Urzędnik ominął studnię stojącą pośrodku podwórza i zaparkował przed starym piętrowym domem. Trzema kamiennymi schodami wszedł na ganek, stanął przed drzwiami frontowymi i nacisnął przycisk dzwonka. Za parę chwil w drzwiach pojawił się gospodarz. Był to stary, śniady mężczyzna o twarzy pokrytej siecią drobnych zmarszczek.
- Dzień dobry panie Tomczak! - urzędnik powiedział to nieco za głośno, bo nie był pewien, czy mężczyzna, który stał naprzeciwko niego dobrze słyszy.
- Dzień dobry. Nie musi pan tak krzyczeć, słuch, dzięki Bogu, mam jeszcze nienajgorszy. O co chodzi? - stary mężczyzna patrzył na obcego nieufnie, bez wyraźnej chęci zaproszenia gościa do środka.
- Jestem w związku z planowaną budową tutaj autostrady... przyjechałem z urzędu... czy otrzymał pan w ubiegłym tygodniu pismo z naszego urzędu z wyceną pańskiego gospodarstwa?
- Tak, otrzymałem... ale o co chodzi? Przecież tam jest napisane, co mam dalej robić, na wypadek jeśli bym się z tą wyceną nie zgadzał... i był podany termin wniesienia odwołania... wiem, że mam jeszcze czas, aby podjąć decyzję... więc o co chodzi?
- A bo widzi pan... nam chodzi o czas... terminy są bardzo napięte... więc jeśli pan się zgadza z naszą wyceną, to możemy przyspieszyć całą procedurę, po co mamy czekać... pieniądze otrzyma pan wtedy szybciej... - kusił urzędnik - więc jak będzie?
- Pyta mnie pan, czy zgadzam się z waszą wyceną... więc powiem panu... wyceniliście wszystko, co można było wycenić... każdy budynek, każde drzewo owocowe i każdą piędź mojej ziemi... w tej wycenie zastosowaliście obowiązujące stawki, więc jeśli miałoby chodzić tylko o to, to nie mogę powiedzieć, że łączna wycena jest zaniżona... bo, formalnie rzecz biorąc, wszystko jest w porządku... ale... - w tym momencie stary mężczyzna znacząco zawiesił głos.
- Ale co, panie Tomczak?
- Ale... nie obchodzi was, co zrobię i gdzie się podzieję, jak już opuszczę to moje gospodarstwo... wy macie to w nosie, bo was interesuje tylko to, abym jak najszybciej się stąd wyniósł, a wy wtedy będziecie mogli to wszystko zniszczyć i budować tutaj tę swoją cholerną autostradę... - ciągnął mężczyzna.
- Panie Tomczak... przecież pan doskonale wie, że za budową autostrady przemawia interes społeczny... zna pan realia i wie pan, że budowa autostrady w tym miejscu jest koniecznością - z przekonaniem stwierdził urzędnik.
- Tak... czytałem o tym w waszym piśmie... wolno potwierdził gospodarz - chociaż ja sam to już chyba nie będę po niej jeździł... zresztą, nieważne, nie o to chodzi... mus to mus... ale wróćmy jeszcze do kwestii wyceny... bo widzi pan, w tej waszej wycenie brakuje jeszcze jednej pozycji...
- Jakiej pozycji? - dopytywał się Urzędnik - czyżby nasi rzeczoznawcy coś przeoczyli?
- Owszem... w tym domu, gdzie teraz stoimy, w 1910 roku urodził się mój ojciec, a w 1935 roku - urodziłem się ja... a czy widzi pan ten stary klon? - Tomczak wskazał ręką na rozłożyste drzewo stojące obok zabudowań - wspinałem się na niego jak miałem pięć lat... no i spadłem... ale spadłem szczęśliwie, na trawę... - wolno opowiadał mężczyzna.
- Ale co to ma do rzeczy, panie Tomczak? - dopytywał się urzędnik - może pan mówić jaśniej?
