Co się odwlecze, to nie uciecze...
Swego czasu dwie Panie - Kama i Sami nominowały mnie /a w zasadzie nie mnie, tylko szajbę, ale kiedyś szajba wziął za mnie jeden łańcuszek, więc teraz pora się odwdzięczyć :P/ do przedstawienia własnego alfabetu opartego na dowolnych skojarzeniach. Takie coś w odniesieniu do wszystkich możliwych skojarzeń wydaje mi się pozbawione głębszego sensu, dlatego, chcąc wypełnić tamtą nominację, postanowiłem skoncentrować się tylko na jednej dziedzinie - a mianowicie, oddałem się wspomnieniom z mojej służby wojskowej, oczywiście zgodnie z wszelkimi prawidłami, czyli poszczególone wspomnienia muszą zaczynać się na określoną literę. Pomyślałem, że taki, dość specyficzny alfabet będzie dla mnie dobrą okazją do snucia odległych wspomnień sprzed lat, a dla większości z Was będzie zapewne poznaniem czegoś nowego, co do tej pory było całkiem nieznane.
Alarmy bojowe. Dobrze zapamiętałem zwłaszcza jeden, ogłoszony zaraz po capstrzyku /vide - stosowne hasło/. Zagoniono nas wówczas na plac apelowy, po czym "przespacerowaliśmy się" w pełnym oporządzeniu /z bronią, saperkami, "strojem" chemicznym, plecakami itp./ do miejscowości oddalonej o 25 km od naszego miejsca zakwaterowania, tam był kwadransik odpoczynku a zaraz potem popędzono nas z powrotem - wróciliśmy akurat na śniadanie, potem były normalne zajęcia, dopiero po południu można było trochę odpocząć, zaś odespać - oczywiście dopiero po kolejnym capstrzyku. Kilka dni później dowiedzieliśmy się, że był to pomysł dowódcy batalionu /to taka formacja wojskowa licząca od kilkudziesięciu do kilkuset żołnierzy/, oczywiście w ramach "podnoszenia wartości bojowej" jego batalionu, jak to się wówczas ładnie nazywało.
Areszt wojskowy - mawiają, że kto nie siedział, ten naprawdę w wojsku nie był - no więc, siedziałem :P Ten okres wspominam niezwykle miło, nareszcie mogłem się wyspać za wszystkie czasy. To właśnie siedząc w areszcie zacząłem pisać moje pierwsze wiersze :P
Basen - latem obowiązywał grafik i czasem w ramach porannej zaprawy lub zwykłych zajęć moja kompania /formacja wojskowa licząca kilkudziesięciu żołnierzy/ była pędzona na basen. Z tymi zajęciami na basenie wiąże się pewne wspomnienie, gdy na moich oczach jakiś oficer rozkazał /rozkaz w wojsku stanowi polecenie, które żołnierz obowiązany jest wykonać/ skoczyć ze słupka do basenu /na głębokość 3,5 m/ jakiemuś żołnierzowi, który w ogóle nie umiał pływać /o czym ten oficer doskonale wiedział/. Facet miał przerażenie w oczach, ale skoczył - wszak otrzymał taki rozkaz. Po czym z miejsca zaczął się topić. Na szczęście dyżurny ratownik czuwał i podał mu z brzegu taki dłuuugi gruby drąg, dzięki czemu udało się temu nieszczęśnikowi jakoś dopłynąć do brzegu. Wtedy też szybko zrozumiałem, że na sam rozkaz nikt nigdy raczej nie nauczy się pływać :P
Capstrzyk - pora nocna w wojsku, która rządziła się swoimi odrębnymi prawami /vide - hasło "koty", czy też "jabole".
Diegtiarow - rodzaj ciężkiego karabinu maszynowego. Karabun był za ciężki do samodzielnego noszenia, dlatego do transportu dzieliło się go na dwie części. Zwłaszcza podstawa tego karabinu była niezwykle ciężka, dlatego do noszenia typowano tych żołnierzy, którzy mieli jakąś karę.
