Witaj Miły Gościu na pokładzie Linii Lotniczych "Smurffair". Rozgość się tutaj - mój wirtualny barek jest zawsze obficie zaopatrzony ;) Życzę wyłącznie miłych lotów i wielu przyjemnych wrażeń!

piątek, 2 października 2015

Blogowe pożegnania.


http://makowa.blox.pl/html

Dzisiaj uprzątnąłem bloga i wykasowałem niektóre linki wiodące do innych blogów.
W ten sposób zniknęły linki do bloga Kiry, Makowej, Luśki i Maugopis. 
Już wcześniej usunąłem linka wiodącego do wykasowanego bloga An-Ki.

W czasach gdy dopiero zaczynałem moją przygodę z blogowaniem, wykasowanie bloga który był mi wcześniej znany i w jakimś sensie bliski, to był dla mnie prawdziwy dramat. Zbyt łatwo przywiązywałem się do blogów i chyba za bardzo utożsamiałem je z ludźmi. W efekcie takie kasowanie bloga przeżywałem niczym dorastająca dziewczynka pierwszą miesiączkę, z jakimś takim przerażeniem w oczach, połączonym ze strachem i obawą, że oto świat się zawalił i już nic nie będzie takie samo jak przedtem. Kiedyś napisałem nawet lekko dramatyczny wiersz na ten temat.

Dziś już zupełnie inaczej patrzę na tę sprawę. Uważam, że każdy z nas ma niezbywalne prawo robić ze swoim blogiem to co mu się podoba. Kieruję się więc w tym wypadku zasadą "twoje małpy, twój cyrk". Czyjś blog może mi podobać, nawet bardzo, ale przecież to nie jest mój blog. Jego właściciel ma prawo zrobić z nim to co chce, właśnie dlatego, że jest jego właścicielem. Czyjś dom też może mi się podobać, ale to nie znaczy, że mam prawo protestować gdy właściciel zechce go zburzyć lub opuścić na zawsze. W gruncie rzeczy nic mi do tego, nie moje małpy, nie mój cyrk, nie mój dom i nie mój blog. Owszem, mogę mieć sentyment do danego bloga, może mnie z nim łączyć sporo miłych wspomnień, ale to nie znaczy, że mogę sobie uzurpować do niego jakieś prawa. Nie mogę, bo niby na jakiej podstawie?

Kiedyś za bardzo utożsamiałem blogi z ludźmi. Naiwnie myślałem "nie ma bloga, a więc nie ma też człowieka". Teraz widzę, że po prostu kończy się pewien etap, a zaczyna jakiś inny, nowy. 
An-Ka zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią wykasowała swojego bloga, ale nadal pojawia się w blogosferze. Kira w dosyć spektakularny sposób pożegnała się ze swoimi czytelnikami, jednak nadal komentuje na innych blogach. A propos bloga Kiry pozwolę sobie na uzasadnienie, dlaczego użyłem słowa "spektakularny sposób". Otóż ostatni post Kiry to prawdziwy elaborat, można by go spokojnie rozdzielić na kilka krótszych postów, co interpretuję jako przemożna chęć zakończenia blogowania, wbrew nasuwającym się do głowy Autorki bloga pomysłom na kolejne posty. Czyli, używając sportowego języka, w wykonaniu Kiry był to taki "długi finisz". Kira pisze, że zawiesiła swoje blogowanie już "NA ZAWSZE". Ponieważ natura ciągnie wilka do lasu, nie za bardzo wierzę w tę deklarację, no ale zobaczymy. Rozbawiło mnie natomiast ostatnie zdanie w tym pożegnalnym poście Kiry, cytuję "JESTEM WOLNA.". Od razu skojarzyłem, że w takim razie Kira musiała czuć się zniewolona przez swojego własnego bloga... no cóż, w takim razie załączam wyrazy współczucia, ale też głębokiej ulgi, że wreszcie uwolniła się od swego prześladowcy :P. 
Podobnie ma się rzecz z Makową, która także, po zawieszeniu wirtualnego pióra na kołku, nadal pojawia się blogosferze, ale w przeciwieństwie do Kiry zdecydowała się "pójść na łatwiznę" i na swoim blogu napisała po prostu "KONIEC" /oczywiście nie licząc tego symbolicznego zdjęcia, które pokazuję na samej górze/.
Zobaczymy co dalej będzie z Luśką i Maugopis, ale myślę, że także nie powiedziały jeszcze w blogosferze ostatniego słowa i kiedyś wrócą pod taką czy inną postacią. 
Czyli wygląda na to, że ludzie opuszczają swoje blogi, ale wciąż pozostają w blogosferze. 
Inni zaś odchodzą bezpowrotnie, ale kto mi zaręczy, czy później nie wracają do blogosfery pod innymi nickami lub, że nie wrócą za jakiś czas?

Czyli nie ma co dramatyzować. 
Ludzie przychodzą i odchodzą, podobnie rzecz się ma z ich blogami. 
Wokół nas bezustannie zmieniają się zarówno oglądane krajobrazy, jak i np. pory roku, a więc, jak mówi klasyk: "był czas przywyknąć". 
No i przywykłem - już nie robię z tego żadnej tragedii, traktuję to jak naturalną rzecz, tak samo jak liście, które właśnie zaczynają spadać z drzew, podobnie jak każdej jesieni. Ale "nic to Baśka", przecież na wiosnę pojawią się nowe.



98 komentarzy:

  1. Ciekawe co slychac u Didi. Tak ją lubilam, gdy była w Hiszpanii, a ja we Francji. A potem tylko pisała o ukochanych dzieciach. Ja pewnie niedlugo zaczne pisac o wnukach, hehhe. Chociaz z moją próżnoscią to niewiadomo. Szkoda by mi było wykasować mojego bloga. Z przyjemnością go sama czytam, gdy ktoś wraca do moich starych postów i się ukazują. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Didi teraz siedzi w pieluchach, nic dziwnego, że nie ma czasu na pisanie bloga :) Myślę, że kiedyś wróci do czynnego blogowania.
      Masz rację, ja też mam sentyment do mojego starego bloga, nie miałbym serca aby go wykasować.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Witam,

    Cóż, powody zaprzestania prowadzenia bloga mogą być i są bardzo różne i jak sądzę ściśle związane z sytuacją osobistą ich autora. Jedni odpuszczają, gdyż odczuwają znużenie, wszak prowadzenie bloga to jednak jakieś obowiązki (zamieszczanie nowych tekstów, odpowiadanie na komentarze itd.). Jeszcze inni wypalają się twórczo i nie chcąc pisać "na siłę" kończą działalność. Jeszcze inni przestają pisać z takich prozaicznych przyczyn jak brak czasu - kto został rodzicem, ten wie o czym mówię. Są też przypadki bardziej unikalne, jak casus pewnej blogerki, która nie mogła się pozbyć ze swojej witryny niechcianego, szemranego towarzystwa, a jeszcze inna zamknęła swój przybytek zapewne ze wstydu, po tym jak się okazało, że trolluje pod kilkoma nickami na swoim własnym blogu. Czasem przyczyna zakończenia działalności blogera jest niezależna od niego samego - patrz casus Seamana czy Marii Dory. Bywają też przypadki przeniesienia się do innej części blogosfery np. Salon24 jak to miało miejsce w przypadku jednego z moich ulubionych blogerów, który nie pozostawił na Onecie linków do swojej nowej działalności, a poinformował o przeniesieniu tylko kilku swoich czytelników, czyniąc to w korespondencji prywatnej.

    Reasumując, w przypadku niektórych blogów ich zawieszenie czy likwidację przyjmuję z ogromnym żalem, a w przypadku innych blogów z ogromną radością. Cóż, życie. Dlatego też warto archiwizować najlepsze teksty lubianych blogerów, albowiem te niosąc ze sobą niepowtarzalny ładunek intelektualny mogą zostać zawsze przywołane, wraz ze wspomnieniami pasjonujących dyskusji w polu komentarzy.

    Pozdrawiam, TF.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam
      To prawda, zniknięcie jednych blogów napawa nas smutkiem, zniknięcie innych przyjmujemy z obojętnością, ale bywają i takie, których zniknięcie przyjmujemy z ulgą lub radością, zależnie od naszego stosunku do napisanej treści. Czyli tak samo jak z ludźmi, jednych się żegna z żalem, a innych z radością.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Ludzie przychodzą i odchodzą..... Tak jest w rzeczywistości i wirtualnym świecie. Niektórzy tak bardzo zostają wchłonięci przez wirtualny świat,że faktycznie zaczynają czuć się zniewoleni. Wszystko zależy od tego, jaka mamy motywację i jak ustawiliśmy sobie hierarchię wartości. Osobiści kilka razy zmieniałam wirtualny adres. Raz z powodu niechcianych gości, a potem z powodu awarii Onetu.. teraz jestem tu , gdzie jestem i jest mi bardzo dobrze. Piszę, kiedy chcę i wtedy, kiedy mam co do opisania. Innych odwiedzam, kiedy czas mi na to pozwala. Nic na siłę. Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
  4. powody pojawiania się lub znikania blogów w mojej linkowni bywają tak różne od siebie, że szukanie w tym reguły nie ma sensu... teraz zresztą nie ma problemu w ogóle, bo skasowałem linkownię... cóż za aspołeczny ze mnie typ :)... przyczyna jest prosta i ma związek z hejterowaniem czubków z "klubiku różowego ryja"... nie jest to bynajmniej ostateczne rozwiązanie tej kwestii, bariera jest dziurawa niczym portki Filipa Pierduna z Konopielki, ale więcej nic się nie da zrobić...
    /wspomniana Kira przyjęła inne rozwiązanie próbując gadać z "ryjami", traktować ich jak normalnych komentatorów, niestety nie wyrobiła się w swojej strategii i stało się, jak się stało... ale to tylko mój odbiór, sama Kira zapewne widzi to inaczej i trzeba Jej odbiór uznać za wersję najbliższą prawdy/...
    ...
    powody dla których ludzie kasują, opuszczają blogi, zmieniają ich formułę i inne manewry również bywają tak rozmaite, że aż mi się nie chce w to wnikać... tak samo różnie reagujemy na takie zmiany, gdyż różne relacje nas łączą z poszczególnymi blogerami...
    ...
    nie widzę żadnej sprzeczności pomiędzy tym, że ktoś skasował /porzucił lub zawiesił/ swojego bloga, a tym, że nadal się udziela na forach blogowych pod tym samym nickiem... własna twórczość /tworzenie postów/ i aktywność na tychże forach to dwie dość różne sprawy... skąd zresztą wiemy, czy dany bloger w innym rejonie blogosfery, pod innym nickiem nie kontynuuje dalej swej twórczości?...
    ...
    zaś pod Twoim zdaniem "nie ma co dramatyzować" podpisuję się w całej rozciągłości... nie tylko w temacie blogowania zresztą...
    pozdrawiać :)...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "/wspomniana Kira przyjęła inne rozwiązanie próbując gadać z "ryjami", traktować ich jak normalnych komentatorów, niestety nie wyrobiła się w swojej strategii i stało się, jak się stało... ale to tylko mój odbiór[...]"

