Od dawna czuje się kobietą spełnioną. Wiedzie ciekawe, urozmaicone życie.
Żyje sobie dostatnio nie zaprzątając zbytnio swojej głowy troskami, co będzie za kilka lat. Wie, że będzie dobrze...
Dzieci od dawna samodzielne i dobrze ustawione. właściwie nie ma nic, co mogłoby zakłócić jej błogi spokój... oprócz tej jednej rzeczy... tylko to cholerne prawo jazdy od pewnego czasu spędza jej sen z powiek i nie pozwala w pełni rozkoszować się błogim życiem.
To cholerne prawo jazdy... straciła je, bo przekroczyła dopuszczalny limit karnych punktów - rzecz jasna za przekroczenie prędkości. Nie była nawet tym faktem jakoś specjalnie zaskoczona, bo prawda jest taka, że "od zawsze" lubiła szybką jazdę. Zdawała sobie przy tym sprawę, że nie jeździ zbyt ostrożnie. Cóż nie każdy przecież musi być od razu mistrzem kierownicy.
Prawo jazdy zrobiła dawno temu, gdy nie było jeszcze tak rygorystycznych przepisów jak obecnie. Ale nawet w tamtych czasach, gdy wszyscy zdawali za pierwszym podejściem, ona zdała dopiero za trzecim razem. Od tamtych czasów jeździła przez cały czas i nie wyobrażała sobie życia bez samochodu. No, ale aż tak fatalnie nie jeździła, skoro przez ten cały czas nie miała nigdy żadnego wypadku, a jeździła nie tylko po kraju. Swego czasu była też "maluchem" w Bułgarii i w Turcji. I wszystko było dobrze.
Teraz, na samą myśl, że musiałaby zdawać te wszystkie skomplikowane testy i inne drogowe łamigłówki, robi jej się niedobrze. No bo jak nauczyć się tego wszystkiego? O nie, po prostu nie jest w stanie, nie w jej przypadku. Nawet ludzie dość dobrze orientujący się w często zawikłanych meandrach kodeksu drogowego mają teraz kilka podejść do egzaminu, a co dopiero ona...
Mimo to, początkowo nie dawała za wygraną. Najpierw musiała zaliczyć wielogodzinny test psychologiczny, a potem iść do starostwa po specjalne skierowanie do powtórnego zdawania. Wzięła potem kilka jazd na próbę. Chodziła na wykłady. Za każdym razem dowiadywała się, że ma utrwalone bardzo złe nawyki. To ją szalenie deprymowało i zawstydzało. Jakby nie rozumiała poleceń. W końcu utrwalił się w niej pogląd, że równie dobrze mogłaby próbować walić głową w mur - po prostu nie ma szans, aby ponownie zdać egzamin - i taka jest prawda.
Co z tego, że mąż jej bardzo dobrej koleżanki jest instruktorem jazdy, a nawet egzaminatorem. Pewnie bez problemu mógłby ją nauczyć, ale ona już nie potrafi się do tego zmusić.
Ogarnęła ją totalna apatia i zniechęcenie. Czasami nadal jeździ samochodem, ale gdzieś po bocznych drogach na wsi. Do sklepu np. Jest na tyle odpowiedzialna, że w razie wypadku boi się, że nie miałaby ubezpieczenia za zdrowie, nie za samochód.
Na razie prawie nikomu ani słówkiem się nie zająknęła, dlaczego przestała jeździć. Jak znajomi ją czasem pytają, dlaczego nie jeździ, wykręca się jak tylko może. Ale takie sztuczne wykręty na dłuższą metę są dla niej szalenie trudne, bo przecież od dawien dawna utożsamiana jest z samochodami. Nawet jak było do przejścia przysłowiowy "rzut beretem", to ona zawsze wsiadała w auto i podjeżdżała. Teraz w zależności od sytuacji, raz się tłumaczy, że przebywa często za granicą i w kraju samochód nie jest jej potrzebny, innym razem stara się wszystko obrócić w żart. Że teraz ma kierowcę najczęściej, bo rzeczywiście czasami ją wozi uroczy młodzieniec, syn koleżanki, albo mąż oczywiście. Ale mąż pracuje w innym mieście i nie zawsze jest pod ręką.
