Od pewnego czasu dość regularnie czytam bloga Marianny.
Wciągnęła mnie historia życia Marianny chyba przez to, że doskonale zdaję sobie sprawę, iż takich kobiet jak Marianna są w naszym kraju tysiące.
I muszą radzić sobie same, nikt nie wyciągnie pomocnej dłoni. Pomoc państwa zawodzi na całej linii, a wszyscy ludzie wokół, zajęci własnymi problemami, też nie są bynajmniej skorzy do pomocy.
Marianna jest rozwódką, samotną matką. Ma siedmioletniego syna, który chodzi do pierwszej klasy szkoły podstawowej.
Oboje mają poważne kłopoty ze zdrowiem.
Kobieta cały czas ma silne bóle w okolicy podbrzusza. Wynika to z endometriozy powstałej w wyniku wadliwie wykonanej operacji cesarskiego cięcia. W efekcie rozwijającej się endometriozy tworzą się u guzy, które z miesiąca na miesiąc sprawiają Mariannie coraz dotkliwszy ból.
Niestety, nasza rodzima służba zdrowia cały czas nie staje w tym wypadku na wysokości zadania - w efekcie Marianna wciąż krąży po lekarzach różnych specjalności. Na ogół jest to ten sam kwartet specjalistów: internista - ginekolog - urolog - chirurg, po czym opisany cykl odwiedzin się powtarza. Jednym słowem, kobieta wysyłana jest "od Annasza do Kajfasza", a bóle brzucha jak były, tak są nadal i wcale nie chcą ustąpić. Prawdopodobnie skończy się to kolejną operacją w obrębie jamy brzusznej. Poprzednia była rok temu, a pierwsza 2 lata temu, ale guzy wciąż odrastają. Czy te nawracające bóle brzucha w końcu się skończą? Marianna ma taką nadzieję.
Syn Marianny ma z kolei niedomykalność zastawki mitralnej i podejrzenie celiakii - z tego powodu także cierpi na silne, okresowo nawracające bóle brzucha. W wyniku niedawno przeprowadzonej gastroskopii okazało się, że bóle brzucha spowodowane są przez uchyłek żołądka.
W ostatnim czasie doszły kolejne problemy z synem Marianny. W szkole okazało się, że jest bardzo zamknięty w sobie - jakby nieustannie się czegoś bał. Gdy pani go o coś pyta, to odpowiada szeptem. W dodatku odpowiada po namyśle, czasem myśli minutę, dwie, trzy zanim odpowie. Odpowiada bardzo wolno, czasem się jąka. Nigdy się nie zgłasza do odpowiedzi. Nigdy o niczym nie pamięta. Nie pamięta, że trzeba było zrobić pracę domową. Nie pamięta, że coś trzeba było przynieść na lekcję.
Te wszystkie objawy są na tyle niepokojące, że kobieta musi prowadzić konsultacje ze specjalistami od psychologii i psychiatrii.
Jakiś czas temu Marianna złożyła wniosek o wydanie orzeczenia o stopniu niepełnosprawności w Miejskim Zespole ds Orzekania o Niepełnosprawności. Wniosek został rozpatrzony odmownie; okazało się, że nie stwierdzono naruszenia sprawności organizmu, które kwalifikowałoby Mariannę do grona osób niepełnosprawnych.
Więcej o perypetiach zdrowotnych Marianny można przeczytać tutaj.
Pomimo wyższego wykształcenia i trwających przez cały czas usilnych poszukiwań, kobieta nie może znaleźć stałej pracy, przez co pozbawiona jest stałego źródła dochodów. W dodatku przez konieczność sprawowania stałej opieki nad swoim synem, Marianna nie jest w pełni dyspozycyjna, tak jakby sobie tego życzyli obecni pracodawcy. Niestety, w przypadku sprawowania opieki nad synem, Marianna nie może liczyć na nikogo innego oprócz samej siebie; na byłego męża, awanturnika i hulakę, nigdy nie mogła liczyć, nawet jeszcze przed rozwodem, a chora matka Marianny sama w coraz większym stopniu potrzebuje opieki.