      Tylko, że to twoich komentarzy Kira usunęła najwięcej. Co najmniej kilkadziesiąt sztuk. Byłeś absolutnym rekordzistą w olewaniu "Prawa Kiry". Inni komentatorzy mieli takich usunięć najwyżej kilka. Zatem sam byłeś na tym blogu największym hejterem i zadymiarzem - takie są fakty. Nie rób z siebie niewiniątka.

      Usuń
    2. @TF...
      fakty z twojego urojonego świata są na swój sposób faktami... urojonymi... temu nie można zaprzeczyć...
      tylko kogo to obchodzi?... minęły już czasy, gdy co poniektórzy dawali się nabrać na zbieżność mojego nicka z nickiem zmyślonej przez ciebie postaci... może jeszcze jacyś są, ale tu, na tym forum ich nie znajdziesz... i lepiej się już nie odzywaj, chyba że aspirujesz do miana największego hejtera i zadymiarza właśnie tu... jedynego zresztą, więc zadanie masz dość łatwe...

      Usuń
    3. Ten twój bełkot nie zmienia faktu, że twoich komentarzy Kira kasowała najwięcej. Kilkadziesiąt sztuk poleciało. Możesz sobie dalej polemizować z faktami, ale tak właśnie było. Może zatem powiesz dlaczego tyle twoich komentarzy poleciało? Kira uwzięła się na ciebie? Czy może nie jesteś wystarczająco inteligentny aby zakamuflować wycieczki osobiste tak, by były nie do ruszenia z punktu widzenia "Prawa Kiry"? Przestań kłamać na temat innych osób, to ja przestanę mówić o tobie prawdę.

      Usuń
    4. @TF...
      o MNIE /czyli o desygnacie nicka "pkanalia" piszącym niniejsze słowa/ to ty nigdy, a przynajmniej od bardzo dawna i nigdzie nie powiedziałeś/napisałeś NIC...

      Usuń
    5. To czemu desygnat nicka "pkanalia" reaguje zawsze wtedy, kiedy to nie o nim piszę? Zresztą nieważne. Proponuję zostawić ten wątek bez dalszego biegu.

      Usuń
    6. @TF...
      propozycja przyjęta...

      Usuń
    7. Obydwa środowiska zachowywały się niestosownie. Zarówno nagminne łamanie Prawa Kiry, jak i celowe balansowanie na jego krawędzi były czystym chamstwem. Podobnie jak krytyka PK i sugestie, jak powinnam prowadzić bloga.

      Usuń
    8. PS. Po cholerę rozprawiać o czymś, co już od paru miesięcy jest martwe? Co prawda licznik wejść na ostatni post wciąż rośnie, ale to nie powód, żeby wyciągać tego bidnego blogowego trupa (z szafy) w celu dokopania nielubianej osobie. Jeśli ktoś nas brzydzi, to najlepiej go omijać.

      Usuń
    9. PS.2 Przepraszam, ale muszę coś dopisać, gdyż nie zachowałam się całkiem w porządku, pomijając milczeniem komentarz PKanalii. Otóż oświadczam, że powody rezygnacji z prowadzenia bloga wyłuszczyłam wystarczająco klarownie w swoim ostatnim wpisie (a przynajmniej tak mi się wydawało). Nie życzę sobie, żeby ktokolwiek posługiwał się przykładem mojego - od paru miesięcy nieczynnego! - bloga, wmawiając postronnemu, czyli niezorientowanemu czytelnikowi, jakobym to porzuciła tę rozrywkę z winy jakiegoś blogera bądź komentatora. Takie oskarżenia są bowiem z gruntu kłamliwe.

      Dodam również, że niezależnie od swoich sympatii i antypatii STARAŁAM SIĘ traktować każdego ze swoich gości sprawiedliwie. Nie wyszło mi to za dobrze, wiem. Mam żal do niektórych o pewne słowa, stąd ostrzejsze reakcje na niektóre ich wypowiedzi. Kiedy emocje opadają, dostrzega się swoje błędy i żałuje pochopnie rzuconych tekstów. A czasami... żałuje się milczenia. Ale że czasu cofnąć się nie da, tedy nie warto tego nazbyt długo roztrząsać.

      To tyle z mojej strony. Mam nadzieję, że nie będziemy zadręczać Smurffa sporami dotyczącymi spraw, które powinna przykryć litościwie kurtyna zapomnienia.

      Usuń
    10. @ Ptr
      Wygląda na to, że co do przyczyn kasowania blogów z grubsza się ze sobą zgadzamy, podobnie jak z tym, że nie ma co dramatyzować :)
      Pozdrawiać :)

      @ Kira
      Dobrze Kiro, że weszłaś w ten wątek i wyjaśniłaś sporne kwestie, lubię jak "wilk" jest na miejscu, gdy "o wilku mowa" :)

      Usuń
    11. @Kira...
      przyjąłem /rozsądną zresztą/ propozycję TF i choć można uznać, że nie dotyczy to sub-wątku, który Ty napoczęłaś, to też nie będę go rozwijał... chciałbym tylko uściślić, tak gwoli kosmetyki, że ani ja, ani TF nie "dręczyliśmy" Smurffa tymi sprawami, gdyż sam zainicjował temat historii Twojego bloga...

      Usuń
    12. @ PKanalia

      Ale to Ty zahaczyłeś o moich byłych gości.

      Usuń
  5. No to napisałeś!
    Nie wiem czy po takim pożegnaniu wypada jeszcze komentować u Ciebie?
    Bo wygląda na to, że to Ty wykasowałeś wszelkie ślady kontaktu, wrzuciłeś wszystkie Blogerki do jednego worka, przysypałeś kamieniami w chmurze anielskiej melodii :) do tego przywołałeś porównanie męskiego odczucia kobiecej utraty niewinności i strzeżone miejsce męskiej cnoty :)

    Tylko w życiu nie jest tak prosto i przyczyny zachowań mają więcej składników lub na ogół banalnych powodów.

    Fakt, ja też kiedyś traciłam jakąś cząstkę siebie, bo Ktoś kasował bloga. Dzisiaj cieszę się, że nie ma w sieci tamtej cząstki mnie. I pomimo tego, że mam skopiowaną cześć tamtego bloga, to jednak nie zaglądam do niego i ciągle myślę jak go usunąć z dysku.
    Ale w przeciwieństwie do Ciebie nie uważam, że z blogiem umiera osoba. Wręcz odwrotnie mam wrażenie, że te osoby ciągle są gdzieś w pobliżu.
    Być może dojrzały do tego, co jest dla nich ważne. Ważniejsze od wyrzucanych emocji lub wygłaszanych teorii blogowych. To jest nawet miłe, że ktoś wyprostował swoje wyobrażenie o wolności blogowej, która mimo wszystko przegrywa z rzeczywistością.
    Ja akurat szanuję ludzi, którzy mają zdecydowane zdanie, potrafią kończyć to co nie wyszło albo wymknęło się spod kontroli i stało się dziełem tłumu, albo komuś błędnie zawróciło w głowie.
    Dla mnie niewinność i cnota są ważne jeżeli wynikają z dojrzałości, a nie procesów biologicznych lub utrzymywania stanu agonalnego.
    Ja jestem zwolenniczką pokory i nie lubię prawić rozpraw na temat podjętych decyzji. Nie lubię się z nich tłumaczyć, ale skoro mnie do tego zmuszasz, to Ci powiem.
    Zamknęłam bloga, bo zapomniałam hasło i wykasowali moją skrzynkę pocztową, ze względu na brak aktywności, o czym dowiedziałam się po czasie (to był mój system ochrony przed zawaleniem ewentualnym spamem mojej właściwej skrzynki pocztowej :) Więc mój dostęp do bloga, od jakiegoś czasu wisiał na logowaniu automatycznym, i w każdej chwili mógł mi się zablokować. To wybrałam opcję świadomego zakończenia, a nie urwania w połowie zdania. Nie chcę też zostawić możliwości komentowania jeżeli nie będę miała wpływu na ochronę istniejących treści przed niechcianą ingerencją trolli. Poza tym nie był zbyt udanym dziełem pisarskim :)
    Czyli moje zamknięcie bloga nie jest pożegnaniem, ale pożegnanie ze mną jest końcem obecności. A to akurat Twoja decyzja. I ja ją uszanuję :)

    Czyli, witaj w świecie duchów!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Makowa
      "...niewinność i cnota są ważne jeżeli wynikają z dojrzałości, a nie procesów biologicznych..." - święte słowa!

      Blogi nie muszą błyszczeć talentem pisarskim - dla mnie zawsze ważna była autentyczność, niezależnie od tego, czy gospodarz bawi się blogowaniem, czy jest ono jego sposobem na zarabianie pieniędzy. Autentyczność blogera powoduje, że wracam na jego stronę. Ta cecha jest nieistotna tylko wtedy, gdy w sieci trafiam na "autentycznych szaleńców", wtedy strony unikam. Nie mam zadęcia do leczenia chorych dusz :)

      Usuń
    2. @Makowa...
      zdarzają się ludzie, którym wydaje się, że bloger musi się gęsto tłumaczyć z każdego ruchu, który wykonuje na swoim blogu, zapominając, że ów bloger robi po prostu pewną uprzejmość swojej publice, jeśli poinformuje, czy coś wyjaśni na temat takiego ruchu...
      bywa jeszcze gorzej... są typy, które próbują wpływać na decyzję blogera co do tematyki, czy formy twórczości lub dyktować mu reguły gry, które ma zaprowadzić na forum, albo co więcej dobierać mu komentatorów i partnerów do rozmowy na tym forum...
      w sumie nie ma w tym nic złego, jeśli ma to formę grzecznej sugestii, syf zaczyna się, gdy taki zadufek zaczyna manipulować blogerem - gospodarzem lub wręcz hejtować...
      ale to już w sumie odrębny temat...
      pozdrawiać :)...

      Usuń
    3. Dziękuję Marzena :)

      Usuń
    4. nie wiem jak Ci odpowiedzieć Piotrze, żeby nie wchodzić w ten zamknięty przeze mnie ale ciągle drażliwy temat, to opowiem taką moją małą historyjkę :)
      kiedyś walczyłam z mszycami, bo sobie upodobały moje róże, ale w którymś momencie zauważyłam, że mnie coś wkręciło w machinę, z której nie ma wyjścia, i nic się nie zmienia. Bo co ja usunę chemią mszyce, to pracowite mrówki je zaraz odbudują.
      W sumie, to ja do mrówek nic nie mam, nawet podziwiam ich pracę i zorganizowanie, ale lubię swoje róże i wkurza mnie jak mi mszyce obśliniają pąki.
      Te mrówki lubią też wchodzić do mojego domu, chyba na seks :) bo jak dostają skrzydeł, to sobie odlatują. Ale kiedyś przez przypadek rozsypałam popiół z kominka i mrówkom, to się nie spodobało. Schowały się gdzieś w ściany i nawet ich seks był jakiś taki mało uciążliwy.
      To tak sobie wymyśliłam, że zamiast chemii, po prostu, obsypię róże popiołem. I zadziałało! W tym roku miałam mniej mszyc na różach i nie musiałam wychodzić z żadnych zawirowań.
      Może jestem samolubna, może egoistyczna albo zbyt leniwa, a może nie interesuje mnie ani rola mszycy, ani mrówki.
      BO,najbardziej odpowiada mi rola Królowej :) i to takiej bez królestwa, bo moja pokora nie lubi poddaństwa, a ja w tej kwestii mogę pójść na kompromis :)
      To tak sobie tworzę swoje królestwo, i podpisuję się również pod tym zdaniem:
      "Nie ma co dramatyzować "
      Pozdrawiać, Piotrze :)

      Usuń
    5. ja nie nawiązałem do żadnego konkretnego tematu... nie znam Twojego bloga na tyle, by móc to omawiać... o zawieszeniu przez Ciebie wirtualnego pióra /jak to Smurff fajnie nazwał/ dowiedziałem się z Jego tekstu dopiero...
      podzieliłem się jedynie refleksją natury ogólnej, opartą na obserwacji zjawisk dziejących się na różnych blogach, które zdarzało mi się na przestrzeni wielu lat poznać /bez wskazywania żadnych konkretnych, bo nie o wskazywanie chodziło/......