Fatalnie się z tym czuje.
W rzeczywistości jest po prostu wściekła z tego powodu - bo w gruncie rzeczy nienawidzi przyznawać się do własnej słabości. W dodatku czuje się przez to wszystko głęboko upokorzona, gdyż nigdy nie znosiła transportu publicznego, a prawda jest taka, że teraz niejednokrotnie musi z niego korzystać. W mieście jeszcze jakoś daje sobie z tym radę i korzysta głównie z taksówek, podejdzie piechotą, bo nigdzie się tak właściwie nie śpieszy. Gorzej, gdy jest zmuszona wyjechać gdzieś dalej, poza miasto.
Wcześniej myślała, że uda się jej bez problemu zdobyć to prawo jazdy za granicą. Ale teraz już wie, że to wcale nie jest takie proste, ani łatwe. W Anglii , gdzie byłoby najłatwiej, bo tam są polscy tłumacze, trzeba mieć stwierdzony półroczny pobyt, w innych krajach Unii podobnie, a ona nigdy nie jest za granicą pół roku. Próbowała nawet kontaktów na Ukrainie! Ale uczyć się nie zacznie. Jakby czekała na jakiś cud.
Czasem przychodzi jej taka myśl do głowy, że brak tego cholernego prawa jazdy stanowi największy problem, jaki mógł ją w życiu spotkać. Męczy ją to ogromnie, chociaż rzecz jasna nie daje tego po sobie poznać.
A ponieważ nie bardzo ma do kogo się z tym zwrócić, trzyma ten problem w sobie - niestety, gryzie to ją od środka. Ona zupełnie straciła wiarę w siebie, to jest jak wszechogarniająca depresja.
Na pytanie "co dalej?" wzrusza ramionami; w gruncie rzeczy dobrze wie, że albo się przełamie i zacznie uczyć się jazdy na nowo , albo zda się na życie bez samochodu. To znaczy, samochód to ona ma, ale mąż nie daje jej jeździć, pozwala tylko czasami i nawet jest zadowolony, że ona jest taka zdana na niego.
Jak widać odzyskanie raz utraconego prawa jazdy jest dla niektórych osób prawdziwą udręką.
A jakie jest Wasze zdanie na ten temat?
Może macie jakąś wiedzę na temat ludzi w średnim wieku, którzy stracili prawo jazdy i jak sobie z tym poradzili?
Nigdy nie miałam prawa jazdy, nie siedziałam nawet za kierownicą . Teraz pod starość ciągnie mnie czasem do prowadzenia samochodu. Ale nie ma o czym mówić . Nie dostane prawa jazdy choćby ze względu na cukrzycę.Natomiast mogę opisać przypadek Mary , mojej cioci obywatelki amerykańskiej.Po powrocie do kraju spowodowała przez nieuwagę wypadek. Ofiar w ludziach nie było, nawet nie było rannych ale straciła prawo jazdy. Sędzia dał jej możliwość odzyskania prawa jazdy ale dopiero po egzaminie. Mary zapoznawszy się z testami wpadła w panikę. Ona sobie nie poradzi - stwierdziła i oddała sprawę walkowerem.Posiadała też prawo jazdy amerykańskie, z którego tez korzystała , ale ze strachu przed naszymi stróżami prawa zaniechała . Gryzła się tym , w pewnym sensie fakt ten przyspieszył rozwój jej ciężkiej choroby nowotworowej i w wieku 77 lat zmarła ( w chwili wypadku miała 73 lata) i nieprzerwanie od 40 lat prowadziła samochody. Zwłaszcza w USA gdzie 25 lat mieszkała.Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńJak widać po tym poście i Twoim komentarzu, niektórzy strasznie się przejmują odebraniem prawa jazdy i ani im w głowie siadanie za kółkiem, a innym to zupełnie nie przeszkadza i nadal jeżdżą, a czasem nawet na "podwójnym gazie", vide link:
Usuńhttp://www.rmf24.pl/fakty/polska/news-wjechala-w-przejscie-podziemne-nie-bedzie-przyspieszonego-pr,nId,1076796
Utwierdza mnie to w przekonaniu, że niektórzy ludzie w tym kraju wyznają podwójne standardy...
