Witaj Miły Gościu na pokładzie Linii Lotniczych "Smurffair". Rozgość się tutaj - mój wirtualny barek jest zawsze obficie zaopatrzony ;) Życzę wyłącznie miłych lotów i wielu przyjemnych wrażeń!

poniedziałek, 22 października 2012

Magiczne słowo "kryzys".


Od kilku lat ciągle słyszę to samo słowo wypowiadane w najróżniejszych przypadkach: "kryzys".
Media, władze i "wszyscy święci" trąbią wszem i wobec, że teraz to dopiero ludzie będą mieli przechlapane "bo nadchodzi druga faza kryzysu", tak jakby do tej pory ludziom w Polsce łatwo się żyło, a teraz będą mieli trudniej "bo kryzys".
Zupełnie jakby ów "kryzys" był jakimś magicznym słowem, złem koniecznym, co wszystko wyjaśnia i powoduje, że ludzie z godnością i zrozumieniem przyjmą kolejne ograniczenia na swoje barki i pokornie zgodzą się na obniżenie poziomu życia "bo kryzys".

Tymczasem jakoś nikt do tej pory nie potrafił mi wyjaśnić dwóch podstawowych aspektów związanych z kryzysem, a mianowicie:

- co spowodowało, że wystąpił ogólnoświatowy głęboki kryzys?
- kiedy ten ogólnoświatowy kryzys się zakończy?


Czy ktoś zna odpowiedź na te pytania?

Czy ktoś z "gadających głów" w TV zająknął się choćby słówkiem nt. przyczyn obecnego kryzysu? Czy ktoś powiedział, kiedy ten kryzys się zakończy?
Nie, oni tylko cały czas mówią o konieczności wprowadzenia kolejnych ograniczeń dla ludzi, wzroście podatków i spadku realnych dochodów, czyli kombinują jak najwięcej wyciągnąć z kieszeni zwykłych obywateli "bo kryzys", zupełnie jakby to słowo rozgrzeszało polityków z ich dotychczasowych poczynań. 
A mnie aż korci, aby zapytać jednego i drugiego mądrali przekomarzających się na szklanym ekranie "a ty gościu co zrobiłeś, aby nie dopuścić do kryzysu?", "jakie masz środki zaradcze, aby kryzys się zakończył?". 
Ale nie, oni w TV o tym nie mówią, za to chętnie mówią o kolejnych cięciach budżetowych, zamrożeniu płac i wzroście podatków, to jest dla nich najlepsze panaceum na pogłębiający się kryzys. W moim mniemaniu jest to klasyczne robienie wody z mózgu zwykłych ludzi, którym nie mówi się prawdy, a zamiast tego powtarza się oklepane slogany "o potrzebie wyrzeczeń z powodu kryzysu". To ja proponuję, aby politycy, dziennikarze i inni "ze świecznika" te wyrzeczenia zaczęli od siebie, bo coś mi się wydaje, że siebie to oni w ogóle nie mają na myśli, a jeśli już, to na samym końcu, ale wcale mnie to dziwi, wiadomo, koszula bliższa ciału.



Przemysław Gintrowski
1951 - 2012

40 komentarzy:

  1. tym kryzysem,tłumaczą wszystko,ci nasi politycy.Każą nam pogodzic się z tym ,przycisnąc pasa jak piszesz,a sami jakby w ogóle zapominają ,że to także ich dotyczy.
    Nie robią nic,tylko patrzą jak by tu wprowadzic nowe ustawy,by kasę do budżetu ściągnąc.Nie z bogatych,ale z nas...szarych eminencji,bo z nas zawsze ściągną...
    Zresztą piszesz o tym,bo to chyba każdy już odczuwa.
    Najlepiej się mają sklepy z alkoholem,bo tam niektórzy topią ten kryzys...nabijając kasę następnym.
    Pozdrawiam nocą:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie. Politycy codziennie tylko swoje gęby tym kryzysem wycierają i mówią nam o ograniczeniach z tym związanych, ale nie podejmują żadnych środków zaradczych, niczego, co by było związane z likwidacją tego kryzysu, zupełnie jakby ten obecny stan był im na rękę. Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. pamiętam w czasach "za Gierka" jak mój ojczym cieszył się, gdy rzeczony Gierek wyszarpał jakiś kredyt z RFN, a trzy lata później psioczył, że "nie ma masła, serka, więc wyślijmy w kosmos Gierka"...
    niejaki JKM, co by o nim nie mówić, świetnie wyłożył logikę obecnego systemu, który tak naprawdę wiele od peerelowskiego się nie różni... zabrać ludziom po 100 zł i oddać 20 zł w formie np. autostrad /popękanych zresztą/...
    a w mediach zwalić to wszystko na mitycznego "Ramzesa i Kryzysa"... i lemingi to łykają, jak ćpuny metadon na głodzie...
    chyba pamiętasz, jak u siebie na blogu krytykowałem socjalizm, a Kawiarnia pytała "jaki socjalizm wujek, chyba cię pojebało?"... "przecież wolny rynek jest"... gówno jest, nie wolny rynek...
    teraz już nie pozostaje nic, jak drzeć z "postawu sukna" jak najwięcej dla siebie... niech się to wszystko rozpieprzy w drobny mak... silni przeżyją, słabi zdechną... a kryzysem można sobie poradzić... nikt mi nie każe jeździć Porschem... tak?...
    pozdrawiać :))...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. JKM w wielu kwestiach ma rację, ale w mediach już od dawna ma status "postrzelonego niegroźnego oszołoma", co ma przełożenie na bardzo słabe poparcie go w wyborach, a to z kolei jest na rękę wszystkim głównym partiom zasiadającym w Sejmie. JKM od dawna nazywa te partie "bandą czworga" /mając na myśli PO, PIS, SLD i PSL, a teraz doszedł do tej "bandy" także Ruch Palikota/ - wg JKM różnice między tymi ugrupowaniami są mało istotne, gdyż każda z nich równie chętnie chce nas ograbić z naszych pieniędzy.
      Niestety te pieniądze, które są nam zabierane, są prawie w 100 % defraudowane, co słusznie zauważa JKM.
      Weźmy np. składkę na ubezpieczenie zdrowotne, która z uwagi na zapaść finansową służby zdrowia została w ostatnich latach znacznie podwyższona. Nie dało to jednak żadnych widocznych efektów, zapaść służby zdrowia jaka była taka jest i nic nie zmieniło się na lepsze, ale pieniądze zabierają nam o wiele większe niż dawniej.
      Pozdrawiać :)

      Usuń
  3. Kryzysy stały się synonimem postępu, skoku cywilizacyjnego. Tyle, że często za nie płacą ci co mają niewielką szansę z niego korzystać. swego czasu Macedonia i Rosja sfinansowała telefonię komórkową w Europie Wschodniej, nie wycofując na czas swoich aktywów z giełdy z tzw. "bańki mydlanej" Teraz utopiła Hiszpania, kto zarobił?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to chyba jakiś ogromny postęp cywilizacyjny nam się szykuje Kacprze, bo końca tego kryzysu nie widać, ba, nawet nikt nie przewiduje, kiedy może nastąpić jego kres, zupełnie jakby miał trwać na "wieki wieków"...