      Usuń
    6. tak, wiem Piotrze.
      :)

      Usuń
    7. @Makowa
      Dzięki za to interesujące zdjęcie!

      Usuń
    8. Dzięki Dibeliusie, faktycznie to jest moje ulubione zdjęcie, ktoś je zrobił moim aparatem i tak mi towarzyszy w różnych życiowych sytuacjach :)

      Usuń
    9. @ Makowa
      Ano napisałem, już wcześniej obiecałem, że napiszę.

      Muszę teraz kilka rzeczy sprostować, bo chyba nie całkiem mnie zrozumiałaś, a może celowo udajesz że nie rozumiesz i starasz się w ten sposób mnie sprowokować. Kto Cię tam wie :)

      Co do możliwości komentowania.
      To zawsze zależy głównie od dobrej woli komentującego. Chce to komentuje, a jak nie chce, to nie komentuje, nikogo tu na siłę nie ciągnąłem i nikogo też stąd nie wypraszałem. Ten post też temu nie służy, a więc nic się nie zmieniło. Jeśli więc po lekturze tego posta poczułaś się, że jesteś tutaj persona non grata, to nie było to celowe z mojej strony, bo wcale nie miałem takiego zamiaru. Powodów do obrażania się też nie widzę, bo niby dlaczego?
      Jak już napisałem w mojej odpowiedzi dla Eli, ten post był w pewnej części celową prowokacją. Stąd ta wzmianka o kasowaniu linków, itp. Na ogół tak szybko tego nie robię, tym razem zrobiłem to głównie po to, aby o tym napisać w poście - czyli to też było podporządkowane tej prowokacji :)
      Ale spokojna głowa, jak coś się kiedyś ruszy w Waszych blogach, to te linki szybko wstawię. Sama wiesz najlepiej, bo już kiedyś zawiesiłaś blogowanie na jakiś czas, potem ja usunąłem linka, a gdy jakiś czas potem wznowiłaś blogowanie, to link znowu się pojawił. Czyli, jak widzisz, nie ma problemu :)

      "Ale w przeciwieństwie do Ciebie nie uważam, że z blogiem umiera osoba. Wręcz odwrotnie mam wrażenie, że te osoby ciągle są gdzieś w pobliżu."

      A gdzie napisałem, że razem z blogiem umiera osoba? Starałem się napisać coś dokładnie przeciwnego, cytuję:
      - Kiedyś za bardzo utożsamiałem blogi z ludźmi. Naiwnie myślałem "nie ma bloga, a więc nie ma też człowieka".

      Myślę więc w tym przypadku dokładnie tak samo i odnoszę wrażenie, że na siłę starasz się doszukiwać różnic między nami, nawet tam, gdzie ich nie ma.

      "Ja jestem zwolenniczką pokory i nie lubię prawić rozpraw na temat podjętych decyzji. Nie lubię się z nich tłumaczyć, ale skoro mnie do tego zmuszasz, to Ci powiem."

      Do niczego Cię nie zmuszam. Zależało mi - co wyraźnie napisałem w komentarzu dla Eli, abyś akurat pod tym postem się wypowiedziała. Ale nie oczekiwałem, że będziesz się tłumaczyć ze swojej decyzji zamknięcia bloga. Chciałaś, no to zamknęłaś, a ja to tylko skomentowałem, też mam do tego prawo.

      "Czyli moje zamknięcie bloga nie jest pożegnaniem, ale pożegnanie ze mną jest końcem obecności. A to akurat Twoja decyzja. I ja ją uszanuję :)"

      To Ty tak to odebrałaś, ale ja nie miałem takich intencji, ten post nie traktuję ani jako pożegnanie z Tobą, ani nawet z Twoim blogiem, bo - jak wcześniej napisałem - jeśli kiedyś wznowisz blogowanie, to na powrót wstawię tego linka.

      "Czyli, witaj w świecie duchów!!!"

      Już od dawna miałaś mnie za ducha, a więc akurat w tej materii niewiele się zmieni :)

      Usuń
    10. Jeszcze słowo w kwestii zdjęcia, skoro na końcu tego wątku o nim mowa. Uważam, że jest świetnie dobrane do zakończenia blogowania i dlatego postanowiłem je zamieścić na początku tego posta.

      Usuń
  6. Przyznam, że zaglądam czasami do Kiry - kto wie, może kiedyś znajdę tam świeżą notkę :) Dzięki niej poznałam paru ciekawych blogerów.
    Dopóki blog fizycznie istnieje w sieci, to jest nadzieja. Trochę gorzej, gdy nagle jakiś zaprzyjaźniony blog znika - jak blog An-Ki.

    Dla każdego blogowanie ma inny wymiar i czasami dana "formuła" przestaje wystarczać albo zwyczajnie nuży, ba, nawet irytuje.

    Cieszy mnie to, że ludzie, których polubiłam, a którzy zlikwidowali swoje strony, nadal mnie odwiedzają, z niektórymi, którzy nie chcą w ogóle już komentować na blogach wymieniam regularnie maile - może kiedyś te wirtualne znajomości przejdą do innego wymiaru? To byłoby ciekawe doświadczenie :)

    Znajomości wirtualne wzbogacają mnie światopoglądowo - w "życiu realnym" przeważnie otaczamy się ludźmi o podobnych poglądach, tu mamy okazję na nowe doświadczenia. Nie lubię "rozmawiać" na forach internetowych, to jest zbyt powierzchowne, nieważne, szkoda mi na to czasu - rozmowy ze znajomymi blogerami mają zdecydowanie większą wartość, głębię poznawczą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Marzena...
      no właśnie... tekst posta skupia się na kontaktach w blogosferze, a przecież to nie są jedyne możliwe kontakty międzyludzkie... zdarza się, że ludzie, którzy spotkali się via jakieś forum blogowe nie ograniczają się tylko do rozmów na tych forach, ale komunikują mailem, gg, telefonicznie, czy bezpośrednio... tworzą się takie, czy inne relacje, w których kontakty w blogosferze są tylko jednym ich elementów... to oznacza, że fakt, iż ktoś skasował bloga /lub dokonał jakiejś innej zmiany/ ma o wiele mniejszy ciężar gatunkowy, niż mogłoby się wydawać...
      ...
      sugerujesz Marzenko, że nigdy nie spotkałaś się w realu z ludźmi spotkanymi w blogosferze?... nie będę dalej dociekał, bo nie chcę wdepnąć na jakiś Twój prywatny teren bez upoważnienia, ale wspomnę tylko, że jest to naprawdę ciekawe doświadczenie, bo poznajemy drugiego człowieka niejako w "odwrotnej" kolejności, niż spotykając najpierw w realu... z drugiej jednak strony, nic w takim spotkaniu nadzwyczajnego, bo taki człowiek niczym się nie różni od innych, nie ma na przykład czułków, ani zielonej karnacji skóry :)...
      ...
      stwierdzenie, że w realu otaczamy się ludźmi o podobnych poglądach wydaje mi się zbytnim zawężeniem sprawy... jak był powiedział, że otaczamy się takimi, z którymi dobrze się czujemy, co niekoniecznie musi oznaczać zgodność poglądów...
      różnica jest jedynie taka, że o ile w realu zwykle intuicyjnie omijamy osoby na z jakichś powodów "nie pasujących" /pomijam już dla uproszczenia ludzi, z którymi utrzymujemy kontakt niejako "siłą sytuacji"/, to na forum blogowym mamy większe spektrum zachowań i postaw... jest to zapewne twórcze... ale tu też dokonujemy pewnego /niekoniecznie świadomego/ procesu selekcji, tylko nieco dłużej to trwa...

      Usuń
    2. p.s. pozdrawiać jzns :)...

      Usuń
    3. Makowa- świetnie to ujęłaś. Dokładnie tak czuję. Dodam jeszcze tylko od siebie - w realu zarówno w odbiorze cudzych, jak i przekazaniu swoich intencji pomaga nam mimika, mowa ciała, intonacja. Brak tego bardzo przeszkadza i nierzadko wypacza i sens, i intencje. Ponadto jeszcze jedno- w realu dość szybko orientujemy się co sprawności intelektualnej rozmówcy, co pomaga nam dostosować styl rozmowy. Pozwala to uniknąć niezamierzonych gaf czy przykrości

      Usuń
    4. @ Marzena

      Kontakty interblogowe odbieram podobnie jak Ty. Dla mnie również takie kontakty stanowią ciekawe doświadczenie, pozwalają poznawać ludzi i ich poglądy i siłą rzeczy są one głębsze niż wymiana poglądów z przygodnie poznanymi ludźmi na forach internetowych. Jak już kiedyś pisałem, blogi pozwalają nam poznać ludzkie dusze, może nie dogłębnie, ale jednak sporo można się dowiedzieć, o ile ktoś potrafi wszystko przeczytać, czasem również to, co ukryte jest "między słowami".

      Usuń
  7. Lepiej, jeśli blog zostanie zamknięty, niż rażąco rozczaruje. Pamiętam lewicowy antyklerykalny blog w... Namiętne czytelniczki pisały: mamusia pyta mnie co robię, odpowiadam, że siedzę na w... Potem w... dokonał coming outu...