Pozdrawiam.
Nie znam takiej osoby.
OdpowiedzUsuńCiekawostka: moja mama dostała prawo jazdy mając 16 lat (rok wcześniej, niż to było dozwolone prawem, pewnie ze względu na tatę policjanta ;)), tata - mając bodajże 32. Mama jest dobrym kierowcą, lecz miała parę (niegroźnych!) stłuczek. Tata gorszym, lecz będąc ostrożnym, uniknął wypadków.
Ja się najwidoczniej wdałam w tatę. W wieku 24 lat pobrałam kilkadziesiąt lekcji jazdy, do egzaminu jednak nie przystąpiłam (obrona pracy mag.). I może dobrze, bo nie lubiłam jeździć. Dla mnie byłoby to złem koniecznym. Może niedługo b ę d z i e ...
Pewnie niedługo będzie, bo trudno się w obecnych czasach obyć na dłuższą metę bez samochodu. Sama jazda jest dla mnie całkiem przyjemną i miłą rzeczą, znacznie gorzej jest w dużych zatłoczonych miastach, zwłaszcza w godzinach szczytu komunikacyjnego - jazda w takich warunkach staje się wówczas prawdziwą udręką.
UsuńMaz kolezanki stracil prawo jazdy. nazbieral punktow od groma, wszystkie za przekroczenia predkosci. Potrzebowal prawka bardzo, wiec stanal do walki o nie. Testy zaliczyl,nnatomiast sama jazde oblal dwa razy. nie wiem jak on z tego wybrnal...w kazdym badz razie jezdzi znowu:))
OdpowiedzUsuńSkoro jeździ, to chyba jakoś dał sobie radę z zaliczeniem jazdy. Czyli można, jeśli bardzo się chce :)
UsuńNie wyobrażam sobie życia bez samochodu,z racji wygody w zyciu prywatnym,konieczności w życiu zawodowym ,ale też niekłamanej przyjemności (nawet stojąc w korkach).I Twój blog uświadomił mi ,ze czas zdjąc nogę z gazu,bo nie wyobrażam sobie ponownego egzaminu.
OdpowiedzUsuńMnie utrata prawa jazdy póki co nie grozi, nie mam na swoim koncie żadnych karnych punktów, ale i tak staram się zdejmować nogę z gazu, szczególnie o tej porze roku, gdy już po 15 robi się ciemno. Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkie przejścia dla pieszych są należycie oświetlone i ludzi wchodzących na pasy dobrze widać czasem zaledwie z kilku metrów. Podobnie jest z chodzeniem poboczem na nieoświetlonych drogach poza miastem. Staram się jechać na tyle wolno, abym w tego typu sytuacjach mógł jeszcze wykonać jakiś manewr, zahamować lub przynajmniej okrążyć nagle dostrzeżonego pieszego, jeśli na bezpieczne hamowanie jest już za późno.