      Usuń
  4. W Hiszpanii rzeczywiście kryzys jest widoczny, bo jak pamiętam ten kraj z lat '90 czy z początków XXI wieku to było o wiele lepiej, z resztą najlepiej zapytać samych Hiszpanów czy Polaków, którzy tu mieszkają od dwudziestu przynajmniej lat to sami potwierdzą, że jakość życia się obniżyła... Jednak wciąż jest lepsza niż w Polsce. Jeśli jednak uważasz, że w Polsce mówi się o kryzysie za dużo to ciesz się, że nie mieszkasz tutaj. Tutaj kryzys stał się elementem kultury, nawet popkultury. Sieć sklepów nazywa się "Anticrisis", w innych sklepach reklamy "Poradź sobie z kryzysem!" lub "Cenami zabijamy kryzys!", koncert Madonny reklamowany w radiu jako "Wejściówki na show królowej w cenie nieuszczuplającej wykończonego kryzysem portfela", w każdej gazecie "kryzys", w radiu "kryzys", w kinie popcorn w "cenach antykryzysowych", papier do d*py za przeproszeniem, również antykryzysowy - jak mówi opakowanie - dłuższy i tańszy, to jest paranoja siana przez media. Idziesz rano do baru na kawę, z telewizora oczywiście dziennikarz obwieszcza o kolejnych skutkach kryzysu, ludzie oparci o stoliki omawiają swoje sposoby na kryzys. Tymczasem wystarczy spojrzeć na jedną rzecz, z której żaden Hiszpan nie zda sobie sprawy, bo dla nich faktycznie jakość życia się obniżyła - mają wszystko, czego zapragną, tylko w mniejszej ilości niż kiedyś. Zamiast trzech samochodów na osobę mają jeden, zamiast lecieć na wakacje w trzy różne miejsca lecą w jedno (14 dni w Nowym Jorku za 700€ to niby drogo przy zarobkach 900€/miesiąc? Ja za Paryż w szkole płaciłem 800 złotych przy zarobkach moich rodziców 1200zł/miesiąc... i to za pięć dni). I tak dla porównania, niby w Hiszpanii ciężko zarobić nawet ten "marny" tysiąc, ale ceny są tak śmiesznie niskie, że nie musisz się zastanawiać co zrobić do pierwszego. Dla przykładu litr paliwa 1,70€ (jeszcze miesiąc temu był za 1,33€, ale teraz podrożało), zakupy na tydzień dla jednej osoby - około 20€ przy naprawdę sporej rozrzutności, jedzenie w restauracjach bardzo tanie, nie więcej niż 15€ za naprawdę syty obiad składający się z dwóch dań i deseru (czasem nawet płacisz 10€ i masz wolny bufet, nakładasz ile chcesz i jesz ile chcesz, dopłacać nie musisz), bilet miesięczny studencki na wszystkie środki komunikacji w Madrycie - 43€ (jeśli pochodzisz z "licznej" rodziny płacisz 30€), muzea, teatry i niektóre seanse filmowe są dla studentów darmowe, większość klubów darmowa, zamawiasz piwo czy drinka w cenie 2-3€ i dają taką zagrychę do tego (w formie chipsów, orzeszkód i tego typu dupereli), że kilka razy zapytałem, czy rzeczywiście to jest za darmo, w końcu wynajem pokoju (w centrum Madrytu są drogie i brzydkie - drogie, bo centrum; brzydkie - bo madryckie stare budownictwo jest od wewnątrz obleśne, niektóre pokoje nie mają nawet okien) w dobrej dzielnicy, trzeba wiedzieć gdzie szukać - ok.300€ z rachunkami już wliczonymi, ze wszystkim, ale jeśli masz swoje mieszkanie po rodzicach (jak część Hiszpanów), czy po prostu jesteś Hiszpanem czy mieszkasz tu od zawsze, mieszkanie masz kupione, więc nie płacisz wynajmu to rachunki nie wynoszą więcej niż 100€ miesięcznie za rodzinę liczącą 5 osób, jak mieszkasz sam to nie przekroczą 40€, gdzie moi rodzice w Polsce np. płacą 90 złotych za sam prąd, a mieszkają tylko we dwoje w mieszkaniu... Można tak wymieniać i wymieniać. Hiszpanom się pogorszyło, owszem, ale mimo to jest o niebo lepiej jak w Polsce. Za 900€ wyżyjesz bez problemu, jeszcze na zachcianki Ci starczy, a w Polsce? Sam wiesz. Ja wolę hiszpański "kryzys" niż polski "dobrobyt". I taka jest prawda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dodam jeszcze, iż nie mogę się oprzeć wrażeniu, że kryzys jest kolejnym krokiem światowego rządu do ustawienia ludzi w szeregach, przypomnienia, że jesteśmy tylko nic nieznaczącym bydłem mającym zatyrać się na śmierć i nie protestować. Akurat mechanizmy powstania obecnego kryzysu są mi znane i nietrudne do opanowania (krótko mówiąc: nadpłynność finansowa, poczucie luzu, high life, stracenie hamulców i JEB - nagle długi), sądzę jednak, że da się go opanować, ba, może nawet dało się mu zapobiec. Pytanie tylko: kto tym steruje i kto nie chciał temu zapobiec?