- Jaśniej? A czy ja nie mówię dostatecznie jasno? - retorycznie zapytał Tomczak - szanowny panie, dobrze wyceniliście... ale wyceniliście tylko rzeczy... same rzeczy, rozumie pan?... A przecież to jest, krótko mówiąc, moja ojcowizna... znam tutaj każdą cegłę i każdą kępę trawy... tutaj się urodziłem, tu biegałem jak byłem mały i tutaj pracowałem przez całe moje życie... to gospodarstwo to jest cały mój świat, świat w który wrosłem i który jest dla mnie wszystkim... jeśli stąd odejdę, to tutaj, w tym gospodarstwie zostawię moją duszę... ciekaw jestem, ile dla pana jest warta pańska dusza? - Tomczak zawiesił głos przez chwilę, po czym dodał - wycena jest dobra, ale w tej wycenie nigdzie nie jest napisane, że to jest moja ojcowizna... jak pan myśli, ile to jest dla mnie warte? Ile jest warta moja ojcowizna?
Urzędnik wpatrywał się bez słowa w pomarszczoną twarz swojego rozmówcy i w jego głęboko osadzone, niebieskie oczy.
Nagle zdał sobie sprawę, że dla tego starego człowieka tacy ludzie jak on, próbujący wyrugować go z tego gospodarstwa, z jego małej ojczyzny, są niczym jeźdźcy apokalipsy, którzy głosząc "biada! biada! biada!" zwiastują nieuchronny kres jego świata.
Świata, który ten stary człowiek kochał, znał i rozumiał.
Świata, który był dla niego ostoją i bez którego nie wyobrażał sobie życia.
- Niech pan wraca tam, skąd pan przyjechał - Tomczak wpatrywał się w niego jak w natrętnego owada - bo i tak niczego więcej pan tu nie wskóra... będę tutaj, dopóki będę mógł... i daj Boże, abym zdążył tu umrzeć, zanim mnie stąd przegonicie... żegnam pana...
Urzędnik nadal milczał. Bez słowa ukłonił się swemu rozmówcy, zszedł ze schodów i wsiadł do auta. Zanim ruszył, spojrzał jeszcze raz na sad. Wszystkie drzewa ze swoimi nagimi konarami pozbawionymi liści wyglądały tak, jakby przeczuwały swój nieuchronny kres i niemo wołały o pomstę do nieba...
- Prędzej czy później, ale to się musi tak skończyć... - pomyślał.
Wyjeżdżając z podwórza zerknął jeszcze na krótko w lusterko wsteczne.
Gospodarz nadal stał w drzwiach swojego domu, ale nie patrzył za nim.
Zamyślony spoglądał na stary klon, z którego spadł gdy miał pięć lat.
a ja tak pomyślałam sobie czy autostrada może być czyjąś ojcowizną, czy można wycenić jej duszę bo na pewno są w niej czyjeś dusze, i życie, i ból...
OdpowiedzUsuńtak sobie myślę, że to jest ten ludzki los...jeden trafia na wojnę i przesiedlenia całych wiosek, inny trafia na kataklizm albo katastrofę a jeszcze inny żyje w szczęściu i miłości...jak można wycenić czyjeś życie?...da się podzielić majątek? wypłacić równowartość?
trzeba przyjąć swój ból....pozdrawiam serdecznie..paaa:)
są rzeczy ,których wycenic się nie da...są "drzewa",których przesadzac nie można.
OdpowiedzUsuńTak naprawdę dużo takich terenów przeznaczono na rozbiórkę,dla idei budowy nowych autostrad,za każdym takim domem,krył się człowek,dla którego ta ziemia nie była tylko powierzchnią mierzoną w hektarach, ...to była HISTORIA.Miłośc do ziemi po przodkach.
Zresztą ci ludzie często dla tych idei oddawac musieli domy za "marne grosze".
Pozdrawiam miło:)
Są rzeczy, które nie mają swojej ceny. Dusza, historia, ojcowizna, wspomnienia... Szkoda, że czasem ziemia i domy są wywłaszczane za marne grosze, a taki człowiek nie ma się gdzie podziać... A na dodatek zostawić musi całe swoje życie, wszystko co znał, co kochał...
OdpowiedzUsuńDroga musi być, ale czy takim kosztem? Niestety takie jest właśnie życie i człowiek nie wie, czy los go nie zechce pewnego dnia rzucić w inną stronę.
Eh...
Chyba tak jest... a ja się zastanawiam, czemu taka autostrada nie jest o pół kilometra w innym miejscu? Ratuje się drapieżne niebieskie, sześciopalczaste żaby, a ludzi bezceremonialnie się wyrzuca...