W ostatnim czasie Mariannie udało się dwukrotnie dostać pracę, ale tylko na okres zastępstwa stale zatrudnionej osoby. Marianna starała się wzorowo wykonywać swoje obowiązki zawodowe, tym bardziej, że od szefa otrzymała obietnicę, iż w razie gdyby pojawił się wolny etat, nie będzie musiał nikogo szukać, tylko od razu zadzwoni. Niestety, niedawno syn dostał wysokiej gorączki i nie było go z kim zostawić. Marianna doskonale wiedziała, że każde zwolnienie lekarskie wzięte do opieki nad synem praktycznie grzebią wszelkie szanse otrzymania stałej pracy w tej firmie. Niestety, w tym wypadku Marianna nie miała wyboru, przecież ktoś musiał zostać z chorym, gorączkującym synem - ale były to bardzo gorzkie chwile, kobieta miała wyrzuty sumienia, że zawiodła swojego szefa dzięki czemu nie ma już szans na stałą pracę w tej firmie...
Zbyt krótki staż pracy powoduje, że Marianna nie może otrzymać zasiłku dla bezrobotnych i obecnie jest zarejestrowana jako osoba bezrobotna bez prawa do zasiłku; taka sytuacja będzie trwać dopóty, dopóki kobieta nie znajdzie gdzieś pracy i nie nabierze praw do otrzymywania zasiłku. W efekcie Marianna nie posiada żadnych własnych źródeł dochodów, a musi utrzymać siebie i małoletniego syna. Obecnie utrzymuje się jedynie z 600 zł alimentów na syna (niestety, często zdarzają się opóźnienia w płatności)
Czytając bloga Marianny cały czas mam wrażenie, że kobieta tkwi w jakimś absurdalnym korowodzie, który nie ma końca, a składa się tylko z nieustannej wędrówki po zakładach pracy, przychodniach lekarskich i ośrodkach pomocy społecznej; niestety ta wędrówka nie przynosi żadnych efektów i praktycznie od pewnego czasu nic w życiu Marianny nie zmienia się na lepsze. Kobieta cały czas żyje jakby na "biegu jałowym" i nie może ruszyć z miejsca, chociaż bardzo tego chce.
Ten dzisiejszy post nie jest moim wymysłem; Marianna istnieje naprawdę /adres mailowy do Marianny jest tutaj - lustro.marianny@gmail.com/ i nie sądzę, aby całą tę historię kobieta zmyśliła, aby poprawić sobie stan konta.
Posty publikowane na blogu Marianny są zbyt dokładne, szczegółowe i trzymają się zbyt blisko życiowych realiów, aby mogły zostać zmyślone.
Dlaczego napisałem ten post?
Bo widzę jak opieka państwa nad takimi osobami jak Marianna zawodzi na całej linii. Podobno mamy rozbudowany system opieki społecznej, pytanie tylko gdzie są te wszystkie instytucje i co faktycznie robią, aby pomóc Mariannie stanąć na nogi?
W dodatku bzdurne i nieludzkie przepisy /odmowa zasiłku dla bezrobotnych, odmowa wydania orzeczenia o stopniu niepełnosprawności oraz mało efektywne leczenie/ bynajmniej nie ułatwiają Mariannie obecnego życia...
Napisałem ten post, bo chciałbym, aby historia życia Marianny trafiła do jak największego grona odbiorców.
Być może pojawi się ktoś, kto Mariannie coś podpowie, doradzi, w jakiś sposób będzie mógł pomóc, aby życie Marianny mogło zmienić się na lepsze.
Wierzę, w ludzką oraz interblogową solidarność, wierzę w to, że są ludzie, którzy mogą pomóc Mariannie. Trzeba tylko do nich dotrzeć.