      Usuń
    2. Kamil,
      piszesz o zarabkach 900 euro na jedną osobę a jak się do tego ma rodzina..to ja już Ci piszę.
      Wynajęcie mieszkania w Barcelonie 750 euro* niekażdy Hiszpan ma mieszkanie, więcej wynajmuje) w górę, prąd, gaz, woda, internet ja płacę miesięcznie około 130 euro,i to oszczędzam.Ponieważ wynajmuję nie płacę opłat administracyjnych, podatków czy wynoszenia śmieci co faktycznie miesięcznie stanowi kwotę 150 euro. bilet jeden przejazd 1.45, t/diez 9.45.Piszesz o obiedzie za 10 euro ale na jedną osobę. 40 euro za 4osoby jest już dużo.
      Jeden posiłek w szkole 6 euro. Ja mam dwoje dzieci. Nie da się żyć bez wyrzeczeń,W sumie jedna pensja idzie tylko na opłaty.Jest niezaciekawie. Dobrze jeśli masz pracę, jak nie jest bardzo ciężko i ciężko jest o pracę. Ja odczuwam kryzys. Buzka

      Usuń
    3. Ale przecież napisałem, że kryzys jest odczuwalny. Nie wiem jak żyje Twoja rodzina w Polsce, ale moja nie ma się za dobrze pod względem finansowym. I jak porównujemy ceny, zakładając, że ja mam 900 euro a mój kuzyn ma 900 złotych, to moja siła nabywcza jest o wiele większa, na wiele więcej mogę sobie pozwolić. Ja nie neguję, że w Hiszpanii nie ma kryzysu, bo jest. Ale jest on napędzany też drogą paniki medialnej i jest prawie jak legendarna postać co żyje własnym życiem. Bo życie realne ma się inaczej niż to opisywane jako "gorsze przez kryzys". Ja pozwalam sobie na rzeczy, na które członkowie mojej rodziny w Polsce, którzy mają identyczną lub podobną sytuację jak ja (tj. bezdzietni, bez ślubu) odkładają latami. Zagraniczne wakacje -> cel: Japonia -> cena hiszpańska: 2600 euro (odkładanie rok) -> cena polska (za podobne warunki do tych oferowanych przez Viajes El Corte Ingles): 15000 złotych.

      Ja wiem, że w głowie mam pstro, ale patrzę na życie z mojej perspektywy, nie porównuję się raczej do małżeństw z dziećmi ;) Chociaż i ci z dziećmi mają w Hiszpanii lepiej niż w Polsce, wierz mi.

      A mówiąc o Hiszpanach mających mieszkanie mówiłem na przykładzie tych z mojej uczelni. A to mają chatę od rodziców, a to od dziadków, a to mieszkają z rodzicami (wynajem już nie musisz płacić, często nawet nie dokładają się do rachunków), a to z kimś innym z rodziny i jak mają jakiekolwiek wpływy na konto już mogą żyć jak królowie, choć nie zdają sobie z tego sprawy, bo oczywiście - i tu przyznaję im rację - kiedyś w Hiszpanii było lepiej.
      Ale mimo wszystko tu wciąż jest lepiej jak w Polsce.

      Wspomniałem o cenie biletów w Madrycie, Ty w Barcelonie. Ja podałem ceny miesięcznego, ale porównam do tych co podałaś Ty:
      Madryt jeden przejazd - 1,50 euro
      Barcelona jeden przejazd - 1,45 euro
      Wrocław jeden przejazd - 3 złote

      Dalej, nie wiem ile kosztuje miesięczny w Barcelonie, więc porównam tylko do Madrytu:
      Madryt miesięczny ulgowy - 43 euro
      Wrocław miesięczny ulgowy - 49 złotych

      Przy czym porównajmy wielkość Barcelony czy Madrytu do wielkości Wrocławia...
      Ja nie wątpię, że ciężko jest utrzymać rodzinę w dzisiejszych czasach, ale gdzie by nie patrzeć w Hiszpanii życie wydaję się być łatwiejsze.
      Obiady za 10 euro czy więcej jem, bo jestem sam, pewnie bym zaciskał pasa, gdybym miał dzieci. Poza tym 10 euro za bufet libre nie wydaje mi się drogo. Tym bardziej, że za dzieci nie płaci się jak za dorosłych, ale nie wiem dokładnie ile.
      Podsumowując krótko: moim zdaniem życie w Hiszpanii jest łatwiejsze.

      Usuń
    4. Pragnę jeszcze dodać coś o prozie urządzania chaty. 200 euro za pralkę, 300 za telewizor 3D z tysiącami bajerów, tyleż samo za naprawdę dobry komputer, 150 za kuchenkę elektryczną, tyle samo za lodówkę (i to nie turystyczną! ;)) itp. to ceny w Polsce nieosiągalne (zabronione przeliczać tych cen na złotówki dopóki w Polsce politycy nie zaczną przeliczać zachodnich wypłat na polskie tak jak to robią z cenami!). Za pralkę Boscha w Polsce zabulisz 2 tysiące, co w Hiszpanii jest nie do pomyślenia (niedawno pomagałem koleżance urządzać mieszkanie... po dziadkach właśnie). Za 2 tysiące to Ty tutaj możesz pralnię wyposażyć.