OdpowiedzUsuń--
króljacuś1
no i właśnie tak to jest... wielu utyskuje na brak autostrad, a nie bierze pod uwagę racji takich Tomczaków, których po drodze jest mnóstwo... a przecież oni mają swoje racje, tak samo dobre i słuszne, jak racje oczekujących na autostradę i trzeba te racje uszanować... bo chyba nie chcemy wywłaszczeń siłą, które w końcu mogą trafić kiedyś nas...
OdpowiedzUsuńnie wiem, jak to obecnie wygląda w praktyce w tym kraju... czy obecny szef reżimu Siuśk działa "na pograniczu prawa", jak to ma w zwyczaju, czy nie... z jednej strony chciałbym, by szybciej powstały autostrady, ale z drugiej nie chcę tych jego metod...
"Tu gdzie był ugór, gdzie wiatr chłostał, gdzie chłop za marny plon brał grosz, druga się rodzi w trudzie Polska, najpotężniejsza z wszystkich Polsk..." Pamiętasz tę piosenkę o hucie Katowice? Mojej babci nie zdążyli wysiedlić, bo ta najpotężniejsza runęła... Ale taka jest kolej rzeczy, muszą być odbierane ojcowizny, muszą być przesiedlani ludzie, bo gdy się tego nie robi, to nie ma postępu... A czy tenpostęp jest dobry czy zły, to już zupełnie inna bajka.... Pozdrawiam i szczerze sę przyznam, ze dzisiaj wyjątkowo nie rozumiem przesłania Twojego posta....
OdpowiedzUsuńps. Przepraszam za literówki
OdpowiedzUsuńNo cóż Makowa, wychodzi na to, że niektóre wyceny są bardzo trudne... czasem takie rzeczy próbuje się wycenić, ale są w tej materii tak duże rozbieżności, że zawsze któraś strona czuje się oszukana.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z wieczora :)
Owszem Crackie, niektórych rzeczy nie da się tak zwyczajnie przeliczyć na brzęczącą monetę. Wiele jest takich historii przy okazji budowy dróg i autostrad, jedną taką historię też po części poznałem, stąd to opowiadanie.
Pozdrawiam miło :)
Da się wycenić tylko same rzeczy CzG, ale nie sentyment dla ojcowizny, nie wspomnienia z całego życia i nie przywiązanie do tej ziemi, gdzie się żyło przez całe życie.
OdpowiedzUsuńNagle jakiś projektant wyznacza gdzieś trasę kierując się głównie topografią, a wszystko co jest po drodze równane jest z ziemią, czy się to komuś podoba, czy nie - ile to takich przypadków mamy naprawdę każdego roku?
Myślę, że całkiem sporo.
Pozdrawiam wieczornie :)
Królu, bierze się głównie pod uwagę uwarunkowania topograficzne, a jeśli coś wtedy przeszkadza, to się to wyburza i po kłopocie... gorzej rzecz się ma, jeśli po drodze są jakieś żaby czy ptaki, ale ludzie i ich dobytki nie stanowią zbyt dużego problemu...
Nie znam prawnych szczegółów w tej materii Ptr, ale zdaje się, że obowiązuje obecnie jakaś spec-ustawa i na tej podstawie płaci się rekompensatę i ludzie mają się wynieść ze swoich siedzib, czy im się to podoba, czy nie... a nie wszystkim się podoba, jak się pewnie domyślasz...
OdpowiedzUsuńTrutu, przesłanie tego posta da się wyrazić jednym zdaniem - nie wszystko da się przeliczyć na pieniądze, są takie rzeczy, których nie można wycenić. Nie da się wycenić, ile dla ludzi jest warta ich ojcowizna, czyli to, co dostają po swoich przodkach. Nie ma takiej pozycji w żadnym cenniku...
Pozdrawiam.
Widzisz Smurff, sęk w tym, że tzw. 'dobro publiczne' zazwyczaj odbywa się kosztem 'dobra prywatnego', ponieważ urzędnicy kierują się nieco innymi, ba! Zupełnie innymi priorytetami, wśród których nie ma miejsca na sentymenty... i choć zapewne wiedzą, iż - http://tiny.pl/hczt9 - to i tak mają to zwyczajnie w nosie... bo niestety, ale w tym przypadku, ich celem nadrzędnym jest tylko i wyłącznie wybudowanie autostrady.