UsuńJa też,odpukać,nie mam punktów ,ale kilka dni temu mało nie potrąciłam rowerzysty( na szczęście jechałam wolno,skręcając w boczną uliczkę),który nie zasygnalizował manewru.Rowerzystów boję się najbardziej,wiekszość z nich zachowuje się kompletnie nieodpowiedzialnie.Jak pieszy wtargnie na jezdnię to jednak z reguły wcześniej go można zauważyć i na wszelki wypadek zachować zwiększoną ostrożność,rowerzysta zaś może wyskoczyć jak deus ex machina
UsuńKilka lat temu,gdy w grudniu zima nagle sparaliżowała Polskę w taki koszmarny poniedziałek,jechałam akurat z Kudowy Zdroju do Łodzi.Bite 12 godzin,z czego 5 już w miescie.Koszmarnie,ale bez wypadku.Dwa dni potem niegroźnie stuknął mi w tył młody człowiek,ktory na lodzi nie zdążył wyhamować.Samochód przede mną hamował gwałtownie,bo pieszy mu wyskoczył,mnie się udało ,młodemu juz nie.Poraził mnie brak wyobraźni tego pieszego,na jezdni była szklanka,naprawde miał dużo szczęścia.Pewnie nic poważnego nie staloby się,bo nasza prędkość naprawdę była znikoma ze względu na warunki,ale...Oczywiście,nie usprawiedliwam niektórych kierowców,ale i piesi powinni być madzrejsi
UsuńPiesi, rowerzyści, motocykliści i kierowcy - wariaci bez wyobraźni. To są najczęstsze przyczyny niespodziewanych wypadków, zakłóceń ruchu i wszelkich kolizji drogowych. Czasem nie sposób jest wszystkiego przewidzieć, bo niefrasobliwość i brak wyobraźni /czytaj "głupota ludzka/ są nieograniczone :)
Usuńsamochód w obecnej dobie jest bardzo przydatny,na pewno załuje,że nie mam prawa jazdy...chociaż juz sie przyzwyczaiłam do komunikacji państwowej.KIedys jako meżatka,mielismy samochód...ale ja zawsze koło kierowcy...P
OdpowiedzUsuńNiemniej jednak każdego młodego namawiam...to nie tylko wygoda,ale i nieraz koniecznośc szybkiego dostania się np.do szpitala,lekarza...odwiezienie dzieci do przedszkola,szkoły...teściowej do fryzjera...hahaha
pozdrawiam miło:-)
To prawda, samochód bardzo ułatwia problem szybkiego przemieszczania się po mieście. Np. bardzo ułatwia zakupy o czym dobrze wie kierownictwo w supermarketach, dlatego od razu budują obok ogromne parkingi :)
UsuńPozdrawiam :)
Działka...kilka moich znajomych ,owdowiawszy,musiało się pozbyć domków za miastem
UsuńAle sie rozpisalam! Sorry.
UsuńPomimo wszystko Wesołych Świąt!
Anoda - działka też, rzecz jasna - o ile ktoś posiada :)
UsuńArdiola - nie masz za co przepraszać, każdy pisze tyle, ile chce :)
UsuńNie chcę być pesymistyczna na święta, ale znam tragiczne przypadki ludzi w przedziale 50-60, którzy stracili prawo jazdy. System zdobywania praw jazdy w Polsce jest bardzo przestarzały w porownaniu z Europą i odbywa się kosztem wielu ludzi, załamąn psychicznych , straty pracy a nawet przedwczesnej śmierci. To jest temat wstydliwy dla wielu ludzi, jak wspomniales w swoim poscie, bo jak nie mozesz zdac prawa jazdy?! Taki tępy jesteś? Bo jak sie czuje dyrektor jakiejs firmy, lekarka, prawniczka, szczegolnie w malych spolecznosciach, gdzie są powszechnie znani? Prawo jazdy zdawali tak ponad 35 lat temu. Instruktorzy, nawet ci mili i uprzejmi trochę mają zartobliwy stosunek do nich. No, jak panie dyrektorze pan jezdzi? Mam nadzieje, ze lepiej pani leczy itd znam te opowiesci. Moja kolezanka lekarka załamała się totalnie, gdy musiala zaczać jezdzic samochodem, wcześniej mąż, też lekarz wszedzie ją woził, rozstali się. Spowodowala niegroźny wypadek, skierowanie na powtorne prawo jazdy, ktorego nie byla w stanie zdać.Kobieta w wieku 54 lat, powszechnie znana w miescie pani doktor. z rodziny lekarskiej.Ona nawet nie umiala korzystac z publicznego transportu, taksowką mozna dojezdzac do pracy, ale to się nie da, bo zawsze gdzies trzeba się zatrzymać, przejsc, dojsc, zdążyc na czas itd W zyciu osoby pracującej samochod jest po prostu NIEZBEDNY. Kobieta złapała jakąś straszną infekcję, totalne osłabienie organizmu, powoli umierała przez parę miesięcy. Nie tylko prawo jazdy sie do tego przyczyniło, ale ogolny bardzo zly stan psychiczny. Moj kolega, dyrektor wiejskiej szkołki tez stracił prawo jazdy. Polonista po 50tce, tez trudno mu sie bylo przyznac, ze nie moze zdac tego cholernego prawka. Zmarł na serce po paru miesiącach, wiadomo, ze nie to glupie prawo jazdy przyczynilo sie tylko do tego stanu,ale bylo jednym z czynnikow, gdzie czlowiek nagle staje sie taki bezuzyteczny i głupi wg samego siebie.