Jeżeli mój post okaże się w tym pomocny, będę się bardzo cieszył.
Na koniec proszę wszystkich, którzy przeczytali ten post - w miarę swoich możliwości pomóżmy Mariannie.
P.S.
Aby być w zgodzie ze stanem faktycznym, przed publikacją tego posta wysłałem go Mariannie do weryfikacji.
W odpowiedzi, oprócz treści zweryfikowanego posta, otrzymałem sporo różnych dokumentów, nie tylko medycznych.
Nie prosiłem o nie, ale Marianna wykazała się własną inwencją, obdarzyła mnie zaufaniem i mi je przysłała pomimo tego, że te dokumenty zawierają dane osobowe.
Z przesłanych dokumentów jednoznacznie wynika, ze wszystko, co Marianna opisuje na swoim blogu to prawda.
Bardzo dziękuję!
OdpowiedzUsuńNie masz mi za co dziękować Marianno, bo jak na razie niczego wielkiego dla Ciebie nie zrobiłem :)
UsuńAle jeśli ten post wprowadzi choćby minimalne zmiany w Twoim życiu na lepsze, na pewno będę się z tego bardzo cieszył :)
trudne życie...
OdpowiedzUsuńale dalej nie wiem czemu ma służyć propagowanie blogu? jakiej formie pomocy
W zasadzie pomocy wszechstronnej.
UsuńPo pierwsze - chodzi o nagłośnienie sytuacji Marianny dzięki czemu można będzie dotrzeć do ludzi, którzy będą mieli realny wpływ na polepszenie Jej sytuacji życiowej.
Po drugie - chodzi o dotarcie do ludzi, którzy będą pomocni dla Marianny w sensie doradczym, a więc których rady okażą się pomocne i przyniosą korzystne rezultaty, czyli także polepszenie sytuacji życiowej Marianny.
Po trzecie - chodzi o dotarcie do lekarzy, psychiatrów i psychologów, którzy będą mogli pomóc Mariannie oraz Jej synowi w problemach zdrowotnych.
I po czwarte - samej Mariannie zależy na popularyzacji Jej sytuacji życiowej, dlatego nie tak dawno prosiła o nagłośnienie tej sytuacji na blogach tych wszystkich osób, które zaglądają na Jej bloga:
http://lustro-mojej-duszy.blog.onet.pl/2013/04/06/spokojna-sobota/
Chodzi o to, że blogową popularność można później przekuć w sukces chociażby przez zamieszczanie reklam na takim licznie odwiedzanym blogu, poza tym jest to dobry sposób, aby później móc zrealizowsać wyżej opisane punkty nr 1 oraz pkt nr 2.
Z tego powodu proszę wszystkich, którzy to czytają o nagłośnienie sytuacji Marianny na swoich blogach, ułatwi to Mariannie dotarcie do ludzi, którzy będą mogli Jej pomóc.
nie wierzę ani w jeden punkt...przykro mi...niestety pomóc może sobie tylko Pani Marianna, tylko Ona może znaleźć sposób na swoje życie...znaleźć pracę odpowiadającą Jej możliwościom, wiem , że to jest trudne ale są takie możliwości, pracy chałupniczej albo dorywczej / patrz np "Ineskowe twory"/ trzeba znaleźć swój potencjał i działać...nie wierze że nie ma wkoło ludzi chętnych do pomocy i nikogo kto zajmie się chorym dzieckiem...zarabianie na blogu / reklamami, też jest możliwe ale wymaga wysiłku i publikacji ciekawych postów dla odbiorców... samo propagowanie blogu przez znajomych, to taka droga na skróty, na chwile, która nie przyniesie długotrwałych efektów, bo blog zarabiający ma inną filozofię tam nie liczy się "ja" tylko "oni" i dla nich się pisze / takich blogów nie odwiedzam bo tam miesza się fikcja z rzeczywistością,i potrzebne są sensacje, i emocje, albo miłostki, zdrady itp. wtedy jest ciekawiej, i więcej odbiorców, a ja nie lubię tłumów i być tłumem:P już to sprawdziłam na sobie i wiem, że tam nie chce być/
Usuńi tym sposobem wracamy do punktu wyjścia czyli trzeba liczyć na siebie i swój realny świat, tutaj można liczyć tylko na duchowe wsparcie i samotność w tłumie...pamiętaj, że żeby pomóc realnie trzeba się odkodować, a to nie jest takie proste...