OdpowiedzUsuńMyślisz, że w tej i podobnych sytuacjach - na przyszłość, możliwe jest znalezienie jakiegoś 'złotego środka'?
Post i Perfect nastoił mnie bardzo refleksyjnie - więc tak też Cię dziś pozdrawiam :)
Witaj Smurffie. ;)
OdpowiedzUsuńDawno mnie nie było, ale w ramach zadośćuczynienia dostajesz kwiatka i nominację! Szczegóły u mnie.
Miłego wieczoru.
Ten Twój komentarz Dejaniro także nastroił mnie do głębszych refleksji. Zamyśliłem się nad postrzeganiem dobra jednostki i dobra ogółu w zależności od kraju. Rosjanie zwykli mawiać "nas mnogo" i może dlatego liczy się dla nich przede wszystkim dobro ogółu, a nie dobro jednostki. Tak było podczas II Wojny Światowej /ponad 20 milionów poniesionych ofiar, o wiele więcej niż Niemców, którzy przecież oprócz frontu wschodniego równolegle walczyli także w Afryce, na zachodzie Europy i na Bałkanach/ i tak zostało do czasów obecnych - wskazuje na to np. przykład okrętu podwodnego "Kursk" /zginęła cała załoga - 118 osób/, odbijaniu teatru na Dubrowce /w efekcie 129 zakładników poniosło śmierć/, czy też szkoły w Biesłanie /340 ofiar/. Podobnie jest też w Chinach i Korei. Chociaż wolne media tam nie docierają, to i tak wiadomo, że życie jednostki tam się nie liczy, bo liczy się głównie dobro ogółu.
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony mamy demokracje zachodnie, z poszanowaniem prywatnej własności i ludzkiego życia. W tych krajach patrzy się na dobro jednostki niemal tak samo jak na dobro ogółu. Już w 1939 roku mamy podobny przypadek, jaki 60 lat później stał się udziałem "Kurska" - chodzi mi o amerykański okręt podwodny "Squalus" - z tą różnicą, że Amerykanom udało się wówczas uratować wszystkich /33/ marynarzy, którym udało się przeżyć pierwotne zalanie okrętu wodą. A więc jednak można - jeśli się chce. Podobnie było niedawno z ratowaniem zasypanych górników w Peru.
Niestety, w Polsce jak do tej pory nie widzę poszanowania dobra jednostki. Tak jak piszesz - urzędnik zamyka oczy i klepie utartą formułkę o dobrze wspólnym mając gdzieś dobro poszkodowanej jednostki. Dominuje instrumentalne traktowanie prawa, bez oglądania się na tych ludzi, których to prawo najbardziej dotyka. Czyli wciąż pokutuje model sowiecki, bez oglądania się na dobro jednostki. Dostrzegam jednak stopniową poprawę w tej dziedzinie, coraz większą uwagę przykłada się u nas do dobra jednostki.
I myślę, że najwyższy czas po temu.
Pytasz mnie, czy w podobnych sytuacjach możliwe jest znalezienie złotego środka - myślę, że jest to możliwe, ale istniejące prawo musi uwzględniać także dobro jednostki, a nie kierować się wyłącznie dobrem ogółu. W sytuacjach konfliktowych często udaje się znaleźć kompromis, który będzie szanował zarówno interes ogółu jak i interes jednostki, problem w tym, że prawo musi dopuszczać takie rozwiązania, bo nawet dobra wola urzędników nie wystarczy jeśli poprzez mało elastyczne prawo mają oni związane ręce.
Mam nadzieję, że mi wybaczysz ten elaboracik, ale sama mnie do tego zainspirowałaś ;)
Pozdrawiam sobotnim wieczorem :)
Witaj She :)
Faktycznie, dawno Cię tutaj nie było, mam nadzieję, że odrobiłaś wszystkie zaległości ;)
Dziękuję za kwiatka i zaraz lecę poczytać Twoje nominacje ;)
Miłego wieczoru :)
Napiszę tu Smurffie coś odmiennego.Bo pisze się tu w sumie dużo racji jeśli chodzi o urzędników,ale...ludzie tez są czasem gorsi niz urzędnicy.