OdpowiedzUsuńTemat tu wczesniej poruszany to wdowy po 50tce, z domami pod miastem. Nagle stają się zgorzkniale i bardzo nieszczesliwe, nie tylko z powodu utraty męża. One nie są w stanie zdać prawa jazdy tak w ogole, albo zacząć jezdzic, bo zdarza sie ze mają prawo jazdy, ale nigdy wczesniej nie jezdzily. Instruktorzy nie wypelniają efektywnie swoich obowiązkow. Wdowy przestają się kontaktować z ludzmi, siedzą na tej wsi, skorzystanie z transportu publicznego jest poza ich mozliwosciami, one nawet nie wiedza, gdzie są przystanki. To nie są przyklady z kosmosu, tak niektorzy zyją cale zycie, wygodnie i pod opieką męża. Gdy go zabraknie to katastrofa. Moja kuzynka, doswiadczona juz bardzo pracownica urzedu skarbowego, gdy mąż jest chory, a mieszkaja 30 km od miasta, to zostaje u dzieci na miejscu, bo ona, pomimo, ze ma prawo jazdy nigdy nie jezdzila samochodem. Co by sie stalo, gdyby on zmarł nagle? zachorowal powaznie. Zamieszka u dzieci.
Moj mąż obcokrajowiec powiedzial, ze takich zlych kierowcow, znaczy głownie chamskich zachowan on nie widzial nigdzie w swiecie. I z takich, co jezdzili poprawnie, a stracili prawo z racji jakiegos nieszczesliwego zbiegu okolicznosci, to jest powod do zartow, ale frajer, dal sie zlapac, nie ma CB. Cwaniactwo powszechne w kazdej dziedzinie zycia, nieszanowanie slabszych, znaczy w gorszych samochodach, na drodze jest u nas normą prawie. Jezeli czesc spoleczenstwa jest po prostu glupia i prymitywna, to oni tez są kierowcami. I jak pisal Kapuscinski, jeden cham rozwali imprezę kulturalnych ludzi, a nigdy jeden kulturalny nie zmieni imprezy tych drugich.
Jeszcze jeden przypadek, moj kuzyn-kierowca karetki pogotowia!!! zdawal powtorne prawo jazdy 2 lata, kilka razy. Stracil prace od razu , gdy mu zabrano. Mial na szczescie inne zrodlo utrzymania. Strasznie sie go czepiali na egzaminach.
Nie mam nic na pocieszenie w tej kwestii niestety. Brak prawa jazdy utrudnia wykonywanie pracy, a nawet czasami je zupelnie uniemozliwia i nie mowie tu o duzych miastach, bo tam macie dobry transport publiczny, ale o Polsce prowincjonalnej.
Ja wcale nie neguję, że dla ludzi po 50-ce zdawanie na prawo jazdy może okazać się prawdziwym dramatem, szczególnie jeśli mieszka się na prowincji. Ale każdy kij ma dwa końce - każdy kierowca powinien tak jeździć, aby nie stwarzać zagrożenia dla innych uczestników ruchu. Czyli musi być tak wyedukowany i na tyle biegły w sztuce kierowania pojazdem, aby po zdaniu egzaminów na prawo jazdy mógł sobie radzić w każdych warunkach panujących na trasie, niezależnie od miejsca i pory dnia/roku, w jakich aktualnie przebywa. To z kolei sprawia, że rosną wymagania w stosunku do osób przystępujących do egzaminu na prawo jazdy. Poprzeczka jest więc zawieszona wysoko, dla niektórych zbyt wysoko. Jednak jeśli zostanie opuszczona niżej, zachodzi wówczas ryzyko, że takie osoby nie zawsze sobie poradzą, a co gorsza - mogą stwarzać zagrożenie dla innych uczestników ruchu drogowego. Trudno w tym wypadku znaleźć jakieś kompromisowe rozwiązanie, bo trudno jest instruktorom przymykać oczy na błędy popełnione przez kursantów, skoro wiedzą, że gdy przejdą nad tym do porządku dziennego, to w efekcie kiedyś na tym tle ta sama osoba może spowodować kolizję drogową.