    Odnośnie Kiry. Jest dla mnie wzorem bezkompromisowej walki o wolność. Jej blog był narzędziem tej walki. Jeśli w pewnym momencie stwierdziła, że to narzędzie stało się źródłem zniewolenia, decyzja mogła być tylko jedna. Przyjąłem ją z uznaniem i szacunkiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, Ty zgrywusie... :)

      Usuń
    2. Myślę Dibeliusie, że tego typu rozczarowania mają miejsce stosunkowo rzadko, ale może się mylę, w końcu nie siedzę zbyt długo na żadnym blogu, za wyjątkiem swojego :)

      Usuń
  8. krakowianka3.10.2015, 19:19

    a to takie buty....tu...
    juz masz wysprzątane Smurffie,pousuwane...a co tak jakoś szybko zrobiłeś porządek,a Smurff nostalgiczny to gdzie?...wyszło szydło z worka ot co...haha,wy,faceci....
    po tym miłym wstępie powiem tak - wiem po sobie,że nie jest łatwo zamknąć bloga,bo...próbowałam to zrobić i ręka nad "skasuj bloga" zawisła nieruchomo w powietrzu, wracając jednak do pozycji wyjściowej...
    Zgadzam się,że każdy ma prawo do tej decyzji, bez względu na powód,ale...wydaje mi się,ze najlepszym sposobem jest po prostu UMIAR,czyli pisanie kiedy jest ochota,ale należy mniej poświęcać sie blogowaniu,a więcej dla życia poza monitorem komputera.Skasowanie bloga kojarzy mi się też z jakby chęcią blogera do jakiś nowych pomysłów,chęcią zmian w szerokim kontekście...może po prostu chce sie wyjść z szuflady, w której się dusi...a poszukać przestrzeni, cokolwiek to dla kogoś oznacza...
    Nostalgiczne i piękne jest to zdjęcie Makowej...za nami droga przebyta,ale idziemy dalej...ku słońcu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli wcześniej przeczytałaś inne moje komentarze pod tym postem, to już wiesz, że to uporządkowanie bloga było zamierzonym efektem pewnej prowokacji z mojej strony :)
      To prawda, ciężko się kasuje własnego bloga, znam kilku blogerów, którzy potem żałowali tego kroku, może właśnie dlatego Blogspot daje teraz możliwość odzyskania bloga nawet już po jego ostatecznym wykasowaniu /jest informacja, że można z tej funkcji korzystać przez 3 m-ce od wykasowania bloga/.
      Takie kasowanie bloga często ludzie robią pod wpływem emocji, dlatego moim zdaniem dobrze się stało, że Blogspot daje obecnie taką możliwość.
      To zdjęcie Makowej odczytuję w ten sposób, że kobieta i jej klacz zostawiają pewien etap życia za sobą, ale wciąż podążają razem naprzód, nie bojąc się przyszłych wyzwań. Fajne zdjęcie i w dodatku symboliczne.

      Usuń
  9. Wbrew pozorom zakończenie blogowania nie oznacza zerwania z Internetem. Po prostu teraz jestem już tylko gościem, a nie gospodarzem. Internet jest wspaniałym medium i nie warto zeń całkowicie rezygnować. To właśnie tutaj mogę sobie pozwolić na szczerość - acz nie zawsze, gdyż perspektywa wdania się w kolejną długą i najprawdopodobniej bezowocną dysputę jawi mi się jako mało atrakcyjna. ;) Chociaż przyznaję, kilka razy mi się to tego lata przytrafiło. ;)

    Kpisz sobie troszkę ze mnie, Smurffie, ale wyobraź sobie, że masz rację. Prowadzenie bloga (a to przecież coś więcej niż samo wklejanie notek) było dla mnie zarówno dużą przyjemnością, jak i swoistym zniewoleniem. Dlatego wstawiłam takie pompatyczne, pełne wiążących mnie zaklęć pożegnanie. Miałam - i mam nadal - szczerą nadzieję już nie wracać do tej rozrywki. Cóż bowiem nowego mogłabym napisać? Zresztą, nawet jeśli trafi się jakiś zupełnie świeży temacik, to czy muszę dorzucać doń swoje trzy grosze?

    Oczywiście masz rację, że "ciągnie wilka do lasu". I tutaj bardzo się na sobie zawiodłam, gdyż myślałam, że po rzuceniu wirtualnego grafomaństwa przez przynajmniej pół roku blogosfera będzie mi raczej obojętna. Tymczasem już po tygodniu czy dwóch odczułam ogromną pokusę, by raz jeszcze wywalić na światło dzienne tłoczące się we mnie emocje. Nie ukrywam, że w znacznej mierze przyczyniło się do tego podejście niektórych blogerów i/lub ich gości, którzy dali mi odczuć, co myślą o osobie o skrajnie odmiennych zapatrywaniach. A myślą źle. Cóż - pomyślałam, wzdychając ciężko - jeśli kolejny blog okazuje się być kółkiem wzajemnej masturbacji, a moja krytyka poglądów, postaw czy osób publicznych jest utożsamiana z trollowaniem, to może lepiej byłoby wrócić do sprawdzonej formuły, czyli zamknąć się we własnym przybytku, gdzie mogłabym wyrażać swoje zdanie bez uczucia, że jestem persona non grata? Może tak właśnie należy postępować? Obmawiać, osądzać, krytykować - bez wpieprzania się w czyjeś dobre samopoczucie?

    Ale nie. Jednak nie. Bo to już było - i się skończyło. Nie warto tracić życia na omawianie sporów pomiędzy PiSowcami a POwcami, na tłumaczenie się ze swoich - nie tylko politycznych - wyborów, na uzasadnianie stanowiska w sprawie tzw. uchodźców. Za parę lat przypomnę sobie z rozbawieniem, jak mi się krew wzburzyła po przeczytaniu tej czy innej bzdury czy kurewstwa i postukam się w głowę z politowaniem, myśląc: "Ech, Kira, ależ ty byłaś dziecinna! Przejmować się takimi pierdołami..."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś tak wyszło, że nie skomentowałem Twojego pożegnalnego posta Kiro, dlatego postanowiłem to w pewien sposób zrobić w tym poście. Masz rację, trochę sobie z Ciebie dworkuję, ale też muszę przyznać, że pożegnałaś się ze swoimi czytelnikami godnie i z klasą. I piszę to zupełnie serio, bez żadnej ironii. Owszem, czepiam się, że post za długi, że już "na zawsze", że wreszcie "jesteś wolna", ale w gruncie rzeczy to są pierdoły. Poza tym, znasz mnie, ja lubię się czepiać :) Kiedyś już przecież skrytykowałem Wasze babskie "blogowe wojenki", obsmarowałem też swego czasu Prawo Kiry, które /nadal tak uważam/ nie było udanym pomysłem i być może właśnie PK położyło się cieniem na Twojej decyzji o zakończeniu blogowania.
      Osobiście nie wydaje mi się, że to będzie "na zawsze" bo prędzej czy później odczujesz coś takiego jak głód blogowania i albo na powrót ożywisz swego bloga, albo założysz nowego, być może pod jakimś innym nickiem, aby się nie zdemaskować /co jednak jest trudne, bo jak już pewnie zauważyłaś, wytrawni wyjadacze blogosfery potrafią zdemaskować takie osoby/. Czas pokaże czy miałem rację, czy nie.
      Podobała mi się także ta samokrytyka, którą złożyłaś pod wątkiem pkanalii. Nie każdy potrafi przyznać się do błędów, pewnie dlatego, bo ludzie na ogół lubią uchodzić za nieomylnych.Jednak błądzić jest rzeczą ludzką, ale publicznie przyznać się do popełnionych błędów jest dla mnie aktem odwagi i za to także masz u mnie plusa.
      Myślę też, że Dibelius tym razem wcale nie żartował, gdy pisał ten komentarz na Twój temat. Ja również cenię w Tobie tę bezkompromisowość, którą wyraźnie przejawiasz. Właśnie takich ludzi się ceni, bo niewielu się ich spotyka na co dzień. W blogosferze też byłaś za to ceniona, przecież komentowali u Ciebie ludzie z różnych opcji, ale trudno powiedzieć, abyś z kimkolwiek toczyła wojną ideologiczną. I myślę, że gdyby zapytać wszystkie osoby, które u Ciebie komentowały, czy żałują Twojej decyzji, znakomita większość odpowiedziałaby twierdząco. Ze mną włącznie. Możesz więc mieć satysfakcję z dobrze wykonanej roboty, jaką było Twoje blogowanie. A ja z pełnym przekonaniem mogę Ci tego pogratulować :)

      Usuń
    2. Smurffie, dziękuję za te wszystkie komplementy, aczkolwiek nie fałszywa skromność, a elementarna uczciwość nakazuje mi uznać je za zdecydowanie przesadzone. Łatwo mi było stroić się w piórka nonkonkonformistki, zważywszy na fakt, że absolutnie nic mi za nawet najagresywniejsze wypowiedzi nie groziło. Nigdy zresztą nie udawałam, że należę do grona jawnych buntowników, bezkompromisowych outsiderów czy odważnych pionierów zmian obyczajowych. Przeciwnie, kilka razy wyraźnie napisałam, że w realu jestem znacznie bardziej pokorna. ;) Ba, nawet w Internecie ulegałam od czasu do czasu czyimś sugestiom - czasami słusznie, czasami pochopnie. O ile bowiem cudze opinie są dla mnie co najwyżej ciekawostką, o tyle z faktami polemizować chyba nigdy się nie odważyłam. ;)

      Tak, popełniłam mnóstwo błędów, ale wybaczam sobie, bom - zwłaszcza dla siebie - nader litościwa. ;) Po prostu muszę wyciągnąć z tych błędów odpowiednie wnioski, przerobić z zaciśniętymi zębami udzielane mi przez życie, nierzadko wyjątkowo przykre lekcje. Jestem ułomna, omylna, a moimi wadami można by wybrukować piekło lepiej niż dobrymi chęciami. Ale świadomość własnej marności nie ma chyba większego przełożenia na to, co ROBIĘ. Bo chyba właśnie o to chodzi: żeby nie skupiać się na tym, KIM się jest, żeby nie poświęcać za dużo uwagi temu, JAKIM się jest, tylko DZIAŁAĆ, DZIAŁAĆ i jeszcze raz - DZIAŁAĆ. Czyli po prostu - ŻYĆ.

      Nie przypominam sobie, żebym prowadziła z kimś jakąś "wojenkę". To, że kogoś u siebie zaatakowałam, zelżyłam czy wywaliłam z bloga, nie oznacza jeszcze, że traktowałam obiekt krytyki jako równego mi wojownika. Nie, pisanie O KIMŚ nie jest równoznaczne z walką z tym kimś.

