do meczetu, oboje w butach a ona dodatkowo z odkrytą głową albo w mini. No pewna znajomość reguł obowiązujących w danym kraju jest niezbędna, a jej brak źle świadczy o człowieku i tyle.

    OdpowiedzUsuń
  20. Norweskie prawo jest dla mnie poronione i tak z tego co wiem, jest nie tylko tam. Zachód w "opiece" nad dziećmi popadł w paranoję, przypominasz sobie Smurffie Polaka, który w USA odsiaduje wyrok, bo sąd stwierdził, że molestował dziecko, bo je kąpał. Ale w Polsce nic nie lepiej, czasami zastanawiam się co za kretyni ubierają togi w sądach rodzinnych. Mam ucznia, który od dziecka był w rodzinie zastępczej, ale jak zaczął dojrzewać to "rodzinka" stwierdziła, że już im nie jest potrzebny i oddali go do ośrodka. Potem pomyśleli sobie, że w zasadzie chłopiec może z nimi spędzać święta i durny polski sąd im na to zezwolił. To nieważne, że chłopiec przeżywa katusze, a kogo to obchodzi, bo na pewno nie sąd. To nieważne, że 2 tygodnie temu przesiedziałam z nim w ubikacji na podłodze prawie pół godziny starając się wytłumaczyc mu, że to nieprawda, że wszyscy go nienawidzą (ale to inna historia)Oj, mogłabym polskich przykładów działalności instytucji "dla dobra dziecka" przytoczyć niemało, ale tylko wkurzanie się pozostaje na głupotę ludzką w czystej postaci. Kolorowych snów Smurffie :))

    OdpowiedzUsuń
  21. krakowianka6.11.2011, 23:28

    Zgadzam się z Tobą co do tego,że Skandynawowie są zimnym narodem nie tylko jeśli chodzi o klimat...Niedawno stamtąd wrócił jeden z pracowników z mojej instytucji...i potwierdził Twoje słowa.Był tam parę miesięcy.Bardzo chwalił ich czystośc,ekologię...ale...nie są gościnnym narodem dla przybyszów.

    Z drugiej strony mam przykład z Francji,gdzie Polakowi lepiej się pracuje z Francuzem,niż z Polakiem,czyli...co kraj to obyczaj...

    o..widzę ,że mój Bajor i tu zagościł,nieco wyżej......:P))

    Pozdrawiam miło:)

    OdpowiedzUsuń
  22. Crackie, Smurff...
    różnicę między Norwegiem i Polakiem obrazuje prosty przykład, gdy ktoś się pyta na mieście o ulicę... Norweg jak wie to powie, ale jak nie wie, to mówi "nie wiem" i ma dupie...
    Polak nawet jak nie wie, to stara się czegoś dowiedzieć więcej, zapyta czego ten ktoś centralnie szuka /często tak bywa, że znamy lokalizację jakiegoś obiektu, ale pojęcia nie mamy, przy jakiej ulicy się znajduje/...
    ale z drugiej jednak strony...
    słyszałem że na północy Norwegii jak staniesz samochodem na poboczu, to zwykle ktoś się zatrzyma z czystej życzliwości zapytać, czy coś się nie stało... w Polsce raczej nie do pomyślenia /chyba, że ładna laska się miota przy aucie/...
    czyli całą sprawa nie jet taka prosta...

    OdpowiedzUsuń
  23. No włąśnie, tak to jest jak pędzi się do innego kraju li tylko w celach merkantylnych. Nie znaczy to jednak by bez dania racji odebrać dziecko przeciętnej rodzinie. W naszym sadownictwie takie przypadki zdarzaja się w rodzinach patologicznych , a tam tego nie ma. To bezprecedensowa sprawa i nie bedzie łatwo wydać salomonowy wyrok naszym sądom

    OdpowiedzUsuń
  24. krakowianka7.11.2011, 09:33

    Piotr...
    masz dużo racji,ale...ja bardziej opieram się na zdaniu kogoś,kto już tam bywał dośc długo...i zdania są zgodne.Pomoc pomocą,ale bywając w niektórych państwach,nawet mając od nich pomoc,czujemy ,że odnoszą się do nas nie tyle z dystansem,ale jak do kogoś gorszego.
    Powiem więcej,z tego co wiem,prasa zagraniczna nie tak dobrze pisze o Polakach u siebie...i ta piękna przyjaźń pokazywana w mediach to tylko częśc prawdy.
    Oni ciągle myślą,że Polska to gorszy kraj,a Polacy są nieuczciwi...i dlatego nas tak traktują.Bo tak im media to przedstawiają...każde nasze potknięcie tam jest wyolbrzymiane...