      Usuń
    5. Kamil.
      ostatnio kupowałam pralkę i lodówkę do mojego polskiego mieszkania, zapłaciłam mniej niż za te co musiałam kupić do wynajmowanego tutaj..zaplaciłam 200 euro. 2 tyś to jakieś 450 euro. Nową owszem kupisz od 299 euro.
      Masz rację. Porównuję do siebie przed wyjazdem, mojej rodziny i przyjaciół. w Polsce mogłam sobie pozwolić na dużo więcej niż tutaj.Miałam to szczęście, że udało mi się pracować w dobrych zagranicznych firmach. Zyło mi się w Polsce łatwiej.
      Moi znajomi Hiszpanie nie mają mieszkań po dziadkach nie żyją z rodzicami a na zakup ich nie stać, wynajmują mieszkania ale to oczywiście zależy w jakim środowisku się obracasz. Moi przyjaciele z Polski mają swoje, własne domy. Oczywiście ze wględu na klimat, usposobienie Hiszpanów, podejście do życia żyje się tutaj inaczej, łatwiej.
      Wszędzie się żyje dobrze jak się ma dobrą pracę:)
      Ja pisałam ile kosztuje jeden posiłek dla dziecka w szkole. 6 euro. czyli jak pracujesz i nie możesz dziecka odebrać o 12.30 to musisz płacić 6 euro. Ja mam dwojkę i jeśli miesiąc ma 20 dni szkolnych muszę zapłacić 240 euro. młodszy zaczyna szkolę o 9.30. Może zaczynać o 8.30 ale musisz płacić 30 euro miesięcznie Szkoła się kończy o 17. Ty pracujesz do 18 i cyrk się zaczyna...
      Nie masz pstro w głowie. Dlaczego tak piszesz. Ja napisałam z punktu rodziny jak to wygląda.Ty ze swojego.
      Ja tylko podkreslam, że nie jest tak rózowa i kiedy ma się dzieci a rodzice daleko naprawdę jest ciężko.
      Moi rodzice mieszkają w Warszawie, mojego męża w Santiago de Compostela..nie mogę liczyć na pomoc.Ceny w Barcelonie:
      Bilet normalny na pierwszą strefę kosztuje 37,70. Na drugą 63.30.na 6 ostatnią 145, 15. i przepraszam ale się pomyliłam, napisałam Ci cenę przed podwyżki. Jeden przejazd kosztuje 2 euro.
      Buzka

      Usuń
    6. co do pralki firmy Bosh się nie zgodzę. Tutaj najtansza tej firmy kosztuje ponad 430 euro,najdrozsza ponad 5 tys euro. płacisz za markę, tak jak na całym świecie. Akurat lodówki czy pralki są tańsze w Polsce ale komputery tutaj, konsole tutaj ale same gry w Polsce etc..
      Internet jest dużo tańszy w Polsce ale faktycznie jedzenie, podstawowe artykuły tutaj etc.
      Każdy kraj ma swoje plusy i minusy:) A firmy zawsze chcą zdzierać na nas konsumentach.
      Bezrobocie jest jednak większe w Hiszpanii. W Barcelonie jest odczuwalne.
      Mam nadzieje, ze idzie ku lepszemu...


      Usuń
    7. Widać nasze standardy życia mocno się różnią ze względu na nasze sytuacje i chyba też historię emigracji, bo tak naprawdę ja nigdy nie pracowałem w Polsce, więc niby nie mam porównania na własnym przykładzie. Poza tym to dopiero moje początki, nie mam porównań prac, obecna jest moją drugą w Hiszpanii i jednocześnie w życiu (nie licząc jednej wakacyjnej w liceum, którą też odbyłem w Hiszpanii), niestety musi być na razie fizyczna, jak będę miał 25 lat i dalej będę musiał pracować fizycznie to się zacznę wtedy martwić. Na razie jest mi dobrze tak, jak jest, choć nie ukrywam, że pewnie lepiej by mi było w Niemczech :)
      Dzieci nie mam i zapewne mieć nie będę, więc moje myśli nie wybiegają aż tak daleko, żeby martwić się "czy będzie mnie stać na utrzymanie dzieci?"
      Co do cen sprzętów: korzystałaś z planu renove? Macie w Katalonii Tien21?
      Wciąż nie zgodzę się, że cokolwiek ze sprzętu domowego jest w Polsce tańsze ;) Pamiętaj, żeby nie przeliczać z euro na złotówki, bo to, że my zarabiamy w euro nie ma nic do rzeczy ze złotówkową wypłatą naszych rodaków z kraju. No chyba, że gdzieś są aż tak specjalne oferty, by nowa pralka kosztowała 200 złotych, czy chociażby 300 (mam nadzieję, że wiesz, co mam na myśli: ile najtańszych nowych pralek kupi Polak mając do wykorzystania 1000 złotych a ile kupi Hiszpan mając 1000 euro?)