      Powrót do blogowania? Cóż, na 90 % byłaby to porażka (te 10 % zostawiam na sytuacje, w których mój blog wnosiłby coś do życia moich potencjalnych czytelników - konkretne porady, informacje, ostrzeżenia, etc). Ile można pisać o pupie Maryni? Ile można pieprzyć o obyczajach, chorym prawie, przywarach rodaków czy kretynizmach znalezionych w Necie? Kusi mnie, owszem, ale czy nie należałoby raczej napisać o tym książki, zamiast wstawiać co parę dni króciutkie tekściki, które najpóźniej po paru miesiącach przepadną w odmętach niepamięci? Toż to strata czasu. Takie blogowanie jak moje można przyrównać do smacznej, lecz niezdrowej diety: trudno z niej zrezygnować, ale intuicyjnie wiemy, że byłoby to dla nas bardzo dobre. ;)

      Tak, Smurffie, faktycznie kapkę się czepiasz, ale robisz to w dość ładnym stylu. Miałabym się obrazić za kilka słów prawdy? Bez przesady. :)

      Usuń
    3. Owszem, pisałaś, że jeśli jesteś buntowniczką i z góry deklarujesz, że nie zgadzasz się na obecny porządek, to takie zachowanie przejawiasz głównie w świecie wirtualnym, bo w tym realnym, to jesteś raczej potulna i tam żadnych zachowań tego typu nie przejawiasz. Tym niemniej podobało mi się, że zazwyczaj "nie szłaś równo ze stadem", lecz prezentowałaś własny punkt widzenia, często dosyć oryginalny. Cenię Cię za tę oryginalność i nietuzinkowość, nawet jeśli prezentowałaś te cechy wyłącznie w Sieci. Na wiele rzeczy spoglądasz inaczej niż wszyscy i nawet jeśli się z Tobą nie zgadzałem, to byłaś przy tym na tyle oryginalna, że warto było zapoznać się z Twoim punktem widzenia po prostu dlatego, że było to wg mnie interesujące. Z tego powodu z reguły staram się czytać Twoje komentarze, bo zawsze potrafisz mnie czymś zaskoczyć, pod tym względem jesteś dla mnie absolutnie nieprzewidywalna.
      Cieszy mnie, że nie jesteś na mnie nafochana za to moje krytykanctwo, bo wolałbym nie mieć z Tobą na pieńku.
      A co będzie dalej - zobaczymy. An-Ka w jednym ze swoich komentarzy słusznie pisze, że jako ludzie wciąż ewoluujemy, po pewnym czasie zmieniają się nasze zapatrywania i poglądy na wiele spraw, toteż lepiej nie bawić się w proroka i po prostu czekać na to, co nam dalej los przyniesie w darze :)

      Usuń
    4. Czasami sama siebie zaskakuję, Smurffie. :) Dziwaczna jestem i tyle. Ale wbrew pozorom można mnie do wielu spraw przekonać - byleby podać sensowne argumenty. A i z tą oryginalnością nie ma co przesadzać. ;) Bycie oryginalnym jest jak bycie popularnym - jeśli poświęcamy czas, siły i talenty, żeby wejść czy to do grupy tych pierwszych, czy drugich, to coś z naszym poczuciem własnej wartości nie tak. ;)

      Usuń
    5. Dla mnie bycie oryginalnym jest zaletą. Co prawda oryginały potrafią być też męczące, ale za to nie sposób się przy nich nudzić. Przekładało się to także na Twojego bloga, o którym można wszystko powiedzieć, ale nie to, że był nudny :)

      Usuń
    6. Dzięki, dzięki. Ale w pewnym momencie poczułam, że "zjadam własny ogon". ;)

      Ja dla samej siebie nie jestem ani oryginalna, ani normalna, więc ani jedno, ani drugie nie stanowi wady czy zalety. ;)

      Usuń
    7. Kiro, powiem Ci tylko tyle, że jeśli kiedyś poczujesz potrzebę powrotu do blogowania, wszystko jedno czy na starym blogu, czy na nowym i czy pod swoim starym nickiem, czy pod jakimś nowym, to przede mną nie będziesz musiała się z niczego tłumaczyć. Ani z tego "na zawsze", ani w ogóle z niczego. Ja i bez tego wszystko zrozumiem :)

      Usuń
  10. Makowa tym razem zgadzam się z tobą w stu procentach.
    Bardzo kole w oczy smurfa podejście do tematu bo to po prostu do niego nie podobne żeby z lekką ręką położył lachę na ludzi którzy nawet z smurfowego sentymentu jednak powinni w linkach pozostać bo po kim jak po kim ale po smurfie bym się tego nie spodziewała.
    Z zamykaniem z zawieszaniem bloga różnie bywa i nie można wymuszać tłumaczenia się dlaczego .Jeśli ktoś nie udziela informacji dla mnie jest oczywiste że jest powód o którym nie chce się mówić głośno a sztuczne kłamstwo nie leży w jego gestii.
    Ktoś tu w komentarzu napisał że ludzie nadal są obecni i naprawdę cieplej robi się na sercu kiedy może przeczytać ,zobaczyć że nawet jak blogu może tylko na jakiś przecież czas niema to pamiętają o niku pod którym jest człowiek z krwi i kości tak szybko się nie zapomina.
    Szczerze mówiąc smurfie na moje oko dałeś ciała.No ale ciało twoje więc dajesz go kiedy uważasz to za słuszne:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Makowa no obacz ino smurf pisze o nas jakbyśmy umarli na prawdziwą śmierć.Smurfie zapewniam ci ze jeszcze niejeden raz podniosę ci ciśnienie by krew w tobie buzowała bo czytając ten post wydaje sie że chcesz pokazać jak ci to wszystko zwisa .Znamy się nie od dzis i wiem ze nie zwisa.Hmm smurf twardziel? To w takim wypadku ja znam innego smurfa:)))

      Usuń
    2. chyba mu nie zwisa, ale to nie znaczy, że musi machać przed oczami rozporkiem :P:)

      Usuń
    3. Właśnie Makowa gdyby na koniec z tym rozporkiem nie wystrzelił pewnie bym się nie odezwała.
      Męski rozporek to fajna sprawa ale smurf go tak podał że aż niedobrze mi się zrobiło.

      Usuń
    4. Elu...z tym rozporkiem to Smurff tak wystrzelił,jakby to nie był...Smurf,a inny bloger,u którego tematy majtkowo-rozporkowe są jakby...normalnością,ale sprawdziłam jeszcze raz...to blog naszego sentymentalnego,jesiennego Smurffa...gdzie On?...chyba sie pochlastam na środku Rynku,normalnie harakiri będzie....

      Usuń
    5. Znasz to powiedzenie Luśka, "kto sieje wiatr, zbiera burzę"?
      To teraz wiedz, że ten post jest w dużej części reakcją na to, co niedawno zrobiłaś. Dobrze wiesz, że bardzo mi się to nie podobało, ale wyznając zasadę "twoje małpy, twój cyrk" rad nierad, pomogłem ci to zrobić, aczkolwiek bardzo niechętnie.
      Wiedz również, że treść tego posta jest w pewnej części zamierzoną prowokacją z mojej strony. Zależało mi na tym, aby wymienione przeze mnie w tym poście osoby, jak ty, Makowa, Kira i An-Ka napisały pod spodem swoje komentarze, co by z jednej strony w pewien sposób potwierdziło to co piszę, a z drugiej - dały dowód swojego dalszego istnienia w blogosferze /co w sumie też jest potwierdzeniem tego, co napisałem/. Stąd ta końcowa wstawka o końcu i rozporku, czułem że takie coś akurat w przypadku kobiet może zadziałać, no i okazało się, że miałem rację :)
      Piszesz Luśka, że dałem ciała. Dlatego, bo wykasowałem linka do tego pustaka, który się od niedawna mieni twoim blogiem?
      No, wolne żarty moja panno. Nie mam żadnej jasności, dlaczego tak postąpiłaś, widocznie miałaś swoje powody. Ale wiedz, że dla mnie taki krok, to jest zwykłe tchórzostwo i chowanie głowy w piasek. Jak się olewa grupę ludzi, którzy regularnie do ciebie zaglądają i nie ma się odwagi powiedzieć im prawdy, to niech się potem nie liczy, że Smurff po tym wszystkim pogłaska po główce i będzie udawał, że wszystko jest OK. Otóż nie jest, a takie gadanie, że dałem ciała, to jest dla mnie zwykła spychologia. Nie ja dałem ciała i nawet nie zamierzam się z tego powodu czerwienić.
      No i masz, co chciałaś - posiałaś wiatr, zebrałaś burzę.

      Usuń
    6. No dobra, skoro jeszcze nie umarłam, to mogę zweryfikować soją decyzję, żebyś nie musiał obsikiwać swojego bloga na stojąco :)
      może nie wzięłam jednego elementu pod uwagę i zablokowałam jedyną formę kontaktu, w tym miejsca ewentualnej informacji, gdyby mi przyszło do głowy otworzyć jakiegoś bloga. Pomyślę co napisać i otworzę komentarze. Ale, dalej utrzymuję, że prywatnie nie rozmawiam z duchami, ani żadnymi nick ami, i to dla ochrony moich słabości, a nie niechęci do rozmów.
      To co ? pójdziesz na kompromis? Ty wykasujesz ten rozporek, ja naprawię swoje zakończenie.

      Usuń
    7. Makowa, będę z Tobą całkiem szczery. To ostatnie zdanie o końcu i rozporku chciałem napisać na Twoim blogu, właśnie pod tym słowem "KONIEC" /to tak a propos Twoich żalów, że tego nie skomentowałem/. Nie zdążyłem, a potem uniemożliwiłaś mi komentowanie, o co zresztą miałem do Ciebie cichy żal.
      Postanowiłem więc, że napiszę to na końcu tego posta, a przy okazji upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu - czyli będzie to słodka zemsta z mojej strony, a jednocześnie prowokacja mająca na celu nakłonienie co niektórych do napisania komentarza.
      No i teraz już wiesz, jak bym to skomentował :)
      A więc mogę co najwyżej przenieść to zdanie do Twojego bloga, jeśli Ci bardzo na tym zależy :)

      Usuń
    8. dobra, ale ja nie omieszkam tego skomentować :)

      Usuń
    9. a ile czasu potrzebujesz na jej realizację ?

      Usuń
    10. Niewiele. Wystarczyło odblokować możliwość komentowania :)
      Co prawda trochę zmieniłem warunki umowy, ale było to efektem szoku, jakiego doznałem gdy przed chwilą zobaczyłem to zdjęcie.

      Usuń
    11. ale warunków zmiany umowy nie uzgodniłeś!!! zawarcie umowy, to już zobowiązanie, którego dotyczą prawne reguły :)

      cóż, to taka moja słodka zemsta :P:)

      p.s. miałeś rację z tym chamskim zamykaniem, ale nie miałam ochoty na obślinianie, albo wylewanie łez, na moim blogu, ani też na zmianę swojej decyzji. To już wolałam przyjąć baty :) Dzięki temu masz dużą aktywność na blogu i musiałeś wykrzesać trochę swoich emocji, a ja mogłam się z Tobą podroczyć :)
      Pa:)))

      Usuń
    12. Ojtam ojtam... sama naruszyłaś warunki umowy wklejając jakieś bohomazy do tego zdjęcia i zostawiając mój komentarz u Ciebie bez odpowiedzi :)

      P.S.
      Czy mam rozumieć, że to Twoje "Pa" to już tak na "wieki wieków"? :)

      Usuń
  11. Czasem przykro, gdy znika nie tylko blog, ale jakikolwiek kontakt z osobą, którą się polubiło. Natomiast radość z powodu zniknięcia bloga czy osoby to dla mnie matrix i chyba jakieś histeryczne odrealnienie. Bo przecież to my sami decydujemy, na którą stronę zajrzymy, na którą nie, nie musi ten ktoś odchodzić w niebyt, bo jest w naszym niebycie. Dla mnie zamknięcie bloga w pewnym momencie było oczywiste, w swoim czasie popełniłam towarzyski błąd, poniosłam konsekwencje i to jest OK. Jednak gdy ja decyduję o moim rozejściu dróg z kimkolwiek to definitywnie one się rozchodzą. Z drugiej strony- gdy postanawiam puścić w niepamięć dawne animozje- to raz na zawsze i bezapelacyjnie. Wszystko inne to dla mnie zbędne wałkowanie emocji i kiszenie się we własnym sosie. Wieczne wracanie do dawnych spraw, snucie teorii spiskowych, obrzucanie kalumniami i podejrzeniami- nie jest mi to potrzebne. Na to jednak mogłabym machnąć ręką, traktować jako ciekawostkę, komara czy "taki mamy klimat". Znacznie gorsze jest dla mnie co innego- wynikające z niezrozumienia (lub niechęci do zrozumienia) przypisywanie mi ( tzn nie tylko, ale niech każdy się troszczy o siebie) kompletnie odmiennych intencji niż te, które mam i które kierują mną. Wszyscy wiemy, że jeżeli ktoś ma określoną opinię (która powstaje często łatwo, często pochopnie a nierzadko kłamliwie) to strasznie trudno się z niej wyplątać. No i właściwie w necie to niemożliwe, bo tu wszystkie wymysły, kłamstwa i oskarżenia są praktycznie nieweryfikowalne. Ergo ? szkoda czasu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, doprecyzuję... Owo przypisywanie intencji ma dla mnie znaczenie nie w tym sensie, że kreuje się mój "desygnat" niemający ze mną nic wspólnego ale to, że to odbiera szansę na rozmowę. Bo rozmowa w stylu X"to jest białe",Y "nieprawda, jest białe" X "no przecież mówię, że białe", Y "nie, ty mówisz,że czarne" nie prowadzi do niczego poza irytacją.