mam nadzieję że Pani Marianna przełamie swój ciąg fatalnych zdarzeń i znajdzie swoje miejsce i swoje zajęcie i Synkowi da szczęście... Pozdrawiam serdecznie
Widzę Makowa, że jesteś zwolenniczką teorii "umiesz liczyć? Licz na siebie...".
UsuńTo jest dobra teoria pod warunkiem, że wszystko idzie tak jak powinno... niestety, w przypadku Marianny tak nie jest, nic nie idzie jak powinno... Dlatego postanowiłem pomóc Mariannie i nie uważam, że to nie ma sensu... zresztą, gdybym tak uważał, nie napisałbym tego posta.
Osobiście nie jestem zwolennikiem teorii, że aby kogoś nauczyć pływać, trzeba go po prostu rzucić na głęboką wodę... prawda jest taka, że nie każdy wtedy wypłynie, natomiast wierzę, że każdego można nauczyć pływać, jeśli zaczyna się od płytkiej wody... dla mnie to nie jest kwestia braku wiary w ludzką inicjatywę czy też chęć przetrwania, nie w tym rzecz. Wyznaję po prostu zasadę, że jeśli ktoś próbuje nieudolnie złapać rybę, to przechodząc obok nie powiem "radź se sam", tylko podsunę pomysł zrobienia wędki i pomogę ją zrobić jeśli będzie trzeba. To jest kwestia postaw, jedni chcą innym bezinteresownie pomagać, inni nie są do tego skłonni. Ja staram się pomagać, o ile mogę.
Co do sprawy zarabiania na blogu, to Marianna po prostu szuka jakiejś możliwości zarobku i rozważa między innymi tę kwestię, ale zupełnie się na tym nie zna, dlatego szuka kogoś, kto mógłby Jej coś doradzić w tej materii. Czy jest w tym coś niestosownego? Nie wydaje mi się.
Swoją drogą ciekaw jestem Makowa, co byś mówiła, gdybyś była na miejscu Marianny... stara prawda mówi, że syty głodnego nie zrozumie... może warto się czasem przegłodzić dla lepszego zrozumienia? ;)
nie tak do końca...ja raczej mówię szukaj pomocy wokół siebie a nie w kosmosie, i to ty sam decydujesz o sobie... nie licz na sukces jeżeli nie wiesz co możesz dać z siebie...i takie tam dyrdymały :) nigdy i nikomu nie idzie wszystko tak jak powinno i każdy ma swoje poważne problemy to jest zawsze subiektywne odniesienie /popatrz na Judytę, Elę, Robaczka i samego siebie/ ja też nie mam tylko z górki / z wyłączeniem wieku :P/ nie można pomóc wszystkim, czasem wybieramy kogoś szczególnego i nie ma w tym nic niestosownego....