Elew - żołnierz szkolący się na kaprala. Coś w rodzaju "wyższej kasty" młodego wojska.
Fala - nieoficjalna gradacja wojska względem czasu przebytej służby. Z fali wynikało wiele nieoficjalnych obyczajów wojskowych, jak np. "obcinanie kotom ogonów" -vide - hasło "koty". Fala była oficjalnie tępiona przez kadrę oficerską, zaś nieoficjalnie - wspierana, bo było im to bardzo na rękę, gdyż fala utrzymywała w wojsku dyscyplinę.
Granat - wiadomo co. Granatem bojowym rzucałem tylko raz, oczywiście na poligonie. Rzucałem z transzei /to taki głęboki rów, w którym siedzą żołnierze podczas wojny :P/. Udało mi się ten rzut jakoś przeżyć :P Zawleczkę z tego granatu zachowałem sobie na pamiątkę i mam ją do dziś. Ale tamte zajęcia niestety nie zakończyły się planowo - któryś z żołnierzy wtedy spanikował i wypuścił granat z ręki, który wybuchł wewnątrz transzei...
Halucynacje - utwór grupy Republika, od którego dość często zaczynała się zaprawa poranna. Jak się wyszło zaspanym w podkoszulku na mróz, to faktycznie miało to posmak halucynacji :P
Inspekcja jednostki - w wojsku coś znacznie gorszego niż trzęsienie ziemi. Była to zapowiedzana /lub niezapowiedziana/ wizyta w jednostce wysokich rangą wojskowych /często nawet generałów/. Jeśli inspekcja była zapowiedziana - dowódców ogarniał szał porządków, polegający np. wiosną na malowaniu trawy zieloną farbą /aby nabrała "właściwych" barw :P/ zaś jesienią - np. na grabieniu liści podczas silnego wiatru /oczywiście zagrabienie liści "do czysta" w takich warunkach było absolutnie niemożliwe, ale dowódcy nie przyjmowali tego do wiadomości :P/. Jeśli inspekcja była niezapowiedziana wszystkich dowódców ogarniało głębokie przerażenie przejawiające się w ewidentnej histerii.
Jabole - zakazany trunek kupowany na "mecie" za sprzedane moro /vide - stosowne hasło/, a potem przemycany nocą przez ogrodzenie okalające jednostkę wojskową. Gdy się jabole udało przemycić /czasem były wpadki, gdy "gońca" złapał ktoś z kadry oficerskiej/ organizowane były huczne balangi, trwające czasem aż do rana. Oczywiście przywilej picia dotyczył tylko rezerwistów, gdyż koty /vide - następne hasło/ miały za zadanie co najwyżej zabawiać starsze wojsko, ale musieli to robić zawsze na trzeźwo.
Koty - młode wojsko, czyli żołnierze pierwszego roku służby. Główne zadanie kotów w ciągu dnia, oczywiście poza służbą, polegało na nieustannym sprzataniu jednostki - cznili to zgodnie z obiegowym powiedzeniem "białość uzyskuje się przez tarcie, za wyjątkiem białości strzyżonej i śnieżnej" :P. Zaś w nocy kot miał obowiązek spać przez pół godziny po ogłoszeniu capstrzyku i pół godziny przed ogłoszeniem rano pobudki, zaś resztę czasu kot przeznaczał w zależności od upodobań starszych roczników - na spanie, sprzatanie lub też "umilanie czasu" starszym rocznikom /vide - np. hasło "jabole"/.
Libacje - imprezy organizowane przez kadrę oficerską po inspekcji /vide - stosowne hasło/, na ogół suto zakrapiane.
Moro - to jest taka polowa kurtka wojskowa. Wtedy noszenie tego ubioru było dość modne wśród cywilów, zwłaszcza wśród młodzieży /chociaż było to oficjalnie zakazane/, dlatego żołnierze kradli moro na potęgę i sprzedawali je komu tylko się dało, a uzyskane w ten sposób pieniądze niemal natychmiast zamieniali na tanie wino /vide - hasło "jabole".