      Usuń
    2. również nie pojmuję radości z powodu zniknięcia czyjegoś bloga...
      1/ jeśli jakiś blog mi nie pasuje, po prostu nie czytam...
      2/ jeśli autor/ka/ mi nie pasuje, to wcale nie musi oznaczać, by sam blog mi nie pasował... bo nawet gdy postrzegam autora jako kompletnego idiotę, nie oznacza to, by skreślać en bloc jego twórczość, która jakieś wartości może przecież zawierać...
      3/ jeśli autor jest idiotą, a jego twórczość do dupy, wtedy patrz p.1...
      ...
      radość ze zniknięcia, zamknięcia jakiegoś bloga pozostawiam ludziom cienkim, małym, których bawi każde niepowodzenie, które spotyka kogoś lepszego od nich... tak, tak... za taką radością stoi bowiem prozaiczna zawiść...
      ...
      ale, niemniej jednak... zdarza się, że cieszymy się, gdy jakaś przykrość spotyka osobę, która nam wyrządziła poważną krzywdę i mamy poczucie niewyrównanych rachunków... wtedy taki przypadek może nam sprawić pewną satysfakcję i jest to dość naturalne, wpisane w ludzką naturę... tylko że to dotyczy spraw w realu, a nie w blogosferze i tu wkraczamy w zupełnie inną tematykę...

      Usuń
    3. Widzisz- tu jest jeszcze jeden problem, który mi strasznie przeszkadza, nie tylko w blogowaniu, ale w ogóle- a mianowicie to, że całkiem sporo osób nie lubiąc kogoś nie jest w stanie przyznać mu racji w niczym. Ja tego nie pojmuję i nie akceptuję. To jest po prostu idiotyczne. Tak jak u psów Pawłowa - zapala się lampka i widząc nick określona sfora rusza do ataku, często chyba nawet PRZED przeczytaniem komentarza, sądząc po wypisywanych idiotyzmach. Nie zdają sobie spraw z tego, że owszem, mogą osiągnąć cel i zdyskredytować kogoś. Jest tylko jeden szkopuł- u podobnych do siebie. A to już nie jest komplement.

      Usuń
    4. @ An-Ka

      Dal mnie to jest coś w rodzaju blogowego "przyczepiania łatek". Polega to na tym, że pewne grono blogerów przyczepia jakiejś wybranej przez swoje grono osobie /ale spoza tego grona/ taką specyficzną "łatkę" pod którą może kryć się dowolny szyld np. homoseksualisty, wirtualnego kłamcy, komunisty, faszysty, itp. Oczywiście "łatka" przyczepiana jest wyłącznie na podstawie pewnych poszlak /często mocno naciąganych/, bo o twarde dowody w blogosferze jest bardzo trudno. Potem działa to już automatycznie: widzi się określonego nicka i z miejsca się go atakuje, często nawet nie ma znaczenia co ta osoba pisze. Wtedy chyba naprawdę lepiej dać sobie spokój, bo szkoda czasu i nerwów na udowadnianie, że nie jest się wielbłądem.

      @ Ptr
      "ale, niemniej jednak... zdarza się, że cieszymy się, gdy jakaś przykrość spotyka osobę, która nam wyrządziła poważną krzywdę i mamy poczucie niewyrównanych rachunków... wtedy taki przypadek może nam sprawić pewną satysfakcję i jest to dość naturalne, wpisane w ludzką naturę... tylko że to dotyczy spraw w realu, a nie w blogosferze i tu wkraczamy w zupełnie inną tematykę..."
      Potrafię sobie podobną rzecz wyobrazić w blogosferze i myślę, że ten sam mechanizm działa tutaj dokładnie tak samo jak w realu...

      Usuń
    5. @Smurff...
      okay... rozumiem, o co Ci chodzi... ja nawet nie muszę sobie wyobrażać takiej sytuacji, bo na moich oczach się taka rozgrywała... jeden bloger jawnie, publicznie zrobił totalny kisiel w głowie innej blogerce zarażając ją swoją chorobą na jej własnym forum, wcelował się w podatną na to ofiarę i trafił... nie chcę już nawet sobie wyobrażać, co z nią wyprawiał na poziomie innych kontaktów... być może to, co widziałem na forum było tylko wierzchołkiem góry lodowej...
      bidulka ma teraz syndrom sztokholmski jako dodatek i w każdej dyskusji stanie równo za nim...
      problem jest mocno filozoficzny, bo według mnie mocno ją skrzywdził, wykorzystał jej chorobę, ale to nie znaczy, że ona sama czuje się skrzywdzona...
      zresztą, abstrahując już od całości, jakoś nie odczuwałbym satysfakcji, gdyby jego blog zniknął... jakiś czas temu nawet by mnie to zmartwiło, bo miałem fajne poletko do badań różnych chorych osobowości... a teraz... badania już jakiś czas temu zakończyłem i byłoby mi to kompletnie obojętne, czy ten blog dalej funkcjonuje, czy nie...

      Usuń
    6. Problem leży chyba w sferze emocji i chorej zawiści. Na cudzego bloga patrzy się wtedy jak na jakieś mniejsze lub większe dobro. Dalszy mechanizm jest prosty - jeśli dany bloger zalazł komuś za skórę, a potem jego blog rozpłynął się w niebycie, wówczas taki zawistnik przeżywa swoje chwile triumfu, bo automatycznie zakłada, że tamten bloger to swoje dobro właśnie stracił. Oczywiście cała sprawa nadaje się do psychiatry, bo wszystkie te założenia są mocno iluzoryczne, ale spróbuj to temu zawistnikowi tłumaczyć, a osiągnie się skutek odwrotny od zamierzonego, bo wówczas taki typ tylko utwierdzi się w błędnym przekonaniu, że ma rację...

      Usuń
    7. @Smurff...
      to tak rzeczywiście wygląda tak, jak piszesz... ktoś postrzega czyjegoś bloga jako osobiste dobro i gdy ma złość do owego blogera /zwykle kompletnie irracjonalną/, to gdy ten blog zniknie postrzega to jako stratę owego nielubianego blogera, odczuwa satysfakcje, co więcej, czasem potrafi sobie przypisać zasługę, by się dowartościować...
      nie pojmuje taki, że powody zniknięcia bloga mogą być poza zasięgiem jego wyobraźni, zaś sam bloger nie musi wcale darzyć swojego bloga aż taką "miłością", by cierpieć z powodu tego zniknięcia... tak gdyby się psychologicznie wgłębić w tą radość z owego zniknięcia, to gdzieś tam w głębi takiego ptysia często tkwi właśnie złość, że zniknął obiekt, na którym mógł werbalnie wyładowywać swoje frustracje i żale, więc jeszcze nieraz zdarza mu się ten fakt wspominać...

      Usuń
    8. Wiesz, Smurffie, że chyba masz rację ? Obserwując niejednokrotnie różnego rodzaju potyczki zastanawiałam się nad fenomenem potrzeby personalizacji sporów i oczywiście przyczyną tej potrzeby. Jasne, każdy z nas po jakimś czasie tworzy sobie obraz rozmówcy, ja też, jak najbardziej, ale cały czas mam świadomość, że ten obraz może być mylny a na pewno jest niepełny i dlatego staram się odciąć w rozmowie od tego wytworzonego ( w niektórych przypadkach wręcz urojonego obrazu). Rozmawiając na temat odcinamy się od zbędnych emocji towarzyszących rozmowie z KIMŚ. Możemy skupić się na treści a nie na swoich emocjach. Te emocje zresztą działają w dwie strony- stronniczy odbiór cudzych słów (często wręcz absurdalny, karykaturalny), ale też podejrzliwość w stosunku do nielubianej osoby, zakładanie, że ona na pewno chce nam przywalić. To chore. I na pewno ma podłoże w niskim poczuciu własnej wartości-ta chęć zdyskredytowania. Bo jest fundamentalna różnica między " mówisz głupstwa" a "jesteś głupi", między "zachowujesz się skandalicznie, wysławiasz rynsztokowo" a " twoja matka urodziła cię w rynsztoku" . Oczywiście, CZASEM w ferworze dyskusji każdemu czy prawie każdemu może się ta granica zatracić. Jednak owo sporadyczne zatracenie to nie to samo co brak tej granicy

      Usuń
    9. @ Ptr
      Właśnie o to mi chodzi.

      @ An-Ka
      Personalizacja w trakcie dyskusji jest praktycznie nie do uniknięcia, bo wszyscy bez wyjątku mamy tendencję do szufladkowania ludzi, co nie pozostaje potem bez wpływu na nasz stosunek do poszczególnych osób. Można by było tego uniknąć gdyby w ogóle nie było nicków, a wszystkie komentarze pisałyby osoby anonimowe. Ale myślę, że nawet wówczas zaczęłoby się stopniowe szufladkowanie tych anonimów na takich, siakich i owakich. To jest silniejsze od nas i często robimy to nawet nie zdając sobie z tego sprawy. A skoro tak, to personalizacja dyskusji wydaje się być nie do uniknięcia.

      Usuń
    10. @ An-Ka

      Niektórzy naprawdę zachowują się tak, jakby urodzili się w rynsztoku.

      Usuń
    11. Smurffie- dlatego uważam, że bezstronność dyskusji zagwarantowałyby jedynie wypowiedzi anonimowe. Kiro- właśnie o owo "jak" chodzi. Owo "jak" jest oceną konkretnego zachowania w sieci, oceną , do ktorej mamy prawo. Bez tego "jak "(plus "analiza" przodków i prywatnego zyciorysu o czym tak naprawdę przeważnie gie wiemy) jest to tylko insynuacja.