      Jasne, że bezrobocie jest większe w Hiszpanii, za to w Polsce jest robocie, ale bezwypłacie :P Moi znajomi bez problemu znajdują jakąkolwiek pracę dla studentów, zarabiają więcej niż ja, a mogą pozwolić sobie jednak na mniej niż ja. Ja wciąż za 900 euro kupię więcej tych samych towarów niż oni za swoje 1000-1200 złotych. Tutaj rzeczywiście z pracą jest ciężko i ja już wiem, że moją stracę w ciągu kilku miesięcy. Ale mam nadzieję, że coś się zmieni na lepsze. Nie przerwę tak nagle studiów. Muszę zdobyć przynajmniej ten pierwszy tytuł i mieć nadzieję, że w Polsce uznają mi to za licencjata. Wolałbym jednak zostać w Hiszpanii, bo jeśli masz już pracę - jako studentowi z zagranicy nic ci nie braknie.

      O tym, że trzeba płacić w szkolę za każdą rzecz o której piszesz to nie słyszałem. Faktycznie drogo, to muszę przyznać.

      Też mam nadzieję, że idzie ku lepszemu, choć jak na razie tego nie widać...

      Usuń
    8. Co do biletów to drogo macie... W Madrycie po podwyżce przedstawia się następująco:
      1)Jeden przejazd na wszystkie strefy- 1,50
      2)Jeden przejazd na wszystkie strefy plus tramwaje jeżdżące po przedmieściach Madrytu- 3,00
      3)Dziesięć przejazdów na wszystkie strefy- 12,20
      4)Dziesięć przejazdów na wszystkie strefy plus tramwaje jeżdżące po przedmieściach- 18,30

      No i miesięczne w zależności od stref, np. ten mój studencki z najdalszej strefy Madrytu to 43 euro (poruszam się głównie po obrzeżach niż po centrum - po pierwsze chcę uniknąć wpadnięcia na protesty czy zamieszki, po drugie zarówno pracę, dom jak i uczelnię mam na obrzeżach, każde z innej strony miasta wprawdzie, ale na obrzeżach). Ten sam bilet, ale niestudencki kosztuje 68,80.
      Tercera Edad* kosztuje 11,80 bez względu na to, skąd dokąd jeździsz, całe województwo madryckie to ta sama cena, obojętnie czy mieszkasz w samym Madrycie czy dojeżdżasz do niego z El Escorial.
      Ja uważam, że to tanio. Przynajmniej taniej, niż we Wrocławiu ;)

      Usuń
    9. No i oczywiście też są miesięczne za sto parę euro, ale to się nie liczy, bo to są spoza Madrytu, dla dojeżdżających z lub do miejscowości oddalonych o ładnych kilkadziesiąt kilometrów.
      W Polsce dla przykładu na trasie między Legnicą a Złotoryją bulisz za miesięczny 70 złotych, a trasa wynosi niecałe 20 kilometrów i znajduje się między dwoma pipidówkami a nie stolicą.

      Usuń
    10. Kamil
      Słyszałam,że w Madrycie jest taniej niż w Barcelonie ale nie wiem czy to prawda bo nie byłam..
      Tak mówią Ci co mogą porównać..
      z planu renove nie korzystałam.Muszę się zapoznać co to jest..
      p.s. a smieszne jest to,ze po studiach czasami placą ci dużo mniej niż 900 euro ale za to wymagają..