    OdpowiedzUsuń
  25. To chory socjalistyczny system! Jaka psychologie wykladaja na studiach w Norwegii?? Ja liznelam troche psychologii, ale mnie uczono zupelnie czego innego.
    Podobne rzeczy dzialy sie w bylym NRD, gdzie odbierano dzieci rodzicom, ktorzy nie chcieli ich wychowywac w duchu socjalizmu. Do dzis dorosli juz ludzie szukaja swoich biologicznych rodzicow, co nie jest sprawa latwa, gdyz wszelkie dokumenty zostaly zniszczone. jedna z ofiar, dzisiaj, prawie 40-letnia kobieta, ktorej udalo sie odnalezc biologicznych rodzicow zalozyla fundacje i pomaga takim jak ona. Ile takich dzieci jest w szczesliwej i bogatej Norwegii? Mysle, ze to nie jest jedyny przypadek. Oby rodzicom Nikoli sie udalo. Dziewczynka na cale zycie zapamieta te tragedie. I co na to psychologowie Norwescy? Zapewne jakas glupia teoria potrafiliby mnie zaskoczyc.

    OdpowiedzUsuń
  26. mnie to akurat nie dziwi..wysokie cywilizacje mają inny poziom tolerancji albo wyższy poziom bezdusznych analiz testowych..coś w rodzaju oceny komputerowej...niestety wtedy sentymentów nie ma i wychodzi co wychodzi...moim zdaniem państwa przyjmujące obcokrajowców powinny ocen dokonywać za pośrednictwem specjalistów z danego kraju bo korzystanie z siły roboczej powinno mieć jakieś zobowiązania, tylko kto ma zadbać o ten zwrotny interes ludzi wyjeżdżających?...chyba jednak nasz rząd i nasze placówki dyplomatyczne...ale kto dba o ludzi u nas w kraju? chyba tylko ZUS dba o interes zwrotny :P:)
    Pa:)

    OdpowiedzUsuń
  27. Nasze prawo działa krótko, ale pewnie z biegiem czasu urzędnicy wymyślą masę interpretacji i sprowadzą je do patologii.

    OdpowiedzUsuń
  28. Urdenie, na dobrą sprawę to cały sens polskiej emigracji na tym polega; wyjeżdżamy do obcych krajów, bo tam się lepiej żyje, więcej zarabia, wyższa jest stopa życiowa. Gdyby było inaczej, nikt by nie wyjeżdżał. Ilu polskich emigrantów jest w pełni przygotowanych do życia w zupełnie innym kraju? Może 20 %, cała reszta jedzie z myślą "jakoś to będzie".
    Podobnie było i tutaj.
    Znajomość języka norweskiego w tym konkretnym przypadku nie spowoduje, że norwescy urzędnicy zmienią podejście do tych ludzi - oni nadal będą na nich patrzeć jak na polskich emigrantów. A więc podejrzliwie. I jak dziecko będzie nie takie, jak sobie wyobrazili, będą się czepiać i szukać dziury w całym.

    Owszem Wiolu, dobrze zapamiętałem ten program w TV, gdzie pokazywali przypadek Polaka odsiadującego wyrok za rzekome molestowanie seksualne, ponieważ mył swoje dziecko. Oczywiście czysta paranoja.
    Pamiętam też Twój post "Dla dobra dziecka", gdzie wskazałaś przykłady bezsensownych wyroków sądowych, które mają w założeniu działać dla dobra dziecka, ale w praktyce jest wprost przeciwnie. Tak samo jak w tym przypadku, choć jak na razie bez udziału polskiego sądu.
    Miłego wieczoru :)

    OdpowiedzUsuń
  29. Zgadza się Andante, to sprawa bez precedensu, ale trudno mi sobie wyobrazić, aby polski sąd wydarł Nikolę z rąk rodziców, aby ją przekazać Norwegom.

    Bo to się daje wyczuć, Crackie. Skandynawowie wydają się być uprzejmi i uśmiechnięci. Ale ich uprzejmość wynika z ich usposobienia i nic się za tym nie kryje, zaś ich uśmiechy są sztuczne, noszą je "przylepione" na twarzy.

    Ptr, może daleko na północy Skandynawowie potrafią być uczynni i bezinteresowni, nie wiem, nie byłem daleko na północy.

    Lauro, może Norwegowie usłyszeli kiedyś od Polaków ten znany slogan "wszystkie dzieci nasze są" i postanowili na serio wcielić go w życie ;)
    Zadziwia mnie ta łatwość, z jaką odebrali Nikolę z rąk rodziców, bez liczenia się z ich zdaniem. To jest hołdowanie jakimś poronionym przepisom, bez dostrzegania, że za tymi przepisami kryje się żywy człowiek.

    OdpowiedzUsuń
  30. Wydaje mi się Makowa, że powinny w tym wypadku obowiązywać jakieś bardziej szczegółowe procedury, które pozwolą stworzyć pewne strefy buforowe obejmujące przybyszów z innych krajów - wtedy nie będzie mowy o takich przypadkach, a starcie dwóch stylów życia i odmiennych mentalności nie będzie przebiegać w sposób gwałtowny i niekontrolowany.

    Starr, masz rację, urzędnicy jak mają pole do popisu, wtedy zawsze coś wymyślą, co skutecznie utrudnia wszystkim życie ;)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie wiesz jak to skomentować, ale koniecznie chcesz zaznaczyć swoją obecność, lepiej wstaw trzy kropki, zamiast goopio gadać :P