      Usuń
    12. @An-Ka...
      forum anonimów... to jest niezły pomysł, chyba się zastanowię nad takim eksperymentem u siebie, tak jednorazowo... kwestia tylko dobrania tematu zagajenia w tekście samego posta... ale to jest do wymyślenia...

      Usuń
    13. @pkanalio- jednak- tak dla ostrożności- anonim mógłby wstawić komentarz pod warunkiem, że poda (widoczne tylko dla gospodarza) adres mailowy:)

      Usuń
    14. to jeszcze wszystko się przemyśli /może wystarczy sama istniejąca już bariera moderacyjna?/... na razie jest tylko sam szkic pomysłu /który niekoniecznie zresztą zrealizuję/... poza tym, by miało to cechy naukowego eksperymentu, to musiałoby trwać chyba minimum kwartał przez wiele postów... tak głęboko nie mam zamiaru w to wchodzić, jeśli już, to ograniczę się do pojedynczego doświadczenia...
      ...
      tak wracając do wspomnianego wymogu podania /gospodarzowi/ maila, to skojarzył mi się pewien eksperyment z jakimś silnym środkiem psychodelicznym, który kiedyś planował znajomy lekarz psychiatra, gdy robił specjalizację... eksperyment nie doszedł zresztą do skutku, bo ów lekarz nie przedarł się przez bariery formalne i zmienił temat pracy...
      zapytałem go wtedy, co się stanie, gdy badany wyłapie ostry "bad trip" i czy będzie miał świadomość poczucia bezpieczeństwa, że poda mu się wtedy np. dużą dawkę relanium /czy coś w tym guście/... doktorek odparł, że rzecz jasna będzie interweniował, zaś informacji na ten temat musi udzielić badanemu, ale generalna puenta była taka, że samo istnienie warunków laboratoryjnych może /choć nie musi/ istotnie wypaczać wyniki w odniesieniu do realiów...

      Usuń
    15. Ciekawie wygląda ten eksperyment z komentowaniem wyłącznie osób anonimowych. Nie wiem jak Wy, ale ja bym jednak czytając każdy kolejny komentarz zastanawiał się, kto mógł go napisać...

      Usuń
  12. Smurfie tak też czułam po gatkach że jakiś powód ty masz że takie durnoty wypisujesz:)) A to prowokacja jezd! Fakt zadziałało jak widać :))
    Kolego ty mi tu nie wypisuj że ja tchórzem jestem i chowam głowę w piasek.Tchórzem nie jestem bo prędzaj bym się w gatki zesrała niż schowała głowę w piasek.To nie to smurfie drogi.Zrobiłam tak jak było dla mnie wygodniej i łatwiej a w tym nie widzę nic złego.wiem ze wrócę kiedyś to kurna co żegnać się będę? Nikomu gteż nic ze znajomych się nie stanie jak napisze do mnie i zapyta co tam?Ja bym tak przynajmniej zrobiła.Tłumaczenie dlaczego? Ja smurfie naprawdę rzadko kłamie więc uznałam że lepiej nie pisać nic niż napisać coś co nie jest prawdą.
    I nie sapaj bo z tym ci zupełnie nie do twarzy:)))
    Zapomniałam dopisać ...że też cię ....kocham:))))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie nawijaj mi tu makaronu na uszy zołzo, bo dobrze wiesz, że ten numer z blogiem to jednak było przegięcie i za to opr ci się należał.
      No ale dobra, dosyć tego sapania z mojej strony, od dziś czekam zatem cierpliwie aż któregoś dnia wrócisz na łono blogosfery, a w międzyczasie będę obficie wylewał łzy z tęsknoty za moją ukochaną Luśką :)))

      Usuń
  13. Dodam jeszcze jedno- oczywiście wyłącznie w swoim imieniu, bo zdaję sobie sprawę, że każdy ma inne motywacje, inne potrzeby. U mnie blogowanie pojawiło się w dość trudnym momencie życia i na pewno spełniło rolę "zamiast". Zostało, gdy moje sprawy się wyprostowały, jako rodzaj miłego wówczas nawyku, rozrywki. Kontakt z wieloma ludźmi z innych środowisk. grup itd. uznałam za ożywczy i w pewnym sensie edukacyjny- nie tylko w sensie konkretnej wiedzy ( niejednokrotnie naprawdę imponującej i co najważniejsze- różnotematycznej), ale też tzw. mądrości życiowej, metod, sposobów rozwiązań, spojrzeń na otaczającą rzeczywistość et cetera. I nadal uważam, że wiele zyskałam- w sferze ogólnej, ale też w podpowiedziach różnych konkretnych ,praktycznych rozwiązań. Wiele osób mi zaimponowało- czy to wiedzą, czy urokiem dyskusji, czy to kulturą w konfliktach. To nie do przecenienia. O negatywach nie będę pisać, bo to wszyscy wiemy a ja chcę pamiętać rzeczy pozytywne. Pisząc bloga nigdy nie miałam cienia ambicji czy to literackich, czy publicystycznych- ot, takie "zapiski na mankiecie", zwerbalizowanie tych myśli, które przelatują przez głowę, bez zastanawiania się, czy są ważne, czy nie. Dlatego też pojawiające się coraz częściej negatywne recenzje nie miały wpływu na mój humor czy samoocenę a jedynie dziwiły, skąd w ludziach ta potrzeba, by komuś starać się dopiec. W pewnym momencie doszłam do wniosku, że pogadać to ja jednak mogę z sobą, przynajmniej mam gwarancję, że nie wypaczę sensu tej rozmowy:)).A ponieważ nigdy nie uważałam owych myśli za tak ważne, by koniecznie zostały dla potomności- niech zostaną u mnie. Jednak trudno zrezygnować tak całkowicie i dlatego tu jestem. Odwiedzam zaledwie kilka blogów, mniej niż pięć. Dwa inne odwiedzam pod innym nickiem. Dlaczego pod innym ? Sama nie wiem, tak po prostu się złożyło, to zresztą właśnie one były pierwsze, są tak odmienne od pozostałych, tak tchnące inteligencją, przyzitością, brakiem hejtu, że może podświadomie chciałam te blogi ochronić, nie ściągnąć tam "spamu" ? Dziś wiem, że to była dobra decyzja. I jeżeli kiedykolwiek (acz się na to nie zanosi) znajdę sobie jakieś nowe towarzystwo netowe to na pewno zrobię to pod nowym nickiem . I nie tylko z powodów ww wymienionych, ale przede wszystkim dlatego, że ja uważam, że aktualny nick jest - dla mnie przynajmniej- czymś, co pokazuje moje aktualne potrzeby, aktualny stosunek do życia itd. A to się zmienia, bo ja ewoluuję. Każdy może czuć inaczej i oczywiście interpretować cudze (moje) decyzje inaczej. Jednak to nie ma znaczenia, bo tylko ja WIEM co,po co i dlaczego. Czujecie inaczej ? Róbcie inaczej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. skoro tak otwarcie rozliczasz się publicznie z działalności blogowej, to chyba nie będzie nietaktem, gdy ktoś Ci napisze swoje odczucia na ten temat... ja się czuję wręcz zachęcony do tego... rzecz jasna traktuj to proszę jako informację zwrotną, a nie żaden wcisk, bo /jak w przypadku Kiry/ uważam, że Twoja wersja jest najbliższa prawdy, nawet gdy się z czymś detalicznie nie zgadzam...
      blog to nie tylko same posty, ale także forum pod postami... jest to tak istotny element, że często w dyskusjach forum jest mylone, wręcz utożsamiane z całym blogiem... no, i na tym forum zagościło u Ciebie towarzycho, którym na początku zdawałaś się być oczarowana, potem jednak łuski zaczęły Ci spadać z oczu, gdy zaczęto Ci próbować robić wodę z mózgu /stała strategia tej ferajny, w rzeczywistości niewielkiej, ale pomnożonej o ekstra nicki/, by Cię "nawrócić" na swoją chorą wizję świata, zjawisk i ludzi... przegięli w momencie, gdy zaczęli otwarcie uprawiać ordynarny hejt... wtedy rozpoznałaś całkiem sytuację, a że w międzyczasie straciłaś /zapewne także z różnych innych przyczyn/ motywację do prowadzenia własnego bloga, skasowałaś go... i tyle, tak w uproszczeniu...
      nie powiem, było to ciekawe miejsce i do poczytania, bo potrafiłaś zgrabnie, lapidarnie podrzucić temat do dyskusji, i do pogadania /mimo wspomnianej inwazji hejtu/, zaś na forum pojawiało się kilka osób wartych tego, by z nimi tą dyskusję nawiązać...
      ale, że na swoim blogu Gospodarz jest szefem, to nie widzę sensu Twojej decyzji kwestionować i gdybać na temat innych ewentualnych rozwiązań...

      Usuń
    2. Pkanalio- ja jestem wyjątkowo silna i chyba nigdy nie zdarzyło się , by ktoś mnie do czegoś zmusił. Przekonać mnie można, zawsze chętnie słucham i nawet jak się początkowo zaperzę czy wręcz wścieknę ( a jestem cholerykiem) to potem na spokojnie przeanalizuję i nie mam najmniejszego problemu przyznać się do błędu i ew, przeprosić. Naciski na mnie z reguły wywierają skutek odwrotny i nikt z osób znających mnie nigdy na mnie nie naciska, bo doskonale wiedzą, że niczego w ten sposób nie osiągną a czasem nawet wręcz przeciwnie. Mam dwie wzajemnie nielubiące się przyjaciółki, żadna z nich NIGDY nawet mi nie sugerowała, że powinnam tę drugą odsunąć. Nie umiem powiedzieć, na ile w tym zachowaniu jest zwykłej kultury, a na ile świadomości moich ew. reakcji, dość, że ten układ trwa wiele lat. Można ? Można ! Druga sprawa- ja mam też w sobie coś takiego przekornego, że jeżeli uważam, że ktoś mnie nie lubi niesprawiedliwie, na podstawie kompletnie nieprawdziwych przesłanek/domysłów/ insynuacji (nie twierdzę, że zawsze jest to niesprawiedliwe, ale umiem to ocenić.) i nie ma cienia dobrej woli, by poznać prawdę czy choćby zachować obojętność.....ooo....to ja mu lubię dostarczyć rzeczywiste powody do nielubienia. Czasem, bo coraz częściej wzruszam tylko ramionami- z wiekiem coraz mniej się chce:)) . Tak więc potrafiłabym sobie poradzić z każdym naciskiem, ale oczywiście ta atmosfera, te naciski, ta straszna duszność ( i to nie tylko na moim blogu, ale na większości "zaprzyjaźnionych" ) uświadomiły mi, że zwyczajnie szkoda czasu i że ja sama przed sobą !!!! robię z siebie idiotkę biorąc udział w zabawach, w jakich nie brałam udziału nawet w podstawówce. To nie moja bajka.