Normalność - nieznane pojęcie w wojsku.
O.i K. Czyli Kapral O. i szeregowy K. Stanowili dość dziwną parę. Coś jak flip i Flap - wysoki kapral i malutki szeregowiec. Kapral uwielbiał "ganiać" go przy byle okazji, a tamten znosił te wszystkie szykany z podziwu godną wytrwałością.
Poligony. Z poliganami wiąże się wiele dość szczególnych wspomnień, z których część opisałem w opowiadaniu pt. "Chabry z poligonu, czyli halucynacje muszą być".
Rezerwa - marzenie każdego żołnierza, wziętego na dwa lata "w kamasze". Jakiś czas przed pójściem do rezerwy, każdego dnia po zakończeniu obiadu waliło się głośno łyżką w stół i "meldowało" ile jeszcze dni zostało do wyjścia do rezerwy. Kadra oficerska patrzyła na to niechętnie, kogo na tym złapali, ten miał karę, dlatego trzeba było z tym "meldowaniem" uważać.
Szeregowy T. Wieczny buntownik. Wciąż uciekał z jednostki, ale po paru dniach go łapali i odstawiali z powrotem. W końcu trafił za te ucieczki do więzienia. Potem chodziły słuchy, że powiesił się w swojej celi /skąd my to znamy?/, ale nikt tego oficjalnie nie potwierdził. Faktem jest natomiast, że już go więcej nie widziałem...
Trep - w żołnierskim żargonie pogardliwe określenie używane przez żołnierzy w stosunku do oficerów i podoficerów.
Urlop - kilka dni wolnego, co się wiązało z możliwością opuszczenia jednostki i wyjazdu do domu. Urlop był marzeniem wszystkich żołnierzy bez wyjątku. Żołnierzowi w pierwszym roku służby przysługiwał urlop w wymiarze 7 dni/rok, a w drugim roku służby - 10 dni/rok. Oprócz tego można było też "zarwać" urlop w nagrodę za dobrą służbę /tzw. "urlop nagrodowy"/ oraz za oddaną honorowo krew. Dlatego wielu żołnierzy oddawało regularnie krew, byle tylko otrzymać dodatkowe dni urlopu.
Warta - inaczej służba wartownicza. Dość popularne zajęcie w wojsku. Mawiało się, że wartownik na posterunku może wszystko, bo potrafi nawet sczołgać dowódcę jednostki, jeśli go nie rozpozna. Może to i prawda, ale jakoś nie miałem po temu okazji, a szkoda :P
Yyyy... - głośniki w jednostkach wojskowych często były zepsute lub uszkodzone i wtedy emitowały coś w rodzaju przeciągniętego "yyyyyyyyyyy...".
ZOK - Zakaz Opuszczania Koszar. Jedna z kar nakładana na żołnierzy. W czasie odbywania ZOK ukarani żołnierze nie mogli dostać urlopu ani przepustki.
Na koniec warto dodać, że takiego wojska, o jakim tutaj piszę, już nie ma.
Ale ono nadal istnieje w mojej pamięci. Dwa lata służby dla ludzi wcielonych z "obywatelskiego obowiązku" jak to się wtedy mówiło, a nie z wyboru, wraz z "falą", wojskowym rygorem oraz totalnym zniewoleniem, tworzy w młodym człowieku głęboki psychiczny bunt, a co za tym idzie, niemal rozpaczliwie pragnienie wyrwania się z tego wojskowego piekła, odzyskania utraconej wolności - takie filmy jak "Kroll", czy "Samowolka" wprawdzie poruszają ten temat, ale naprawdę dobrze znają to tylko ci, którzy doświadczyli tego na własnej skórze.
pamiętam tamten post o wojsku... w sumie omówiliśmy wtedy temat, więc specjalnie nic do dodania nie mam... może tyle, że rzeczywiście tamtego wojska już nie ma i młodsi słuchają opowieści o nim jak bajki o "żelaznym wilku"... zresztą dotyczy to również wielu innych spraw związanym z tamtym systemem... systemem, który w porównaniu z obecnym sprowadzał się do tego samego, ale mimo wszystko był jednak... inny... pozdro :))...