      Buzka

      Usuń
    11. Ja Barcelonę znam tylko z turystycznej strony, więc też nie mam wielkiego porównania, a środkami komunikacji tam nie jeździłem, co najwyżej autobusem turystycznym, który za trzy dni kosztował chyba 20 euro jeśli dobrze pamiętam ;)
      Plan renove dotyczy głównie samochodów, ale często przenoszony jest również na zakup calder, persian czy właśnie sprzętu gospodarstwa domowego jak pralki czy zmywarki :)

      Z ostatnim się zgodzę, po studiach niektórzy zarabiają 750 euro co już jest parodią wypłaty i wtedy nawet będąc solo musisz zaoszczędzać. No ale... może będzie lepiej?
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
    12. Kamilu, ja także nie neguję tego, że w Europie, czy nawet w większości krajów świata panuje kryzys, nurtuje mnie jednak to samo, co napisałeś w swoim drugim komentarzu, a mianowicie, kto nie chciał temu kryzysowi w porę zapobiec i kto nadal nie zamierza tego robić. Przecież warto sobie uświadomić, że oprócz rodzimych polityków, których ma każdy kraj europejski, mamy też całą "armię" sowicie opłacanych ludzi zatrudnionych w bardzo rozbudowanych strukturach władzy Unii Europejskiej. Ale ani ci pierwsi /krajowi/, ani ci drudzy /europejscy/ politycy nie głowią się nad tym, jak mają ten kryzys zakończyć, natomiast wszyscy bardzo chętnie wypowiadają się o zaciskaniu pasa przez ludzi itp. ograniczeniach, które jednak walką z kryzysem nie są, a co najwyżej walką z jego skutkami. Inaczej mówiąc, generalnie wszyscy politycy nie zajmują się walką z leczeniem przyczyn choroby, oni tylko zajmują się zwalczaniem jej objawów. Pytanie, za co ci wszyscy ludzie dostają pieniądze, skoro taki sztab ludzi nie potrafi opanować kryzysu, ani też zniwelować jego skutków, przecież to powinni robić przede wszystkim, skoro rządzą w imieniu społeczeństw swoich krajów, ale oni się tym wcale nie zajmują, zupełnie jakby ten kryzys był im na rękę. Nasuwa się wobec tego pytanie - a może ten kryzys faktycznie jest rządzącym na rękę, tylko nie chcą się do tego przyznać?

      Kamil & Lui, w kwestii cen w Hiszpanii nie wypowiadam się, bo po prostu ich nie znam, ale możecie tutaj kontynuować Waszą dyskusję, jeśli chcecie, nie widzę przeciwwskazań :)
      Pozdrawiam Was oboje.

      Usuń
    13. Dyskusja już zakończona raczej :P Tym bardziej, że była lekko poza tematem, bo kryzys hiszpański rządzi się jakby swoim życiem, osobnym od reszty świata, podobnie jak grecki ;)

      Pozdrawiam.

      Usuń
    14. W polskich mediach sporo się mówi o nasilonych protestach w Hiszpanii i Grecji, co może świadczyć o znacznym pogorszeniu stopy życiowej w tych krajach, niemniej zgadzam się z Tobą, że stopa życiowa w tych krajach w tak znacznym stopniu dotkniętych kryzysem i tak jest znacznie wyższa niż stopa życiowa w Polsce, to dla mnie nie ulega żadnych wątpliwości.

      Usuń
  5. Pamiętam jak Balcerowicz mówił przez pół roku trzeba bedzie zacisnąć pasa!!!No i zaciskamy go do dzisiaj!!!
    Serdeczne usciski dla ciebie smurfie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie Luśka, Balcerowicz mówił o zaciskaniu pasa, ale nie dodał, że trzeba go będzie zaciskać coraz bardziej przez cały czas, to się chyba nazywa "dyplomatyczne niedomówienie" ;)
      Uściski :)

      Usuń
  6. kryzys to jak papier toaletowy, tylko czego chcą mi tym gębę wytrzeć?
    piosenki ciągle aktualne a ludzi już nie ma...
    Pa:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tylko Tobie wycierają Makowa, odnoszę nawet wrażenie, że głównie sobie gęby tym kryzysem wycierają, dziwne tylko, że w ogóle nie robią żadnych prób, aby ten kryzys jakoś opanować. Ciekawe, dlaczego?

      Usuń
  7. Kryzys jest dokładnie na takiej samej zasadzie jak Z Amber Gold. Rządy państw europejskich napożyczały się kasy (obligacje państwowe), obywatele to przekonsumowali i przeżarli, a teraz trzeba by zacząć oddawać i dupa jest naga...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pytanie tylko gdzie wówczas byli ekonomiści?
      Liczyli pieniądze z prowizji?