OdpowiedzUsuńMam tego dowody dośc często,bo dośc często słucham ludzi,z którymi mam kontakt w pracy.Otóż,szczególnie na wsiach,gdzie np.konieczna jest budowa wodociągu gminnego,jeden gospodarz potrafi zatamowac cały plan,bo kawałek rury nie da pod swoją działką zainstalowac.I cała wieś nie może miec wody uzdatnianej.Ta zaciętośc ludzi na wsiach mnie przeraża...o kawałek miedzy potrafią się kłócic z całą rodziną...Z jednej strony szacunek do ziemi,a z drugiej takie zacofanie.Woli gnojówke pic,bo teren zanieczyszczony bakteriologicznie,ale wodociągu z bezpieczną wodą ...boi się.Bo jego dziadek i ojciec pili..to on tez taką "gnojówke" pije i nic mu się nie dzieje...:P)))ech...
Ja na to nieraz patrzę różnie...Nie zawsze urzednicy są winni.Chłop też jest czasem niereformowalny...niestety.
Tu są dwie strony medalu.
Na pewno sprawiedliwie by było,gdyby państwo uczciwie tym ludziom płaciło a nie oszukiwało.
To nie podlega dyskusji.
Autostrady,obwodnice,estakady, muszą powstawac,to tez nie podlega dyskusji...
Pozdrawiam miło.:)
Zgadzam się z Tobą Crackie, że czasem taka chłopska zawziętość wynika bardziej z zaślepienia aniżeli z rozsądku. Tym bardziej w takiej sprawie, o jakiej piszesz. Tutaj rzecz nie podlega dyskusji - wodociąg musi być gdzieś pociągnięty, a temu rolnikowi na jego uprawy to przecież nie zaszkodzi. Jakość wody też jest nieporównywalnie lepsza, o tym mnie nie musisz przekonywać, wiem jaka jest poprawa jakościowa wody po jej uzdatnieniu :)
OdpowiedzUsuńMnie w tym poście chodziło jednak o coś innego - wcale nie kwestionuję potrzeby budowy autostrad, ale uważam, że powinno się to odbywać z poszanowaniem indywidualnego dobra jednostki, tymczasem w naszym kraju uzasadnienie "nadrzędnym dobrem ogółu" jest traktowane niczym wyświechtany frazes, który powtarza się jak mantrę przy byle okazji. To czyni z naszego kraju model "państwa typu sowieckiego" o czym dziś pisałem w odpowiedzi na komentarz Dejaniry.
Miłego wieczoru :)
Tak Smurffie,masz rację,polityka państwa jest taka,że za nic maja dobro jednostki...ja chciałam tylko nadmienic w moim komentarzu,że ta jednostka czasem tez się z ogółem nie zgadza...:P)))
OdpowiedzUsuńJedno jest tez pewne,za swoje grunty dostają marne grosze,a państwo ma z tego olbrzymie korzyści...
Musi byc jakieś wyjście,bo sam dobrze wiesz,co znaczą autostrady,nowe obwodnice...ludzie muszą się szybciej przemieszczac...
Trudny temat,bo niestety,nasze przepisy czasem są sztywne...
Pozdrawiam miło:)
Crackie, w postępowaniu z urzędnikami z tej drugiej strony /petenta/ także dość różnie to wygląda, nie zawsze tylko i wyłącznie petenci "stają w poprzek". Czasem bywa właśnie tak jak to opisała Czekolada z Gruszkami w swoim ostatnim poście i myślę, że Ty też niejeden raz miałaś już podobne doświadczenia jako petent, a nie urzędnik...
OdpowiedzUsuńhttp://tiny.pl/hczzn
Na pewno w tym konflikcie pomiędzy dobrem jednostki a dobrem ogółu należy mieć na uwadze obie strony i starać się dążyć do kompromisu.
Tymczasem u nas stosuje się w takich wypadkach prawo kaduka, które mówi, że dobro ogółu jest ważniejsze i jednostka musi się w pełni podporządkować, a swoje pretensje może zgłaszać co najwyżej do Pana Boga ;)
Ukłony ślę :)
Czytałam post CzzG i owszem,ja sama miałam takie kiedyś przejścia...urzędniczki sa różniste...tak jak różni sa petenci.Nie uwierzysz,jak niektórzy przychodzą od razu ze złym nastawieniem,ja tez dużo widzę od tej drugiej strony,ludzie często swoje frustracje na urzędniku odbijają...tez tak bywa.Zresztą ja się im nieraz nie dziwię,bo żeby nieraz jedną decyzje załatwic,nabiegają się po wielu urzędach...