OdpowiedzUsuńsłuchałam różnych opowieści wojskowych...dużo z czasów Ojca, widziałam różnicę w zachowaniu brata "po wojsku" tam jest coś co zmienia ludzi niestety nie widziałam nic dobrego i żadnego nabierania męskości...może dlatego na widok munduru mrużę oczy i nie ustawiam się sznurem...niby teraz jest inaczej ale teraz słyszę co robią z tymi młodymi z wyboru (stałej pracy)...mają podobne poligony i widzę zaprawy o 7 rano na mrozie (jak jadę do pracy)w dresach...miłego pa:)
OdpowiedzUsuńA mnie ten temat kojarzy się z moimi ulubionymi filmami - "Samowolka", "Kroll", "Urodzony 4 lipca", "Pluton" itd...a ten Twój post, też dobrze pamiętam
OdpowiedzUsuńhttp://tiny.pl/hw5lc
Pozdrooo :)
A ja jeszcze dodam coś z własnego doświadczenia (jak pamiętasz mam takie)...
OdpowiedzUsuńHasło na "d":
Dziurawe wojsko - pogardliwie określenie dla kobiecego pododdziału wchodzącego w skład batalionu medycznego.
Pozdrawiam cieplutko!;-)
Doświadczyłam. Czekałam z maleńką córeczką na męża - żołnierza. Miała dwa i pół miesiąca, zanim mógł ją zobaczyć..., a dwa latka, kiedy wrócił do domu. Był stan wojenny. Jeszcze nie mam siły, by to wszystko przeżywać raz jeszcze i opisać... może kiedyś...
OdpowiedzUsuńAaaaa...nie ma to tamto, podsuma muzyczna musi być ;)
OdpowiedzUsuń/w sumie to nie wiem do kogo tutaj gadam, ale niech i tak będzie, że ja gadam w eter ;)/
http://tiny.pl/hw5vh
..i nie ma się co podniecać tym całym wojem, to nienormalne ;P
Omówiliśmy i nie omówiliśmy Ptr... pewnych spraw nie da się omówić z osobą, która tego osobiście nie doświadczyła, podobnie by było np. gdybyś kiedyś na blogu opisał wspomnienia z mamra... trudno to "omówić" na blogu, raczej sądzę, że jest to pewien przekaz, który ma dać do myślenia osobie czytającej, ale niekoniecznie w tym celu, aby ten przekaz był dla tej osoby w pełni zrozumiały.
OdpowiedzUsuńPozdro ;)
Ludzie różnie reagują na wojsko, Makowa. Niektórzy po dwóch latach "w kamaszach" bardzo się zmieniają, inni - prawie wcale. Nie ma tu jakiś reguł, bo ludzie są różni. Dla mnie wojsko było jakby drugim światem, który rządził się zupełnie innymi prawami niż ten w cywilu. Pewnie dlatego napisałem, że pojęcie "normalność" jest w wojsku zupełnie nieznane ;)
Pozdrawiam po ciszy ;)
Wcale nie gadasz w eter Dorciu, tylko Ci się tak wydaje ;)
"Samowolka" moim zdaniem jest najbardziej prawdziwym filmem nt. natury wojska, co nie znaczy, że nie jest też filmem zafałszowanym i nie wypacza obrazu w pewnych kwestiach... ale w filmie trudno jest oddać całkowitą prawdę i nie dotyczy to tylko wojska.
"..i nie ma się co podniecać tym całym wojem, to nienormalne ;P"
Przepraszam, już nie będę ;P
Pozdrawiam niemal gorąco ;)
To bardzo pogardliwe określenie Violu, muszę przyznać, że go nie znałem, pewnie dlatego, że w tym wojsku, gdzie byłem, kobiet w ogóle nie było.