      Usuń
    3. @An-Ka...
      ależ ja nic nie napisałem o żadnym zmuszaniu Ciebie, więc tym bardziej nic o Twoim ewentualnym uleganiu...
      ja bym to określił, że po prostu zostałaś wprowadzona w błąd, dopiero po jakimś czasie zorientowałaś się, co i jak... ale nie ma w tym cienia zarzutu, żadnej negatywnej oceny... sam jestem bardzo czujny i odporny na manipulację, iluzję mimo to zdarza mi się czasem ulec jej czarowi w pierwszej chwili... wydaje mi się to wręcz normalne, bo gdy ktoś zawsze węszy tą manipulację lub jakieś oszustwo już na starcie, to wpada w inny kanał, zwany "paranoją"...

      Usuń
    4. To tez nie tak... ja uważam, że każdy człowiek ma dobre i złe strony i od okoliczności zależy, ktora z niech przeważy. Lubię wydobywać z ludzi te dobre i nadal uwazam, że każdemu nalezy dać szansę. RAZ.

      Usuń
    5. W swojej wypowiedzi An-Ko zaakcentowałaś coś, na co także już jakiś czas temu zwróciłem uwagę. Faktycznie blogosfera jest taką strefą, w której spotykamy się wirtualnie z najrozmaitszymi ludźmi. Przekrojówka w tym wypadku jest chyba szersza niż w realu, bo tam na co dzień spotykamy się jedynie z pewnym kręgiem osób stanowiącym wypadkową naszych znajomości często wynikających z naszej pracy lub wyuczonego zawodu i obracania się w pewnym kręgu ludzi wśród których żyjemy na co dzień. Tutaj natomiast decyduje o tym na ogół ślepy los plus nasze własne widzimisię, które sprawia, że przywiązujemy się do tych osób, które nam z pewnych względów pasują bardziej niż inne. Tworzy to jednak pewien krąg ludzi dobranych nie na podstawie obracania się w określonym środowisku, ale bardziej na podstawie mniej lub bardziej świadomych własnych wyborów. Mając na uwadze, że w blogosferze otaczają nas bardzo różni ludzie, warto jest oddzielić ziarno od plew po to, by wyciągać z blogosfery to, co jest w niej najlepsze. A jest tutaj całkiem sporo dobrych rzeczy i przy takim nastawieniu może to korzystnie w nas procentować. Czego wszystkim życzę :)

      Usuń
  14. krakowianka6.10.2015, 18:53

    Czytając powyższe komentarze, utwierdzam sie w tym,że mimo kasowania blogów,nie jest łatwo opuścić blogosferę, na pewno niektórzy jeszcze będą komentować, zerkać na lubiane blogi...bo jednak to nie tylko płaski tekst na ekranie,to ludzie...jednak ludzie,których ,mimo,że sie nigdy nie widziało,nie spotkało,ale...polubiło się , bo tworzyli swoisty klimat do dyskusji,do patrzenia na pewne sprawy po różnymi kątami...bo wyniosło sie z nich, z tych blogów troszkę przemyśleń, radości,pozytywnej energii...
    o tym powinni pamiętać kasujący bloga,by może nie szokować nagłym zniknięciem ,można kilka niezobowiązujących słów rzec na koniec,może zostawić furtkę,że może,kiedyś...ale na razie koniec.Kilka słów, zanim skasuje sie bloga,bo blog ktoś odwiedzał jakiś czas i wiemy,że po długim czasie blogowania sa stali bywalcy,z którymi fajnie się dyskutuje...Nie pisze tu o twórcach blogów poruszających tematy kontrowersyjne,bo tu ryzyko jest jakby zaplanowane,że łatwo nie będzie...i może tzw.zmęczenie materiału u tych osób następuje szybciej?
    nie wiem...każdy ma prawo pisać na swoim blogu o czym chce...
    Można napisać w pewnym momencie KONIEC i zablokować komentarze,jest to w sumie jakaś wiadomość dla tych, co wpadają na dany blog...i tu nie zgadzam się ze Smurffem co do Makowej,bo jeszcze wymowne zdjęcie zapodała,piękne zresztą...ale takie znikanie nagle...jak ja sobie wchodzę na zalinkowany blog,a tam ...pusto nagle...to nie jest to forma ,że tak powiem elegancka do swoich blogowych stałych znajomych...można zablokować komentarze na jakiś czas,dając wiadomość miedzy wierszami,że koniec na razie...znikanie po angielsku to nie najlepsza forma...bo tyle lat umiało sie gadać,a tu nagle...blog o podanym adresie nie istnieje...to tylko wskazuje,na skasowanie bloga pod wpływem jakiś niekorzystnych emocji.W każdym razie ja tak to odczytuję ...Nie musi sie podawać powodu skasowania bloga,ale powinno się jakoś powiedzieć do widzenia...Tak mi się wydaje.Tak jak w życiu,odchodzimy,wychodzimy...mówimy do widzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też jestem za tym, aby na końcu blogowania powiedzieć parę słów i pożegnać się ze swoim czytelnikami, taką formę uznaję za bardziej stosowną niż wyjście "po angielsku" poprzez nagłe i wcześniej niezapowiedziane wykasowanie bloga. No ale ludzie są różni i każdy z nas ma wybór, jak powinien się zachować jeśli nastąpiło u niego całkowite blogowe wypalenie.
      Jeśli chodzi o Makową, to nie wydaje mi się, aby całkowicie zerwała z blogowaniem, bo przecież już wcześniej napisałem, że natura ciągnie wilka do lasu :) Nawet jeśli zapomniała hasła, to przecież spokojnie może założyć nowego bloga i tam kontynuować swoją blogową przygodę. Żaden problem jeśli się chce. Ale podobnie jak w przypadku Kiry - zobaczymy jak będzie.


      Widzę, że to koniec komentarzy pora więc na małe resume.
      Obserwując frekwencję na tym blogu w ostatnim czasie oraz liczbę komentarzy widzę, że ten post cieszył się sporym zainteresowaniem, większym niż inne posty. Wydaje mi się więc, że taki post był potrzebny, tym bardziej, że skłonił on pewne grono osób do głębszych zwierzeń i przemyśleń na temat sensu blogowania i nie tylko.
      "No i fajnie" jakby powiedział nauczyciel WF-u z reklamy sieci McDonald's :)
      Toteż nie zarzekam się, że nie będzie więcej takich tematów w moich postach, bo skoro jest popyt, to przecież musi być i podaż, wszak takie jest prawo rynku :)

      Przy okazji pozdrawiam wszystkich komentujących :)

      Usuń
  15. Smurffie!
    Ja co jakiś czas zaglądam na Twojego bloga!
    Nie wiem nawet, czy mnie pamiętasz :P To ten trzepnięty dzieciak, który po maturze wywalił na studia do Hiszpanii, potem wrócił do Polski na rok i tu się jego historia skończyła... przynajmniej ta opowiedziana wirtualnie :D Potem wróciłem do Hiszpanii, dokończyłem studia w Madrycie. Mieszkałem na Teneryfie, w Lizbonie, a niedługo ruszam na Londyn (taka praca :D) W każdym razie co kilka miesięcy zaglądam na blogi, które miałem podlinkowane na moim własnym blogu. Rozważam powrót do blogosfery już od dłuższego czasu, piszę artykuły dla hiszpańskiego portalu internetowego i jakoś tak zatęskniłem za blogowaniem...

    Nie planuję jednak zakładać bloga o niczym, w sensie, dzisiaj mam już 24 lata i ten blog, który prowadziłem mając te 19 czy 20 lat, ten blog o wyjeździe do Hiszpanii i o życiu w Madrycie uważam za trochę infantylny, ale mam do niego duży sentyment :)

    Jeśli mój kolejny blog dojdzie do skutku, na pewno się o tym dowiesz. bo będę potrzebował opinii kogoś, kto mnie zna z kiedyś tam, z innego czasu i innego miejsca blogosfery. Jeśli mój kolejny blog powstanie - będzie o podróżach, psychologii lub psycholingwistyce - i nie powstanie, dopóki szala nie przechyli się na którąś z tych trzech stron, bo nie chcę się znowu rozkojarzyć.

    Obecnie zawodowo jestem rozkojarzony, bo balansuję między lotnictwem, terapią i badaniami przyswajalności języków obcych przez dzieci do lat dwunastu :P Jak zdecyduję się na któreś z tych trzech ostatecznie - blog powstanie.

    W każdym razie wiedz, że jesteś przeze mnie obserwowany i nie zapomniałem o starych blogowych znajomościach... siedzę po prostu cicho :) Tylko tym postem poczułem się wywołany do odpowiedzi.

    Pozdrawiam!

    Kamil.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Kamilu :)

      Miło mi, że się odezwałeś i pokrótce opowiedziałeś co u Ciebie słychać. Czułem przez skórę, że jesteś jednym z zaglądających tutaj gości, przynajmniej od czasu do czasu. Blogosfera w pewien sposób przyciąga i jeśli ktoś się z nią kiedyś zetknął, to później jest w pewnym sensie trochę od niej uzależniony ;)
      Fajnie się stało, że dałeś jakiś znak życia, a jak zdecydujesz się na założenie swojego bloga, to liczę na to, że dasz mi jakiś cynk, abym mógł też tam zaglądać :)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  16. Pewnie, że nie powiedziałam ostatniego słowa :-) Po prostu tak reaguję na niepokoje życia realnego: miotam się i w blogosferze; inni palą, piją, ćpają, obżerają się, a ja dostaję "ADHD". Co fakt, to fakt - muszę nad tym popracować... Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale to jest tylko takie wirtualne ADHD... czytaj: "nieszkodliwe" :)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Wiem jednak, że dla czytelników może to być denerwujące :/

      Usuń
    3. Ojtam ojtam, czytelnicy muszą do tego przywyknąć, bo nie mają innego wyjścia :)

      Usuń
  17. Najlepsze są dwa wyjścia: albo definitywny koniec pisania, kiedy się po raz drugi stwierdza, że "to jednak nie ma sensu" albo przeczekanie tej chwili bez ruszania blogów. Trudno mi powiedzieć, dlaczego się do któregoś z tych wyjść nie stosuję... Przecież chcę wyjść na "poważnego człowieka"...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, najwidoczniej masz taką wewnętrzną potrzebę, że nie stosujesz się do tych zasad.
      Znam /a właściwie znałem/ pewną blogerkę, młodą dziewczynę, która miała podobną naturę jak Ty. Skasowała kilka całkiem niezłych blogów, co mnie za każdym razem denerwowało. W końcu wymogłem na niej /to było coś w rodzaju "handlu wymiennego", bo coś tam chciała ode mnie, już nie pamiętam czego/, że OK, skoro czuje taką potrzebę, to niech zakłada te swoje nowe blogi, ale starego niech nie kasuje. Słowa dotrzymała dzięki czemu jeden blog, do którego do dziś czuję spory sentyment, nadal jest w blogosferze.
      Dziś już nie utrzymujemy ze sobą blogowych kontaktów, ale ten blog został, tak jakby trochę na pamiątkę :)

      Usuń

Jeśli nie wiesz jak to skomentować, ale koniecznie chcesz zaznaczyć swoją obecność, lepiej wstaw trzy kropki, zamiast goopio gadać :P