      Usuń
  8. andante spianato24.10.2012, 12:15

    Na kryzysie jak ja łajnie wyrastają wielkie fortuny...Pozdrawiam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, jak jeden traci, to drugi na tym zarabia, taka jest stara prawda znana w ekonomii nie od dziś, czyli z pewnością ktoś na tym zarabia, pytanie kto?
      Pozdrawiam.

      Usuń
  9. bellatrix200924.10.2012, 19:37

    To chyba żart, Smurff... Ty chcesz, by zaczęli od siebie? :))))))))))) No przecież standardy życia obecnie tak się podniosły, że najpewniej nawet mowy o tym być nie może... A ktoś musi za to zapłacić..., nie?
    Mówiąc szczerze... nie wierzę, by to magiczne określenie zostało kiedykolwiek wyjaśnione i określone jasno. Nikt właściwie nie wie czego dokładnie dotyczy i jak wspominasz, kiedy się zakończy. Jest proste i wygodne, a najważniejsze, że działa na wyobraźnię. Funkcjonują więc sobie panowie decydenci... W to im graj. Reszta niech zaciska pasa. A jakże.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I być może tutaj się kryje odpowiedź - kryzys jest rządzącym na rękę, bo dzięki temu mogą bezkarnie brać ludzi "za pysk" i przy okazji nabić sobie kabzę... gdyby było inaczej, zajęliby się na serio walką z kryzysem, a nie z jego skutkami...

      Usuń
    2. bellatrix200926.10.2012, 20:44

      Dokładnie tak - zgadzam się. Zawsze przydaje się tak gładkie wytłumaczenie własnej bezsilności, czy błędów.
      Wiesz..., to podobnie, jak ze znaczeniem ,,otwierania się na ludzi"... Wszyscy wiemy o co chodzi, a każdy rozumie to inaczej... Niedomówienia i nieścisłości w zrozumieniu dają pole do popisu temu, komu to jest na rękę. I oczywiście jest to świetnie wykorzystywane... w nieskończoność. A temat bardzo trafiony i wciąż na czasie. Nie zanosi się też, by przestał być aktualny... :)
      p.s.
      Sorry, Smurff. Rzeczywiście powinnam była wyjaśnić o co chodzi z tym żartem. Wyjaśniłam u dra.

      Usuń
    3. Jak już kiedyś mówiłem, gdyby każdy z nas rozumiał wszystko w taki sam sposób jak inni, świat byłby przeraźliwie nudny, więc jest znacznie lepiej, że każdy z nas rozumie wszystko po swojemu, niekoniecznie tak jak inni. Poza tym to właśnie różne postrzeganie świata przez ludzi jest jednym z głównych motorów postępu.
      Dziękuję, że wytłumaczyłaś, teraz rozumiem o co Ci chodziło :)

      Usuń
    4. bellatrix200931.10.2012, 21:13

      ;)

      Usuń
  10. Na początek to może nich ci, którzy mają firmy i robią tu interesy niech tu płacą, a nie w tzw. rajach podatkowych. Przecież to kpina, żeby działalność na terenie PL mieć, a płacić nie wiadomo gdzie. Kryzys odczuwają zwyczajni obywatele, bo bogaci i tak mają to w nosie, a kryzys im nie szkodzi, a co więcej - tzw. dobra luksusowe mogą nabyć za niższą cenę. Logiczne więc jest, że oni wszyscy od siebie nie zaczną, bo to było jak strzelanie sobie w stopę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to już zostało wyżej powiedziane - ci bogaci najprawdopodobniej jeszcze się na tym bogacą, kryzys nakręca im koniunkturę, a spanikowani ludzie będą pokornie pracować pomnażając im zyski ustawiając się przy tym w długaśnej kolejce z uwagi na panujące bezrobocie... całkiem fajnie to sobie ustawili...

      Usuń
  11. Kryzys... to kazdy z nas...
    Serdecznosci
    Judith

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawie każdy La Vie, tych bogatych, co są przy żłobach to nie dotyczy...
      Serdeczności :)

      Usuń
  12. Każdy kryzys można pozytywnie wykorzystać ;)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie wiesz jak to skomentować, ale koniecznie chcesz zaznaczyć swoją obecność, lepiej wstaw trzy kropki, zamiast goopio gadać :P