UsuńPiszesz, że system zdobywania prawa jazdy jest w Polsce przestarzały w porównaniu z Europą. Być może w tym aspekcie można by dużo zdziałać. Mam na myśli nowoczesne symulatory, które z jednej strony pozwolą udoskonalić technikę jazdy, z drugiej zaś - poznać przepisy drogowe w praktyce. Mam nadzieję, że jest jeszcze wiele do zrobienia na tym polu, pod warunkiem, że nasi kochani decydenci dostrzegą wreszcie ten problem i się nim zajmą. Oby nastąpiło to jak najszybciej.
Ja nie mam żadnej wiedzy na ten temat. Nie mam prawa jazdy. Nigdy nie zapisałam się na kurs ani nie przystępowałam do egzaminów. Boję się, a poza tym nie mam na to środków finansowych. Gdy wyobrażam siebie za kółkiem to ogarnia mnie przerażenie więc może lepiej nie próbować? Ale z drugiej strony w dzisiejszych czasach lepiej mieć prawo jazdy i samochód. Szczególnie, że ja jestem samotną matką. Muszę być kobietą w pełni samodzielną, niezależną. A także szybko docierać do celu, aby nie tracić ani chwili z czasu, jaki mi pozostał. Zatem cóż mi pozostaje? Zbierać środki na prawo jazdy :D
OdpowiedzUsuńNie mam wątpliwości, że posiadanie prawa jazdy i własnego auta szczególnie w Twojej sytuacji bardzo by się przydały. Z jednej strony byłabyś bardziej mobilna i zaoszczędziła mnóstwo czasu, który teraz tracisz na poruszanie się miejską komunikacją, z drugiej zaś - posiadanie prawa jazdy często stanowi poważny atut przy staraniu się o pracę. Dla pracodawców często jest to bardzo ważne i osoby bez prawa jazdy mają wtedy mniejsze szanse zatrudnienia. Dlatego życzę Ci, abyś kiedyś doczekała się uzyskania prawa jazdy i własnego auta :)
UsuńNasz system nauki na prawo jazdy jest rzeczywiści jakimś koszmarem, karykaturalnym odwzorowaniem systemu edukacji. Uczy się i egzekwuje się wiedzę o dziwacznych szczegółach - zamiast dobrego opanowania podstawowych i najważniejszych umiejętności. Efekty widać na drogach.
OdpowiedzUsuńJedyna pociecha po utracie prawa jazdy - transport publiczny to doskonałe ćwiczenie fitness, wymaga ruchu, biegu, przeciskania się. Jeśli się ktoś od razu nie wykończy, to długofalowo odchudzi się i znacznie poprawi swoją kondycję fizyczną.
Z pewnością coś szwankuje w naszym systemie nauki na prawo jazdy, czego efekty widać potem na drogach. Panuje tam często chamstwo i cwaniactwo drogowe, o czym już wcześniej napisała Ardiola. To są powszechne bolączki naszego systemu szkolenia kierowców, stąd później te drogowe statystki świadczące o tym, że jesteśmy przodującym krajem jeśli chodzi o liczbę wypadków drogowych w Europie.
UsuńByć może masz rację, że nasz transport publiczny to doskonałe ćwiczenie fitness, tym niemniej samemu wolę z niego nie korzystać ;)
Procedurę zdawania prawa jazdy przechodziłam raz i mam nadzieję więcej nie musieć tego robić... Współczuję!
OdpowiedzUsuńTeraz wracam do program pit.