OdpowiedzUsuńNiemniej jednak,faktycznie te autostrady buduje się często kosztem ludzi związanych ze swoją ziemią.tam,gdzie można np.gdzie indziej budowac.
Nie ma złotego środka chyba...bo postęp idzie "po trupach"....
Pozdrawiam nocą:)
To nie jest proste. W takich sytuacjach pieniądze nie mają większego znaczenia , bo ceną jest wspomnienie i rozwalajacy się płot, który przypomina ojcowską dłoń i miskę matczynej zupy. Choćby najtańszej, ale sercem okraszonej....
OdpowiedzUsuńok. to wiem, ale czy według Ciebie należy budować autostrady i wysiedlać ludzi, czy widzisz jakieś inne rozwiązanie? Akurat u nas mamy teraz w mieście taki sam problem, chcą zbudować obwodnicę, ale gro ludzi nie chce się zgodzić na wysiedlenie. Czyli co, mamy się dobrowolnie pozbawić postępu? Bo głupio byłoby zbudować obwodnicę bez dojazdu do dzielnic... Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńEmocji i wspomnień nie da się wycenić, choć...wszyscy jesteśmy hipokrytami...:)
OdpowiedzUsuńdr_brunet
Myślę Crackie, że zarówno urzędnicy jak i petenci powinni przejawiać do siebie wzajemny szacunek. Nie powinni nawzajem wyładowywać na sobie swoich frustracji i złego humoru. Urzędnicy są dla petentów i vice versa - jeśli się przyjmie tę prawdę, wtedy łatwiej o wzajemne zrozumienie i porozumienie. Dotyczy to obu stron, bo faktycznie różnie z tym bywa i to po obu stronach.
OdpowiedzUsuńW trakcie budowy autostrad na pewno bywają sytuacje sporne, gdzie trudno jest wypracować kompromis, który by satysfakcjonował obie strony. Ale uważam, że powinno się takiego kompromisu szukać, a nie "iść po trupach" z ewidentną krzywdą dla jednej ze stron takiego sporu.
To prawda Andante, w takich przypadkach te rzeczy są, jak piszesz, "sercem okraszone", a pieniądze mają wówczas mniejszą wartość albo w ogóle przestają mieć znaczenie. W zasadzie właśnie to chciałem uwypuklić w tym opowiadaniu. Niekiedy bardziej od pieniędzy liczą się inne rzeczy, których nie da się przeliczyć na brzęczącą monetę.
Pozdrawiam.
Na pewno nie jestem przeciwko autostradom i postępowi, Trutu.
OdpowiedzUsuńAle to nie znaczy, że jeśli ktoś odpowiednio wcześniej nie wytyczył planowanej trasy pod autostradę /co powinno się zrobić już dawno temu/ i teraz na nowo wytyczonej trasie autostrady stoi osiedle mieszkaniowe, to teraz zwyczajnie wysyła się pisma do wszystkich mieszkańców tego osiedla z informacją "macie stąd szybko wypieprzać - bo będziemy budowali tutaj autostradę". Tak to się obecnie odbywa, a nie tędy droga. Co ludzie są winni temu, że ktoś wyznaczył ich teren pod budowę autostrady? I dlaczego mają z tego powodu się wynosić? Zauważyłaś w jaki sposób przebiegają autostrady na Zachodzie? Często tuż przy całych osiedlach mieszkaniowych - ale trasy nie są ulokowane bezpośrednio na powierzchni ziemi. Przebiegają na estakadach i są zasłonięte ekranami dźwiękochłonnymi, aby hałas nie był dokuczliwy. A poniżej odbywa się zwykłe życie mieszkańców, bez żadnych zakłóceń... a więc można także w ten sposób, bez alternatywy - autostrada lub osiedle mieszkaniowe.
Da się to pogodzić, tylko trzeba tego chcieć...
Pozdrawiam.
Cóż, wyjątkowo masz rację Brunet i to zarówno w jednym jak i w drugim przypadku ;)