Usuńnie wiem co by zrobiła Marianna gdyby była na moim miejscu, bo mi nic nie spadło z nieba i nie wiem co będzie za rok...Pa
Makowa, Mariannę znam od bardzo dawna i wszystko co pisze wydaje mi się prawdą. Nie może znaleźć pracy, bo mieszka w rejonie o największym bezrobociu w Polsce. Próbowała szukać pracy naprawdę wszędzie! Włącznie z fabryką chemikaliów, gdzie dostałą krwotoku... Pracy w swoim zawodzie nie dostanie, dopóki nie zrobi podyplomówki, na którą jej nie stać... Pracowała również jako wolontariuszka, w instytucji, która zapewniała ją, ze po okresie wolontariatu na pewno ją zatrudnią. Oczywiście, nic z tego nie wyszło. Przyjęli następnych wolontariuszy, bo na tym opierają swój biznes. Nie zawsze jest tak prosto jak się wydaje... Poza tym zdrowie Marianny też nie pozwala jej na ciężką pracę fizyczną (noszenie skrzynek, podnoszenie ciężkich rzeczy itp....), a tego też się łapała... Makowa, proszę, nie oceniaj Marianny, nie znając jej. Pozdrawiam
UsuńTrutniowa, wiem jaka jest sytuacja, przeczytałam kilka postów wyrywkowo, nie dochodzę czy to jest prawda czy nie bo to jest blog i nauczyłam się już dystansu do tego miejsca, nie chcę też żeby było punktem odniesienia do mojego życia, bo tak naprawdę nikt tutaj nie zna mojego życia...wypowiadam się w sprawie form pomocy w blogosferze bo tego moim zdaniem dotyczy post...jeżeli uraziłam Panią Mariannę, to bardzo przepraszam, bo nie było to moim zamiarem.
UsuńOK Makowa, masz swoje zdanie na ten temat i w zasadzie nikomu nic do tego... niemniej jedną dobrą rzecz udało mi się tym postem dokonać, co już mnie bardzo cieszy. I chyba jednak wolę myśleć po swojemu, bo właśnie dzięki temu mi się to udało, gdybym myślał podobnie jak Ty, nie dokonałbym tego.
UsuńTo mnie cieszy! Tak trzymaj!
Usuńmi też się kiedyś coś udało osiągnąć, chociaż to była pomoc prawie rewolucyjna :)
Pa:)
wiesz co Smurffie...ja myślę,że Marianna bardzo dużo zrobiła przy tak cieżkiej chorobie,by znaleźć pracę,
Usuńmając małe dziecko nie jest sie w pełni dyspozycyjnym,a tego wymagaja niestety pracodawcy, chałupnictwo ...nie każdy ma talenty,ja np.jestem antytalent...P
ja tam wierzę ,w Twoje punkty,bo...TROCHĘ Cię znam blogowo,lubie tu komentować i tym samym domyślam się,że nie ot tak sobie dla kaprysu piszesz....
na pewno Marianna nie siedzi i patrzy przez okno...i na PEWNO NIE MA LEKKIEJ CHOROBY...trzeba sobie po prostu w necie Cokolwiek o tej chorobie poczytać...
Trutniowa...dzięki ,że przybliżyłaś temat...
pozdrawiam miło Smurffie:-)
Gratuluję Makowa... w nagrodę mam ten ponadczasowy utwór dla Ciebie :) http://youtu.be/BRGT6qcY_m0
UsuńPa :)
Crackie, to pierwsza akcja tego typu na moim blogu i cieszę się, że się na to zdobyłem, bo Marianna ma naprawdę mocno pod górkę i być może dzięki takim akcjom będzie miała wreszcie z górki. Bardzo bym chciał, aby tak się stało.
Pozdrawiam :)
Smurffie...bardzo ładnie,że napisałes ten post,ja nie raz wchodziłam i czytałam posty Marianny i ręce mi opadały i czułam się źle,że nie moge pomóc,BO WIEM CO ONA PRZECHODZI.Ja,ponieważ jestem sama ,mam schody i nie raz byłam w dole,tylko ja nie musze jeszcze w dodatku małym dzieckiem się opiekowac,a to jest NAJTRUDNIEJSZE,bo ona musi dla niego sie po prostu poświęcac.Nie ma wianuszka babc i ciotek do pomocy.A jest to mądra i inteligentna dziewczyna,wspaniała matka.