Pozdrawiam Cię już chyba po raz czwarty tego wieczora ;)
Rozumiem, że to dla Ciebie bolesne wspomnienie, Bellatrix... może kiedyś...
Pozdrawiam Cię wieczorową porą.
Bez przesady..., ale przyznaję, że trochę bolesne. Mam na myśli najdłuższe dwa lata naszego życia, które mogły być najpiękniejsze, a które... wymazano nam z życiorysów. Czy wiesz? Mam jeszcze wszystkie listy, większość ocenzurowaną, ze stosowną czerwoną pieczątką... Pożółkłe kartki... kiedyś ponumerowałam. Ja napisałam ich ponad tysiąc, mąż dokładnie 823. Myślisz sobie... o czym można tyle pisać? O pierwszym uśmiechu Marty, pierwszym ząbku... Kurczę... wzruszyłam się... sorry.
OdpowiedzUsuńMożesz mówić na mnie Bella. Czasem się zdarza, ze ktoś zdrabnia mi nick lub imię. Nazywa też Elik, albo El... :) Dobrej nocy.
ufff to całe szczeście ,że mnie to ominęło chyba powinnam kupić komuś ogromny bukiet kwiatów za to ,że moje papiery gdzieś zaginęły ;))))))
OdpowiedzUsuńNo tak,z wojskiem to nie przelewki...Oglądałam film "Samowolka",ale...nie potrafiłam do końca.Tak samo "Pluton".Chciałam,ale niestety,nie dałam rady wytrwać do końca.
OdpowiedzUsuńWiele samobójstw było,szczególnie na wartach,bo tam ponoć mają ostrą amunicję.Niektórzy wtedy nie wytrzymuja tej "fali" i korzystają z tej właśnie...amunicji.Smutne.Gdyby to były normalne ćwiczenia sprawnościowe,to by było i normalne wojsko.Coś by się pozytywnego wyniosło,przynajmniej sprawnośc ruchowa.Ale te goopoty...To pokazywanie wyższości np. kaprala nad plutonowym...niekiedy sadystyczne...to sie mija z celem.
Jak ktoś zły poszedł do wojska to i zły wychodził.Nic to nie dało...
Pozdrawiam miło:)Spocznij!!:P))
do wspomnień z mamra na blogu szykuję się od jakiegoś już czasu... ale "chwila rządzi" /a tak centralnie real/ więc na sto koncepcji blogowych realizuję jedną, może dwie, reszta ginie w natłoku kolejnych pomysłów... "wianki kiedyś dopłyną" /RK :)/, więc zapewne i ten... jedno jest pewne... wojsko i kryminał to sytuacje dość podobne, w tym sensie, że odbierają wolność, ale z drugiej strony tyle masz tej wolności, ile sobie wypracujesz /wywalczysz?... na jedno wychodzi/... jedno jest pewne... są to też sytuacje "skrajne" w stosunku do "normalnego" realu... co może wiedzieć o wojsku /lub kryminale/ ktoś, kto tam nie był... ale z kolei co Ty możesz wiedzieć o wojsku sowieckim?... albo ja o kryminale w takiej Brazylii, na ten przykład?... przeciętny człowiek ogląda jedynie "Samowolkę" lub "Symetrię", których twórcy sami nie wiedzą centralnie o co w tych miejscach chodzi...
OdpowiedzUsuńpozdro :))...
Bella, ja wiem, że zawsze ma się o czym pisać, jeśli się tego chce... a tamten okres zapewne utkwił Ci w pamięci właśnie przez to bolesne rozstanie... pozostał tylko smutek, że te dwa lata na siłę powyrywano Wam z życiorysów, no i pozostały te wspomnienia i listy, namacalna pamiątka z czasów Waszej rozłąki.
OdpowiedzUsuńNo sama widzisz Szafirku - wszystko zgodnie z powiedzeniem "nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło" ;)
No fakt Crackie, było kilka przypadków samopostrzeleń podczas służby wartowniczej... także w mojej jednostce były takie przypadki.