OdpowiedzUsuńJej trzeba przede wszystkim pomóc w znalezieniu pracy,lekarza...wiem,że mieszka na północy Polski,może ktoś z tego rejonu przeczyta...
Najgorsze jest to,że ona,młoda zdolna nie może pracy znaleźc.
Nikt nie chce jałmużny,ale pracę.
Dokładnie tak jest, Crackie. Ale jak przed chwilą napisałem w odpowiedzi na komentarz Makowej - każdy z nas - blogerów może pomóc Mariannie np. przez nagłośnienie Jej trudnej sytuacji na swoim własnym blogu, co powinno dać tzw. efekt domina, a więc umożliwi dotarcie do grona osób, którzy mają realny wpływ na poprawę sytuacji życiowej Marianny.
UsuńJa myślę, że jeżeli poprzestaniemy tylko na czytaniu bloga Marianny i nikt nie zrobi pierwszego kroku, nie wyciągnie ręki aby Jej pomóc w trudnych chwilach, wtedy z pewnością sytuacja Marianny nie ulegnie zmianie. Ja myślę, że ten post jest krokiem w dobrą stronę i nawet jeśli realnie Mariannie nie pomoże, to wykaże, że w blogosferze jest pewne grono osób, którym los Marianny nie jest obojętny i które chcą pomóc - co może podbudować Mariannę w sensie psychicznym, a to także nie jest bez znaczenia, bo moim zdaniem ważne jest, aby okazać Mariannie nasze wsparcie i w ten sposób podbudować Ją na duchu.
Mariannę znam blogowo od przynajmniej 6-7 lat. To co przechodzi zdrowotnie, to tylko jedno z wielu cierpień z jakimi zmaga się przez całe swoje dorosłe życie. Przynajmniej odkąd wyszła za mąż... Pamiętam o jej wszystkich przejściach z mężem nierobem... Nie wiem, czy wiesz jakie studia skończyła. Nie czuję się upoważniona do pisania tu o tym, zwłaszcza, że Marianna zlikwidowała blog, gdzie o tym pisała, ale jeśli nie zrobi podyplomówki, to pracy w swoim zawodzie nie dostanie... O czym nie wiedziała, kończąc studia... Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
UsuńNie wiedziałam, że udało Ci się skończyć tę podyplomówkę. Jak Ci się wreszcie to udało, teraz jest ten niż demograficzny... Nie wiem, czy ktoś ma większego pecha w życiu, niż Ty. Z Twoich okolic jest Beznaiwna... może wysłać ją na Twojego bloga...? Z drugiej strony boję się, że Cię rozpozna, że ingerując mogę Ci zaszkodzić... Pozdrawiam
UsuńJa jej nie znam. Napisz mi coś o niej, abym wiedziała czy można jej zaufać. Tutaj albo na mejla.
UsuńJa też znałem stary blog Marianny, chociaż dowiedziałem się o tym przypadkiem, z jeszcze innego bloga. Czytałem tam m.in. o wybrykach ex-męża, ale to stare dzieje i nie uważałem za stosowne pisać o tym w tym poście, bo w obecnej chwili to niewiele wnosi.
UsuńPozdrawiam.
Witaj wrażliwy człowieku. Pieniążki. które zebrałam z tomiku miałam wysłać na fundacje dla dzieci z choroba nowotworową. Jeśli dasz mi namiary na Marianne wyślę chętnie dla niej i jej synka. Nie jest tego dużo ale każdy grosz się liczy. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńTo bardzo szlachetna deklaracja z Twojej strony.
UsuńAdres mailowy Marianny podałem już w poście, ale skoro pytasz mnie o namiary, to proszę bardzo:
lustro.marianny@gmail.com
Pozdrawiam.
Niestety pani Alina nie odezwała się do mnie.
UsuńNiemniej pozdrawiam serdecznie panią Alinę i życzę wszystkiego dobrego.