Z jednej strony wojsko na pewno hartuje... człowiek cały czas musi liczyć i to głównie na siebie, aby to jakoś przetrwać... potem w cywilu to procentuje i daje większą zaradność w trudnych sytuacjach życiowych. Tak mi się przynajmniej wydaje.
Ptr., z pewnością jest wiele podobieństw między siedzeniem "w kamaszach" i siedzeniem w mamrze... tu i tu jest się zamkniętym i skazanym wyłącznie na męskie grono konkurujących ze sobą samców... coś jak walka w stadzie o dominację, tyle że przeniesiona na ludzki obszar ;)
Chętnie bym przeczytał Twoje wspominki z takiego pobytu, więc może kiedyś nam się uda /Tobie - napisać post, a mnie - ten post przeczytać/ ;)
Masz rację, naprawdę rozumiemy tylko to, co sami przeżyliśmy, a cała reszta pozostaje głównie w gestii empatii. Też mi się wydaje, że twórcy tych filmów nie zawsze wiedzą, o czym opowiadają, skoro sami tego nie przeżyli, to nie potrafią się wczuć, bardziej improwizują niż pokazują jak było naprawdę.
Pozdrawiam Was po żołniersku ;)
Baczność Panie Smurffie.
OdpowiedzUsuńPadnij przed kapitanem Robaczkiem :P.
No ja w wojsku nie byłam :).Nawet mój pan mąż nie był
więc nie wiem jak to jest być dziewczyną czy żoną wojskowego.
Natomiast co do wojska,i żołnierzy hmmm no to ja Ci powiem mój drogi,że nie za jednym mundurem w młodości oczka przebierałam ;).I powiem Ci,że był nawet kiedyś taki moment,że chciałam iść do wojska..bo bardzo mi ładnie było w mundurze haha rozebrałam w pociągu takiego jednego żołnierzyka jak wracałyśmy ze szkolnej wycieczki do internatu.I przymierzyłam sobie to o owo.(Były to lata 80-te..więc wtedy żołnierzy w pociągu i nie tylko było mnóstwo.A ile się za młodu widziało rezerwistów.Z takimi pięknymi chustami,kolorowymi z pieśnią na ustach(zwłaszcza po procentach)hihi.Ech to były fajne czasy hm.Ciekawe te twoje alfabetyczne wspomnienia.
Pozdrawiam i.........Powstań,Spocznij.Do szeregu wstąp :P.
Moje najulubione hasło to to na literkę J :D
OdpowiedzUsuńPo wyjściu z wojska spotkałem swojego dobrego znajomego, który wyszedł z więzienia. Też po dwóch latach. Zaczęliśmy wspominać i ku naszemu zaskoczeniu doszliśmy do wniosku, że w tych czasach nie było wielkiej różnicy. Szczególnie między kotami i więźniami. Myślę, że te instytucje wymieniały się doświadczeniami, jak zapanować nad grupą ludzi. To znaczy gdy się głębiej zajrzało to różnica była, bo np. nie słyszałem w wojsku o funkcji tzw. funkcji "panienki", której nikt nie dotykał rękami, która mogła jeść tylko na kibelku, czyli najczęściej wiadrze z fekaliami, czy grypsowania.
OdpowiedzUsuńTo struktury, sposób załatwiania, reagowania na zdarzenia te instytucje miały podobny.
Mnie najbardziej uderzyło to, że wielu kotów na szkółce szykowało się na swoich następców, kiedy przestaną nimi być. (Tu chyba zabrakło tych nazw, a niestety sam też zapomniałem, określających poszczególne etapy służby) Niestety a może stety nie obserwowałem ich dokonań, bo po szkółce rozesłano nas po całym kraju. Nauczyłem sie tam kilku ciekawych umiejętności i mogły by mi służyć do dziś, niestety tam zachorowałem i musiałem się z nimi pożegnać, dlatego te dwa lata uważam za czas stracony.
Baczność Robaczku ;)
OdpowiedzUsuńNic nie pisałem o tych chustach, chociaż może powinienem napisać, że była taka tradycja. Teraz już nie widać tych kolorowych chust na ulicach, nie ma też śpiewających rezerwistów, ta tradycja już całkiem zaginęła. Mam do dziś taką kolorową chustę, stanowi pamiątkę z wojska.
Nie wiedziałem Wróżko, że tak lubisz jabole ;)
Pozdrawiam Was tuż przed północą :)
Kacprze, z moich obserwacji to wynikało tak, że najbardziej dawali w kość kolejnym kotom /następnej fali/ wcale nie ci, którzy byli najbardziej "ścigani" przez "starych", ale osobniki, które pałały żądzą władzy i chciały koniecznie podkreślić swój status, że już przestały być kotami.
OdpowiedzUsuńCo do porównania więźniów z kotami, to bez wątpienia jest wiele punktów wspólnych, bo też i obie instytucje były do siebie podobne.
Jako kobieta, to ani rusz nie rozumiem tego sentymentu do "kamaszy" ;-))) Ale przyznaję, ciekawie to napisałeś, że prawie zazdroszczę ;-))) Buziaki dubeltowe**
OdpowiedzUsuń...jesteś koffany...dziękuję ;)
OdpowiedzUsuńmowę mi odjęło nieco.. ;):*
To też żal, że dziś tych dwóch lat brakuje...., Smurff. Może wszystko wyglądałoby inaczej... Tak szybko wszystko się zmienia..., odwraca.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam pięknie. :)
Podobne wojsko nieco jeszcze pamiętam, choć już jakby przez mgłę. Jako dziecko bardzo często spędzałam czas w jednostce wojskowej, czasami na dyżurach nocnych. Ojciec - wojskowy, zabierał mnie do swojej pracy, ale też na wyjazdy np. na honorowe oddawanie krwi ze swoją jednostką. Trochę tam na tych nockach widziałam i się nasłuchałam i tak na marginesie, dziś myślę że to nie był świat który powinna oglądać mała dziewczynka...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam weekendowo
red red wine
Nie nazwałbym tego sentymentem Kocurku... to był po prostu szczególny okres, coś diametralnie odmiennego od całej reszty mojego życia... siłą rzeczy pozostały więc wspomnienia po tym okresie.
OdpowiedzUsuńAleż bardzo proszę, Dorciu ;)
Nie mam żalu o te dwa lata, Bella. Wszystkie przebyte w życiu zdarzenia czegoś nas uczą i w jakiś sposób hartują. Właśnie w ten sposób podchodzę po latach do pobytu w wojsku.
Zgadzam się z Tobą Red, wojsko to nie jest świat, stworzony dla małych dziewczynek, zdecydowanie bardziej godny polecenia jest np. świat stworzony w "Alicji w krainie czarów" ;)
Pozdrawiam Was serdecznie :)
Mój syn odsłużył wojsko jako... bażant (też coś z tego alfabetu znam, aha) ale i tak drżałam o niego przeokropnie. Wojsko jest chyba dla bezdusznych "twardzieli" i uczy, jak historia, że jeszcze nikogo niczego (dobrego) nie nauczyło. Nawet czytając Twojego posta dostawałam lekkiej... drżączki. Za to przy następnym obiecuje sobie prawdziwą ucztę dla uszu, muszę mieć tylko więcej czasu, bo dziś tylko przeleciałam w pośpiechu. Pozdrawiam. (Mijamy sie czasami u Czekolady, prawda?)
OdpowiedzUsuńWitaj Aniu :)
OdpowiedzUsuńTak, mijamy się czasem u CzG ;)
Nt. wojska napisałem wcześniej już jeden post /jest zalinkowany w tym tekście a konkretnie - były to moje wspomnienia z pobytu na poligonach/, tam była dopiero "szkoła przetrwania", koszary przy tym, to wersja "soft" ;)
W takim razie zapraszam Cię do lektury kolejnych postów i pozdrawiam :)